Pieśń o Nibelungach (tłum. German, 1895)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor anonimowy
Tytuł Pieśń o Nibelungach
Pochodzenie Obraz literatury powszechnej
Redaktor Piotr Chmielowski,
Edward Grabowski
Wydawca Teodor Paprocki i S-ka
Data wyd. 1895
Druk Drukarnia Związkowa w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Ludomił German
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii

I. Pieśń o Nibelungach.
Zygfryd, syn potężnego króla nad Renem, pociągnięty wieścią o niezrównanej piękności Krymhildy, księżniczki burgundzkiej, zostającej pod opieką trzech braci Guntera, Gemota i Giselhera, chcąc się przekonać osobiście o prawdzie wieści, jedzie do Burgundyi na czele świetnego orszaku i po wielu dniach drogi, przybywszy na granicę wyzywa wedle obyczaju Skandynawów samego króla na pojedynek. Wyzwania król nie uwzględnia; młody rycerz wjeżdża do miasta, gdzie go przyjmują z wielkiemi oznakami czci wasale i damy, wśród których napróżno wypatruje Krymhildy. Księżniczka wszelako, ukryta w pałacu, dostrzegła przez kratę wspaniałe czoło, szlachetną postawę i rycerską piękność Zygfryda; miłość już panuje w jej sercu, chociaż się ona tego nie domyśla, mniemając, że oddaje tylko hołd przynależny zasłudze. Zygfryd ma niebawem sposobność okazania swej dzielności gościnnemu monarsze, któremu królowie Saksonii i Danii zagrozili wojną. Młodzian bierze udział w walce i w samym jej początku zabiera dwu królów do niewoli. Wdzięczny Gunter pozwala mu za powrotem widzieć piękną księżniczkę, ku której serce jego już biło od dawna.

Weszła wreszcie królewna, jak poranna zorza
Śród ciemnych chmur wykwita: więc wesołość hoża

Zabłysła w sercu tego, co jej zdawna stały,
Kiedy się jego oczy z jej wzrokiem spotkały.

Bije blask od klejnotów, co jej zdobią szaty,
Lecz jaśniejszym lśnią blaskiem rumieńca szkarłaty.
Takiej krasy, tych wdzięków na niewieściej twarzy
Nie zobaczy na jawie, we śnie nie wymarzy.

Jako nad inne gwiazdy świeci blask miesiąca,
Co promieniem srebrzystym ciemnię chmur roztrąca,
Tak ona po nad wszystkie lśni w urody wiośnie:
Młodzi patrzą z podziwem, a serce w nich rośnie.

I mimo podkomorzych, co szli ławą zwartą,
Ten i ów się wysuwa, chęcią nieprzepartą
Pędzony, by ją ujrzeć, napatrzeć się z blizka.
Zygfryd i rad był i znów serce żal mu ściska.

Pomyślał: „Czy być może, by węzeł dozgonny
„Mnie te wdzięki przeznaczył? Szał to chyba płonny!
„Ale zrzec się? Nie! Raczej rozbrat z życiem całem!“
To bladł, to znów pokraśniał pod myśli nawałem.

A tak pięknym był dzielny Zygmuntowic ninie,
Jakby go świadom sztuki mistrz na pergaminie
Wymalował, bo szczęściem i trwogą miotana
Cudownym wdziękiem postać zakwitła młodziana.

Lecz już torują drogę dla niewieściej rzeszy.
Cofa się tłum i na bok ustąpić się śpieszy,
Rozradowawszy serce, nasyciwszy oczy.
A grono niewiast skromnie śród rycerzy kroczy.

Gernot zcicha do króla przemówi w te słowa:
„Jest jeden, miły bracie, co wam w sercu chowa
„Miłość i drużbę wierną, toć i nam wypada
„Odwdzięczyć mu się za to, - nie zgorsza to rada.

„Nie zaszkodzi, gdy siostrze Zygfryd się pokłoni,
„A ona go powita. Niech przystąpi do niéj,
„Za usługi niech słowo usłyszy łaskawsze
„Z ust dzieweczki, a ręczę, już on nasz na zawsze!“

Król nie wzbronił, więc kilku podeszło z drużyny
Do Zygfryda, radosne niosąc mu nowiny:
„Za wolą króla cześć was czeka znakomita!
„Przystąpcie, bo królewna głośno was powita“.

Zadrżało młode serce, znikła z czoła bladość,
Owładła duszą czysta, niezmącona radość:
Co w marzeniu tajemnem kryje się i chowa,
Mają ziścić kochanki powitalne słowa.


Zbliżył się hardy młodzian, a jej płoną lica
Rumianą zorzą; wdzięcznie przemówi dziewica:
„Cześć wam, mężny Zygfrydzie! Witajcie nam panie!“
Głośno mu serce biło na to powitanie,

I skłonił przed dziewicą głowę na podziękę.
Stała nadobna para długo ręka w rękę,
Oko w oko spojrzało spojrzeniem głębokiem,
Lecz skrycie, by przed cudzym nie zdradzić się wzrokiem.

Gdy gorętszym uściskiem tkliwego przymierza
Zwarła się rączka biała z prawicą rycerza.
Nie wiem, lecz rozważywszy rzecz, wyznaję szczerze,
By tak nie było, — tego chyba nie uwierzę.

Ni jasny dzionek letni, ni ranek wiosenny
Serca nie oczarują tak, jako płomienny
Żar miłosny, ni wzbudzą taką rozkosz w łonie,
Jak uścisk, co kochanków wiąże z sobą dłonie.

