Przejdź do zawartości

Pieśni Ossjana (tłum. Krasicki, 1830)/Duma V

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł Pieśni Ossjana
Pochodzenie Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


DUMA V.
Kukulin i Konnal zostają na pagórku. Fingal walczy ze Swaranem. Opis ich bitwy. Swaran zwyciężony i oddany pod straż Ossjana i Gaula. Fingal z Oskarem i innemi swemi dziećmi, ściga nieprzyjaciela. Ustęp o Orle, jednym z dowódców Loklińskich, śmiertelnie ranionym w boju. Fingal, żałując śmierci tego bohatyra, każe się mieć do odwrotu Kaledończykom, a przywołując swoje dzieci, dowiaduje się, że Ryno najmłodszy, został zabity. Opłakuje śmierć jego. Słucha historyi o Lamdargu i Gelkossie, i wraca na miejsce, w którem zostawił Swarana. Karyl wysłany od Kukulina, dla powinszowania Fingalowi zwycięztwa, spotyka Ossjana. Rozmowa między temi dwoma Bardami, kończy rzecz dnia czwartego.

«O synu Semy, rzekł Konnal wodzowi,
Pocóż się twemu poddajesz smutkowi?
Mocni są w boju przyjaciele nasi,
Trwa sława która dzieła twoje krasi:
Pomnij, z jakiem cię Bragella weselem
Witała wtenczas, gdy z nieprzyjacielem
Mężnieś się sprawił, a twoje pochwały
Wdzięcznemi głosy Bardy opiewały.
Patrz, jak się zbliża Fingal ku pomocy,
Pożar, grom, powódź znaki jego mocy.
Szczęśliwy naród, co go ma za pana!
Fingalu! w tobie razem jest zebrana

