Przejdź do zawartości

Pani z niebios

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
>>> Dane tekstu >>>
Autor anonimowy
Elwira Korotyńska
Tytuł Pani z niebios
Podtytuł Baśń
Pochodzenie Skarbnica Milusińskich Nr 18
Wydawca Wydawnictwo Księgarni Popularnej
Data wyd. 1931
Druk Sikora
Miejsce wyd. Warszawa
Ilustrator anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
SKARBNICA MILUSIŃSKICH
pod redakcją S. NYRTYCA



PANI Z NIEBIOS
BAŚŃ
z ilustracjami
Z angielskiego opracował
EL-KOR


WYDAWNICTWO
KSIĘGARNI POPULARNEJ
w WARSZAWIE.
Printed in Poland
Druk. Sikora, Warszawa





Dawnemi bardzo czasy w dużym, gęstym lesie mieszkał ubogi drwal wraz ze swą żoną.
W zapadłej chatce panowała dotkliwsza niż zwykle nędza, gdy urodziła się śliczna mała dziewczynka. Radzi byli pierwszemu swemu dzieciątku, ale jednocześnie kłopotali się, że nie mają je za co ochrzcić, a pragnęli jak najprędzej to zrobić, gdyż byli gorliwymi katolikami i zawsze wypełniali przepisy swojej religji.
Co tu począć? Trzeba poszukać kogoś, coby za obrzęd zapłacił i koszta chrztu na siebie przyjął.
Chodził drwal i prosił przez dzień cały, ale nikogo chętnego nie znalazł.
Wreszcie, gdy zafrasowany do domu powracał, spotkał piękną bardzo dziewicę.
Ubrana była w szatę złocistą, przetykaną perłami, na głowie miała wspaniałą opaskę z brylantów, z której zwieszały się dwa pióra. Cudna jej postać jaśniała takim urokiem, usta uśmiechały się tak dobrotliwie, że drwal uczuł się pociągnięty ku niej nieprzepartą siłą i pomimo całego przepychu świadczącego o jej pochodzeniu, prosić począł, aby były chrzestną matką jego córeczki.
Dama zgodziła się z największą chęcią, ale pod warunkiem, że dziecka po ochrzczeniu nie wróci już do rodziców, lecz do niej należeć będzie.
Drwal odpowiedział ze smutkiem, że nie wie, czy żona jego na coś podobnego się zgodzi, spyta się jej dopiero, a wtedy da szlachetnej damie odpowiedź.
Powróciwszy do domu, podzielił się z żoną tem dziwnem żądaniem spotkanej na drodze damy, zapytując, czy godzi się na ten warunek?
Ale żona ani słuchać o tem nie chciała. Jedno jedyne dziecko miałaby komuś obcemu oddawać? Nigdy!
Poszedł drwal na drugi dzień szukać chrzestnych rodziców, ale i tym razem wszyscy się od tego wymówili.
W powrotnej drodze spotkał znów cudnej piękności damę, która powtórzyła mu swe żądanie, o ileby chrzestną matką została. Drwal powiedział żonie o tem powtórnem spotkaniu, i spytał, co ma odpowiedzieć nazajutrz.
Żona kazała mu szukać przez dzień cały rodziców chrzestnych, a dopiero, gdy nikt nie przyjmie na siebie tych obowiązków, zgodzić się na oddanie córeczki.
Drwal, nie znalazłszy nikogo chętnego, poprosił spotkaną damę, aby była chrzestną matką maleństwa, a oddadzą jej, choć z wielkim żalem swoją dziecinę.
Na drugi dzień rano przybyła piękna dama do domu drwala, przyprowadzając ze sobą dwóch ludzi.
Zaniesiono dziecię do kościoła i ochrzczono, poczem zabrała je nieznajoma do swego wspaniałego domu, gdzie rosła dziewczynka otoczona najczulszą opieką kochającej ją opiekunki.
Kiedy już córeczka drwala rozpoznawać umiała co złe a co dobre, postanowiła jej opiekunka wyjechać na dzień jeden do krewnych.