A tam sobie niejeden pomyślał: „Szczęśliwy!
„Żeby tak uścisk jeden jej dłoni życzliwy!
„Jedna chwila pieszczoty przy takiej kobiécie,
„A radbym duszę dla niej poświęcił i życie!

Zapatrzyli się wszyscy na dorodną parę,
Co jaśniała radością i szczęściem nad miarę;
A kiedy pocałunek — (obyczaj pozwalał) —
Złączył ich usta, Zygfryd ledwie nie oszalał.

Król duński stał opodal i sąd wydał taki:
„Ten całus niejednemu da się wnet we znaki,
„Niejeden za to padnie trupem z jego dłoni.
„Niech tam Bóg mojej ziemi przed Zygfrydem broni!“

Spełnić się miały te przeczucia królu duńskiego. Gunter pałał namiętną miłością do Brunhildy, królowej islandzkiej, wojowniczej walkiryi, słynnej z mocy nadprzyrodzonej. Ażeby ją pozyskać, wzywa pomocy Zygfryda, obiecując mu rękę siostry. Zajeżdżają do tajemniczej krainy, najeżonej zamkami, nad któremi trzymają straż mnogie zastępy. Wszystkie posłuszne są Brunhildzie; ona zaś uzna za małżonka i pana tylko tego, kto ją pokona na turnieju; przegrywający śmierć ponosi. Tłumy rycerzy uległy w onej walce; Gunter wszakże próbuje szczęścia; już go groźna przeciwniczka miała powalić na ziemię, gdy Zygfryd niewidzialny pod zaczarowanym hełmem, który zdobył niegdyś w Norwegii wraz z bogatym skarbem Nibelungów, zrzuca z konia Brunhildę i zmusza ją, by się za zwyciężoną uznała. Królowa przyjmuje za małżonka Guntera, swego mniemanego zwycięzcę. Świetny orszak, a wraz z nim rycerze prowadzeni przez Zygfryda z Norwegii, z państw Alberyka, który jest jego lennikiem, ciągną ku miastu Worms, gdzie się mają odbyć podwójne gody weselne. Zygfryd zostaje tedy małżonkiem Krymhildy, ale Gunter wystawiony jest na smutne próby, a potajemne pośrednictwo Zygfryda koniecznem jest, aby odebrać Brunhildzie zaczarowaną przepaskę, która czyni ją niezwalczoną. Ona mniema jednak, że ulega woli Guntera. Zygfryd, otoczony czcią i zaszczytami, odjeżdża wraz z młodą małżonką do Santen, gdzie staje się przedmiotem miłości i poszanowania ludu, powierzonego mu przez ojca. Zygmunta. Przez lat 10 panuje spokojnie nad dziedzicznemi i podbitemi państwy. Przybywa mu syn, tak samo jak Gunterowi, a coraz żywsze węzły łączą nawzajem obu książąt. Ale Brunhilda niepokojona zdala blaskiem, jaki otacza Krymhildę, pragnie ją widzieć na dworze swoim wraz z Zygfrydem, którego ma za niedbałego wasala. Król uprzedza jej chęci, śle posłów do Santen i urządza w Worms wspaniałe uczty na przyjęcie siostry i szwagra. Dwie księżne, obecne na turniejach, przyglądają się swym małżonkom z uczuciem zawistnej radości; powstaje sprzeczka, zakończona kłótnią, a przy wejściu do kościoła Brunhilda jawnie znieważa Krymhildę, która uniesiona gniewem odpłaca jej ujawnieniem tajemnicy, powierzonej sobie przez małżonka. Najwaleczniejszy z wasalów burgundzkich, Hagen, podniecany tajemną nienawiścią ku Zygfrydowi, poprzysięga mu zemstę, nie bez trudności wymaga przecież na niewdzięcznym królu przyzwolenie. Napróżno pozorne pojednanie zbliża chwilowo obu książąt. Gdy wszczęła się wojna postronna, Zygfryd przyrzeka pomoc swoją Gunterowi, a łatwowierna Krymhilda, w obawie o życie męża, zawierzając przyjaźni Hagena, wskazuje mu na ciele małżonka jedyne miejsce, kędy oręż może go dosięgnąć, i tym sposobem oddaje go w opiekę temu, który poprzysiągł mu zgubę. Przed rozpoczęciem wyprawy czynią w kraju przygotowania do łowów królewskich. Zygfryd bez trwogi z zwykłym zapałem oddaje się zabawie, prześcigając wszystkich myśliwych. Nic nie uszło jego sile i nieustraszonej odwadze; wilki, jelenie, dziki, bawoły padały pod pociskami jego dłoni; a odgłos trąb zapowiadał już polową ucztę, gdy nagle bohater spostrzega ogromnego niedźwiedzia, jak ucieka w głąb puszczy. Pomyka za nim, powala go na ziemię, krępuje sznurem i zawieszonego u siodła wlecze za sobą. Przybywszy na miejsce uczty, rozwiązuje powrozy; niedźwiedź rzuca się naprzód, psy uciekają strwożone, a strzelcy przewracając misy z mięsiwem, chronią się gdzie kto może. Zygfryd goni zwierza i szybkim jak błyskawica ciosem zanurza go w krwi potokach. Znużony tylu trudami, bierze rad udział w uczcie, na której zastawiona jest wszelka upolowana zwierzyna, ale przez zdradliwą przezorność zapomniano o winie. Zygfryd spragniony biegnie do czystej krynicy, którą Hagen wskazuje mu opodal; a kiedy, nachyliwszy się zbliża bohater usta do ożywczego zdroju, zdrajca wbija mu dziryt między łopatki, w jedyne miejsce nie namazane krwią smoczą. Oto opis ostatnich chwil Zygfryda.