I dzielność bitwy, i słodycz pokoju.
Rycerze mężni słuchają cię w boju,
Strachem przeraża miecz twój zapalczywy:
Fingalu mężny! twój naród szczęśliwy;
Przeciwko niemu kto się iść ośmiela?
Swaran, ten tylko jeden z pośród wiela,
Fingala godzien. Patrz, już bitwę wszczęli:
Tak morze szumem pienistym się bieli,
Gdy walczą z sobą duchy, co nim władną:
Majtki w ucieczce bezpieczeństwo kładną,
Drżą gór mieszkańcy napół obumarli.»
Już srogą bitwę wodze z sobą zwarli.
Bitwo! pamiętne straszne twoje ciosy!
Groźne spójrzenia, okropne odgłosy!
Chrzęst zbroj, szczęk mieczów słychać wieloraki,
Skruszyli tarcze, skruszyli szyszaki.
Rzucili bronie, w zapasy się rwali;
A gdy się ściśle za barki imali,
Krwią zaszły członki gwałtem wysilone,
Chwieją się wzajem, miotają się w stronę;
Nakoniec, gdy się najsrożej rozżarli,
Gdy się ostatniem wysileniem wsparli;
Wstrzęsła się góra, doliny zadrżały.
Zachwiał się, osłabł, padł Swaran zuchwały.
Tak dwa wierzchołki, gdy woda podrywa,
Chylą się wzajem, a co je okrywa,
Drzewo się łączy, wzniesione w powietrze,
Nim je upadek pokruszy i zetrze,
«Dzieci Morwenu! miejcie teraz w straży,
Rzekł Fingal, tego co za tysiąc waży:
Tysiąc mocarzom Swaran w boju zdoła.
Czas, niechaj pora nastąpi wesoła;
Gaulu odważny! i ty Ossjanie!
Miejcie o królu Loklinu staranie,
Cieszcie go: a wy Fillanie i Ryno,
Gromcie Loklińców, niech hardzie nie płyną,
Niech nie postaną więcej na tym brzegu.
Skoczyli, jako piorun w groźnym biegu.
Fingal natychmiast kroki poważnemi,
Jak dżdżysta chmura szedł zwolna za niemi.
Postrzegł, jak wsparty o nadbrzeżne skały,
Stał na ustroniu rycerz okazały:
«Ktoś jest młodzieńcze? rzekł Fingal, czy z nami?
Czyś nieprzyjaciel? — Jestem z Loklińcami;
Broń moja zawdy w utarczkach pomocna,
Orla się zowię: ręka moja mocna.
— Poddać się, lub bić, rzekł wódz, w woli twojej;
Nieprzyjaciela Fingal się nie boi,
Przyjaciół kocha, pójdź na ucztę z nami,
— Nie: słabych bronię wszystkiemi siłami;
Równego szukam, niech się Fingal podda,
— A komuż z ludzi miecz swój Fingal odda?
Wybierz, którego chcesz z moich mocarzów.
— Takich, jak Fingal szukam adwersarzów.
Jeśli od ciebie będę zwyciężony,
W wyższej od innych mogile złożony
Być powinienem: miecz odeszlij żonie,
Ten ona, syna piastując na łonie,
Żeby się w wielkie mógł dzieła zdobywać,
Nie raz mu z płaczem będzie pokazywać.
— Młodzianie, pocóż żale wznawiasz we mnie?
Umrzemy, a broń nasza nadaremnie
W przysionkach dzieci będzie zawieszona;
Zaczynaj, miecz twój będzie miała żona.»
Szli zatem Fingal z rycerzem na boje:
Przeciął do razu Fingal tarcz na dwoje,
Prysła w kawałki: tych blask tak przyświéca,
Jak drżące w wodzie promienie xiężyca.
«Dobij Morwenu królu; zwyciężony
Rzekł rycerz, w bitwie już byłem raniony,
Tu mnie samego ci, co niegdyś strzegli,
I przyjaciele i swoi odbiegli:
Umyślnie na tem miejscu cię czekałem,
Z twojej walecznej ręki umrzeć chciałem,
Los mój nieszczęsny, dziś osierocona
Będzie nad brzegiem Lody płakać żona.
— Nie czyń mię sprawcą fatalnej przygody,
Rzekł Fingal, pragnę, byś nad brzegi Lody
Witał się z żoną w domowej zaciszy.
Twój ojciec stary, niech syna usłyszy;
A jeśli widzieć lata mu nie dają,
Drżące cię ręce jego niech szukają.
— «Nie znajdą; w piersiach utkwił grot śmiertelny,
Patrz, — wyrwał z rany, i padł rycerz dzielny.
Zapłakał Fingal, zwołał dzieci swoje,
Sypcie mogiłę, zawieszajcie zbroje,
Od brzegów krętej oddalony Lody,
Niech tu spoczywa wiecznie rycerz młody:
Przyjdzie czas, kiedy pozostałe wnuki,
Darmo się silić będą z jego łuki,
A czując zawód ręce niedołężnéj,
Nie taki bywał, rzekną, Orla mężny.
Niech się odezwą trąby; do Swarana
Idźmy; a niechaj uczta pożądana
Osłodzi boje. Oskarze! Fillanie!
Ryno! — gdzie Ryno? ten, co na wołanie
Najpierwszy z młodzi zawdy się odzywał?
— Z duchami przodków będzie odpoczywał,
Rzekł Ulin stary: padł na polach Leny.
«Nie masz cię synu! krzyknął król Morweny,
Synu moj wdzięczny latorośli młoda!
Gdzież twoja raźność? gdzie twoja uroda?
Okryłeś ojca starego żałobą:
Tylkoś mi zeszedł! pójdę ja za tobą,
Znajdę cię, w wiecznej gdy spocznę zaciszy,
Już mego głosu żaden nie usłyszy,
Nie ujrzy śladów. Ujął cię sen twardy,
Jeszcze twych pochwał nie śpiewały Bardy.
Ulinie śpiewaj żale i pochwały,
Ogłoś, jak z wiekiem mocarz doskonały
Stałby się z niego, gdyby śmierć zazdrośnie
Nie ścięła mojej latorośli w wiośnie;
Spoczywaj wiecznie, ò moj synu miły!
Już moje oczy nie będą patrzyły
Na twoje dzieła, dzieła pełne cnoty.
Tyś pierwszy w boju dodawał ochoty,
Tyś się przy ojcu najodważniej stawiał,
Synu mój! już cię nie będę zaprawiał.
Już cię nie ujrzę,» — Łzy mówić nie dały,
Płakali bracia, płakał go lud cały,
Wzniósł oczy Fingal, płacząc dziecie miłe.
Postrzegł na boku wyniosłą mogiłę,
Mocarz tu pewnie, rzekł, jakiś przebywa,
Niech mój kochany Ryno z nim spoczywa.
Ulinie! ogłoś tej raźnej młodzieży,
Kto był, co w dawnej tej mogile leży?
«Są to najpierwsi z rycerzów walecznych,
Lamdarg z Ulinem w snach spoczęli wiecznych,

