Pamiętniki (Pasek)/Rok pański 1662

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Chryzostom Pasek
Tytuł Pamiętniki
Rozdział Rok pański 1662
Redaktor Jan Czubek
Wydawca Polska Akademja Umiejętności
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Rok pański 1662,

daj, Panie Boże, szczęśliwie, zacząłem w Grodnie. Krol też zaraz wyjeżdżał ku Warszawie; więc że to podobno jeszcze non in toto[1] była wygotowana moja ekspedycya, kazał mi za sobą jechać. Tam dopiero dano mi list otworzy[s]ty do miast i miasteczek, żeby mi wszędzie było niebronne pożywienie, quantum satis[2], i do wojewody listy sekretne. Oddano mi przytym draganiej z regimentu pana wojewody do obozu, ktorych pogromiono we Mścibowie; że tam w czymsi zbytkowali, na gwałt uderzono, nasieczono kilkunastu, a do krola ich przyszło ośm[n]aście i z wachmistrzem, prosząc o list do przejechania. Krol tedy rzekł: »Posyłam ja tam towarzysza; więcże idźcie pod jego komendą, a słuchajcie go we wszystkim, kiedyście to tak swowolni, że na was miasta wołają«. Dano tedy kożdemu po taleru bitym na rękę i, kazawszy mię zawołać, krol oddał mi ich, przykazawszy, żebym jako własny ich oficer rządził nimi i karał excessivos[3]. Pod tem tedy moim listem szli, ktory mam i teraz, w ten sens:
»Wszem wobec i kożdemu z osobna, komuby o tym wiedzieć należało, a mianowicie urodzonym i wiernie nam miłym panom starostom, dzierżawcom i administratorom dobr naszych krolewskich, tudzież wojtom, burmistrzom i rajcom po miastach i miasteczkach, wiadomo czyniemy, iż w pewnych naszych interessach posyłamy do wojska, na Białej Rusi in opere belli[4] zostającego, [z ludźmi] urodzonego, nam wiernie i uprzejmie miłego Jana Paska, towarzysza chorągwie wielmożnego pana pojewody ruskiego, aby ich in disciplina militari[5] do samego obozu, gdzie na ten czas zostawać będzie, doprowadził. Jako tedy pomienionemu towarzyszowi, tak i żołnierzom, w jego ostawającym komendzie, aby wszędzie niezbronne było ad sufficientiam[6] pożywienie, rozkazujemy i tak mieć chcemy pod winami na sprzeciwiających się woli naszej krolewskiej opisanemi. Na co dla lepszej wiary pieczęć przycisnąć kazaliśmy i ręką własną podpisujemy się.
Dan w Nowymdworze[7] dnia XXVII miesiąca grudnia r. p. M [1661], panowania krolestw naszych polskiego i szwedzkiego [XII].

(L. S.) Jan Kazimi[e]rz krol«.

Listy zaś dwa, w ktorych mię rekomenduje wojewodzie, te i teraz mam, same oryginały, bom ich po przeczytaniu odebrał od pisarza pana wojewody, ale nie razem pisane, bo się nie zgadzają datą.

»JAN KAZ[I]MI[E]RZ, z Bożej łaski krol polski, wielkie książę litewskie, ruskie, pruskie, mazowieckie, inflanckie, kijowskie, wołyńskie, żmudzkie, smoleńskie, czerniechowskie, a szwedzki, gotski, wandalski dziedziczny krol.
Wielmożny, uprzejmie nam miły!

Iżeśmy z udania[8] mieli w podejrzeniu oddawcę listu tego, jakoby miał jechać do wojska W. Kstwa Litewskiego od wojska koronnego, w związku zostającego, iż jednak evidenter[9] wywiodł się, że do Uprzejmości Waszej prostą kierował drogę, tym chętniej go do Uprzejmości Waszej odsyłamy, zalecając go, abyś chciał jako człowieka w dziele rycerskim toties[10] doświadczonego i w teraźniejszych ciężkich okazyach do nas się garnącego, ochotą swoją amplecti[11]. Kozaka, posłanego od Uprzejmości Waszej oraz i urodzonego Wolskiego, ktory od chana J. Mści przed kilką dni powrocił, zatrzymamy aż do konkluzyej consilii generalis[12], ktorą z PP. Senatorami koronnymi i W. Ks. Litewskiego w Bielsku[13] V. die Ianuarii futuri[14] zaczniemy. Cokolwiek tam concludetur[15], ze wszystkim od nas i od wielebnego w Bogu J. Mści księdza kanclerza koronnego[16] dostateczną będziesz miał wiadomość i o dalszych rzeczach rzetelną informacyą przez tegoż urodzonego Wolskiego albo kozaka dobrego. Zatem Uprzejmości Waszej życzemy od Pana Boga zdrowia et felices rerum successus[17].
Dan w Nowymdworze dnia XXVII. miesiąca grudnia R. P, MDCLXI., panowania krolestw naszych polskiego i szwedzkiego XII.

JAN KAZIMIERZ krol«.

Nie wiemże tedy, czemu nie jeden list, ale dwa pisano, i ten pośledniejszy[18], już trochę szczerzej pisany, a pod inszą datą, lubo mi je razem oddano. Jednak tak suppono[19], że mi to zrazu nie ufali, a potym się namyślili konfidować mi i pisać przeze mnie secretiora[20], już mi ufając doskonale na słowo podobno księdza Piekarskiego. Pisze tedy krol drugi list tak:

JAN KAZ[I]MI[E]RZ, z Bożej łaski etc. jako wyżej.

Wielmożny, uprzejmie nam miły!

Rekolligowawszy się[21], żeby to było taediosum[22]. Uprzejmości Waszej nie wiedzieć ad praesens[23], co urodzony Wolski u chana Jmści sprawił, zdało się nam per litteras brevibus denuntiare[24]. Wielką tedy desideriis nostris[25], ktorą mi deklarował ochotę, a osobliwie chan Jmć i sołtani[26] obadwa, niemniej obiecując nam primo vere[27] wystawić 60.000 ordy. Prusakow zaś będziemy mieli ad minimum[28] 12.000; przyłączywszy do tego inszą, na jaką się zdobyć będziemy mogli, przy nadziei Bożej możemy sobie słuszną formować batalią[29] i jeżeli konfederacya non resipiscet[30], obeść się bez tych buntownikow. De nervo[31] zaś b[elli] in consilio generali constituere[32] nie omieszkiwamy, żeby cum re parata[33] przyjechać na sejm i żeby to negotium[34] inszych jego nie zatrudniało materyj. Caetera fusius[35] przez urodzonego Wolskiego. A teraz powtornie [polecamy pana Paska] Uprzejmości Waszej, [aby] jako wodza i rotmistrza swego wszelkie uznawał respekty, jako ten, ktorego w przeszłych wszystkich okazyach wiadome są Uprzejmości Waszej znaczne odwagi i męstwo. Nam też od ludzi opowiedziane już są wiadome i jawne jego actiones[36], a osobliwie in statu moderno[37] ojczyźnie i Majestatowi naszemu wyświadczyć więcej nie mogł; i w kołach generalnych jako stawał pro aequitate[38], już to nam elucuit[39]. Ktora jego probitas[40], żeby nie miała od nas być zawdzięczona, chyba żeby nam Bog ujął zdrowia! Więc expedit[41], żeby to i insi wiedzieli, jaką się nagradza wdzięcznością tym, ktorzy są bonarum partium[42]. Dobrego zatym Uprzejmości Waszej życzemy od Pana Boga zdrowia et felices successus[43].
Dan w Nowymdworze dnia II. miesiąca stycznia Roku Pańskiego 1662, panowania krolestw naszych polskiego i szwedzkiego [XIII].

JAN KAZIMI[E]RZ krol«.

Intytulacyą pisał mu taką:

»Wielmożnemu Stefanowi Czarnieckiemu, wojewodzie
ziem ruskich, piotrkowskiemu, kowelskiemu,
etc. staroście naszemu, uprzejmie nam miłemu
«.