Tamci wnet pozrzucali przyodzienie całe,
Iż im jeno na ciele gzła zostały białe,
I jak dzikie pantery polem pobieżeli,
Lecz przy zdroju już pierwej Zygfryda ujrzeli,

Co przed innymi pierwszym był w wszelakiej sprawie.
Odpiął miecz żywo, kołczan położył na trawie,
O lipę oparł oszczep, którym celnie ciska, —
Stał dzielny młodzian, kędy zdrój żywy wytryska.

Pokazał, jaką cnotę nosi w sercu swojem:
Tarczę ciężką z ramienia położył nad zdrojem,
Ale choć pragnął wielce i bieg go też zmęczył,
Czekał na króla. Ten mu szpetnie się odwdzięczył.

Woda była czyściutka, dobra do ochłody —
Gunter spragniony zaraz schylił się do wody,
Gdy się napił dość, powstał pokrzepion znad brzegu.
Więc Zygfryd chciał też wody napić się po biegu.

Tu zyskał swojej cnoty plon młodzieniec dzielny.
Hagen miecz mu na stronę uniósł i łuk celny,
Wnet gdzie oszczep stał, biegiem chyżym się przybliża
I na sukni Zygfryda szuka znaku krzyża.

A kiedy rycerz pijąc nad zdrojom zawisnął,
Wbił mu oszczep w to miejsce, aż z rany wytrysnął

Brocząc Hagena suknie, krwawy strumień z serca.
Gdzież kiedy śród rycerzy był taki morderca?

Zbrodzień zostawił oszczep w ranie srogiej tkwiący
I uciekał pośpiesznie z miejsca czynu drżący,
Jako nigdy przed wrogiem nie uciekał w polu.
Zygfryd, kiedy po pierwszym przyszedł do się bolu,

Zerwał się jak szalony od krynicznej strugi,
W plecach sterczał głęboko wbity oszczep długi,
Witeź szukał, gdzie miecz mu i łuk się zatracił.
Byłby Hagen swą zbrodnię wnet życiem przypłacił.

Lecz ni miecza nie znalazł, ani innej broni
I nic oprócz puklerza nie miał do pogoni.
Chwycił tarcz, na Hagena gwałtownie naciera, —
Nie zdołał ujść pogoni wojownik Guntera.

A Zygfryd chociaż ranny walił z taką siłą,
Iż z tarczy się niemało klejnotów wybiło,
Lecąc na wszystkie strony, tarcz poszła w kawały,
Bo krwawej zemsty żądał on witeź wspaniały.

Upadł Hagen na ziemię pod Zygfryda ciosem
Tak silnym, że aż pola zagrzmiały odgłosem,
Gdyby miał miecz, morderca byłby zginął marnie.
Zygfryd wrzał gniewem, straszne bo cierpiał męczarnie.

Zbladł i na nogach dłużej ustać nie miał siły,
Bo moc i dzielność ciała wnet go opuściły,
Kiedy śmiertelna bladość okryła mu lice.
— Nie mało łez wylały stąd piękne dziewice.

Pada rycerz, gdzie kwiaty jaśniały na łące,
Z rany płyną obficie strugi krwi gorące,
Więc gdy nieposkromiony ból mu w sercu wierci,
Łaje tych, co przyczyną byli jego śmierci.

Wołał śmiertelnie ranny: „Tchórze, podli tchórze!
„Mógłżem myśleć, że tego u was się dosłużę?
„Byłem wam zawsze wierny, za toż cierpię ninie?
„Wy gotujecie straszną zakałę rodzinie.

„Ród wasz zhańbion, zhańbione, co się kiedy zrodzi,
„Potomstwo wasze późne, bo tak się nie godzi
„Mścić na nieprzyjacielu krzywdy ni cierpienia!
„Nie godniście uczciwych rycerzy imienia!“

A już na miejsce zbrodni przybiegło niemało
Rycerzy, niejednego serce zabolało!
Kto cenił cześć rycerską, żałował go szczerze,
Jako zasłużył witeź, dzielny w każdej mierze.


I król burgundzki skargi z innymi wywodzi,
A rycerz na śmierć ranny rzecze: „Czyż się godzi,
„By ten kłamał, kto krzywdę wyrządził ochotnie?
„Daj pokój, bo się hańby doczekasz sromotnie!“

Na to Hagen ponury: „O cóż takie żale?
„Żeśmy troski i cierpień pozbyli się wcale?
„Któż się teraz potędze naszej oprzeć zdoła?
„Cieszę się, żem mu dumę starł nareszcie z czoła!“

— „Chełp-że się“, rzecze Zygfryd, „łatwo się naśmiewać!
„Gdybym mógł się zbójeckich zasadzek spodziewać
„Po was, to bym swobodnie żyć mógł i bez trwogi!
„Nic mi też nie żal, jeno Krymhildy mej drogiéj.

„Niech wam Bóg nie pamięta, iż synek mój mały
„Z waszej winy wyrzutu dozna i zakały
„Kiedyś, że skrytobójcę liczył w swej rodzinie!
„Gdybym mógł, na to tylko narzekałbym ninie“.

Jeszcze mówił żałośnie mąż tchnieniem ostatniem:
„Królu szlachetny, jeśli przywiązaniem bratniem
„Chcecie komu usłużyć, pod waszą obronę
„I łaskę wam polecam ukochaną żonę.