A niegdyś stawni w dziełach i ozdobie.
Śpią teraz w grobie.
Cóżto za piękność w obłoku przyśpiesza?
Wdziękiem posępność łagodzi, rozśmiesza?
Córko Tetala! co się w serce wkradłaś.
Dla czego zbladłaś?
Gelkossa wdzięczna gdzie teraz przebywa,
Czyli z rycerzem tu razem spoczywa?
Tyś ich zwaśniła, każdy był życzliwy,
Jeden szczęśliwy:
Lamdarg, ten tylko zyskał serce twoje,
Z srogim Ulfadą odprawiwszy boje,
Przyszedł do Selmy, gdzie cię był zostawił,
Nim się wyprawił.
Płakałaś wtenczas, gdy na bitwę godził,
I Lamdarg prawie od siebie odchodził:
Wrócił twój Lamdarg, uderzył w tarcz brzęczną,
Wołał na wdzięczną:
Ozwij się piękna! posępne milczenie:
Ozwij się piękna! próżne powtórzenie.
Ucichły Bardy; nawet wierny Brano,
Milczy za ścianą.
Ten, który, kiedym Gelkossę nawiedzał,
Przybycie moje szczekaniem uprzedzał,
Brano mój milczy. Gelkossa gdzieś była?
Ozwij się miła!
Zapewne, Ferkos rzekł, z towarzyszami
Bawi się w puszczach Gelkossa łowami:
— Nie słychać głosu polującej tłuszczy,
Po całej puszczy, —
Poszli do wróżka, co w pieczarze siedział,
Wróżku! powiedz nam, czy nie będziesz wiedział,
Gdzie jest Gelkossa z Kromli, jak w obłoku
W pociesznym kroku? —
Do gmachów Selmy, gdy Ulin przy bywał,
Na srogą bitwę Lamdarga wyzywał,
Ustąp Gelkossy ty, coś mi nie zdołał,
Trzykroć zawołał.
Nie masz Lamdarga, Gelkossa mu rzekła,
Ani go straszy zapalczywość wściekła:
Szedł na Ulfada, co go w bitwy woła,
I tobie zdoła.
Rozjadły Lamdarg na takowe wieści,
Poszedł na zwiady, gdzie się Ulin mieści:
Aby go słyszał, otrąbił się w lesie,
Echo głos niesie.
Usłyszał Ulin, i już się raduje,
Że mu ta bitwa zwycięztwo gotuje;
Śpieszy na odgłos, zżyma się i sroży,
Piękna się trwoży.
Trwoży się piękna o swego Lamdarga,
Że się na jego życie Ulin targa,
Nędzna! może go więcej nie zobaczę;
Jęczy i płacze.
Bieży: już w bitwie rycerzów zastała.
Czyjażby mowa to opowiedziała,
Co się tam działo? padł na wierzchu skały,
Ulin zuchwały.
Powraca Lamdarg skrwawiony i zbladły,
Wraca do swojej, siły go odpadły.
Nieprzyjaciela twojegom pokonał,
Rzekł; padł i skonał.
Jęczała nędzna nad kochankiem wiernym,
Jęczała nędzna; a w żalu niezmiernym,
Tegoż, co Lamdarg dnia, i jego miła
Życie skończyła.
Rzekł Fingal. «Niechaj odpoczywa z niemi
Mój syn kochany, a z rycerzmi swemi
Nieście i Orli na to miejsce zwłoki,
Niech i on spocznie nad temi potoki.
Niechaj wraz z niemi spocznie rycerz młody.
Płaczcie Morwenu dziewice i Lody!
Obadwa, jako młode latorośli,
Jak młode dąbki, w cieniu dawnych rośli,
Obadwa padli. Patrz Oskarze miły,
Jaką ich chwałą dzieła nabawiły;
Bądź tak, jak oni, ale wiekuj dłużéj.
Piękna rzecz sława, kto na nię zasłuży.
Straszna ich postać, kiedy byli w boju,