Wyjeżdżając odezwała się do niej w te słowa:
— Możesz chodzić do wszystkich komnat, bawić się tam lub czytać bajeczki, ale ostrzegam cię, żebyś omijała te trzy, obok siebie leżące pokoje.
Po wyjeździe swej opiekunki, dziewczynka z początku była jej woli posłuszna, ale po kilku godzinach, gdy się jej sprzykrzyła samotność, postanowiła otworzyć drzwi troszeczkę i przez szparę zobaczyć, coby tam być mogło.
Otworzyła więc odrobinkę i naraz... ach! niestety! wyleciała z pokoju gwiazda i uniosła się ku niebiosom.
Powróciwszy do domu, opiekunka dziewczęcia zmartwiła się bardzo utratą gwiazdy i nieposłuszeństwem swej wychowanki.
Rozgniewana i rozżalona na dziecko, kazała jej dom swój opuścić.
Ale dziewczynka tak rzewnie płakała, tak obiecywała poprawę, że uległa wkońcu jej błaganiom i przebaczyła.
Po niejakim czasie znów powtórzyło się to samo.
Dama wyjeżdżała mi czas krótki i zabroniła wchodzenia do dwóch zamkniętych pokoi.
Dziewczynka miała najszczerszą chęć niesprzeciwiania się rozkazom swej opiekunki, ale ciekawość przemogła i znowu otworzyła drzwi drugiego pokoju, a wtem: ach!.. wyleciał księżyc...
Powróciwszy z podróży, rozgniewała się opiekunka dziewczynki i stanowczo poleciła jej dom opuścić.
Ale i tym razem nieposłuszna uprosiła dla siebie przebaczenie, przysięgając, że będzie jej słuchała do końca życia.
Minął jakiś czas, znowu wyruszyła w drogę opiekunka, rozkazując nie otwierać drzwi ostatniego pokoju.
Dziewczynka była już wtedy młodą panienką i zdawałoby się, że rozsądek winien wziąć górę nad ciekawością.
Stało się jednak inaczej.
W pierwszych dniach samotności nie pomyślała nawet o nieposłuszeństwie względem swej przebaczającej opiekunki, ale gdy ta nie powracała, rzekła do siebie:
— Ach, jak tam musi być pięknie w tym tajemniczym pokoju! Coby tam takiego być mogło?...
Otworzyło odrobinkę i patrzcie, co się stało?.. Wyleciało złote słonko i ułożyło się na wschodnim krańcu niebios!...
Zlękła się dziewczynka następstw swego nieposłuszeństwa, ale jednocześnie miała nadzieję, że przebłagać swą matkę chrzestną potrafi i czekała spokojnie na jej powrót.

Omyliła się jednak, ufając w moc dobrej swej opiekunki. Dwa razy miała przebaczone, za trzecim razem nie minie jej zasłużona kara.
Gdy powróciła właścicielka domu i ujrzała pokój ciemny bez słońca, rozgniewała się bardzo i kazała mimo próśb błagalnych dziewczynki, dom swój opuścić.
— Musisz być ukaraną! — powiedziała do niej. — Wybieraj sama: Albo będziesz piękną bardzo dziewczyną bez mowy, albo najbrzydszą kobietą ale mówiącą, co wolisz?
Dziewczynka wybrała sobie piękność bez mowy i wyszła.
Szła i szła bez końca, rozmyślając nad swoją dolą. Wreszcie doszła do ogromnego boru, a że noc zapadła, postanowiła nie szukać już sobie domu, gdzieby schronić się mogła, lecz przenocować na drzewie.
Umieściła się więc na ogromnej topoli, która rosła nad zdrojem i zasnęła spokojnie.
Niedaleko od boru był zamek królewski. Mieszkał w nim młody król wraz ze swą matką.
Służby było wiele, do każdej czynności oddzielna.
Do przynoszenia w dzbanku wody ze zdroju dla królewicza i królowej była osobna pokojówka, stara i brzydka kobieta.
Rankiem przyszła właśnie po wodę, a zobaczywszy prześliczną główkę w wodzie, uwierzyła swemu mniemaniu, że to jej twarz odbija się w zdroju.
Pobiegła więc czemprędzej do zamku i powiedziała, że za piękna jest na to, aby zajmować się tak podrzędną robotą, jaką jest noszenie wody na herbatę dla królestwa.
Poszła inna po wodę i powróciwszy do zamku powtórzyła też samo, co i poprzednia.
Wtedy wyruszył sam królewicz i odrazu zrozumiał, że to tylko odbicie czyjegoś cudnego oblicza.
Spojrzał w górę na drzewo, a dostrzegłszy piękną dziewczynę, zabrał z sobą do zamku i objawił matce chęć ożenienia się z niemową.
Ale królowa ani słyszeć o tem nie chciała. Mniejsza z tem, że niewiadomo kim jest, ale mówić nie potrafi — cóżto będzie za królowa w przyszłości... A może to czarownica? I to także się zdarza...