Odebrawszy tedy ekspedycyą, żegnając krola, znowu mię ścisnął za głowę, mowiąc: »Już[ż]e nam przebaczcie, a bądźcie na sejmie z panem wojewodą i pokażcie się nam; będziemy przecie o was pamiętali«. Ordynowałem zaraz owych ludzi, żeby poszli tym traktem ku Lidzie[44], a prosto jako sierpem cisnął, żebym ich mogł jednym dniem dogonić, choćbym za nimi w tydzień wyjechał. Posłałem z nimi czeladź i konie swoje, co mi były niepotrzebne, a wrociłem się samotrzeć nazad do pana Tyszkiewicza, bom mu był dał parol. Przyjechawszy tam, byłem wdzięcznym gościem; ochota wielka, pijatyka. Byłem tam tydzień. Po tygodniu chcę jechać: nie puszczają. Żeby jednak owi ludzie mieli wiadomość o mnie, posłał gospodarz swego kozaka, przez ktorego dałem im ordynans, żeby przeszedszy na tamtę stronę Białegostoku, wlekli się powolej, poko ja ich nie nagonię, ażeby mi w Lidzie i w Ośmianiy[45] zostawili o sobie wiadomość. Byłem tedy tam i drugi tydzień w owej konwersacyej miłej, w owych komplementach ab invicem[46], obiecując mi rożne promotiones[47], ofiarując mi swoję siostrzenicę, pannę Rudominownę, dziedziczkę, ktora miała substancyej lepiej niżeli na sto tysięcy, tylko że dopiero dziewiąty rok była zaczęła. Z owych tedy nieodmiennych afektow upewnieniem, z owymi eksekracyami[48], ktoby słowa nie dotrzymał, rozjechaliśmy się. Owe zaś wszystkie mowy, jak do senatorow, tak i te przy jego bytności do krola, kazał mi sobie komunikować i przepisać, zostawić; nawet i owę kołową[49] od księdza Piekarskiego przepisał ręką swoją i chował, okrutnie delektując się tym, choć nie było czym tak dalece, i mowiąc: »Choćbyś nic więcej nie miał substancyej nad tę, ktora w głowie, wielka to jest dosyć substancya, na ktorą ja dam siostrzenicę moję«.
Pojechałem tedy, pożegnawszy się cum plenitudine[50] owych szczerych i nieodmiennych afektow, co[raz] wyjeżdżając, to się znowu wracając, jak to zwyczajnie w dobrej przyjaźni bywa. Przyjechałem do Ośmiany, jeszczem nie zastał swoich ludzi i wiadomości o nich. Domyśliłem się jednak, że na żołwiu jadą, będąc ordynansowi i nazbyt posłuszni. Aż trzeciego dnia po mnie przyjechał wachmistrz samotrzeć, quidem[51] to pisać gospod; postrzegszy ich z daleka, kazałem wrot przywrzeć, żeby o mnie nie wiedzieli. Zajechali do burmistrza; fukają, powiedając, że 100 koni pod chorągwią; pokazują krolewski list, mnie dany, gdzie piszą, że »dajemy pod komendę jego ludzi«, a nie specyfikują, jak wiele. Mieszczanie w zgodę, bo też o nich już od tygodnia słyszeli, że się włoczyli po wioskach; pozwolili im złotych 70, piwa beczkę, chleba, mięsa etc. Kazałem tedy gospodarzowi pilnować, kiedy już będą liczyć piniądze, i dawać sobie znać. Wskok tedy zawinęli się, już prowiant na saniach, bo miał minąć miasto, wstydząc się za swoje wojsko. Tu też piniądze mieszczanie składają, a on na drugim końcu stoła pisze do mnie, dając o sobie wiadomość, ktorą tam miał zostawić u burmistrza — a ja we drzwi. Obaczywszy mię, do czapek. Patrzą tedy mieszczanie, dziwują się, już mię tu trzeci dzień w mieście widzą: co to jest? Pytam ja tedy: »Co to za piniądze liczą?« Odpowie: »Nam też to na podkowy pp. mieszczanie ofiarowali z łaski«. Mieszcza[nie] nic nie mowią, a myślą, że to zła taka łaska, kiedy komu obuchem do karku przymierzą. Pytam burmistrza: »Na coście się zgodzili?« Powieda, że »na 70 złotych, piwa beczka, chleba, mięsa; oto już prowiant stoi na saniach«. Dopiero rzekę: Prowiant nasz, piniądze wasze — schowajcie jak swoje. Niemasz teraz gołoledzi ani grudy; nie podbije się koń, bo śnieg po tebinki, droga miękka, nie trzeba podkow«. Mieszczanie za piniądze, do worka z nimi, a pan fiercyk[52] nos zwiesił. Mieszczanie tedy do nog; co mię przedtym nie znali, ani wiązki siana nie przyniesiono, bom też o to i nie mowił — wskok składać się, nosić rożnych rzeczy. Alem tego nie chciał; konie nakarmiwszy, pojechałem, a oni też z ochoty wstawili na sanie barełkę gorzałki w 6 garcy. Poszedłem tedy z nimi powoli, konie dobrze karmiąc. Po wsiach, po miastach, wszędzie dawano jeść i pić, ale piniędzy — Panie zachowaj! — nie kazałem nigdzie wziąć. Tak tedy idąc aż pod Lepel[53], zażywaliśmy pewnie dobrego bytu; gdyby był kożdy podobno miał i dziesięć brzuchow, to było co jeść i pić. O to tylko na mnie narzekał ow oficer, żem piniędzy nigdzie nie dał brać; mowił, że za tym listem mogłbym był wziąć z kilka tysięcy, poko nie dojdziemy do obozu, i namawiał mię na to, pokazując pożytek; alem ja nie pozwolił, bo o moję chodziło reputacyą. Mieli przecie drabi swoje sposoby do nabycia piniędzy: nabrawszy leguminy w jednym miejscu, to ją w drugim przedawali miejscu ludziom.
Jedziemy raz puszczą wielką, aż między lassem duża wieś i słychać tam krzyk, hałas. Wdowa mieszkała we dworze, nie pomnię, jako ją zwano. Przyjeżdżamy bliżej, aż dwor rabują, szlachcianka chodzi, załamuje ręce. Tu troczą na konie, wieprze oprawne[54], połcie, niektorzy fanty[55], bydło na powrozach prowadzą z obory. Rozumiałem, że to jaka egzekucya; nie mięszam się, pomijam wrota; a już też tam w tej wsi miałem stanąć, bo noc zachodziła. Aż owa postrzegłszy (s), wypadnie: »Zmiłuj się, Mości Panie, rabują mię, ubogą sierotę, gorsi Moskwy, gorsi od nieprzyjaciela«. Pytam: »Co to za ludzie?« Powieda, że wolontarze pana Muraszki. Wrocę się tedy na podworze i mowię: »Panowie, nie boicie się Boga? Dworowi szlacheckiemu[56] taką czynicie wiolencyą[57]!« — »A Wści co do tego?« — Rzekę: »Do tego, bom i ja szlachcic!« Potem do niej mowię: »Mścia Pani, każ to Waść odbierać«. Owi: »Nie będziesz odbierał«. Pani chłopom kazała brać: oni do szabel, do strzelby; my też także — po sobie! Wyparowaliśmy ich z podworza; dostało się i temu, i temu po trosze; pod jednym tylko konia zabito, jak dragan między nich strzelił. I z naszych też jednego konia po boku postrzelono, ale niebardzo. Owę zdobycz wszystkę porzucili; chłopi im wzięli kilka koni, alem je kazał wygnać za nimi. Poczęła tedy okrutnie dziękować, wołając: »Święty lud Czarnieckiego, przeklęty sapieżyński!«. Na nocleg tedy stanęliśmy w tejże wsi w jednej gospodzie, bom wiedział, że oni stoją o dwie mili; z hultajstwem sprawa, żeby się mścić nie chcieli. A jeszcze w ten czas związkowym byliśmy tak mili jako jeż psu, co go chce zjeść, a ukusić go nie może. Kilku ich wzięło paragrafy[58] słuszne: supponebam[59], że będą myśleli coś o zemście, i tak się stało.
Wdowka nieboga przysłała, co dom miał, gorzałek, piw. Pili tedy dragani, a my z wachmistrzem[60], bo był w saniach [napitek]. Zapiał kur drugi, daliśmy szylwachtow. Aż owi idą, 300 koni. Obaczył ich szylwacht zdaleka po śniegu, zakołatał w okno: »Wstawajcie Wść, mamy gości«. Przymkną się bliżej, woła: »Werdo?« Odpowiedzą: »Będziesz miał wnet werdo, taki[61] synu!« Nie mieli dragani prochu; dałem ja i kazałem zaraz ponabijać muszkiety. A kul znowu nie było, tylko ja miałem trochę, to wbiło się w swoję strzelbę i owym też udzieliłem, co mogło być. Gdy się tedy zbliżają, woła szylwacht: »Nie następuj, bo strzelę!« Wyszedł wachmistrz i pyta: »Czego chcecie?« — »Trzeba by nam się uskarżyć o wczorajszy eksces, co tu naszych pobito. Kto tu jest starszym«. Powiedział wachmistrz: »Ja starszy, bo mi już lat 45, a insi wszyscy młodsi«. — »To żart« — odpowiedzą — »ale kto tu ma komendę?« Powiedział tedy, że jest w izbie. Rzeką: »Puścież nas tam do niego«. Powie: »Puściemy, byle nie kupą, bo to na skargę nie tak jeżdżą«. — »Puśćcie nas z dziesięć koni«. Odpowiedział: »By i dwadzieścia«. Przyjechało ich tedy 15 koni; pistolety jedne za pasem, drugie w olstrach. Zaraz, jak wjechali, kazałem stanąć we wrotach, drudzy w paradzie[62] u drzwi stoją, konie już kulbaczone. Wchodzą do izby: »Czołem«. — »Czołem«. Pyta mię tedy: »J–oMść pan pułkownik dowiaduje się, co to za ludzie, skąd i dokąd idą, i dlaczego wczora porabowali i posiekli żołnierzow jego pułku?« Pytam ja: »Niechże wprzod wiem, ktory J–oMść pan pułkownik?« Powiedział: »J–oMść pan Muraszka«; a drudzy sapają, zgrzytają gębami, wąsy ciągną, gryzą. A tu 300 koni dokoła chałupę obskoczyli, wołając: »Stojcie jeno, regalistowie[63]: wnet tu was powiążemy jako baranow«. Odpowiedam tedy: »Czując się być żołnierzem in servitio[64] Rzpltej i w kompucie[65] wojska zostawającym, niebardzoby mi należało wywodzić się J–oMści panu pułkownikowi, jako do tych rzeczy mniej należącemu, skąd i dokąd idę; ale żem się nie powinien wstydzić za moje akcye i przed całym światem, z tej racyej i dziadowi, w Imię Boże biorącemu, powiedzieć pytającemu i sprawić się, dokąd idę, nie gotowym denegare[66]; pogotowiuż W. MM. Panom, jako zacnym żołnierzom, ktorych rowno z nami w przeszłych okazyach będących widziałem, gotow to uczynić«. Żem to wymowił jedno łacińskie słowo denegare, ozwał się jeden: »Mści Panie, nie po łacińsku jeno z nami, bo to tu z prostymi żołnierzami sprawa«. Odpowiem: »Widzę ja, żeś Wść prosty żołnierz; ale ja wywiodę się i prostemu po prostu i krzywemu, jako będzie chciał». A tym czasem rzekę do wachmistrza: »Dajcie, panie, tamten papier, co go macie przy sobie«. Dobędzie z kieszeni; podam mu, czyta, a przeczytawszy pyta: »A nacoście poszarpali naszę czatę i kilku towarzyszow obcięli?« Odpowiem: »Bo to nie moda w swojej ojczyźnie, a osobliwie stojąc na konsystencyej, dwory szlacheckie rabować; co my widząc, rozumieliśmy, że to Moskwa czyni. A żem się ja sprawił, tego też i po was potrzebuję: niech wiem, co za interes, albo raczej pretensyą macie do Rzpltej; bywszy wolontarzami żadnych u niej zasług nie mając, a poszliście do konfederacyej i jeszcze dwory szlacheckie najeżdżacie i rabujecie; a to druga, dlaczego mię nocnym sposobem najeżdżacie i podobno rabować chcecie?« Rzecze tenże starszy: »Boś tego godzien«. A ja też, zrozumiawszy, że to już pokorą nie wskoramy, ale racyami trzeba narabiać żelaznymi, jakem trzymał obuch w rękach, tak go też zaraz przeżegnam w piersi mocno: upadł pod ławę. W tymże zaraz momencie dali ognia dwaj z pistoletow do nas z wachmistrzem. Przestrzelili wachmistrzowi suknią, a mnie Pan Bog zachował, a podobno z tej racyej, żem się schylił po pistolet na ziemię, ktory mi upadł z zapasia w ten czas, kiedy owego uderzyłem wolontarza. Dopieroż w nich w Bożą godzinę! Połowa ich zostało w izbie, a połowa wypadło do sieni. Dopieroż rozdawać my w izbie tym, a tamtym zaś drudzy w sieni. Jeden dragan miał okrutny berdysz moskiewski; tym berdyszem owych tamtych, co z izby uciekali, popłatał. Jak prędko tedy owa kupa usłyszeli w izbie strzelanie, tak prędko skoczyli obces na chałupę; dadzą ognia do siebie, wytrzymaliż nasi we wrotach. Trzej tylko dragani strzelili: spadło tamtych z koni dwoch, naszego też jednego postrzelono w szyję. My też tu, owych uspokoiwszy, przywarliśmy ich w izbie. Ci też, co byli w sieniach, oberwawszy, co kto mogł dostać, chyłkiem po zapłociu pouciekali od koni; a owa kupa odsunąwszy się, jak na stajanie, poczną wołać: »Sam[67] jeno, sam, w pole jeno, w pole!« Ozwę się: »Poczekajcie: i to być może«. Wrociwszy się do izby, kazałem owych powiązać, oddałem ich gospodarzowi, oddałem i sani dwoje, przykazawszy: »Wara, chłopie, szyja twoja w tym, jak tu co zginie, bo tu skarb krolewski na tych jest saniach, gdyż piniądze dla wojska wiozę«. Owi się modlą, narzekają: »Bog nas skarał; posłano nas kogo wiązać, a nas samych kręptują«. Wynidę na podworze, co czynić: wyjechać do nich czyli nie? Jedni radzą, drudzy odwodzą, a najbardziej krewny moj, Chlebowski, że »to kupa wielka, nie wytrzymamy«. Wachmistrz też mowi: »Wyglądamy, czy nam też da jaki sukurs ta pani, cośmy się za jej krzywdę ujęli, albo chłopom każe; nic nie widać«. Jużeśmy się tedy mieli oganiać defensive[68] od owej chałupy; aż kiedy widziemy, że snopy zwożą, zapalają i już je ciskać na chałupę chcą, zawołam: »Nie turbujcie się, odważni kawalerowie: będziecie nas tam mieli wnet; dla nas ludziom szkody nie czyńcie«. A już też dnieje; wymunderowawszy się[69] tedy, dragani na ich konie dobre powsiadali, swoje podlejsze na podworzu zostawili, nafassowali[70] muszkiety, czym kto mogł, kamykami, hufnalami, bo kul nie było; u owych tylko kilku powiązanych pożywili się w ładunki, co mogli znaleźć w ładownicach. Ów postrzelony jęczy przede wroty, przewraca się, bo go w kolano niejaki Jankowski, dragan, postrzelił hufnalami, a drugiego w tenże czas postrzelonego uprowadzili z sobą owa kupa.
Wołam tedy: »Ej, panowie, jedźc[i]e sobie, zaniechajcie nas!« — »O, nie może być, taki synu! Nie durno się nam tu wymkniesz, wykurzemy cię tu, jak jaźwca[71] z jamy«. Rzecze wachmistrz: »Jak nas będziecie infestować[72], pierwej wam pościnamy tych, co sam leżą związani«. Odpowiedzą: »Już my tamtych odżałowali; ale i ty nie woskrośniesz[73], pohański synu!« A zatym zaraz poczną się zmykać pod chałupę z ogniem: »Wychodźcież, pogańscy synowie, bo się dla was dostanie i ludziom ubogiem«. Odpowiem: »Zaraz, zaraz, moi mościwi panowie«. Idziemy tedy w tropie[74] dwadzieścia kilku ludzi, rachując i z swoją czeladzią, kolano z kolanem; a kazałem, jeżeliby nas obtoczyli, zaraz obrocić się zadniemu szeregowi frontem do nich, a plecami do przedniego szeregu, a nie strzelać, tylko po dwoch, po trzech, kiedy ja każę albo wachmistrz, ktory zadniem szeregiem ordynował, a ja pierwszym. Wachmistrz siedzi na szumnym dereszowatym kałmuku, od nich zdobycznym, rzuca się pod nim, jako cyga[75], a swego oddał pod dragana; strzelby mamy dosyć, bo i od owych więźniow nabrali. Jenośmy tylko odeszli od owej gospody, nie było stajania, umknęli się nam zrazu, a potym tak się stało, jakom mowił: poczęli nas miesiącem zajeżdżać dlatego, żeby nam tył wziąć. Jak blisko już byli, zawołałem na swoich: »Alt!« Obrocił się zadni szereg plecami do przedniego. Wtem oni, okrzyk uczyniwszy, hostiliter[76] skoczą na nas, dadzą ognia gęsto z pistoletow i bandeletow, natrą blisko, szereg na szereg; zaraz ja z obudwu pistoletow wraz dam ognia, bom miał trzeci za pasem i guldynkę[77] na sobie; moi też dragani trzy czy cztery razem z ramienia mego dalej dadzą z muszkietow. Ten, co się ze mną zwarł, uchwycił się łęku, znać że był postrzelony; dragan się wysunąwszy, ciąn szablą w kark, spadł (powiedali, że to był znaczny Litwin, Szemet niejaki, paniątko; ociec się na niego gniewał, iż [z] wolontarzami służył), a moj też jeden dragan z przedniego szeregu o ziemię; konia pod nim w bok zabito. Skorom zobaczył, że dragan wstaje, rzędem! Odsuną się trochę, a potem, jak znowu do nas! Ten Jankowski miał muszkiet z rurą srogą; jak pluśnie owymi hufnalami, znowu ich popstrzył; jaki taki stęknie. Tam też od zadniego szeregu wzięło ich kilku. Widzą, że nas rozerwać nie mogą, poczną wołać: »Wroćcie nam naszych, jechał was pies z ostatkiem«. Odpowie wachmistrz: »Coż wam po nich, kiedy głow nie mają?« Skocząż na nas trzeci raz, ale już z daleka poczęli strzelać, nie nacierali blisko. My też radzi; postąpiwszy się do nich, dają moi ognia po dwoch, a drudzy nabijają; oni zaś ustępują potrosze. Nagnaliśmy ich na ogrody, płoty gęste; nuż się łamać, my też natrzemy, w nogi! Przełamali jeden płot, do drugiego. A był las zaraz za ogrodami; do lassa przez płoty, konie zostawiwszy. Dopiero nasza dobra; nie kazałem gonić, tylko na płotach złapano kilku; postrzeloni zostali i zabitych dwoch. Moich też draganow postrzelono trzech, czeladnika mego i mnie trochę śluzem w lewy ud, alem tego nie czuł, aż po wszystkim; koni jednak naszych postrzelono 6, a zabito 2, ale na to miejsce było w czem wybrać. Urzędniczysko potym owej paniej przylazło z muszkieciskim, co sarny strzela; takci dał mi na drogę męcherzynę[78] prochu i kul. Owych tedy powiązanych trzech starczyzny wziąwszy, kazałem drugich kańczugami ociąć, żeby pamiętali Czarnieczczykow; a przytem dragani porozbierali ich do naga i pognali do lassa za drugimi w śnieg srogi. Przebrakowawszy tedy koni 40 co lepszych i owych trzech wziąwszy z sobą, poszedłem. Kulbak, strzelby nabrali, co aż saniom ciężko było. Insze konie i te nasze, cośmy na miejscu lepszych pozostawiali na rubaszyństwo[79], oddałem urzędnikowi i chłopom, i owe, co się po ogrodach poniewierały, kazałem urzędnikowi, aby pobrał, bo ich bardzo niewiele na koniach uszło, żeby na nasz karb kto inszy nie obłowił się. Poszedłem tedy i nie popasałem aż w Żodziszkach[80]. Że tedy owych koni i na powod nasi nabrali, drugi dragon i trzech prowadził, rekolligowałem się[81], że to trzeba oddać, bo to lubo nieprzyjaciel, ale nie nieprzyjaciel. Wachmistrz mowi, żeby nie oddawać; alem ja powiedział, że o moję chodzi reputacyą; nie mogło to być. Conclusum[82] tedy, żeby sobie co najlepsze dragani pobrali, a swoje na to miejsce oddali ad complementum[83]; moi też czeladź wzięli dwoch, a swoje w komput. Grodowego tedy miasta nie było, bo do Ośmiany nazad się było trzeba wracać; oddawszy je w Naroczu[84], przed księgami miejsckiemi protestowawszy się, że nam hultaje jacyś zastąpili, rozbić chcieli, a toż ich trzech prezentujemy. Oni też prosili, przysiągali, że się tego nikt upominać nie będzie, biorąc to na się u ksiąg recognoverunt[85], jak na dobrowolnych konfessatach[86], że tak jest, że nas najechali, zrabować i powiązać chcieli; ktorą ich oris confessionem[87] z pieczęcią miejscką i attestacyami[88] burmistrzow[89] i całego urzędu wziąłem, ich tam przy owym stadzie zostawiwszy, na rozjeznym samych popoiwszy i konie im własne, o ktore prosili, oddawszy. A było też oprocz tego w czym wybrać. Wachmistrz jednak owego deresza wziął, przedał go potem kapitanowi Gorzkowskiemu za 340 złotych, ale bardzo mało; powiedali, że to był od Moskwy zdobyczny.
Poszedłem tedy ku Leplowi, gdzie obozem stał wojewoda, tym traktem na Dokszyce[90], Dolcze[91] i dalej. Żem tedy powolej szedł i owdzie u Tyszkiewicza zabawiłem się dwie niedzieli, wyprawił krol do wojewody księdza Piekarskiego, co miał Wolskiego wyprawić, bo Wolskiego znowu był na odwrot posłał do chana. Ksiądz wyminął mię i pierwej niżeli ja, przyjechał do wojewody. Wojewoda, list krolewski przeczytawszy, w ktorym tam piszą, że »jakośmy w tamtym liście namienili, przez pana Paska posłanym«, rzecze: »A jam pana Paska i na oko nie widział«. Ksiądz w strach: »A dla Boga, pojechał tu tak dawno i ludzi mu dał krol w komendę tych a tych«. W trwogę znowu o mnie; druga suspicya[92]: »To właśnie zdrajca do związku pojechał z tej ofensy[93], co go tam potkała. Będą tam mieli co w związku czytać, a osobliwie, co sam krol pisał swoją ręką. Jako ja i oczy krolowi pokażę?« I spać ksiądz nie mogł. Skoro nazajutrz, jeno co wstali od obiadu, stoją z Matczyńskiem[94], z Mężyńskiem[95], z Niezabitowskiem[96], wojewoda mowi: »Ej, przecięć on tego nie uczynił, ponieważ już do mnie się zapuścił i wzgardziwszy dobrowolnie związkiem; ato mają się dobrze, konie pasą, a powoli idą, wszędzie im chleba za listem krolewskim [dają dość]«. A ja we drzwi. Dopieroż radość: »Owoż jest!« Obejrzy się wojewoda. »O desiderabilis«[97] — ścisnął mię za ramiona — »umorzyłbyś był frasunkiem wujaszka[98], gdybyś jeszcze był dziś nie przyjechał; dziękujęż ci za kandor[99], ktoryś wyświadczył przeciwko ojczyźnie i mnie też tobie życzliwemu. Odwdzięczemy też to tobie. Milszy mnie teraz jeden towarzysz, ktory przy mnie stawa, niżeli cała chorągiew. A ludzie kędy?« Powiedziałem, że »są tu«. Wyszedł ze drzwi, spojrzawszy na konie: »A to co? gdzie tak dobrych koni nabrali?« Powiedziałem zrazu, że potkałem się z Chowańskim, daliśmy mu pole, znieśliśmy i zdobycz mamy; a potym i prawdę powiedziałem, jako właśnie było. Zrazu niepodobne mu się rzeczy widziały; alem (s) jakom pokazał owe ich confessata authentica[100], że sami przyznali, że ich 300 koni było, cudował się wielkim cudem, że kilkanaście ludzi wytrzymało tak wielkiej kupie. Mnie dziękował, a do wachmistrza rzekł: »Kazałbym was był powieśsić za to, coście we Mścibowie narobili hałasow; ale wam teraz odpuszczam winę dla tej okazyej, żeście się nie dali skonfundować; ale to podobno bardziej przywojcą[101] się stało niżeli waszą rezolucyją[102]. Ale żeście na dobrych koniach przyjechali, pierwej was też barwa[103] dojdzie niżeli inszych«.
Że tedy sejm warszawski następował, pisał krol przez księdza Piekarskiego, żeby się wojewoda zemknął z ludźmi ku granicy polskiej; co gdy uczynić intendit[104] i już się ruszył z pod Lepla, aż na trzecim, zda mi się, noclegu, przychodzi do niego od cara posłannik, taką denuntiando[105] intencyą, że chce posłać na sejm posłów swoich względem traktatów inter gentes[106], tylko że się ich boi wysłać za granicę, żeby ich jaka nie potkała konfuzyja od wojska, w nieposłuszeństwie ad praesens[107] zostającego; prosi wojewody, żeby przystawa[108] swego posłał za granicę, ktoryby ich prowadził aż do boku krola JMści.
Wojewoda tedy po mnie posyła i mowi: »Panie bracie, pisał krol J–oMść do mnie i w pierwszych, i w powtornych listach, żebym tu Wci wyświadczył wdzięczność, w czym i ja sam postrzegam się, że za taki uczynek należy wszelaka rekompensa[109]; o czym bardziejby należało [pomyślić] K. J. Mci, bo ja tej rekompensy uczynić nie mogę, co krol. Starostwa nie dam, ani tenuty[110], bo to nie w mojej dyspozycyej, ale jednak czym mogę zawdzięczyć pro posse meo[111], tego nie zaniedbam. Teraz tedy naprędce, co może być z honorem i z jakimkolwiek pożytkiem, nie wymawiaj się Wść. Przysłał do mnie car J–oMść, żebym posłał przystawa swego za granicę posłom jego na sejm idącym; życzę tedy, [aby]ś się Wść tego podjął, ale trzeba do Wiaźmi[112] jechać«. Odpowiem: »Moj Dobrodzieju, WM. MPana jest wokacya[113] rozkazać, mnie jest wypełnić kożde WM. MPana, jako szafarza krwie mojej, rozkazanie. Nietylko do Wiaźmi, ale i do Astrachanu gotow jechać za ordynansem WM. MPana i Dobrodzieja. Dalsza droga za Baltyckie morze, a po staremu i stamtąd wrociłem się z łaski Bożej zdrowo, za szczęśliwą WM. MPana dyrekcyą«. Rzecze: »Dobrze, dam Wci semenow kilkadziesiąt, każę napisać ekspedycyą; jed[ź]że Wść z Panem Bogiem jutro jako najraniej!« Zawoławszy Piwnickiego, kazał mu ekspedycyą pisać. Poszedłem ja do czeladzi i mowię: »Karmić konie dobrze, bo jutro pojdą w drogę niedaleko, tylko do Moskwy«. Aż rzecze czeladnik: »Toć już po chwili pojedziemy i do Rzymu«. Rzekę: »Coż czynić, kiedy starszych taka wola? Bądźcie gotowi«. Sporządzamy się tedy, aż bieży Wilkowski pokojowy: »J–oMść pan wojewoda prosi«. Przyjdę, aż on mowi: »Panie bracie, miałem tu wielkie modlitwy o tę funkcyą; byli tu u mnie pan Żerosławski i pan Niegoszowski, prosząc mię o to, żebym ich tam posłał; przyczyniał się za nimi pan Niezabitowski. Nie zdało mi się irytować starych żołnierzow, alem powiedział, żem to już deklarował panu Paskowi i nie godzi mi się słowa odmieniać, bo i krol za nim do mnie już dwa razy pisał, żeby go tu honorować za jego poczciwość; ale jeżeli tego dobrowolnie ustąpi, per me licet[114]«. Odpowiedziałem, że »ja wolą WMci Pana Dobrodzieja pełnić gotow, ktorej trzymając się, nie zda mi się [dać sobie] w tem palmam praecipere[115]. Mogę też i ja tak piastować honor WM. MPana Dobrodzieja, jako i najstarszy żołnierz«. Rzecze: »Dobrze«. Posłał do Piwnickiego, żeby jako najprędzej ekspedycyą podał do podpisu, a ja poszedłem do koni. Tam zastałem owych katanow[116]; nuż ze mną w traktat, żebym tego ustąpił, targiem; tedy daje mi Żerosławski 100 bitych talerow. Pozwoliłem. Poszli owi po piniądze. Ja myślę sobie, że to i droga daleka i trudna musi być funkcya; nie wiadomo mi jest, co też to może uczynić za pożytek, a tu dobra kaczka, nie brodząc[117], wziąć 100 talerow za nic. Znowu myślę, że to coś ma być niezłego, kiedy się tego tak bardzo napierają i dokupują. Idę do Piwnickiego i powiedam mu to. Aż Piwnicki: »A coż to Wść żartujesz? Dy to ta funkcya tysiącami pachnie i z wielką sławą; nie czyń Waszeć tego, bo i wojewodzie będzie niemiło, kiedy Wść jego pogardzisz promocyą«. Ja też prosiwszy Piwnickiego, żeby coprędzej skończył a zaniosł do podpisu, schowałem się im. Przyszli z piniądzmi, pytają: »Gdzie pan?« — »Nie wiem; poszedł z jakiemsi kapitanem«. Szukają mię po chorągwiach: niemasz. Wieczorem przyjdę do Piwnickiego; powieda, że »już popodpisował wojewoda i ma to tam u siebie. Ale tam znowu byli u wojewody konkurenci, i pan Tetwin, i Niezabitowski za nim[i] przyczyniał się; ale wojewoda powiedział, że już oddał Wści ekspedycyą, podpisawszy«. Idę do wojewody, a posłałem przodem chłopca, jeżeli ich tam nie masz, żeby mię już nie turbowali. Wnidę, a on już tylko w kaftaniku; spytał: »Kto to tam?« Widzianemu rzecze: »A gdzież Wść bywasz? Posyłałem tam do Wści, a nie zastano«. I powieda toż, co i Piwnicki; a wtym oddał mi owe papiery. Jeden list przejeździ[118] za granicę, kiedym po posłow jechał, drugi pod tąż datą oddał mi, żebym ten pokazował, wyprowadziwszy już posłow inter viscera Regni[119], a tamten, ktory należał za granicę, żebym schował. Ktore obadwa mam i dotąd. Jest tedy pierwszy w ten sens:

»Stefan na Czarncy i Tykocinie[120] Czarniecki, wojewoda ziem ruskich, generał wojska J–o K. Mści, piotrkowski, kowelski, ratyński starosta.

Wiadomo czynię, komuby to wiedzieć należało, mianowicie Ich Mościom stanu rycerskiego, ktoregokolwiek narodu i jakiejkolwiek preeminencyej[121] i godności albo urzędu będącym, MM. Panom i Braci zaleciwszy usługi moje, tudzież w miastach, miasteczkach burmistrzom, wojtom, rajcom i wszystkiemu pospolstwu, iż akomodując się desideriis[122] cara J–oMci, posyłam obviam[123] do K. J–oMci i Rzpltej wyprawionym posłannikom konwoj i przystawa, towarzysza wojska regimentu mego, pana Paska, ktory gdziekolwiek z pomienionymi cara J–oMści potka się posłannikami, owych jako najprościejszym traktem do wojska mego regimentu przyprowadzić ma, skąd albo tenże konfirmowany, albo inszy przystaw do samego miejsca przydany im będzie. Aby tedy jako ci niebronne mieli sobie pożywienie, tak dla posłanników, (granicę przeszedszy), suppedytowane[124] według zwyczaju podwody, sama wyciąga Rzpltej potrzeba i ja moję addo[125] instancyą. Skrypt ten własnej ręki podpisem i pieczęci przyciśnieniem stwierdzam.

Datum w Kojdanowie[126] die 1–ma Februarii, anno 1662.

Stefan Czarniecki, wojewoda ruski«.

Ten list za powroceniem nazad za granicę z posłami zaraz mi kazał schować, a pokazować ten inszy, ktory niżej subiungam[127], a to dlatego, że chodziło o urazę hetmanow i narodu litewskiego, ktorych to jest muneris de lege[128] posłow moskiewskich przyjmować i prowadzić aż do Narwie, a od Narwie dopiero ich koronny przystaw powinien odbierać. Tak tedy rzeczy akomodował[129], żeby to znaczyło się, że ich przyjmował nie z umysłu, ale z trafunku, potkawszy się z niemi w drodze. Pisze tedy drugi list w ten sens:

»Stefan na Czarncej i Tykocinie Czarniecki, wojewoda ziem ruskich, generał wojska J–o K. Mści, piotrkowski, kowelski, ratyński starosta.

Wiadomo czynię, komuby to wiedzieć należało, Ich Mściom mianowicie stanu rycerskiego, jakiejkolwiek preeminencyej i godności albo urzędu będący[m] WM. MPanom i Braci zaleciwszy usługi moje, tudzież w miastach, w miasteczkach burmistrzom, wojtom, rajcom i wszystkiemu pospolstwu: iż gdy posłannikowie carscy, Ofanasy Iwanowicz Nestorow i Iwan Polikarpowicz djak, jadą wyprawieni do J–o K. Mści w pilnych potrzebach i sprawach, aby się tym prędzej w swojej pośpieszali drodze, przydałem konwoj i przystawa, towarzysza wojskowego, pana Paska; aby tedy jako ci mieli niebronne sobie pożywienie, tak dla tych posłannikow suppedytowane podwody, sama wyciąga Rzpltej potrzeba i ja moje addo[130] instancyą. Skrypt ten własnej ręki podpisem i pieczęci przyciśnieniem stwierdzam.

Datum w Kojdanowie die 12 Februarii, 1662 anno.

Stefan Czarniecki, wojewoda ruski«.

Żeby jednak i hetmanowi należytą uczynił ceremonią, daje mi list do niego, w ktorym to pisze, że na trakcie tych posłow potkał i przystawa przydał, a inszego ze Szkłowa nazad odprawił; ktory przystaw nie był i oni w Szkłowie nie byli, byle to tylko ceremonią zachować. A informował mię, żeby mu listu tego nie oddawać, choćbym tu o nim dopytał się w ktorej głęboko [w] Litwie majętności albo w Lachowicach albo gdzie, ale tam gdzie blisko Narwie w ktorejkolwiek jego majętności oddać list podstarościemu[131] lubo ekonomowi, byle go tylko kiedyżkolwiek doszedł. Ktory list spisany jest w ten sens:
Jaśnie Wielmożny Mści Panie Wojewodo Wileński, moj wielce Mści Panie i Bracie!

W mińskiem trakcie z posłannikiem carskim, do J–o K. Mści wyprawionym, Ofanasym Iwanowiczem Nestorowem zjechawszy się, konwoj z Szkłowa przydany i przystawa nazad ekspedyowałem. Ażeby tym prędzej do J–o K. Mści pośpieszył z Uryszka, regimentu mojego przydałem mu towarzysza, pana Paska, przez ktorego to moje WM. MPanu prezentuję odezwanie, nie chcąc w tym deesse[132], co funkcyej hetmańskiej et auctoritati[133] WMM. Pana debetur[134], abym nie miał oznajmieć, gdyż każdego posłannika inter confinia[135] Rzpltej wchodzącego przechod concernit notitiam[136] WM. MPana. Jeżeli tedy destynowany[137] ode mnie żołnierz ad praefixum[138] samej J–o K. Mści osoby locum[139] temu posłannikowi ma assistere[140] albo od WM. MPana będzie mu przydany przystaw, subsit[141] samego WM. MPana woli. Białoruskie kraje i granice in contiguitate[142] z nieprzyjacielem zostawające, że są od wojsk W. Ks. Litewskiego opuszczone, incumbit[143], abyś WM. MPan raczył consulere[144], jakoby w nich (gdy się już mocnić począł) nieprzyjaciel cum sua no[n] saeviat hostilitate[145]. Ja z infanteryą w polu, bez kawaleryej, nic począć nie mogąc, od tej, ktorą serio promoveram in hosticum[146], supersedować[147] musiałem imprezy, lubo arma[148] J–o K. Mci in hostico ostentare[149] życzyłem, kiedy omni zostałem destitutus succursu[150] w ochoczej mojej pro Republica[151] intencyej. To tedy doniosszy, samego siebie z moją usługą WM. MPana na ten czas oddaję łasce.

WM. MPana cale życzliwy brat i sługa powolny
W Kojdanowie.

Stefan Czarniecki, wda ruski«.