Ale mój Ryno wdzięczny był w pokoju:
Tak był przyjemny, jak po grzmocie tęcza,
Ozdobnym pasmem gdy niebo uwieńcza.
Śpi już na wieki mój kochany Ryno,
I nasze chwile pomału upłyną:
Później, czy prędzej, i trwożny i śmiały,
Pójdą tam kędy pokój wiecznotrwały.»
Takeś narzekał nad synem, Fingalu.
Któż pojmie czułość Ossjana żalu,
Gdy ciebie stracił? Nie masz cię mój ojcze!
Gdzie twe oręże, gdzie groty zabójcze?
Gdzie ów głos wdzięczny, donośny ogromny?
Zniknęło wszystko; zgrzybiały, ułomny,
Tułam się nędzny pomiędzy zacisze.
Zda mi się czasem, że twój odgłos słyszę,
Szelest to wiatru; do mogiły wracam,
A gdy nie widzę, drżącą ręką macam:
Ze mchu i zielska twój grobowiec czyszczę,
Smutno potoki mruczą, i wiatr świszcze.
Siadł z Ossjanem Gaul wedle Swarana,
Tam kędy uczta była zgotowana;
Ująłem arfę, chcąc cieszyć mężnego,
Alem pocieszyć nie mógł strapionego.
Czylim zaśpiewał, czym na arfie brzęknął,
Swaran strapiony westchnął, albo jęknął.
Na gorę Kromli gdy rzuciłem okiem,
Postrzegłem, jako szedł leniwym krokiem
Smutny Kukulin: zwycięztwo Fingala
Wiedział ów mocarz i kto go ocala:
Lubo go cieszy państwa wybawienie,
Z przegranej swojej bolał nieskończenie.
Szedł za nim Konnal, jak dwie groźne chmury,
Zeszli ku dołu, spuszczali się z góry,
Weszli w pieczarę, którą kryją drzewa,
A kręty potok nakoło oblewa.
Liście szeleszczą, wiatr kiedy zahuczy,
Strumyk spadając, na kamyczkach mruczy:
Tam siadł syn Semy z przyjacielem wiernym,
A żalem srodze przejęty niezmiernym,
Płakał na sławę swoję utraconą.
«Gdzieżeś Bragello? gdzieżeś miła żono?
Gdybyś go w takim stanie oglądała,
Twoją rozpaczą mękibyś przydała
Mężowi twemu! — Któżto idzie do mnie?
Witaj, Karylu, sławny wiekopomnie,
Twój głos tak wdzięczny, jako arfy brzmienie,
Albo jak rosa, gdy pierwsze promienie
Wypuszcza słońce w poranek pogodny.
Gdzie jest Kukulin? powiedz Bardzie godny.

«Tyś pierwszy z Bardów, zacny Ossjanie,
Rzeki Karyl, nie raz na twoje żądanie
Braliśmy arfę, a miłym wyrazem
O Ewralinie śpiewaliśmy razem.
Nie raz i sama nam dopomagała.
Pamiętam, kiedy Kormaka śpiewała,
Płakała wtenczas rycerza młodego.
I chociaż serca nie miała do niego,
Ubolewała jednak nad przygodą.
O! córko Brama, przecudna urodą,
Kogożby takie łzy nie poruszyły?
Płakał wraz z tobą twój Ossjan miły.
«Przestań, Karylu, nie rozrzewniaj duszy.
Kogoż jej pamięć słodka nie poruszy?
Nie masz cię wdzięczna, znikłaś żono miła,
Smutna cię teraz okrywa mogiła!
Przystępuj ku nam, Bardzie znamienity,
A bądź na chętne żądania użyty,
Wznieś głos twój wdzięczny, głos, co uszy pieści,
Jak wietrzyk ranny, gdy w liściach szeleści.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.