„Niechaj od was braterskiej doświadczy miłości.
„Polecam ją książęcej waszej uczciwości.
„Mnie długo będzie ojciec, drużyna czekała —
„Nigdy małżonka większej straty nie doznała!“

Naokoło się kwiaty zbroczyły krwi strugą.
Zygfryd walczył ze śmiercią, lecz walczył niedługo,
Bo go nieubłaganie ranił grot śmiertelny,
Iż nie mógł dłużej mówić bohater on dzielny.

Gdy ujrzeli panowie, iż skonał, więc zwłoki
Położyli na puklerz złocisty szeroki
I radzili, jakiego sposobu się chwycą,
Ażeby czyn Hagena został tajemnicą.

Dziki i okrutny Hagen, pełen skrytej nienawiści, złożył zamordowane ciało Zygfryda u podwoi Krymhildy. Za przebudzeniem się ze snu, zwraca na nie z przerażeniem oczy. W dzikiej rozpaczy pada bezsilna, a potem białemi rękoma obejmuje martwe zwłoki małżonka, patrzy w jego zeszpecone oblicze, na jego tarczę bez skazy: „To morderstwo!“ zawołała, a myśl jej, szybka jak błyskawica pada na Hagena, wykonawcę zemsty Brunhildy. Stary Zygmunt budzi się także, rzuca się na ciało syna; a wierni rycerze patrzą groźno, wylewając łzy gorzkie. Okrzyk boleści rozlega się wokoło, wraz z okrzykiem wojennym, który Krymhilda stłumić usiłuje, zachowując nadal sprawiedliwą zemstę. Ale, gdy na pogrzebie Zygfryda, król Gunter staje przed nią, zalany udanemi łzami; ona bez trwogi wyrzuca mu na oczy niecną zmowę z mordercą. Co do Hagena, rany nieszczęśliwej ofiary otwarte na jego widok są dla niego głosem Boga, wołającym o pomstę srogą i nieprzebłaganą. Nic nie zdoła pocieszyć szlachetnej wdowy, osamotnionej wraz z matką po wyjeździe Zygmunta. Trawiąc dni na ustroniu, przy grobowcu małżonka, przez trzy lata nie chce przemówić słowa do Guntera. Dwaj młodsi bracia, Gernot i Giselher, ostatni zwłaszcza wzór prawości, obadwaj niewinni śmierci Zygfryda, znajdują do niej przystęp. Następuje wreszcie pojednanie, a Krymhilda wzywa za pośrednictwem króla Burgundów, o zwrot skarbu Zygfryda, powierzonego w Norwegii opiece karła Alberyka. Alberyk posłuszny rozkazom swej pani przysyła bryły złota do Worms, gdzie Krymhilda wznosi codziennie pobożne zakłady na cześć Zygfryda. Wszakże Hagen, rozjątrzony i strwożony radzi królowi, aby zagarnął skarby. Dwaj młodsi bracia stawiają opór, ale Gunter wciągniony zdradliwą radą, zawsze bezsilny przeciw złemu, dozwala Hagenowi wykraść skarb i wrzucić do Renu (gdzie, jak mówią, dotąd się jeszcze ukrywa). Odtąd nienawiść Krymhildy, wzniecona tą nową zniewagą, wzrasta potajemnie w głębi jej serca, zamkniętego na wszelką radość, przez dziesięć lat więdnieje w srogiej niewoli, odosobniona od wszystkich, żywiąc w sercu jad gorzki, oczekując od nieba upragnionej, a nieprzewidywanej chwili zemsty.
Druga część Nibelungów rozwija się szeregiem scen coraz krwawszych, coraz okropniejszych i ciemniejszych. Straszne skutki morderstwa Zygfryda stanowią główny węzeł poematu. Na początku zaraz jawi się nowa postać wzięta z dziejów, ale przerobiona dowolnie. Srogi Attyla jest tu królem łatwowiernym, dobrodusznym; żyje spokojnie wśród obszernych swych państw, na bujnych wybrzeżach Dunaju, otoczony wspaniałym dworem, kędy braknie tylko królowej, aby ów dwór niezrównanym zajaśniał blaskiem. Owdowiały po Helce, swej pierwszej małżonce, myśli zażądać ręki Krymhildy, której rozum i szlachetna stałość słyną już w całej Germanii. Posłowie jego jadą do Burgundyi, a na ich czele Rydyger, wzór rycerskiej prawości. Zrazu wymowne jego prośby nie mogą przekonać nieugiętej wdowy, przechowującej wiernie pamięć zmarłego męża; dopiero gdy przysiągł pomścić jej krzywdę, zgadza się na propozycyę i żegna braci, którzy z radością przystają na jej związek. Świetny i liczny orszak rycerzy i niewiast towarzyszy jej przez Szwabię i Bawaryę aż do zamku Rydygera, skąd ma się udać ku Trajzemie. Przed murami zamku wszyscy książęta hołdujący, greccy, ruscy, polscy i goccy, a pomiędzy niemi sam nawet Teodoryk wielki, poprzedzają przybycie Ecela, czyli Attyli, który przyjmuje nową małżonkę z wielkiemi oznakami radości. Wśród turniejów i uczt królowa wchodzi w posiadanie swych państw, we wspaniałym zamku Ecelburg. Przez lat siedm panuje, czczona powszechnie, a urodzenie syna, który chrzest przyjmuje, dopełnia wpływu, jaki wywiera na przywiązanym małżonku. Wówczas nienawiść, żywiona długo w głębi serca niewiasty, budzi się z nową gwałtownością; albowiem spodziewa się dokonać wreszcie zemsty. Nakłania ufnego męża, aby zaprosił na dwór swój króla Burgundów z dwoma braćmi i orszakiem walecznych rycerzy, dla przekonania ich naocznie, iż zawarty związek godny jest ich dumy i wielkości. Ecel czyni zadosyć jej woli, pozostawia jej wybór posłów. Werbel i Swemmel, dwaj słynni pieśniarze, jadą opatrzeni w polecenia Krymhildy. Otrzymali oni rozkaz, aby nie przepomnieć nikogo w zaproszeniu, wie bowiem dobrze królowa, że przybycie braci musi pociągnąć za sobą przybycie Hagena, nienawistnego wroga, którego zamyśla ukarać srodze, a przykładnie. Posłowie otrzymują w Worms gościnne przyjęcie, król Gunter powolny na wezwanie siostry, daleki od wszelkiego podejrzenia mimo przeczucia Brunhildy i jej matki, puszcza się w drogę z Gernotem i Giselherem, z Dankwartem i Volkerem, w licznym orszaku sług, z tysiącem zbrojnych burgundzkich rycerzy, pod dowództwem zuchwałego Hagena. Przebywają Frankonię, i stają nad Menem, gdzie dwie ondyny, czyli boginki wodne, smutne im przepowiadają wróżby. Ale na zapewnienie Hegena, stoją uporczywie przy swym zamyśle, postępując naprzód, kędy ich wiedzie los ślepy. Margrabia bawarski napastuje ich przednie straże, ale pada na polu walki, bez wiedzy trzech podróżnych książąt. Rydyger przeciwnie i żona jego Gotelinda, przyjmują ich z serdeczną radością i gościnnością we własnym zamku Bechelaren. Wdzięki ich młodej córki ujmują Giselhera, który prosi o otrzymanie jej ręki za powrotem. Rydyger przyrzeka i rozdaje kosztowne oręże książętom i ich wasalom w zakład szczerego przymierza, które niestety ma się wkrótce obrócić przeciw niemu. Nic prostszego i tkliwszego nad to przyjęcie rycerskie, ostatni to spoczynek poety i jego bohaterów przed straszną katastrofą, ku której zbliżają się nagłym krokiem. Szlachetny margrabia przyrzekł córkę, największy swój skarb księciu Giselherowi. Królowi Gunterowi daje bogatą zbroję, Hagenowi tarczę, Gernotowi miecz, a też same oręże pchnięte nieprzebłaganą koniecznością, obrócą się niebawem przeciw niemu, tenże sam miecz przetnie pasmo jego dni. Burgundowie pod strażą zacnego Rydygera przybywają na zamek Ecelburg, gdzie ich przyjmuje Teodoryk, czyli Dytrych z Bern (Werony,) świetny król Gotów, który się schronił do boku Ecela. Wkrótce pojawia się sama Krymhilda, kryjąc potajemnie srogi gniew, odbijający ogniem w jej oku. Wszakże pozdrawia braci, prowadzi ich do przeznaczonego im pałacu; Hunowie, na jej wezwanie, otaczają tłumnie Hagena i Volkera, którzy sami pozostali na zamkowym dziedzińcu, kiedy przeznaczono dalekie mieszkania rycerzom z ich orszaku. Ale bojowa postawa dwóch wojowników — trzyma w zawieszeniu oręż mnogiego nieprzyjaciela. Wonczas Krymhilda wpada w koronie na głowie, wpośród dzikiego zastępu Hunów.

