Ni w tak różowych barwach wschodzi zorze, Gdy brzask przepędzi z nieba ćmy złowieszcze — Ni też, ulewne zwyciężywszy deszcze, Mieni się tęcza w barwy równie hoże —
Jak się w tej, pomnę, przemieniła porze, Właśnie gdy myśl mą jej kochaniem pieszczę, Ta, której licom (skromnie mówię jeszcze) Z rzeczy śmiertelnych zrównać nic nie może!
W oczach jej niebo błysło mi z tak bliska, Że wszelkie inne ziemskie mi zjawiska Zdały się odtąd ciemne niesłychanie
Sennuccio! W nich mi z łuku prosto w serce Dwie strzały zbiegły, — a ja w te morderce Po śmierci jeszcze patrzeć byłbym w stanie! —