List tedy, do hetmana pisany, tak mi się zdarzyło, żem samemu oddawał hetmanowi[152], ale już blisko Narwie czy 6, czy 7 tylko mil. Wdzięcznie to przyjął, na list odpisał, mnie traktował (o czym będzie niżej). O ten zaś list, co od Czarnieckiego, prosiłem, żeby mi go kazał oddać, powiedając, że te i podobne okazye chowam sobie, aby maneant posteritati pro testimoniis vitae meae[153]. Zaraz kazał zawołać pisarza i list mi oddał, spytawszy: »To Wść i ten ode mnie respons schowasz?« Odpowiedziałem: »Pewnie tak, bo ten mam zwyczaj, żeby synkowie widzieli, jeżeli mi ich P. Bog obiecał, żem florem aetatis[154] nie na prożnowaniu stracił i w tych bywałem, jako szlachcicowi należy, okazyach«. (O czym niżej). Teraz wracam się do tego terminu, od ktorego [przez] tych listow essentiam[155] odstąpiłem.
Skoro mi już wojewoda oddał papiery, rzecze: »Jużem ja Wści ludzi 40 dobrych naznaczył; jedź Wść jako najraniej, a nie daj się Wść ujmować błazeństwem, bo Wść przy tej funkcyej możesz więcej wziąć, niżelibyś był wziął w związku. A sława sama za co stoi? A krol co rzecze, kiedy mu Wść będziesz często stał na oczach? Musi sobie przypominać, co Wści winien za wdzięczność. I ja też kołatać nie zaniedbam, jak — da Pan Bog — przyjadę do Warszawy. A teraz idź Wść spać, a napij się Wść wprzod! Co Wść wolisz: petercyment, czy miod dobry?« Powiedziałem, że wolę miod, bom wiedział, że dobry bardzo [miał]. Rzecze on: »Dobrze; i ja też miod piję, bo mi się bardzo udał«. Pił tedy do mnie, wypiłem; drugi kuszyk[156] — wypiłem i ten. Informuje mię tedy: »Tak postępuj — rzecze — wypijże i trzeci na owę kuklę koldyńską[157]«, bo mi ją zawsze przypominał. Powiedam tedy mu dobrą noc; rzecze: »Nie jedliście, panie bracie: po wieczerzejeście przyszli«. Powiem: »Będę jadł u siebie«. Poszedłem, a Żerosławski siedzi u mnie, talerow worek leży przed nim. Obaczywszy go, uczyniłem się pijanym, lubom ci był i trochę podpił, bom wypił trzy kuszyki śrebrne, a było w jednym więcej niż kwarta, miod zaś smaczny. Pocznie do mnie mowić w tej materyej, a ja mowię: »Radem ci«. On mowi, że »według słowa przyszedłem z piniądzmi«. A ja mowię: »Nalej!« On mowi: »Każ Wść odliczyć piniądze«. A ja mowię: »Dobre zdrowie!« Skosztuje miodu: »Skąd to miod«? Powiem: »Z beczki«. Rzecze: »A wojewodzin to miod«? Powiem: »Moj a twoj, co go pijemy«. Spyta: »Już Wść odebrał ekspedycyą?« Ja mowię: »Proszę za nią. Dawaj jeść!« Widzi, że sprawy ze mną nie dojdzie, rzecze: »To to już podobno de mane consilium[158]«. Nuż pić. Upił się tak owym garcem miodu, że tylko na ramionach czeladzi wisiał, idąc ode mnie. Jam też sobie folgował, a on też się temu nie przeciwił, sądząc mię być bardzo pijanym.
Nazajutrz wstałem ranusieńko, konie podkulbaczono, pojechałem do wojewody; dopi[e]roć informował mię lepiej. Semenowie też przyjechali. Przykazuje im, żeby mię słuchali, żeby się trzeźwo chowali, a nie robili hałassow. Jużem tedy pożegnał, wsiadłem na konia, a Żerosławski leci, zadyszał się; nuż koło mnie: »Ustąpże mi tego, rzekłeś słowo: bierz sto bitych«. Rzekę: »Moj panie bracie, nie czyńże mię Wść błaznem: jużci z konia zsiadać nie będę«. Rzecze: »Dam się pociągnąć[159]«. — »Ba, choćbyś się Wść kazał nie tylko ciągnąć[160], ale i na dwoje rozerwać, to z tego nic nie będzie«.
Pojechałem tedy traktem na Smołowicze[161]. Posłow nie zastałem, dano mi tedy stancyą piękną u Moskala dostatniego. Gospodarz sam tylko sporządza, uwija się, gospodyniej nie obaczysz; jeść gotują, prowiantow dano dosyć i od ryb, i od miąs. Mieszkałem tam cztery dni, poko posłowie nie nadjechali, a gospodyniej nie widziałem, bo tam oni żony tak chowają, że jej słońce nie dojdzie; wielką niewolą cierpią żony i ustawiczne więzienie.
Przyjechali tedy porządkiem dobrym, pięknie: Ofanasy Iwanowicz Nestorow, wielki stolnik carski, człowiek familiej starennej moskiewski[ej], drugi z nim, niby to secretarius legationis[162], Iwan Polikarpowicz djak, syn tego stolnika, młody Michajło, bojarow kilkanaście i inszych drobniejszych, circiter[163] wszystkich 60 i coś oprocz wozowych ludzi; wozow samych z leguminą i towarami 40.
Powitaliśmy się tedy z wielką wdzięcznością[164]. Nazajutrz bankiet carski miał być; przyszedł do mnie wieczorem Michajło Ofanasowicz, syn tego stolnika, i drugi z nim bojarzyn z oracyą:
»Car, ossudar wieliki Biłoje[j] i Czornyjej Rusi samoderż[c]a i obladatel, tebe ster pryjatela swoiho prosit zajutra na biłłużyne koleno i na lebedyje huzno[165]«.
Nie wiedząc ja tej ich polityki, markotno mi było; myślę sobie, co za moda zapraszać kogo na kolano i na dupę, a jeszczem nie wiedział, co to jest ta biłługa. Jużem chciał wymowić: »Niechże to huzno sam zje«; potem zatrzymałem się. Nemo sapiens, nisi patiens[166]. Odpowiedziałem, żem wdzięczen jest tej cara J–o Mści łaski, że mię do bankietu swego wzywać raczy, aleć ja, jako prosty żołnierz, nierad się specyałami pasę; lubo się stawię, ale znajdę ja tam co inszego zjeść, a te specyały tak znamienite zlecam panom posłom. Tłomacz postrzegwszy, żem się ja na to zmarszczył, rzecze: »WM. Pan tym się nie turbuj, bo to jest zwyczaj narodu taki, że jako u Wściow zapraszają na sztukę mięsa, choć tam będzie i jarząbek i tak wiele zwierzyny, tak u nas na lebedyje huzno, choć będzie przy tym wiele potraw, a kiedy już oboje wymienią: lebedyje huzno i biłłużyne kolano, to to znaczy walny bankiet«. Spytałem tedy: »Coż to za biłługa, co to ma tak specyalne kolana?« Powiedział, że to jest to ryba wielka z rzeki, ktora ma w sobie jedno miejsce przy skrzeli tak smaku dobrego, jako żadna ryba nie jest smaczna, sama zaś wszystka jest tego smaku, co jesiotr, a że ta sztuka, ktorą z ryby wyrzynają, jest okrągła i tak ją dają na stoł okrągłą, dlatego ją nazwano kolanem. Pytałem i o to, czemu na huzno zapraszają, czemu nie na głowę albo na skrzydło, lub na piersi? Powiedział, że ta sztuka najsmaczniejsza jest w łabędziu. Jam na to powiedział, żeby już lepiej na całego łabędzia zapraszać, niżeli na samo huzno; i u nas dosyć też jest smaku w kuprze tłustego kapłona, przecie na kuper nie zapraszamy się, tylko generaliter[167] na kapłona. Powiedział, że obyczaj.
Byłem ci tedy na owym bankiecie, na ktory znowu zapraszano z takąż, jak i wczora, oracyą. Zaraz mi przyniesiono tytuły carskie, żeby się ich nauczyć i wiedzieć, jako mowić, pijąc za zdrowie tak wielkiego monarchy; bo, Panie zachowaj, omylić się, albo ktorykolwiek tytuł przestąpić, wielki to kontempt[168] imienia carskiego i zaraz wszystka owa ochota za nic. Dano tedy jeść siła, ale źle i niesmaczno; ptastwo tylko, pieczyste grunt. Kiedy pili za zdrowie carskie, tom ja owe tytuły musiał wymieniać z karty, bo tego z poł arkusza, a trudne bardzo i niezwyczajne; kiedy zaś za zdrowie krola naszego, to je sam tylko stolnik umiał na pamięć, a wszyscy insi z karty czytali; bo jak się w czym by najmniej omylisz, to znowu wszystkie zaczynać trzeba, choćbyś już był u końca. Pili i za zdrowie hetmanow, wodzow i Czarnieckiego, bo bardzo byli w ten czas pokorni. Ja też chciał rekompensować ludzkość ludzkością, piłem za zdrowie Dołgorukiego, Chowańskiego, Szeremeta. Oni to sobie wzięli za urazę; nic mi, prawda, w ten czas nie mowili, ale zawziąwszy konfidencyą, wymawiali mi to, »żeś to nam uczynił na afront«. Jam rzekł, że »tak to hetmani, jako i nasi, ktorych zdrowia wy nie zapomnieliście«. Powiedział stolnik, że »niegodni, aby pies za zdrowie ich pił pomyje, bo ludzi potracili«.
Bawili się tedy w Wiaźmi tydzień, niżeli się wymunderowali[169]. Potym poszliśmy tym traktem ku granicy na Dorohobuż[170], Smoleńsko[171]. Tam odprawili nazad swoje konie, a jam się musiał starać o podwody, bo tylko 4 mile za granicę swymi końmi wozy wieźli; a ty, panie przystaw, staraj się, żeby było co zaprząc, bo taki zwyczaj. O, byłoż mi to ciężko zrazu w owym spustoszonym kraju starać się o podwody do tak wielu wozow; aleć przecię P. Bog dopomogł.
Poszliśmy traktem mińskiem na Tołoczyn, na Jabłonicę do Oczyże[172], do Mikołajowszczyzny[173]. Już tam, co dalej, to mi łacniej o podwody; ale zrazu jużem był począł żałować, żem się tej funkcyej podjął.
Cieszyli się tym bardzo Moskwa, że im to mnie za przystawa przydano, mowiąc: »Kakże ster Hospod Boh pobłahosławił: peredom wodiu stary Pas, teper bude nas wodyty mołody Pasek«. Bo ich to stryj moj, sędzia smoleński, zawsze wodził i komisarzem do nich bywał; już go tam w stolicy i dzieci prawie znały i mają tam wszyscy jego dulcem recordationem[174]. Nawet kiedy powiedałem im o swoim nieszczęściu, że mię już był wziął Moskal w okazyej z Dołgorukim, to mowili, »żebyś był miał w stolicy wszelkie poszanowanie i na jego imię i zasługi narodowi naszemu wdzięczne, pewnie wyszedłbyś był bez okupu«. Alem ja rzekł: »Dziękuję z[a] bedłek«[175].
Szedłem tedy zrazu magnis itineribus[176], żeby z owych pustyń wymknąć się co prędzej. Skoro przyszedłem w ludzki kraj, to mi wszystko szło ładniej (s), o podwody nie trudno i szukać ich nie trzeba, bo tam ludzie wiedzą swoj zwyczaj. Miasta znoszą się z sobą, wiedząc o pośle idącym; to koniecznie trzeba podwody dawać, bo gdzie stanie w mieście, to mu powinni jeść dawać i pić poty, poko nie wystawią podwod tyla, ilo ich potrzeba; to każdy starał się, żeby gości prędzej zbyć. Zajeżdżali mi z miast o kilka mil, pokom ich nie minął, nawet i z bokow, choć nie na trakcie miasta, choć tam u nich nie miałem woli być. O drugich i nie słychałem, a przyjechali, godzili się, prosili, żeby ich minąć, żeby wolni byli od podwod; ten przywiozł złotych 200, ten 300, ten 100 — różni różnie według dostatku i ubóstwa też.
Zastałem tedy wojewodę w Kojdanowie, lubo się ze mną tak pożegnał, że nie spodziewał się, żebym z za Dniepra tak prędko powrócił, i dał mi był doskonałą we wszystkim informacyą et sufficientem expeditionem[177], położywszy w listach pośledniejszą, niżeli była ad praesens[178], datę z pewnych respektow[179]. I sam też nie miał woli tak długo bawić w tym miejscu; ale stanąwszy w dobrym miejscu, ode dnia do dnia nie chciało się stamtąd, żeby był wojsko odżywił i podskrobał szpiżarni panom związkowym litewskim, gdyż taka była mens[180] i hetmana litewskiego, Sapiehy. Posłałem tedy przodem do wojewody, pytając, jeżeli się każe posłom sobie prezentować, czyli też minąć; o co i sami posłowie prosili, żeby się mogli widzieć z Czarnieckim. Ordynował tedy, żeby nie mijać. Tam tedy oddawali mu posłowie wizytę; wjeżdżali na saniach, leżąc w pościeli tak, jako na łóżku. Bo u nich jest zwyczaj taki, że sani nie wyściełają do siedzenia tak, jako u nas, i nie siedzi na nich, ale leży w piernatach, jako długi, jeno mu brodę widać; także i ubożsi czynią: rozesławszy leda guńkę, to sobie leży, a pojeżdża, byle tylko modę swoję konserwować.
Po audyencyej prosił ich wojewoda na obozowy obiad. Byliż tedy i popodpijali, i chwalili sobie, że smaczno i dobrze jedli. Aż ja mówię: »To widzicie, że to moj hetman nie zapraszał was na dupę, jako wy mnie, a przecię mieliście się dobrze i chwaliliście sobie«. Aż ten Polikarpowicz odpowie: »Kakże ster? Wsiudy worona howoryt: ka, ka, ka! U was prochajut na kura: u kura bude huzno; u nas su, prochajut na huzno: pri huzni bude, su, hołowa«.
Gorzałczysko u nich, nim (s) najbardziej śmierdzi, tym w większej jest cenie. Owa prostucha brzydka, co jej źle i powąchać, nie tylko pić, a pije to on z takim gustem, jako największy specyał, jeszcze sobie smakując i pomlaskiwając: »Słażnoże, su[181], winko hossudarskie!« Mają tam przy stolicy miasto jedno[182], w ktorym sami tylko mieszkają Anglikowie; to oni, jako ludzie polityczni[183], mają wszelkie likwory dobre. Gdy tedy Moskwa w poselstwie jadą, to u nich nabiorą tych trunkow, ale ich sami nie piją, tylko nimi inszych częstują, jako to wodek rożnych, petercymentu, ktory oni zowią romanią, i inszych win. Tak i ten pan stolnik czynił; zawsze sobie z inszej flaszki nalewał wodki, a mnie z inszej. Rozumiałem ja zrazu, że on pije lepszą; nie mowiłem nic, myślałem tylko: »O, jaka to grubianitas!« Aż skoro też już do konfidencyej[184] przyszli, jednego czasu nalał sobie i wypił, bierze z pojszrodka inszą flaszkę i nalewa dla mnie, a ja tymczasem porwałem owę, co on z niej sam pił. On skoczy do mnie, chce mi wydzierać, a ja też tym czasem nachylę do gęby, aż owa śmierdząca, brzydka! Dopiero mowię: »Rozumiałem ci, że sam lepszą pijesz; ale teraz mam cię za polityka[185], kiedy mi lepszej niżeli sobie nalewasz«. Wstydził się bardzo, że go w tym poszlakowano, ale też już od tego czasu nie wystrzegał się, lubo się przedtym wstydził, że tak złą pił; lada kiedy już to zawołał na chłopca: »Mitiuszka, dawajże, su, winka hossudarskiego!« To łyk czarką inszą, to się pomusnął po piersiach: »Kakże, ster, słażno!« — a tam przysmak taki, żeby koza wrzeszczała, gdyby jej gwałtem wlał.
Potem tedy, jakośmy się z wojskiem rozeszli, szedłem hetmańskimi majętnościami; ale mając to iniunctum[186] od wojewody, żeby się w nich nic nie uprzykrzać, wszędzie opowiedziałem się tylko administratorom, że czynię ten respekt, że mijam; to po staremu, przysłano trunkow, zwierzyn etc. Przyszedłem do Horodyszcza[187], potem do Nowogrodka[188]. Przychodząc, markotno mi było, że to do mnie nie wysłali mieszczanie, wiedząc o posłach, a dalsze za nimi miasta wysyłali wcześnie i onych, przejeżdżając, z sobą inwitowali; ktorzy powiedzieli, że »nie może nikt dwiema panom służyć: mamy też teraz swoich panow, ktorym się wysługujemy«. A stał tam Litwy pułk. Posłałem tedy do nich przodem, żeby tedy było koni połtorasta do wozow poselskich i prowiant. Powiedzieli, że »z tego nic nie będzie, bo my tu mamy kogo prowiantować«. I po staremu nie wysłali nikogo; nie tuszyli bo, żebym się odważył natrzeć na miasto, gdzie stoi kupa konfederatow. Ja jednak rzekę do posłow: »Panowie, każcież przy mnie stanąć i swoim ludziom, bo to tu chodzi o kontempt i mego krola, i waszego cara, jeżeliby tu nas niewdzięcznością[189] nakarmiono«. Posłowie tedy: »Bardzo dobrze«. Nietylko tedy ludziom kazali, ale i sami powsiadali na konie. Zordynowałem ich tedy tak: semenow 40 i moja czeladź wprzod; strzelcow moskiewskich, co od wozow, 15; po obydwu skrzydłach piechota z długą strzelbą, a Moskwa konna dopiero za nami. Sam jechałem przed tymi wszystkimi, a strzelcy piechotni blisko mnie. Było nas przecię 100 koni z okładą. Wchodzą w miasto: niemas żadnej przeszkody. Jużem w poł ulice, aż dopiero bieży dwoch towarzystwa, a czeladzi z kilkadziesiąt z bandeletami. Stanęli tedy, nie rzekli nic; my też ich pominęli. A potym za nimi przybywa po trzech, po czterech, ze strzelbą. Oni czapki pozdejmowali: i my też. Stoją oni, rozumiejąc, że to ja tylko przechodzę przez miasto. Aż dopiero, upodobawszy sobie miejsce, gdzie widzę domy budowne i porządne, stanąłem i pokazuję posłowi: »Mści Panowie, tu gospoda Wściow«, a sam po tej ręce stanąłem od rynku. Oni, obaczywszy, że z koni zsiadamy, hożo pośpieszywszy, przypadli. »A Wść to następujesz na nasze kwatery?« Ja odpowiedam: »A Wść następujecie na powagę majestatow dwoch monarchow, polskiego i moskiewskiego, kiedy contra iura gentium[190] zabraniacie mieszczanom czynić dosyć prawu i zwyczajowi«. Mowi: »A tu cała chorągiew stoi w tej ulicy i to gospody są towarzyskie, gdzie Wść stawacie«. Pytam go znowu: »Jeżeli to ludzie pod tą chorągwią?« Powieda: »Pewnie, że ludzie«. Ja rzekę: »Choćby też byli i dyabli, to się ja ich nie boję. A w ostatku zaniechajcie mię, bo ja z wami sprawy nie mam, tylko z miastem krolewskim, ktoremu w tym przysłużycie się, że burmistrzom szyje pospadają za ten kontempt i nieposłuszeństwo krolowi panu«. Już się ich naschodziło z 300 albo więcej. »A nie będziesz tu stał«. Odpowiem: »Już stoję«. — »Nie osiedzisz się tu«. — Rzekę: »Pewnie się tu zasiadać nie myślę, bo mam pilną drogę. Ale też bądźcie pewni, że stąd nie pojdę, poko mi się zadosyć nie stanie, a krotko mowiąc, idźcie sobie, bo każę cynglow ruszyć«. A semenowie i Moskwa muszkiety trzymają, jak na widełkach[191], i mowię: »Rekolliguj się[192] jeno, jeżeli nie masz tego rozumu, albo każ się komu nauczyć, co to jest za powaga, ktorą na sobie kożdy poseł nosi, że to jest publica persona[193], że to dwoch majestatow i dwoch monarchiej preeminencye[194] w swojej reprezentuje osobie: tego, do kogo idzie, i tego, od kogo idzie«. Tak ci dopiero, nagadawszy się, poszli. A tu: »Wyganiaj konie!« Powyganiano na ulicę, swoje powprowadzono; wozy nadeszły, stanęliśmy. Aż tu jaki taki idzie, łap za kulbaki, za rządziki, za strzelbę z kołkow. Posłałem do burmistrza: jeżeli nie brał mieczem po szyjej, to go pewnie i nie minie i mandat[195] najdalej tygodnia będzie miał z całym miastem, jeżeli mi nie będzie wygoda i z końmi, także i podwody. Aż tu idą burmistrze, nie wyszło poł godziny, kłaniają się. Pytam się, przy ktorym prezydencya. Skaże jeden: »Ow sam jest«. Kiedy go wytnę obuchem: padł; kazałem go związać i wziąć pod wartę: »Atoż ty pojedziesz ze mną do Warszawy; a wy idźcie, starajcie się, żeby mi była wygoda i na jutro podwody, bo ja stąd nie wynidę, poko tego nie będzie«. Aż tu Moskwa: »Oj, milenkiże, su, prystaw, umieje korolewskie i carskoje zderżaty wieliczestwo«. Potym zaś idzie porucznikow dwoch; dopiero podgadawszy sobie, mowią: »Jużże się Wść nie turbuj; my każemy miastu, żeby dali prowiant, ale podwody nie mogą być stąd«. Et interim[196] zaraz kazałem przy nich zawołać podwodnikow, ktorzy dopiero dwie mili odprowadzili wozy, i mowię im: »Nu, dziatki, za to, że prawu i zwyczajowi dosyć czyniąc, nie wyłamowaliście się z powinności i owszem poszliście ochotnie, dlatego respektując, żeście z ubogiego miasta, czynię wam w tym folgę, że was niedaleko ciągnę; ale przyszedszy tu do wielkiego miasta, już tu znajdę w potrzebach moich wygodę, a was wolnymi czynię; powracajcie sobie z P. Bogiem do domow«. Skoczą do nog podwodnicy, poczną dziękować, a wtym do koni. Lecą tu mieszczanie, dowiedziawszy się, proszą: »Zmiłuj się, zgodziemy się na piniądze, a tych pociągni dalej«. Dają 200, dają 300 — nic; dają w ostatku 400, a tu podwodnicy, kto tylko może konia dopaść, w nogi z miasta; drugi i szli odbieżał. Dopiero ja rzekę, jakbym nie wiedział, że ich już nie masz: »Idź, niech się trochę zatrzymają ci podwodnicy!« Powiedają: »Już nie masz, tylko jeden, co mu koń zachorował«. Dopi[e]ro mieszczanie w strach, proszą, żeby ich pogonić. Jam tego uczynić nie chciał. Proszą mię tedy oni porucznicy, żebym kazał burmistrza wypuścić. Deklarowałem, że go w ten czas wypuszczę, kiedy będę in toto satisfactus[197] i w prowiancie, i w podwodach; jeżeli mi zaś w czymkolwiek nie będzie wygoda, pewnie pojedzie ze mną do Warszawy, wziąwszy manele[198] na nogi. Dają oni racye; ja też daję. Mowią, że tu podwod tak wiele nie może być; a ja mowię, że trzeba, aby były, i muszą być. Powiedają sposob, żeby posłać do pobliższych miast, aby się też do tego przyłożyli; ja mowię: »Quod peto, da, Gai; non peto consilium[199]«. Rozgniewali się: »Ej, toś Wść nieużyty«. Ja też mowię: »Ej, toś Wść niezbyty«. Poszli, zakazali, żeby się mieszczanie nie ważyli nic dawać tak prowiantow, jako i podwod. Przyszedł samasz[200] i powiedział to, oraz też i to, że »chcą WM. MPana wygnać z miasta, biorąc ten kłopot na siebie«, czy to jego była życzliwość, czy to mię też tak probując, kazali powiedzieć. Nie konfunduję się ja tym; kazałem owę ulicę wozami zatarassować tak jak szeroka, woz pole (s) woza, i od rynku, i od przyjazdu, że już i konny przejechać nie mogł. O prowiant nie proszę, bo w ulicy stoję najdostatniejszej; musi tu wszystko być. Interim[201] wołaj kowala, ktorych kilka była w tej ulicy; kazałem burmistrzowi włożyć dwoje kajdan na nogi. Semenowie w paradzie[202] stoją, Moskwa wszyscy armatno, bez ruśnice długiej żaden nie stąpi: niechże mię teraz wyganiają. Piwa jest dostatek po gospodach, szynkują dobrze moi ludzie. Mowię gospodarzowi: »Jest tu miod gdzie blisko?« On dla swojej folgi, żeby mu piwa mniej wyszło: »Jest Mści Panie, tylko proszę, żeby mię nie wydawać, tam a tam«. Stało tam bojarow 6 w tamtej gospodzie. Kazałem, żeby sobie uprosili cicho garniec miodu za piniądze; tak się stało. Wypiwszy ten, po drugi do piwnice poszła szynkarka, a moich też kilka za nią: dali znać, że jest miodu 6 beczek. Kazałem zabrać: »Pij, popodpijawszy, dawaj ognia na ulicach!« Takeśmy całą noc przegaudowali[203]. Nazajutrz zaraz do gumien, ktore były za naszymi stajniami; nawieziono zboż w snopach, sian, co potrzeba. Kiedy widzą, że to nie ustraszą, widzą, że o nic nie proszę, mam wszystkiego dosyć, wieprzow karmnych nabito, kur, gęsi, aż znowu idą wczorajsi porucznicy i kilka towarzystwa z niemi, między ktoremi moj znajomy, p. Tryzna[204]. Nuż w targ, że »tu mieszczanie chcą przyść, ale się boją; prosiemy za niemi«. Ja odpowiem, że »samiście ich na tę hardość wsadzili, teraz znowu za niemi prosicie. Niech to tłumaczy, kto rozum ma. Ja, lichy człowiek, jako wczorajszy tuman[205] o wyganianiu zrozumiałem, tak i teraz ich okoliczności penetruję[206] potrosze. Jakom tedy wczora powiedział, toż mowię i teraz: »Ja z miastem mam sprawę, nie z żołnierzami. Ten dyzgust[207] uczynić chcecie nie mnie, ale dwiema monarchom, a P. Bog wie, jeżeli jeno nie sobie, bo ja się tu wam wygnać nie dam. Takiej bądźcie nadzieje: choćby miał paść jeden na drugim, a nie wyjadę, poko mi się nie stanie zadosyć. A jeśli mi będzie ciężko, nie masz sta mil do Kojdanowa, a już też podobno i bliżej musiało się wojsko przymknąć; obaczę, komu tu będzie ciasno«. A wtym mieszczanie przyszli; żona też owego burmistrza okowanego już tu była od poranku, przyszedszy z dziećmi, z wodkami i z trzeciem płaczem. Dopieroż traktować; obiecują koni 40. — »Nie może być, i 60 nie może«. Musieli tedy dać 130 koni, i to ich aż u żołnierzow najmowali, czego im nie dostawało. Że tedy nie wygotowali się, a już był wieczor blisko, nie ruszyłem się ku nocy. Nuż pić, czyniąc to na złość owym hardym ludziom; bo ta fantazya ze mną się już urodziła, że zawsze durum contra durum[208], choćby się nadsadzić, dobrocią zaś tak zażyje, jako chce, choćby z swoją szkodą. Tak tedy bonis modis[209] dla owych żołnierzy instancyej już na ten czas pokorniejszej, nie tak, jako wczora, a osobliwie dla Tryzny, towarzysza, bo to był znajomek moj i człowiek bardzo grzeczny, a do tego, że krewny, kazałem burmistrza z owych manelow rozstroić[210], powiedziawszy mu: »Znajże na drugi raz, jako sobie postąpić w podobnych okazyach, że cię to i żołnierz, co u ciebie stoi, nie zastąpi w tym terminie, a choćby zasłonił, na prostaka przystawa trafiwszy, toby tej zasłony było na czas, a potymby się na tobie wolno zemścić, bo dłużej klasztora niżeli przeora«. Podpijaliśmy tedy, Litwy się naszło. Ow pan Tryzna, kogo rozumiał z swoich, konwokował[211], że przyszło, rozochociwszy się, i baranie flaki rozdrażnić[212]. Poseł wesoł, romaniej[213] z wozow kazał dawać, wprzod popodpijawszy miodem. Jam nie mięszał; ale Litwa, pomięszawszy, niejeden pozbył pasa, czapki, szable, piniędzy z mieszkiem.
Nazajutrz rano sprowadzono konie do podwod; nasze też konie wytchnęły i podkarmiły się dosyć dobrze, bo i z folwarkow zrazu nabrano, co potrzeba, i potem owsow naniesiono. Kazałem się gotować do ruszenia. Przyszli tedy owi wczorajsi panowie deboszanci[214], jaki taki do siebie prosi. Pułkownik przysłał, aby mu ten honor dać, aby na godzinę; a ja, jak obiecałem się był Tryznie, i mowię do niego: »Panie bracie, mam li bytnością moją u ciebie u inszych podpadać censuram grubianitatis[215], tak mowiąc, już i u ciebie muszę nie być«. Prosił bardzo o słowo; nie chciałem i nie byłem. Na odjeznym jednak znowuśmy po trosze ponapijali, »do twej fantazyej dotrzymanie« wymawiali i swoję konfuzyą wymawiali, mowiąc, że to było jednakowo dać skacząc, jako i płacząc; chartow mi przytem nadali, a potemeśmy się rozjechali.
Ruszyłem się tedy ku Mostom[216]. Za miasto wyjechawszy, wrociłem czeladnika do burmistrza, opowiedając, żeby suplement[217] dostateczny posyłali swoim podwodnikom, gdyż nie odprawię ich, aż z Warszawy, albo najmniej od Narwie. Skręcili się[218], a osobliwie żołnierze, co im ponajmowali koni swoich. We trzech milach dognali mię dwaj mieszczanie; nuż w prośby. »Nie uczynię. Jako wy ze mną, tak ja z wami, na noclegu; nie może być«. Biegać oni, gdzie stał marszałek związkowy, Żeromski[219], starosta opeski i czeczerski (człowiek to był grzeczny, poważny, urody bardzo pięknej, wzrostu szredniego, młody, w lat nie doszło czterydziestu, broda do pasa, czarnusieńka, do poważnego bardziej podobien senatora niż do żołnierza), żeby im w tem dał radę i pomoc. Odpowiedział im: »Pomocy wam nie mogę dać, bo to nie z myszą igrać; wiem, że tam ludzie z dobrą fantazyą, nie byłoby to bez rozlania krwie, a gdyby do tego przyszło, jest to sprawa garłowa. Ale radę wam daję taką: jeżeli macie dobry worek, biegajcież; ten będzie między wami medyatorem«[220]. Powiedzieli, że »mamy złotych 100«. Odpowiedział, że na to tam i nie wejrzą. Przybieżeli owi; w prośbę, w targ: stanęło na złotych 600, ale ich nie mieli. Dają mi kartę, że do Warszawy odwiozą. »Nie może być«. — »Coż z tym czynić?« — »Mnie nic do tego«. Tym czasem do mnie marszałek przysyła towarzysza, inwitując mię do siebie i z posłami; o mieszczanach najmniejszej w liście nie czyni wzmianki, tylko był w ten sens pisany:

»Mnie wielce Mści Panie Passek, moj Mści Panie
i Przyjacielu!

Gdybym wcześniej odebrał o tym wiadomość, że WM. MPan posłannika cara J–o Mści do J. K. Mści prowadzić raczysz, dawniejbym w tej uczynności WM. MPana afektował[221], abym się z onym widzieć mogł i legacyą, z ktorą się do mnie sam odzywa, że ma in commissis[222] cara J–oMci, wysłuchał. Ale że mię dopiero wiadomość zaszła o posłanniku i o więźniach oswobodzonych, ktorych przyprowadził, wielce WM. MPana upraszam, aby w tym żadnej od WM. Pana nie uznawał prepedycyej[223], ponieważ się ze mną widzieć chce i sam sobie tego wielce życzy. Bo nie kto inszy w tym oswobodzeniu więźniow, ktorzy są na zamian wydani, pracował, tylko przy osobliwej dyrekcyej Boskiej moja vigilantia[224]. Że tedy moj w tym i wojska całego interes zachodzi, iteratis[225] WM. Pana upraszam, abyś temu posłannikowi liberum do mnie pozwolił aditum[226] do Wołkowyska[227], w czym uprosiłem towarzysza wojskowego, J–o Mści Pana Żydowicza, ktory go do mnie do Wołkowyska doprowadzić ma. Zatym zostaję WM. M. Pana

życzliwy brat i sługa powolny
KAZIMIERZ CHWALIBOG ŻEROMSKI
marszałek wojsk JKM. W. Ks. L.«.

Intytulacyą zaś listu dano taką:

»Memu wielce Mści–mu Panu i Przyjacielowi, J–oMści Panu Janowi Paskowi, towarzyszowi chorągwie kozackiej[228] Jaśnie Wielmożnego J–oMści Pana wojewody ziem ruskich«.

Że mi tedy pisze: »Moj Mści Panie i Przyjacielu«, i znowu podpisując się pisze: »WM. M. Pana życzliwy brat i sługa powolny«, znowu na wierzchu intytulacya: »Mnie wielce Mści-mu Panu i Przyjacielowi«, ta waryacya[229], że się to czyni raz bratem, drugi raz przyjacielem, zaraz mi się nie podobała[230]. I dlatego odpisuję w ten sens — a ow od niego mam list i do tego czasu — :

»Wielmożny Mści Panie Marszałku wojsk Wielkiego Ks.
Litewskiego, moj Mści Panie i Bracie!

Spojrzawszy na intytulacyą listu od WM. M. Pana do mnie ordynowanego, bardzo skonfundowało mię to, uważywszy, żem nie godzien być WM. MPana bratem, tylko przyjacielem; aleć znowu pocieszyłem się trochę, przeczytawszy intus[231] samego WM. MPana ręki charakter, że się bratem pisać raczysz. Z tej racyej na tytule responsu mego non peto vindictam, supponendo[232], że do cyrkumspekcyej[233], WM. M. Pana non regulatur[234] ten error[235], ale do osoby pana manualisty, ktory tak sądzę, że musi być człowiek bardzo stary, kiedy zasiągł pamięcią hanc ideam[236] pisania listow i dotąd ją konserwuje, ktora wtenczas się jeszcze praktykowała, kiedy i senatorom pisano »Łaskawy Panie«; albo jeżeli też J–o Mść człowiek jest młody, to może być, że przedtym służył komuś za szypra, pieńkę, klepkę i wańczos[237] do Rygi woził i zamyślił się o tym przy ekspedycyej listu tego, rozumiejąc, że do kupca pisze i z nim de anteactis[238] koresponduje.

Za krola Olbrachta ta moda bywała,
Lecz za Kazimirza już dawno zwietrzała.

To namieniwszy ex occasione[239] J–oMści pana manualisty, ad essentiam[240] listu WM. M. Pana przystępuję. Gdybym był trochę wcześniej od WM. M. Pana requisitus[241], wyszedszy z Kojdanowa, pewniebym był wyprostował trakt, i samego WM. M. Pana nie turbując, boby mi było mało co z drogi, albo też nic[242] .....................................
pana wojewody ruskiego mnie deklarował, że nietylkobym miał usu[m][243] odmieniać, ale i owszem przy tej funkcyej konfirmuję. Bo ja Wści mam za swego, gdyż u nas, tu w Litwie, są PP. Paskowie i podobno też to był stryj twoj, horodniczy[244] smoleński, ktory ich przedtym wodził, i ze mną ich dwoch zostaje tegoż tytułu, a podobno i to krewni twoi. A druga, już ci to Narew niedaleko; na cożby się to przydało inszego dawać przystawa? Jakoś ich tedy prowadził przez świat i — jako mi się dostało słyszeć — cum conservatione[245] swego i wodza honoru, jużże ich doprowadź i do boku krola J–oMci«. Był mi potym rad, od obiadu nie puścił, dyszkurował, pił za zdrowie p. wojewody, przypominał w przeszłym roku otrzymane wiktorye. Spytał potem: »Coż tam za towarzysz u krola J–oMści był w podejrzeniu?« Powiedziałem, że »ja«. Rzekł: »Dlatego też pytam, bom słyszał, że tego przezwiska; ale masz tu na całą Litwę dobre imię za twoję fantazyą, jakoś tam stawał«. Dopiero pił i żołnierzom kazał pić za zdrowie i tam mię z wielką wdzięcznością ekspedyował i respons na list pana wojewody ruskiego oddał mi w ten sens:

»Jaśnie Wielmożny Mści Panie Wojewodo ziem ruskich,
moj wielce Mści Panie i Bracie!