A dzielny Hagen gniewem zdjęty rzecze: „Ano
„Widzę ja, że to wszystko na mnie zgotowano,
„Że na mnie mają miecze ich błyszczące godzić,
„Lecz ci by mi w powrocie nie mogli zaszkodzić.

„Daszli mi pomoc, dzielny druhu mój, Volkerze,
„Gdy mnie napadną tamci Krymhildy rycerze?
„Powiedz, czy dla przyjaźni staniesz w mej obronie?
„Ja wiernie w każdej sprawie będę po twej stronie“.

A grajek mu odpowie: „Wiernie wam pomogę,
„Chociażby król wam jaki chciał zachodzić drogę
„Z całem wojskiem i walczyć: od twojego boku,
„Póki żyję, z bojaźni nie ustąpię kroku!

— „Zacny druhu, niech Bóg was z nieba wynagrodzi!
„Gdy chcą walczyć, niech walczą! Coż mnie to obchodzi,
„Jeżeli mi pomocy nie odmawiasz twojéj.
„Niech przybędą, by w walce swej doświadczyć zbroi!“

— „Gdy nadejdzie“, rzekł grajek, „powstać nie zaszkodzi
„Z ławy, zawsze królowej cześć oddać się godzi.
„Złóżmy hołd jej wysokiej królewskiej godności.
„Jeszcze nikt źle nie wyszedł nigdy na grzeczności“.

— „Nie, nie czyń tego!“ Hagen odrzecze skrzypkowi,
„Bo jeszcze ci rycerze pomyśleć gotowi,
„Iżem opuścił swoje siedzenie z obawy:
„Żaden z nich mnie nie zmusi, żebym powstał z ławy.