Ale królewicz dotąd rozpaczał i prosił, aż zezwolono na jego małżeństwo z niemową.
Po pewnym czasie żona królewicza miała pozostać matką.
Postawiono koło niej straż i doktorów. Ale w chwili urodzenia dziecka, posnęli wszyscy i nikt nie widział jak ku matce nachyliła się postać powiewna dawnej jej opiekunki, jak zabrała dzieciątko, mówiąc te słowa:
— Smuć się teraz tak, jak ja się smuciłam po stracie swojej gwiazdeczki. I znikła z nowonarodzonym w ramionach. Po odejściu jej od łoża zrozpaczonej matki, obudzili się wszyscy, a nie ujrzawszy dziecka, zaświadczyli, że młoda królowa jest czarownicą i że dziecko swoje pożarła.
Stara królowa żądała śmierci dla swej nielubionej synowej, ale syn uprosił ją, żeby ulitowała się nad nim i zostawiła przy życiu jego ukochaną.
Na drugi rok, kiedy młoda królowa miała mieć dziecko, postanowiono podwójną straż koło jej łóżka, ale stało się to, co i przy pierwszem dziecięciu.
Posnęli wszyscy, a opiekunka zabrawszy dziecię, rzekła:
— Smuć się teraz tak, jak ja się smuciłam, gdyś wypuściła z drugiego pokoju mój księżyc!
I znikła.
Krzyk wszczął się na dworze królewskim, gdy spostrzeżono, że znów niema dzieciątka.
Powiedziano stanowczo, że piękna nie mówiąca ani słowa królewska żona jest okrutną czarownicą, pożerającą swe dzieci i, że teraz ukaraną być winna.
Stara królowa życzyła sobie, aby biedną matkę spalono na stosie, ale królewicz tak tkliwie prosił matkę i błagał, obiecując nie opierać się już jej rozkazowi, jeśliby się to raz jeszcze zdarzyło, że i tym razem przebaczono młodej królowej, uważając ją jednak wciąż za czarownicę.
Minął rok, młoda małżonka spodziewała się znów dzieciątka.
Nieszczęśliwa drżała na myśl o tem, że znów stanie się to samo, co i z dwojgiem poprzednich, ale ani uskarżyć się, ani powiedzieć o tem, co się stało i znów stać się może — nie była w stanie.
W dniu urodzin trzeciego dziecka obstawiono potrójną strażą łoże młodej królowej, kilkanastu doktorów pilnowało chorej, a kilka piastunek oczekiwało na mające przyjść na świat niemowlęcia.
Ale niestety! nie pomogła tutaj ostrożność.
Spłynęła w złocistej szacie cudna postać ku łożu królowej, wzięła dziecię z rąk nieszczęśliwej i podczas, gdy wszyscy w sen głęboki popadli, rzekła:
— Smuć się tak, jak ja się smuciłam, gdyś wypuściła słonko z mej komnaty.
To mówiąc, znikła z jej oczu.
Gdy zobaczono, że i trzeciego dziecka niema przy królowej, skazano ją na śmierć. Nie pomogły łzy i prośby jej małżonka.
Piękna, jak anioł, ze łzami w cudnych oczach, wstępowała na stos, gdy naraz na wstędze złocistej spuściła się którzy jej opiekunka.
Przywiodła ku niej dwoje dzieci, trzecie trzymała w ramionach.
— „Odpokutowałaś już dosyć za swe nieposłuszeństwo, — rzekła, — oddaję ci twe dzieci z powrotem i mowę przywracam...“
Uleciała ku błękitom niebios, pozostawiając po tym czynie radość wielką i szczęście na królewskim dworze. Kochano dobrą królowę; nawet matka jej męża polubiła od tego czasu piękną i litościwą synowę.

KONIEC


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Elwira Korotyńska, anonimowy.