Że jest w respekcie WM. MPana urzędu mego hetmańskiego prerogatywa, sprawuje to wrodzone, jako we wszystkich inszych akcyjach, WM. MPana iudicium[246] i łaska, za co jako uniżenie WM. MPanu dziękuję, [tak] oraz moje zawzięte renovo propositum[247], że wszelaki WM. MPana proceder tej u mnie jest obserwancyej[248], że, cokolwiek WM. Panu podoba się, mnie displicere[249] nie może. J-oMści pana Paska, WM. MPana tak poważnego znaku towarzysza, za przystawa przydanego, nietylko żebym miał odmieniać, ale i owszem w tym do WM. MPana akomoduję się woli, przy tej włożonej od WM. MPana na osobę jego konfirmuję funkcyej i to deklaruję, że lepszego nie mogę dać przystawa, ktoryby tak dextre[250] swoję i wodza swego umiał konserwować reputacyą. Wiadoma mi jest jego przy prowadzeniu tych ludzi modestia[251], wiadomy z ukontentowania miast i miasteczek nieuprzykrzony proceder, wiadoma oraz i należyta tam, gdzie ją pokazać trzeba, generositas[252]: osobliwie teraz noviter[253] w [W]ołpie[254] z ludźmi, contra Maiestatem et matrem oboedientiam[255] wierzgającymi, co, tak suppono[256], już samemu WM. MPanu innotuit[257], albo innotescet[258], że i WM. MPanu, i sobie honoris palmam[259] wydrzeć nie dał. Z tej racyej dobrego ganić nie mogę i, jako pospolicie mowią, Kyrie elejson poprawiać nie chcę. Co z [s]trony osierocenia krajow białoruskich, kożdy przyznać musi iustum dolorem[260] WM. MPana, ktory i moje non minus pungit[261] serce. Ale coż z tym czynić, kiedy na taką ojczyzna przychodzi nieszczęśliwość? Ja z prywatną moją asystencyą, choćbym chciał, pewnie non subsistam[262]; przyznawam to, i[ż] nazbyt długo et cum summo periculo[263] z taką małą garztką ludzi dawałeś WM. MPan tamtym krajom protekcyą. Teraz, co subsequetur[264], nie nasza wina; kto jest author mali[265], ten Bogu reddet rationem[266]. Gdyby nam przynajmniej pozwolił nieprzyjaciel frysztu[267], żebyśmy zjechawszy się na sejm, mogli o tym consulere[268], żeby jako najprędzej tamtym krajom obmyślić zaszczyt[269], toby jakokolwiek; ale wątpię. WM. MPana, z wojskiem przechodzącego, przejmować będą z prośbą moją, abyś WM. MPan do domu mego na krotki czas raczył divertere[270], jeżeli pierwej occurrent[271]. Wielce proszę, abym mogł cokolwiek z WM. MPanem conferre in ulteriori tractu[272] nam należytej osieroconej ojczyźnie przysługi, w czem nie powątpi[e]wając, siebie na ten czas WM. MPana zwykłej zalecam łasce, jako cale życzliwy WM. MPana brat i powolny sługa,

Paweł Sapieha, wojewoda wileński,
h[etman] W[ielki] W. Ks. L[itewskie]go
«.
Tę odebrawszy ekspedycyą, poszedłem ku Narwi i dopi[e]ro na ostatki dni Bachusowych stanąłem w Berezynach[273]. Wieś to jest, ale też nam nie trzeba było miasta, kiedy na niczym nie schodziło; mieliśmy w wozach wszystko od trunkow dobrych, miąs, zwierzyn etc. Takeśmy sobie gaudowali przy ruskich duhach[274] i po staremu, choć przy krotkiej znajomości, i my na kuliga jeździli i kuligantow u siebie mieliśmy, że było z kim i w taniec obrocić.

W [W]stępną śrzodę ruszyłem się ku Narwi. Ryb posłowie mieli siła, owych sterledow, biłługow okrutne połcie; a oprocz tego i świeżych tam nie było skąpo, bo ich zewsząd zwożono; gdziem posłał dla podwod, to przywieźli i ryb. Przyszedszy do Narwie, już dalej litewskich podwod ciągnąć było nie można, bo takie prawo, choćby były o milę dopi[e]ro wzięte; zaraz tedy o insze trzeba się było starać. Poszedłem tedy, przez Narew przeszedszy, na Bielsko, na Siemiatycze, w Drohiczynie [275]przez Bug do Liwa[276], aż do Warszawy. Ale jednak z ostatniego noclegu pojechałem przodem do krola, oznajmując o posłach, a pytając się o dalszą ich dyspozycyą, jako ich i gdzie przyprowadzić.
Obaczywszy mię krol, przyjął wdzięcznie, poznał mię zaraz i wiedział już przez pocztę od wojewody, że ich ja prowadzę. Już tedy krol miał iść na sessyą, kiedym wszedł. Było w pokoju senatorow i posłow siła, moich znajomych i nieznajomych też. Obaczywszy mię, i rzecze: »A witaj, panie konfederacie, ale mniemany«. Ukłoniwszy [się], odpowiedziałem: »Już teraz ujdę takiego mniemania, kiedy jadę od Smoleńska, nie od Klec«[277]. Rzecze krol: »Ba, teraz ci to tym bardziej może kto zadać, żeś tam od Moskwy spraktykowany[278]«. Ja odpowiem: »Niechże zdrow zadaje, a W. K. Mść, Pan moj Młwy, znowu mi to zapłacisz[279]«. Rośmiał się i ścisnął mię za głowę: »Już tego nigdy nie będziemy rozumienia, choćby i anioł powiedał«. A potym rzecze do senatorow: »Muszę się trochę wrocić, możecie Wść tymczasem zasiadać«. Mnie kazawszy iść za sobą, poszedł do pokoju sypialnego. Dopi[e]ro mię pytał o wszystko, z jakim dziełem[280] jadą posłowie. Powiedziałem, że chcą pokoju. Pytał potym, jeżelim nie miał od Litwy związkowej jakiej przeszkody w prowadzeniu. Powiedziałem też i okazyą nowogrodzką. Rzecze krol: »Pisał mi też o tym p. wojewoda; ale dziękuję za dobrą fantazyą, ktorej widzę, umiesz zażyć in adversis et prosperis cum conservatione[281] naszej powagi«. Potym zawoławszy podkomorzego koronnego[282], rzecze: »Rozmowże się Wść z Szelingiem[283], gdzieby tam tych ossudarow postawić«; a sam, z godzinę ze mną pogadawszy, wstał i poszedł do senatu.
Wyszedszy z pokoju, aż mię opadli moi rawscy i łęczyccy posłowie. »A skądże to z krolem taka konfidencya[284]? Coż to? Jakoż to?« Powiedziałem. Dopi[e]ro: »Gratulor, gratulor«[285]. Wyszedłem z izby senatorskiej, byłem u Szelinga, tam jadłem z nim; posłowie też interim[286] przyjechali na Pragę. Więc że gospody były pozastępowane, nie mogli mieć stancyej. Wszedłem do senatu i stanąłem w oczach krolowi, ktory zawoławszy mię, spytał: »Coż tam?« Powiem, że już przyjechali, ale gospody nie mogą mieć. Kazał tedy Scypionowi[287] ze mną, żeby kilku rugować z gospod i tam na Pradze stanąć do dalszej dyspozycyej. I tak się stało.
Nazajutrz posłano po nich karetę krolewską i dali nam stancyą we dworku jednego Francuza; tameśmy stali. Mnie zaś krol na kożdy dzień kazał bywać u siebie dla konferencyej i piniędzy też na wiwendę[288]. Nie skąpo mi było piniędzy, bo i z Daniej miałem, i od krola niedawno wziąłem 500 czerwonych złotych i, Moskwę prowadząc, wziąłem 17.000; a więc, że to łatwo przyszło, niebardzo się też ich i szanowało. Napawaliśmy się często z dworskiemi, jako to przy Warszawie prędko dostanie kompaniej i znajomości.
Mazepa już był krola przeprosił o owo szalbierstwo grodzieńskie i znowu przyjechał do dworu. Chodziliśmy bok o bok jeden wedle drugiego, bo lubo to jego oskarżenie nie uczyniło mi nic złego i owszem nabawiło mię chleba i dobrej sławy, czego i sami związkowi zazdrościli, drudzy też winszowali, ale przecię na niego mi mruczno bywało, a zwłaszcza podpiłemu, jako to zwyczajnie najbardziej w ten czas na oczy lezą wszystkie offensy[289]. Jednego czasu przyszedłem przed pokoj, przed ten ostatni, gdzie krol był. Zastałem go tam; nie było, tylko kilka dworskich. Przyszedłem tedy dobrze podpiły i mowię do owego Mazepy: »Czołem, panie assawuła[290]!« On też zaraz, jako to była sztuka napuszysta, odpowie: »Czołem, panie kapral!«, z tej racyej, że mię to Niemcy[291] wartowali w Grodnie. A ja, niewiele myśląc, jak go wytnę pięścią w gębę, a potym odskoczę się zaraz. Porwie się on za rękojeść, ja też także; skoczyli: »Stoj, stoj! krol to tu za drzwiami«. Żaden dworski przy nim się nie oponował[292], bo go też nie bardzo nawidzieli, że to był trochę szalbierz, a do tego kozak, niedawno nobilitowany. Moję też wiedzieli słuszną do niego urazę i respektowali mię, bo[m] się był już z niemi pokumał i nie kurczyłem się też dla nich w kożdym posiedzeniu. Uczynił się tedy rozruch. Wszedł tedy jeden do pokoju i mowi: »Mści krolu, pan Pasek dał w gębę Mazepie«. A krol go też zaraz w gębę: »Nie praw lada czego, kiedy cię nie pytają«. Biskup się zdumiał; widząc, że to capitale[293], spodziewał się, że na mnie będą jakie insultus[294]. Przystąpiwszy się do mnie i mowi: »Nie znam Wści, ale dla Boga życzę, uchodź Wść, bo to kryminał wielki w pokoju krolewskim jego dworzaninowi dać w gębę«. Ja odpowiem: »WM. MPan nie wiesz, co mi ten zdrajca winien«. Znowu biskup: »Jakożkolwiek, ale na tym miejscu nie godzi się porywać; uchodź Wść, poko jest czas, a poko się krol nie dowie«. Ja mowię: »Nie pojdę«. Mazepa poszedł z pokoju ledwie nie z płaczem; nie tak go bolało uderzenie, jako, [że] się za nim dworscy nie ujęli jako za kolegą. Powiedam tedy biskupowi originem praetensionis[295], aż wyszedł podkomorzy koronny, dając znać biskupowi, że już może wniść do krola, i idą. Pogroził mi palcem od nosa; jam się domyślił, że to tam już wiedzą. Weszli oni do krola, a jam też poszedł do gospody. Nazajutrz, sobotni dzień był, nie poszedłem na zamek; bałem się przecie, a zwłaszcza po trzeźwości insza już człowiekowi rekolekcya[296]. Pytam się z daleka, jeśli się do krola nie doniesło. Powiedają mi, że wie krol o tym, ale się nie gniewa i owszem uderzył po gębie pazia, co mu o tym powiedział, mowiąc: »Naż też i tobie, kiedyć się tam nie dostało; nie powiedaj mi lada czego«. W niedzielę poszedłem do podkomorzego i pytam, jeżeli się tam krolowi mogę pokazać. Powiedział mi, że krol o gniewie i nie myśli i owszem mowił: »Nie dziwuję mu się, bo to kalumnia bardziej boli, niżeli rana; jeszcze dobrze, że się gdzie w drodze nie potkali. Dobrze, że Mazepa tym tego zbył; niech na drugi raz wie, jako to fałszywe udawać rzeczy«. Jam też poszedł, kiedy krolestwo jedli. Obaczywszy mię, krol rzecze: »Daj go Bogu, spysznieliście: już was czwarty dzień nie widzę. Ale widzę, trzeba was i z panami posłami cienko chować, to wy się będziecie często prezentowali w pokoju«. Odpowiem: »I tak ci, miłościwy krolu, narzekają, choć mają dosyć ludzkości i traktamentu W. K. Mści; gdyby ich substelniej(s) chować, nie osiedziałbym ci się tam z nimi«. Potym w inszych materyach dyszkurował z rożnymi. Jam już rad, że się na mnie i nie zamarszczył o owego Mazepę. Stało posłow, żołnierzow siła. Dano wtem wety. A był tam niedźwiadek, alias in forma[297] człowiek, circiter[298] koło lat 13 mający, ktorego w Litwie, parkany[299] stawiając, Marcyan Ogiński[300] żywcem osocznikom kazał do sieci nagnać i złapać z wielką strzelcow szkodą; bo go niedźwiedzie srogo bronili, osobliwie jedna wielka niedźwiedzica najbardziej broniła, znać, że to była jego matka. Tę skoro osocznicy położyli, zaraz też i chłopca złapano, ktory był taki właśnie, jaki powinien być człowiek, nawet u rąk i nog nie pazury niedźwiedze, ale człowiecze paznokcie; ta tylko od człowieka była dyferencya, że był wszystek długimi tak jak niedźwiedź obrosły włosami, nawet i gęba wszystka, oczy mu się tylko świeciły; o ktorym rożni rożnie kontrowertowali[301] konkludując jedni, że się to musiało zawiązać ex semine viri cum ursa[302]; drudzy zaś mowili, że to znać niedźwiedzica porwała gdzieś dziecko bardzo młode i wychowała, ktore że ubera suxit[303], i dlatego też owę assumpsit similitudinem animalis[304]. Nie miało to chłopczysko ani mowy, ani obyczajow ludzkich, tylko zwierzęce. W tenże to czas podała mu krolowa z gruszki łupinę, pocukrowawszy ją; z wielką ochotą włożył do gęby; posmakowawszy, wyplunąn to na rękę i z ślinami cisnął krolowej między oczy. Krol począł się śmiać okrutnie. Krolowa rzekła coś po francusku; krol jeszcze bardziej w śmiech. Ludowika, jako była gniewliwa, poszła od stołu; krol też na owę furyą kazał nam wszystkim pić, wina dawać, muzyce, fra[u]cymerom przyść, nuż w ochotę. Dopieroć przy owej okazyej kazał Mazepy zawołać, kazał się nam obłapić, przeprosić się: »Odpuśćcie sobie z serca, boście już teraz obadwa sobie winni«. I tak ci dopiero zgoda, i siadaliśmy potym z sobą i pijali; aleć po staremu Mazepa z konfuzyą wyszedł z Polski w drugim roku z tej przyczyny. Na Wołyniu miał wioskę w samsiedztwie z Falbowskim[305], ktoremu znęcił się był do domu, nie wiem po co, że tam przebywał często, kiedy Falbowski wyjechał. Dopowiedzieli o tym panu domownicy, ci osobliwie, co karty[306] nosili i byli conscii[307] owych konwersacyj[308]. Jednego czasu założył sobie drogę jakąś daleką Falbowski, pożegnał się z żoną, wyjechał. Stanął tedy na tym trakcie, ktorędy Mazepa przejeżdżał; aż bieży z kartą ten, co zawsze zwykł bywać ablegatem[309] i sam o tym panu powiedział. Wziął kartkę, przeczytał, jako się tam inwitują[310] do ochoty, obznajmując, że J–oMć wyjechał w drogę etc. etc. Oddawszy kartkę owemu sekretarzowi: »Jedź, a proś go o odpis, mowiąc, żeć JMść prędko kazała«. Tak uczynił, a pan go czekał, poko nie powrocił z responsem[311], bo dwie mili było biegać. Skoro tedy tam go ekspedyowano[312], skoczył przodem, oddał panu kartkę, w ktorej swoję do usług gotowość deklarują i obiecują[313] się zaraz stawić. Po chwili jedzie Mazepa. Potkawszy się: »Czołem!« — »Czołem!« — »Dokąd jedziesz?« — Powiedział, że gdzie indziej. — »Proszę na wstęp«. Wymawia się Mazepa, że »pilną mam drogę; WM. MPan też, widzę, jedziesz gdzieś«. — »O, nie może być«. Cap go za kark: »A to co za kartka?« Mazepa zdechł: w prośby, że »to pierwszy raz dopiero jadę, żem tam nigdy nie postał«. Zawołają owego sekretarza: »Siła[ś] razy, chłopie, tam był w mojej niebytności?« Odpowieda, że »jak wiela na mej głowie włosow«. Dopiero wzięto; jadą sobie: »Obierasz śmierć?« Prosił, żeby nie zabijać, przyznał się do wszystkiego. Tak ci nacudował się nad nim, namęczył; rozebrawszy go do naga, przywiązał go na jegoż własnym koniu, zdjąwszy kulbakę, gębą do ogona, a do głowy tyłem, ręce opak związano, nogi pod brzuch koniowi podwiązano, potężnie bachmata, dosyć z przyrodzenia bystrego, zhukano, kańczugami osieczono, a jeszcze nadgłowek mu zerwawszy z głowy, kilka razy nad nim strzelono. Tak tedy, jako szalony, bachmat skoczył ku domowi. A wszystko tam było gęstymi chrostami jechać: głog, leszczyna, gruszczyna, ciernie, a nie drogą przestroną, ale ścieżkami, ktorędy koń drogę do domu pamiętał, bo często tamtędy chodził, jak to zwyczajnie na czatę nie gościeńcem, ale manowcami jeżdżą, i trzeba się tam bardzo często uchylać, choć cugle w ręku trzymając, omijać złe i gęste miejsca, a po staremu czasem i po łbu gałąź dała i suknią rozdarła. A tu nagiemu, tełem do głowy siedzącemu na tak bystrym i zhukanym koniu, ktory od strachu i bolu oślep leciał, gdzie go nogi niosły, co się tam dostało specyałow, poko owych szerokich chrostow nie przejechał, snadno uważyć. Owej jego asystencyej, co z nim dwaj czy trzej jechali, nie puścił, żeby go nie miał kto ratować. Przypadłszy (s) przede wrota zziąbł, woła: »Strożu!« Stroż poznał głos, otwiera; obaczywszy straszydło, znowu zamknął i uciekł. Wywołał wszystkich ze dworu. Zaglądają drzwiami żegnają się; on się zwierza, że jest ich pan prawdziwy: nie wierzą. Tak ci ledwie, skoro już też mało rzec mogł, i zbity i zziębły, puścilić go. Do żony zaś pojechawszy Falbowski, już wiedział wszystkie sposoby, zakołatał w to okno, ktorędy Mazepa wchodził; otworzono, przyjęto jako wdzięcznego gościa. Ale też co ucierpiano, tych okoliczności opisać się tu nie godzi, osobliwie jednak od ostrog, na to przygotowanych i umyślnie tu gdzieś koło kolan przywiązanych. Sufficit[314], że to był znaczny i sławny przykład na ukaranie i upamiętanie ludziom swowolnym. Mazepa zaś ledwie nie zdechł i wysmarowawszy się[315], z samego wstydu pojechał z Polski.