„Raczej nam tu pozostać wypada uparcie.
„Po cóż czcić tego, co mnie nie cierpi otwarcie?
„Nie, nie wstanę, dopóki krew mi w żyłach płynie,
„Nie dbam o to, czy bardziej rozsroży się ninie!“

I w nadmiarze zuchwalstwa na kolana kładzie
Jasny miecz, — lśnił zielony jaspis na osadzie,
Przy nim i żywa barwa trawy mdłą się wyda:
Znała ten miecz Krymhilda, był to miecz Zygfryda.

Poznała, odświeżając boleść wiekuistą,
Ową rękojeść złotą i pochwę złocistą,
Wspomniała przeszłość, z oczu strumień łez jej tryśnie.
— Myślę, że to jej Hagen zrobił naumyślnie.


A Volker śmiały ujął swój smyk, bo miał prawie
Kształt miecza, i położył przy sobie na ławie:
Oręż to był potężny, ostry, długi, srogi.
Tak siedzieli obadwaj rycerze bez trwogi,

A serce ich tak dumnie i zuchwale biło,
Iżby ich nic na świecie powstać nie zmusiło,
Ni strwożyć. — A wtem, prawie trącając ich nogą,
Szła królowa: witając rycerzy złowrogo,

Rzekła: „Któż was, Hagenie, zapraszał w gościnę,
„Żeś się ośmielił w moją przyjechać krainę,
„Świadom mej krzywdy? Raczej wam było nie jechać!
„Sam rozsądek wymagał tej drogi zaniechać“.

— „Po mnie nikt nie posyłał“, Hagen jej odpowie,
„Ale byli proszeni na gody panowie,
„Którym służyć winienem ja po lennem prawie,
„A nigdy mnie w ich żadnej nie brakło wyprawie“.

— „Ale pamiętasz“, rzekła, „co było przyczyną
„Mego gniewu i jaką ściągnąłeś go winą?
„Wszak Zygfryda mojego tyś życia pozbawił
„I o nieopłakaną stratę mnie przyprawił“.

— „Cóż o tem jeszcze gadać?“ rzekł. „Na co się przyda?
„Tak, ja jestem ów Hagen, co zabił Zygfryda,
„Pierwszego śmiałka! Musiał przypłacić to głową,
„Iżeś pani Brunhildę obraziła mową.

„Tak, ja się nie wypieram, pani miłościwa,
„Iż cała wina na mnie jedynie spoczywa;
„Więc czy mąż, czy kobieta, — pomstę niech wywiera!
„Jam winien, bo się Hagen nigdy nie zapiera!“

Ona na to: „Słuchajcież, jeszcze mi urąga!
„Nie zapiera się wcale, więc co na się ściąga,
„Wiedzcież rycerze, z tego nic sobie nie robię!“
Lecz tamci spoglądali bezczynnie po sobie,

A gdyby ich zaczepić chciał kto, niezawodnie
Dwaj rycerze w tej walce obstaliby godnie,
Jako w bitwach bez liku już dali dowody,
Lecz trwożnie milczą ci, co przysięgali wprzódy.

Jeden rzekł: „Cóż patrzycie na mnie, jak na dziwo?
„Choć przyrzekłem, nie myślę począć, jako żywo!
„Życie tracić, do tego darem mnie nie zmusi, —
„Królowa, jak uważam, na zgubę nas kusi“.

A drugi rzecze znowu: „I ja powiem szczerze,
„Choćby mi kto ze złota stawiał całe wieże,

„Tobym na tego grajka porwać się nie ważył!
„Straszne jego spojrzenie, — jam to zauważył.

„I Hagena poznaję; znałem doskonale
„Go za młodu, i słyszeć o nim nie chcę wcale.
„W dwudziestu i dwóch bitwach jegom widział czyny.
„Hej, ileż niewiast z jego płakało przyczyny!

„Toć oni z niejednego pieca chleb już jedli.
„Hagen z Hiszpanem owym nieraz tu zawiedli
„Bój dzielny, by królowi czci przysporzyć świeżéj.
„Czołem panowie! Jemu cześć oddać należy!

„Wtedy był jeszcze chłopcem ledwie, nie mężczyzną:
„Dziś mu starość włos bujny sprószyła siwizną,
„Nabrał rozumu, dłoń ta dziś potężniej władnie,
„A w ręku dzierży Balmung, pozyskany zdradnie“.

Królowa, zmuszona raz jeszcze stłumić wściekłość i odłożyć zemstę, udaje się do wielkiej tronowej sali, gdzie Ecel ze czcią podejmuje trzech królów i samego Hagena. W nocy czujny Volker zapobiega nowej zasadzce. Nazajutrz po nabożeństwie następują wspaniałe turnieje; rozjątrzenie dwu stron nie uchodzi już oka samego Ecela. Krymhilda zjednała sobie Bledelina, brata króla Hunów, który zajmuje z licznem wojskiem oddalony gmach, kędy ucztują pospołu służebnicy książąt, pod dowództwem Dankwarta. Wszczyna się krwawy bój, w którym ginie Bledelin, ale zarazem wszyscy Burgundowie, wyjąwszy samego ich wodza, który przedarłszy się do sali tronowej, wzywa do broni. Hagen podnosi oręż w górę i jednym zamachem ścina głowę młodego Ortlieba, syna Ecela, którego ufny monarcha powierzył rycerskiej wierze gości. Głowa jego spada na łono Krymhildy; wokoło niej padają liczne ofiary. Ecel drży, Krymhilda jęczy; waleczny Dytrych, który zarówno jak Rydyger do walki się nie mieszał, ocala króla i królowę, wyprowadzając ich z sali. Mord trwa do wieczora. Nakoniec królowie chcą się porozumieć; Krymhilda żąda Hagena na zakładnika zgody, Gernot i Giselher odrzucają to żądanie, jako przeciwne czci rycerskiej. »Niechaj zapalą salę!« woła Krymhilda z wściekłością. I niebawem płomień ogarnia wszystko; Nibelungowie zduszeni dymem, spragnieni, poją się krwią poległych i tym srogim napojem podniecają szalony zapał. To też napadnięci znowu po tej strasznej nocy, na gruzach płonącego gmachu, tak zacięty stawiają opór, że król i królowa w trwodze o tron i życie po utracie tylu tysięcy ludzi, wzywają pomocy Rydygera, związanego jednaką przyjaźnią z obydwiema stronami, a któremu honor rycerski nie dozwala udziału w walce. Krymhilda przypomina mu jego przysięgę.

„Wszakże, cny Rydygerze, zawsze tyś nam mawiał,
„Iż dla nas cześć i życie poświęcisz w potrzebie?
„Ciebie rycerze pierwszym zowią pośród siebie, —

„Więc pomnij na twą wierność, na przysięgę ową,
„Gdyś radził, abym rękę przyjęła Eclową,
„Że mi wiernie usłużysz! Biednaż ja nieboga!
„Nigdy mi nie dokuczy dola równie sroga!“

— „Nie zapieram się wcale, — przysiągłem wam, pani,
„Że dla was cześć i życie chętnie złożę w dani;
„Ale nie przysięgałem, wiecznie gubić duszę;
„Jam tu książąt sprowadził, — bezczynnie stać muszę!“


Ona mówiła: „Pomnij, jakieś śluby składał,
„Iż wiernym zawsze będziesz; iżeś zapowiadał,
„Że pomścisz moją krzywdę na każde żądanie!“
— „Zawszem“ rzecze margrabia, „był na zawołanie!“

Bogaty Ecel prosi, błaga go i biada,
Do nóg królewska para prawie mu upada:
Margrabia stał głębokim smutkiem zasępiony, —
Wreszcie wierny bohater przemówi strapiony:

„Biadaż mi nieszczęsnemu, że mam tego dożyć!
„Mamże koniecznie honor rycerski odłożyć?
„Zrzec się cnót, obowiązków i przykazań Boga?
„Biada! Czemuż mnie raczej śmierć nie porwie sroga?

„Czyli tego się imam, czy owo opuszczę,
„Zawsze się czynu złego, występku dopuszczę,
„A zaniecham oboje, to mnie świat osławi, —
„Bóg, co dał życie, niech mnie z tej matni wybawi!“

Ale król z żoną błaga usilnie i prosi, —
— Stąd też potem niejeden rycerz śmierć ponosi
Z rąk Rydygera, wreszcie i on ginie marnie, —
Walczył, lecz walcząc w sercu straszne czuł męczarnie. —

Widział, iż jeno szkody doczeka i smutku,
Więc radby prośbę króla zostawić bez skutku
I królowej się pozbyć: bał się kogo z gości
Zabić i podać siebie w wzgardę potomności.

Więc bohater królowi do nóg się aż chyli:
„Królu panie; coś nadał, odbieraj tej chwili,
„Bierz grody, lenne włości, niech nic nie zostaje!
„Pójdę, jako wygnaniec, precz w dalekie kraje!“

Lecz król mówił: „Czyż to mnie uchroni od szkody?
„Ja ci na własność ziemię ustąpię i grody,
„Jeno pomóż się pomścić na nieprzyjacielu.
„Będziesz, jak król potężny, władał przy Ecelu!“

Rydyger rzecze: „Jakże poczuć to bez sromu?
„Jam ich jako przyjaciół zaprosił do domu,
„Jam jadło z nimi dzielił, jam pił z nimi razem,
„Dary dawał, — jak teraz grozić im żelazem?

„Niech świat myśli, żem tchórzem, żem pełen bojaźni,
„Lecz jam drużby nie zerwał z nimi, ni przyjaźni.
„Dla królów i drużyny mam też obowiązki,
„Choć mi żal, iżem z nimi ścisłe zawarł związki.

„Dzielnego Giselhera przyjąłem za zięcia,
„Zaprawdę, lepiej wydać nie mogłem dziewczęcia:

„Jest i cześć i obyczaj, dostatek wszelaki, —
„Gdzież jest drugi królewicz młody cnoty takiéj?“

Ale Krymhilda błaga: „Zacny Rydygerze,
„Wobec naszej niedoli niech litość cię zbierze
„Nademną i nad królem. Pomnij, nigdy może
„Gospodarz gorszych gości nie miewał na dworze“.

Więc margrabia jej wreszcie odrzecze w te słowa:
„Dzisiaj jeszcze paść musi Rydygera głowa
„Za to, żem z waszej dłoni doznał łaski tyle.
„Muszę zginąć, daremnie odwlekać tę chwilę.

„Wiem ja, że dzisiaj jeszcze grody, włości lenne
„Opróżnią się, gdy w harce wdamy się wojenne,
„Więc wam żonę polecam i córkę kochaną,
„I tych biednych, co po mnie w Bechlarn pozostaną!“

— „Bóg zapłać Rydygerze!“ król pełen wdzięczności
Rzecze, — oboje z żoną doznali radości, —
„Znajdą opiekę twoi, lecz mam ufność stałą,
„Iż Bóg ci z tych opałów wyjść pozwoli cało!“

Więc i duszę i życie położył na szalę,
Królowa nawet płaczem objawia swe żale —
A on rzekł: „Com ślubował, wzdy dotrzymać muszę!
„Biada mym przyjaciołom! Nierad na nich ruszę!“

Odszedł od króla, — smutek nękał go widocznie,
Ujrzał w pobliżu swoich rycerzy, więc pocznie:
Ilu was jest, do broni! Natychmiast się zbierać!
„Niestety na Burgundów musimy nacierać!“

Rydyger udaje się do Nibelungów i ze smutkiem oświadcza im, że walczyć z nimi musi, a gdy Hagen mu powiada, Że nie ma puklerza, on mu swój oddaje. Szlachetność ta wzrusza rycerzy do łez; postanawiają ochraniać go w walce. Gernot wszakże wyzywa go na pojedynek i tym samym mieczem, który otrzymał od niego w darze, przebija go i kona niebawem, padając na stos powalonych trupów. Dytrych, poruszony śmiercią Rydygera, śle kilkakrotnie posłów, wyrzucając ją Burgundom i domagając się zwłok rycerza. Ci posłowie prowadzeni przez dzielnego Wolfarta, zbroją się nagle, wciągają do walki wszystkich Amelungów, całą straż króla Dytrycha, aż do starego Hildebranda, jego najwierniejszego opiekuna i przyjaciela. Nastaje krwawa walka, w której giną wszyscy Gotowie i Burgundowie, a w sali zasłanej trupami pozostali tylko dwaj żywi rycerze, którzy jak dzikie tygrysy pławią się w strugach krwi ciepłej — to Gunter i Hagen, dwaj mordercy Zygfryda. Z drugiej strony pozostali tylko Dytrych i Hildebrand. Dytrych pokonywa Guntera i Hagena, okutych w łańcuchy prowadzi do Ecela i Krymhildy; ta rozdziela ich i w osobnem osadza więzieniu. Idzie jej o poznanie tajemnicy, gdzie się znajduje olbrzymi skarb Nibelungów.

Naprzód do owej kaźni, gdzie był Hagen, zmierza
I gniewnie wrogiem słowem rzecze do rycerza:
„Jeśli oddasz skarb, co go zagarnąłeś wprzódy.
„Może jeszcze burgundzkie zdołasz ujrzeć grody“.


Lecz Hagen groźny rzecze: „Daremna mitręga,
„Królowo, i słów szkoda! Mnie wiąże przysięga,
„Iż skarbu nie pokażę, póki życia stanie
„Któremu z panów moich; nikt go nie dostanie“.

— „Więc ja to wnet zobaczę!“ rzekła. Za rozkazem
Królowej, brata ostrem zabito żelazem,
Odciętą głowę sama przyniosła za włosy
Hagenowi! - Okropne dotknęły go losy!

Stroskany rycerz, widząc swego pana głowę,
Rzecze, — chciał jeszcze strapić i znękać królowę: —
„Otóż, jakeś pragnęła, tak się dokonało!
„Jakem ja się spodziewał, tak się też i stało.

„Szlachetnego Burgundów władcę śmierć już kryje,
„Giselher młody, Gernot, — żaden z nich nie żyje,
„Gdzie skarb, to między Bogiem a mną tajemnicą,
„Której się nigdy w życiu nie dowiesz, djablico!“

— „Zdrajca!“ — rzekła — „tak chytre twe postępowanie?
„Więc chociaż miecz Zygfryda przy mnie pozostanie.
„Gdy mnie żegnał, ten oręż miał bohater drogi, —
„Z waszej winy ja po nim smutek noszę srogi“.

Wyjęła oręż z pochwy, — on nie mógł przeszkodzić, —
I aby go śmiertelnie odrazu ugodzić,
Podnosi miecz oburącz, głowę jednym ciosem
Odcina, — więc się strapił król Hagena losem.

— „Biada!“ — zawołał, — „oto śmierć poniósł, niestety,
„Najwaleczniejszy rycerz i to z rąk kobiety!
„Nie było nadeń w boju lepszego junaka!
„Choć to wróg, żal mi, że go śmierć spotkała taka!

A Hildebrand zawoła: „Śmierć tego człowieka
„Na nic się jej nie przyda, cokolwiek mnie czeka!
„Choć mnie niedawno trwogi nabawił śmiertelnéj,
„Przezemnie pomszczon będzie on wojownik dzielny!“

To rzekł i do królowej pełen gniewu skoczył,
Nad Krymhildą miecz jego straszny łuk zatoczył,
Ciężką jej boleść zamysł Hildebranda sprawił,
Krzyknęła, krzyk rozpaczy już jej nie wybawił.

Na ziemi jeno trupy zabitych leżały,
Między nimi królowa, pocięta w kawały,
Dytrych i Ecel łkali, strumienie łez rzewnych
Wylewając po stracie przyjaciół i krewnych.

Owo blaski, zaszczyty, kwiat rycerstwa — w grobie!
Naród za nimi płacze w smutku i żałobie.

Tak się królewskie gody skończyły żałośnie,
Bo z miłości w ostatku zawsze żal wyrośnie.

Co potem było, tego pieśń moja nie powie,
Jeno, że długo potem panie i panowie
I młódź rycerska w ciężkiej płakali boleści. —
— O Nibelungów doli koniec opowieści. —

(Ludomił German).
Przekładów Pieśni o Nibelungach mamy dwa; jednego dokonał A. Szabrański (Warszawa 1881), drugiego Ludomił German: »Niedola Nibelungów« (Warszawa 1885, 2-gie wydanie Złoczów 1894).


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: anonimowy i tłumacza: Ludomił German.