Adulterium[316] i szalbierskie fochy[317],
Widzisz Mazepa, jak to handel płochy:
Szpetnie łgać i kraść zostawszy szlachcicem!
Niesmaczna to rzecz cudze wracać licem[318].
Na szlachectwo cię krol nobilitował,
Na rycerstwo zaś Falbowski passował.

Mościwa pani, doświadczyłaś tego,
Jak piękna rzecz mieć męża rozumnego!

Zachorowałaś na świerzbienie ciała,
Wnet cię skuteczna recepta potkała:
Raj drugim damom specyał tak drogi,
Na taki defekt rajtarskie ostrogi.

Tak tedy dwoch znacznych dworzaninow krolewskich namieniwszy — kozak uciekł z Polski, niedźwiedź zaś, nie wiem, w co się obrocił, czy z niego był człowiek, czy nie był; to wiem, że go było oddano na naukę do Francuzow i począł się był już mowy dobrze uczyć — do materyej przed się wziętej wracam się. Trzymałem ja tedy in debita methodo[319] moję szarżą[320] cum gratulatione[321] braci moich, ktorzy na ten czas byli praesentes in publicis[322].
Agitowała się materya zapłaty wojsku oraz obrona granic. Bywałem u krola często. To jedno obstaculum[323], bo i skarb był bardzo spustoszał i wakans[324] też nie trafił się, a ja też naturaliter[325] nie miałem ambicyej i małą rzeczą kontentowałem się. Prosiłem się potym, żebym mogł do domu odjechać na Święta Wielkanocne, mil 12 od Warszawy, powiedając votum solenne[326], żem obiecał, za morzem będąc, chwałę Bogu oddać za dobrodziejstwa w tamtych okazyach. Pozwolił mi krol cum regressu[327], przydawszy Scypiona, chorążego, dworzanina swego pokojowego, na moje miejsce za przystawa Moskwie. Przyjechawszy do rodzicow, było dosyć wesołości po owych, ktore słyszeli, lubo nierychło, grodzieńskich okazyach; nazjeżdżało się krewnych, samsiadow, dobrych przyjacioł dosyć. Byliśmy sobie bonae voluntatis[328]. Odpocząwszy w domu, proposuimus explere votum[329] do Częstochowy; wybraliśmy się tak, żeby na Boże Wstąpienie tam stanąć. Jechała matka, jam szedł piechotą, a konie za mną prowadzono, na ktorych miałem nazad powracać. Gorąca były srogie. Nazad powracając, spadły śniegi, szkody poczyniły wielkie, bo żyta już na ten czas kwitnęły. Śniegi upadły po kolano koniowi, kwiat powarzyły, sady i insze fructifera[330] popsowały, bo leżały tydzień; i tak nie było w tym roku żadnego albo mało co z żyta pożytku, inszych zboż nadwerężyło znacznie. Poena peccati[331] w tym roku, że i Pan Bog, i ludzie dużo chleba ojczyźnie ujęli, z czego nastąpiła potym drogość zboż wielka i ścisk na ludzi.
Spowiedałem się też w Częstochowej za tą bytnością i prosiłem rozgrzeszenia ex voto promissi[332] (jakom wyżej napisał) z jedną damą matrimonii[333], ktore że nie doszło, a stanęło protunc temerario ausu[334], a po prostu mowiąc, z zakochania. Rozgrzeszonoć mię wprawdzie, ale pamiętam i długo pamiętać będę zadaną pokutę i egzortę, ktorą usłyszałem, i dziesiątego nauczyć bym umiał, jako to z tym wyrywać się słowkiem: »Ożenię się z tobą«.
Powrociwszy z Częstochowej, przyjechałem do Warszawy, gdzie zastałem hałassy wielkie, bo zgody nie było; sejm chciano rwać, wojsko poczęło się zmykać pod Warszawę, deklarowawszy nikogo nie wypuszczać, aż po skończonym sejmie. — Podsłuchy były na szlakach i tak prawie jako w oblężeniu kończyli sejm, odłożywszy ostatek do komisyej względem ujęcia wojska i obmyślenia zapłaty. Ja też przy dokończeniu sejmu staram się, żeby mi przecie dano co z [s]karbu za moje prace gotowizną, ponieważ mi się nie dostało obiecanego wakansu i nie miałem na ten czas szczęścia do upatrzonego, lubo mi mowił krol kilka razy: »Upatrzcie sobie«. Dawano mi urzędy, a jam widział, że mi było chleba potrzeba, titulum posponując, a vitulum[335] życząc sobie. I tak przez cały sejm nie przyszło mi poszczwać upatrzonego, ktorego prędzej occasionaliter[336] upatrzysz, niżeli w ten czas, kiedy go umyślnie szukasz, lubo o tym mowy bywały i sam krol przypominał, mowiąc, »żem ci jest dłużnikiem i jakbyś mi za uchem wołał, kiedy cię obaczę, choć mi nic nie mowisz, bo wiem, żem ci powinien«. A na to szczęście nic się dobrego nie trafiło; w skarbie też piniędzy nie było, bo krol Kazimierz, lubo był pan dobry, ale nigdy nie miał szczęścia do piniędzy, po prostu nie chciały się go trzymać. Conclusum[337] tedy, że mi dali asygnacyą do skarbu litewskiego na sześć tysięcy złotych ex ratione[338], żem to traktował munus[339] księstwa litewskiego, bo Litwin powinien być przystawem, nie koronny, a podobno bardziej eo fine[340], żeby mi oczy zamydlić i zbyć mię naprędce ową, mniemaną ukontentowania nadzieją, bo i w tamtym skarbie toż się działo, co i w naszym, i sam Gosiewski, podskarbi lit. i hetman polny, w ten czas też dopiero z niewoli wyszedł, ktory był od Chowańskiego poimany przedtym, poko my z Czarnieckim do Litwy nie przyszli; z brodą i z kudłami jeszcze i na ten czas chodził, dlaczego musiał być niebogaty, wyszedszy świeżo z więzienia. Poszedłem ja tedy do niego z ową asygnacyą, na ktorą on spojrzawszy, rzecze: »A dla Boga, dyć krol J–oMść wie, żem ja przez te lata piniędzy nie zbierał, i w skarbie co się dzieje, pustki. Darmo to Wści tą intencyą zaprzątniono, bo tam Wść nie możesz tym czasem nic wziąć, chybaby to tam jako po związku[341]; bo teraz, choćby i było co dać, to niepodobna to uczynić. Nie miej Wść nadzieje, niech Wści krol skądinąd obmyśli«. Poszedłem ja tedy powiedać krolowi te słowa i oddaję oraz asygnacyją. Krol rzecze: »Niech się jeno ja z nim obaczę, będzie to inaczej«. Tak się stało, że mi obiecał dać podskarbi, ale kazał jechać do Wilna na komisyą. Krol mi rzekł: »Po obietnicę, powiedają, trzeba konia rączego; życzemy, żebyście jechali zaraz na początek komisyej, bo tam ma pan podskarbi zastać coś gotowych piniędzy; tedy obiecuje wam z tych zaraz wyliczyć. A powracajcie prędko, żebyście znowu tych ossudarow odprowadzili. My jednak czym lepszym nie zapomniemy was opatrzyć feliciori tempore«[342].
Pożegnawszy krola, po skończonym sejmie pojechałem do domu, gdzie mało co odpocząwszy, wyjechałem do Wilna. Gdzie przyjechawszy, zastałem rzeczy in turbido[343], bo zaraz od zaczęcia komisyej, na ktorą wojskowych nazjeżdżało się siła, kożda sesya, kożde kołowanie nie było bez hałassow, tumultow, porywania się do szabel. O gospody tedy bardzo trudno było przy owym wielkim ludzi zgromadzeniu; musiałem tedy stanąć w domu pustym, nowo zaczętym, jeszcze nieskończonym, bo sam tylko wzrąb izby bez drzwi stał. Wartować się kazałem przy owych nocnych i dziennych kradzieżach i rozbojach, co mi było bardzo ciężko między ludźmi obcymi; ale i w tych pustkach nie wybiegałem się od importunow[344], o czym niżej. W kołach bywałem, poko mię nie ekspedyowano, ale i tam taki był rząd i powaga; proszę jednak, po co przyjechałem, bo chodziło de periculo dantis et accipientis[345].
Skoro tedy przyszły piniądze z ktoregoś tam prowentu, zaraz mi daje asygnacyą do pisarza skarbowego; ktoremu ja pokazawszy asygnacyą, liczemy piniądze, zawarszy się ze mną w sklepiku jednym bardzo ciemnym, o jednym tylko okienku, na zamku, w tyle św. Kazimierza. Liczyliśmy tedy jako ukradkiem prawie; więc że mi dał partem[346] w dobrej monecie, partem zaś w szelągach ryjskich[347], co owo bywały cienkie a posrzebrzane, niepodobna ich było zabrać jednemu wyrostkowi, ktory tylko sam był ze mną, gdyż insi musieli się wartować w owych pustkach; dał mi tedy dwoch hejdukow z warty, co owe piniądzie nieśli na noszach do gospody. Przyjdę do gospody, aż mi czeladź powiedają, że tu był towarzysz, ktory sobie pretenduje[348], że to jego kwatera, i ma za urazę, że nie radząc się go, stanąłem tam; konie chciał wyganiać, gdyby go był inszy nie odwiodł, co z nim był, i deklarował znowu tu przyjść; kazał sobie dawać znać, jak Wść przyjdziesz. Jenom tedy owych odprawił hejdukow, aż ow idzie samosiedm i gospodarz, alias haeres[349] tych pustkow, w ktorych ja stałem, pijani wszyscy. Pyta mię: »A ty za czyjem tu pozwoleniem i ordynansem stoisz?« Odpowiem: »Kto mi pozwolił żyć i chodzić«. Rzecze: »Ale to moja kwatera«. Odpowiem: »Toś zły ogrodnik, kiedyś tej kwaterze dał ostem i pokrzywami zarość«. Rzecze znowu, że »to jest gospoda moja«. Odpowiem: »Niechwalebny z ciebie gospodarz, kiedy nie masz w domu pieca, okien i drzwi«. Rzecze: »A na cożeś tu stanął?« Odpowiem: »Bom do tatarskiego rządu przyjechał, nie do tego narodu, ktory powinien być polityczny i w tym się postrzegający, żeby dla gościa wolne zostawiać gospody«. Rzecze mieszczanin, tych pustek pan: »Ej, Mści Panie, każ mu Wść konie wygnać na ulicę: ato jeszcze przedrwiewa z Wści«. On rzecze: »Wygania[j]!«. — »Nie wyganiaj!« (A działo się to w izbie między końmi). Porwie się ow gospodarz mieszczanin odwięzować konie, a moj go czeladnik obuchem w piersi, padł; do szabel. Jak się stał tumult — miałem wołoszyna kasztanowatego, haniebnie bystrego — zamięszawszy się, uskoczył się z przycięcia jeden Litwin między konie; jak go wytnie moj kasztanowaty nogami, padł i ten — to już dwaj leżą. Wytoczyła się ta sprawa per appellationem[350] między pokrzywy już z izby; tamże dopiero po sobie. Moj wyrostek pilnował mi tyłu, dwoch zaś czeladzi tuż pole mnie. Jakoś tam wyrostka ode mnie odsaczyli: urwał mię jeden ztyłu, ale przecię niebardzo, i zaraz na stronę odskoczył. W tym zaraz razie pan powalił się w pokrzywach; skoczyli zaraz przed niego czeladź z szablami, że mu się nic nie dostało i wstał. Sunie na mnie prosto, tnie z mocy; wytrzymałem, a potym odłożywszy, wytnę go przez puls; nic to: dalej po sobie. Moj też czeladnik jego pachołka w łeb ciąn: padł. J–oMść znowu natrze z owym razem; znowu go przez palce: upuścił szablę, w nogi. Moj wyrostek po nim; powalił się znowu w owych chwastach; ciąn go kilka razy, ażem zawołał: »Stoj!« Ostatek też w drożkę[351], a ja do izby do swoich koni. Ow, obuchem uderzony, już był wylazł i uciekł, a ten, od konia uderzony, leży we mdłości; rozumiałem, że już nieżywy, kazałem go za nogi wywlec, aż ow stęknął. Dopiero rzeką: »Żyje, żyje, trzeźwić go!« Obaczył się, wstał i poszedł, a owych też tam po pokrzywach pozbierano i poprowadzono, łając, grożąc. Myślę: »Co tu czynić? Zamknąć się — niema czym«. Aż z godzina w noc idzie kupa ludzi z 50 albo z 60. Zawoła moj czeladnik: »Nie przystępuj, bo strzelę; czego potrzebujesz?« Stanęli, potym rzeką: »A o coście, tacy synowie, pokaleczyli ludzi?« Odpowiedziałem ja: »Kto guza szuka, snadno znajdzie; nie my to kaleczyli, ale niewinność nasza zwojowała ich«. Rzecze znowu: »Noga was tu nie ujdzie, hultaje!« Odpowiem: »Porachuj się, kto ma być hultajem nazwany: czy ten, kto kogo po nocy nachodzi, czy ten, kto sobie spokojnie siedzi, nikomu nie dając okazyej«. Rzecze: »O! jakożkolwiek, po staremu wy tu musicie krew rozlać, jakoście braci naszych rozlali«. Odpowiem ja: »Jeżeliś po moję głowę przyszedł, podobnoś i swoję przyniosł; jeżeli moja polęże, i twojej się zapewne dostanie: a odstąpcie się dalej, bo będziemy cynglow ruszać«. Dopiero jeden uważny jakiś rzecze: »Dajcie pokoj; a mnie jednemu wolno tam przystąpić?« Powiem: »Wolno«. Przyszedł tedy i pyta: »Ktoś ty jest i po coś tu przyjechał do Wilna?« Mnie nie godziło się powiedzieć, żem przyjechał za asygnacyą: nie godziło się powiedzieć, ktom jest, żeby ujść kłopotu, in quantum by[352] tam ktory z nich umarł; ale wiedziałem, że Dąbrowski, pułkownik z wojska litewskiego, miał kilku siostrzeńcow rodzonych w Podlaszu, ktorzy pod rożnymi chorągwiami w wojsku naszym służyli, i powiedziałem, »żem jest Żebrowski, przyjechałem tu do wuja mego, pana Dąbrowskiego; stanąłem w pustkach, nie mogąc inszej znaleźć gospody, a po staremu i tu od napaści wybiegać się nie mogę«. Rzecze mi: »A wszak czeladź twoi powiedali, kiedy ich pytano, że się Paskiem zowiesz?« Odpowiem: »Tak jest, bom jest duorum cognominum[353]: Pasek Żebrowski«. Pyta: »A nasz[354] pan kanclerz[355] coć jest?« Powiedziałem, »że herbowny tylko, ale nie krewny, bo on jest Pasek Gosławski, a ja Pasek Żebrowski«. W takiej okazyej już się i swego tytułu i krewności musiało zapierać. Rzecze dopiero: »A nie tyś bywał u pana pułkownika w Warszawie?« — »Nie ja, ale rodzony moj; bom ja w Warszawie nie był na sejmie«. Potym mowi: »To cię tedy znajdziemy zawsze, kiedy tego potrzeba będzie«. Odpowiedziałem, że »się i ja sprawię na kożdem miejscu, ale i mnie kożdy musi, kto mię rozbojniczym sposobem nachodzi; bom ja nikomu nic nie winien, anim okazyej dał; spokojnie w tych pustkach stoję, nikomu za szeląg szkody nie uczyniwszy; jutro to pokaże, kto będzie penowany«[356]. Rzecze: »Wątpię, żebyś jutra dostawał[357], bo ten jeden nie wiem, czy żyje do tego czasu«. Powiedziałem: »Gdyby byli i wszyscy na miejscu padli, tobym się tego nie lękał, bo mam prawo po sobie, że jest licita defensio[358], że invasor a se ipso occiditur«[359]. Rzecze: »Dobra noc«. — »Dobra noc«. I poszli. Mowiłem ci, prawda, że się nie boję, alem przecie inaczej myślał: strzeż Boże, ktoremu umrzeć! Luboby mię uwolniono, ale samo zatrudnienie, prawując się, inkwizycye[360] wywodząc, koszt łożąc etc. Myślę, jakoby z tamtego miejsca umknąć, bo mię już nauczyły praeiudicata[361], że lepiej z lassa, niżeli z tarassa[362]. Przychodzi mi na pamięć i owo moje kozieradzkie praeiudicatum[363], żem żałował, com nie uchodził, mając czas, ufając w niewinności; co lubo się honorifice[364] skończyło, ale mieszek na to bardzo stękał. Ja też z Panem Bogiem począłem się układać[365], a bardzo cicho. Kiedyśmy już byli gotowi, pobraliśmy konie w ręce i takeśmy je piechotą za sobą prowadzili owemi srogiemi pokrzywami. Więc, że to tam po spaleniu moskiewskim piwniczyska po przedmieściach pozarastały były pokrzywami, ostami, a do tego noc była ciemna, to coraz w owe doły albo koń albo czeladnik ktory albo ja sam wpadł; tośmy się przecie ratowali cicho, żeśmy przecię dobrali się do pola, powsiadawszy na konie. A już też świtało, wstępując do owych piwnic pustych, i nie pamiętam przez cały wiek moj, żebym miał tak wiele piwnic wizytować, jako przez tę jednę noc w Wilnie, a w żadnej nie było się czym posielić, choć się kto słusznie natrząsnął. Jużbym był jechał prosto w swoję drogę, ale mi Gosiewski, hetman i podskarbi litewski, kazał u siebie być po odebraniu piniędzy, że miał pisać do krola. Stanąłem tedy u jednego rzeźnika w szopie, gdzie bijał woły, ktorych i na ten czas wisiało kilka; konie najmniejszej rzeczy nie chciały jeść, tylko chrapały na ow smrod surowizny. Poszedłem sam do miasta, przebrawszy się w kontusz, w ktorym mię nie widziano. Przyszedłem do brata[366], powiedziałem, co się stało. Bratu toż się zdało, żeby odjechać, i zaraz idzie ze mną do hetmana dla prędszej ekspedycyej. Wychodząc, potkaliśmy się na wschodach z owemi ludźmi, ktorzy postrzegłszy, że mię niemasz w tamtej gospodzie, a już wiedzieli, ktom jest, przyszli do brata opowiedzieć, co się stało, i pytać się o mnie. Poznałem zaraz jednego i trącę brata: »Atoż są«. Brat tedy quidem[367] mię to tylko wyprowadzał per modum humanitatis[368], pożegnał się ze mną na wschodach i wrocił się z niemi, a jam poszedł do hetmana, podziękowałem za łaskę, listu czekać nie chciałem do krola, powiedziawszy, co się stało; on też non urgebat[369] i owszem rzekł: »Jedź z Panem Bogiem, bo to tu u nas sprawa kozacka«. Poszedłem tedy do aptekarza, stamtąd posłałem po brata do siebie prosić, bom już nie śmiał do jego pojść stancyej, żeby mię kto nie poznał. Przyszedł tedy brat do mnie i tameśmy sobie w spokojnym miejscu usiedli i rozmowili. Powiedział mi, jako się o mnie pytali, czym jest jego krewny, czyli nie. Odpowiedział, że to »stryjeczny moj«. Rzeką na to: »A czemuż się powiedział do inszego domu?« Odpowiedział brat: »Temu, żeby się waszej zbył napaści, bo jest in functione[370], nie ma tu czasu z wami prawem agere[371]; ale deklaruje wam przez mię in omni foro[372] sprawić się i prawem, i lewem[373]; oraz o jego szarży powiedam, że służy z wojewodą ruskim, tam go wolno szukać, kto chce«. Rzeką: »Ale to podobno trzech ich nie będzie żyć z tych posieczonych, a najbardziej nas boli, że napisał, wyjeżdżając z tej gospody, na ścianie, ktore wiersze, narodowi naszemu hańbę czyniące, są takie:

Za coś mię, sk… synu, kukuć[374], napastował?
Wszakżem boćwiny[375] w Wilnie nic nie zakosztował,

Bo to świńska potrawa, jeść się jej nie godzi.
Widzę, Litwin a świnia w jednej sforze chodzi:
Świnia, chceli co zwąchać, to chodzi po nocy,
Litwin zaś na rabunek, jakby wybrał oczy[376].
Atoż masz, Litwoś geras[377]: pamiętaj rabunek,
Gdyś wziął od polskiej szable po łbu podarunek«.

Brat na to odpowiedział: »Odpisać mu wiersze za wiersze, a jeżeli się czujecie być niewinnymi, będą kiedykolwiek wojska w kupie, upomniećże się tego«. Tak tedy uczyniwszy mi brat tę o ich mowach relacyą, pożegnaliśmy się. Poszedłem do gospody, alem po staremu nie wyjeżdżał, aż się zmierzchło dobrze, uchodząc jakiej napaści; i już nie jechałem grodzieńskim traktem, jako mi należało, ku Polszcze, ale puściłem się ku Uciany[378] i tam wykierowałem ku Polesiu i przejechałem bezpiecznie. Ale jakom zaś potym słyszał, szukali mię po tych szlakach, co ku Polszcze, chcąc się zemścić; ale ich Pan Bog nie pocieszył, i owi też porąbani z łaski Bożej wyleczyli się, i poszło to w zapomnienie.
Już tedy do Warszawy nie jeździłem, bom się w drodze dowiedział, że krol pojechał do Lwowa na komisyą i posła też już mego wyprawiono, przydawszy mu inszego przystawa. Przyjechałem tedy do domu. Jaki taki upomina się futer, com obiecał w Wilnie nakupić; wszyscy się zawiedli, bo i sobie nic nie kupiłem, i sam ledwie com zdrowo wyjechał, nie spodziewając się, żeby mię miał taki napaść kłopot od owych pijakow.
Po wyjeździe moim z Wilna dopadli jakoś pijacy ksiąg skarbowych, w ktorych ja kwituję z odebrania 6.000 złotych i podpisuję się. Rozumiejąc tedy, że moj stryjeczny, ktory u nich[379] był kanclerzem i także mu imię Jan z Gosławic, chwycili się tego potentissime[380], że to już jakąś odebrał korupcyą[381] respectu machinationis[382] i fakcyj[383] jakich, jako oficyalista[384] wojskowy. Uczynili tedy w kole wielką inwektywę[385] zelando in rem[386] wojska, że »tu są tacy, ktorym najbardziej naszych konfidujemy[387] sekretow, a już nas znać chcą przedać, kiedy biorą prywatne korupcye, już to nie darmo«. Stał się tedy srogi fremitus[388] i trzaskanie szablami, pytając się: »Kto taki? Podajcie go nam sam, wnet go tu będziemy bigossowali«. Ad tot instantias[389] musiał wymowić ow, co to w kole intulit[390], że »Pan kanclerz wziął z [s]karbu 6.000 złotych, już to nie darmo; widziałem jego kwit w księgach z odebrania sumy«. A nie znał prostak jego charakteru[391], tylko simpliciter[392] wiedział imię i skąd się pisze. Mowią mu: »Dowiedziesz tego?« — »Dowiedę«. — Hukną tedy jedni: »Bij«; drudzy: »Niech da o sobie rationem[393]. Krewni, koligaci jego z matki, zdechli od strachu, bojąc się, żeby mu nie dowiodł; on zaś nic się nie turbuje, bo nie termin, tylko mowi: »Moi Mści Panowie, poczuwam się ja, in quo gradu[394] usługi WM. MPanow jestem lokowany, że wszystkie, minutissima quaeque arcana[395] moję concernunt notitiam[396]; i tak sądzę, żebym wiele mogł zaszkodzić, gdyby mię moja nie rządziła poczciwość i ta, ktorąście mi WM. MPanowie fraterne[397] konkredowali[398], intaminata fides[399]. Gdybym się jednak czuł w tym, co mi zadają, uznałby to świat, żebym sam na siebie ochotnie napisał jako najokrutniejszy dekret śmierci, i teraz mowię: jeżelim wziął te 6.000, choćbym przytym nic złego nie zrobił, już niech będę za zdrajcę poczytany i już jako zdrajca karany; ale tak, niech mi dowiedą: succumbam[400]«. Ow się też sierdzi, że »dowiedę, tylko proszę JMści Pana Podskarbiego, żeby kazał księgi przynieść te, ktorem ja tam już naznakował«. Podskarbi tedy posłał, żeby pisarz przyszedł z księgami i powiedział im, co to jest. Dopieroż w nich duch wstąpił, bo przecie myśleli, jakoby krewnego salwować i siebie nie wdać w konfuzyą. Owi ludzie godni, familianci tameczni, Biernaccy, Sokolniccy, Chreptowiczowie i insi tam jego kolligaci, jak tedy usłyszeli, zaraz blisko niego stanęło ich kilka, owego, co zadał, żeby się nie skrył. Wtem przyniesiono księgę i dają mu ją w ręce: »Szukajże, gdzieś to widział«. Znalazł do razu i niesie z radością do marszałka. Rzecze brat: »Proszę o tę księgę«, jakoby to nie wiedział, co tam w niej jest, a obaczywszy, mowi: »Mści Panowie, jakom ja raz deklarował ochotnie z rąk WM. MPanow ponosić poenam[401], tegoż i teraz potwierdzam, jeżeli się to na mnie pokaże, co mi zadano; jeżeli nie pokaże, proszę wzajemnie, żeby pokutował ten, kto zadaje, a nie dowodzi, bo kto mi bierze sławę dobrą, bierze mi życie. Rozumiem tedy, że niewiele się takich znajdzie w wojsku, ktory [by] nie znał charakteru tego, ktorym ja we wszystkich ekspedycyach służę WM. MPanom. Jest sam[402] kwit, że wzięto 6.000; ale jeżelim ja wziął i jeżeli winnie ponoszę taką kalumnią, kładę to in sinum[403] WM. MPanow«. Jaki taki obaczy: »Nie jego, nie jego podpis!« Pytająż tedy, co to jest, ponieważ i imię, i przezwisko takież, tylko charakter inszy. Powiedział, że »wziął stryjeczny moj z wojska koronnego za taką a taką usługę, za asygnacyą krola J–oMci«. Dopieroż tu owe wszystkie insultus[404], co się poczęły burzyć na brata, obrociły się na delatora[405]. Kiedy tu zawołają jedni: »Sądzić go!«; drudzy: »Bić pogańskiego syna, ktory takie plotki do koła rycerskiego przynosi!« Ow chce się trochę umknąć, a Sokolnicki, porucznik, jak uderzy obuchem w kark, padł na ziemię. Dopieroż go na ziemi młocić, bić, deptać, że go ledwie Żeromski marszałek żywo obronił. Ale po staremu zaraz od tego czasu nieborakowi Gosiewskiemu począł się pogrzeb gotować, i ta była najpierwsza okazya suspicionis[406] na niego, bo zaraz krzyknęli: »A wierzę, MPanie hetmanie: dla wojska piniędzy nie masz, a za lada asygnacyą krola J–oMści znajdą się zaraz. A nie podobniejby się to zatrzymać tym asygnacyom do szczęśliwszych czasow, a teraz nasze uspokoić interessa? Dobrze, dobrze, byleby tylko to komu nie zaszkodziło!« Omawiał[407] się hetman, że to musiał uczynić za gorącą instancyą krola J–oMści, na ktorą i z [s]wojej szkatuły musiałby był wyliczyć; ale i te wymowki wagi nie miały. Już od tego czasu bardziej coraz diffidebant[408] i coraz większe w kołach bywały tumulty. Bo też coraz w większe ludzie wojskowi wdawali się pijaństwo, z ktorej konsekwencyej trudno się było spodziewać statku i powagi, chyba hultajskich terminow[409], co się w krotkim czasie weryfikowało[410], kiedy swego marszałka rozsiekali, człowieka wielce zacnego, Kazimierza Żeromskiego, starostę czeczerskiego, a potem i Gosiewskiego, hetmana polnego i podskarbiego litewskiego, kazawszy mu się dysponować[411], deliberatissime[412] rostrzelali[413] z jednego tylko małego podobieństwa[414] i fałszywego udania, i inszych w tumultach nazabijano wielu żołnierzow; o ktory postępek tracono zaś kilku pułkownikow okrutną ćwiertowaną śmiercią w Warszawie na przyszłym sejmie, jako to: Niewiarowskiego, Jastrzębskiego i inszych. Na drugich stanęła infamia, ktorych nie możono pochwytać. Stryjeczny zaś moj krewny musiał wchodzić in complicium[415]tegoż zabojstwa okrutnego, jako ich konsyliarz i kanclerz. Co[n]suluit[416] sobie, że i śmierci, i infamiej uszedł takim sposobem. Uchodząc przed temi, ktorzy z inszej, to jest, hetmana polnego dywizyej, tych zabojcow łapali i jego w trop dojeżdżali, przybieżał na Berezynę rzekę, na ten czas zmarzłą; a była płonia[417] niezamarzła w pośrzodku rzeki, gdzie on z konia zsiadszy, obrąbał obuchem lod nad ową płonią, co był cienki, quidem[418] to oberwał się z lodem, nocą uchodząc i płoni niebezpiecznej nie postrzegłszy (s); na brzegu zaś lodu na[d] płonią śnieg potarał, niby to ratując się, czapkę na samym brzegu lodu porzucił i pokrowiec na wodę cisnął od pistoletu, ktory tak powierzchu pływał, a sam tymże tropem wrocił się, wsiadszy na konia, skoczył z szlaku w puszczą samowtor tylko, ktora puszcza ciągnie się nad brzegiem Berezyny bardzo gęsta, i uszedł aż do Smoleńska, do brata swego rodzonego, pana Piotra, ktory pod carem moskiewskim poddaństwo przyjął i dobra wszystkie, od Moskwy zawojowane, trzyma w Smoleńszczyźnie, i stamtąd nie wyje[ż]dżał, aż po amnestyej. Owi, co już go wyszladowali, przybieżawszy do Berezyny, obaczyli owo połamane miejsce, podnieśli nad wodą czapkę, na wodzie pokrowiec od pistoletu. Osądzili, że utonął, a wrociwszy się nazad do owego szlachcica, skąd uchodził, pokazawszy czapkę, gdzie ją lepiej znano, powiedzieli samę rzecz, że już dalej nie było tropu po śniegu za ową płonią cale; conclusum[419], że utonął. W owym tedy domu stał się płacz, a oni się ucieszyli, mowiąc: Poena peccati[420]. Skoro tedy na sejmie podano nomina i cognomina[421] tych, co zabijali, i tych, co byli zabojstwa conscii[422], do infamowania i do trąby[423] i jego też tam włożono, ozwali się na to niektorzy posłowie (jedni wierzyli, że nie żyje, drudzy, co wiedzieli, co żyje, jak to krewni): »Miłościwy Najaśniejszy Krolu, już z tego sam P. Bog uczynił egzekucyą, na coż go tu kłaść, kiedy nie żyje?« I kazano go wymazać. On też zaraz po sejmie z Moskwy wyjechał i siedział sobie w domu secure[424], a owi infamisowie poniewierali się aż do drugiego znowa sejmu, na ktorym generalna stanęła amnestya na wszystkich ad instantiam[425] Rzpltej całej[426], oprocz kilku niektorych, bo na ich amnestyą żona nieboszczykowa nie pozwalała, derelicta vidua[427], co byli winniejsi, spodziewając się ich captivare[428].
Gdy zaś dziękowali krolowi za daną sobie amnestyą insi, i moj też brat comparuit[429] między tymi kongregatami[430], bo był na ten czas posłem z Litwy, i obmawiał się, że lubo był in consilio impiorum[431], ale musiał być jako munus[432] całego wojska. Krol rośmiawszy się, rzekł: »Kiedyście inszym radzili, źleście radzili; ale sobie dobrzeście poradzili, tak właśnie, jako sobie trzeba, żeby to było w kronice«. I tak aż na trzecim sejmie skończyła się ta materya.
Ja wracam się ad statum anni huius[433]. Kiedy się w Wilnie odprawuje komisya z takiemi temulencyami[434] i tumultami, odprawuje się we Lwowie[435] trochę modestius[436] i polityczniej[437] niżeli w Litwie, i z lepszym efektem, bo z łaski Bożej znalazł się sposob uspokojenia wojska: szelągi kazano klepać, tynfy także klepać, srebra w ktorych tylko za groszy 18, ale je po złotemu kazano brać, dawszy im taką instytucyą[438]: Dat pretium servata salus potiorque metallo est[439]. I już odtąd wszystka moneta śrebrna i złoto u nas w Polszcze w gorę poszło.
Wtenże czas przez inwencyą niektorych subjektow polskich szelągi wołoskie wprowadzono do Polski, a śrebrnej i złotej monety wydano za nie tak wiele za granicę, za ktorą niecnotę niegodni się ci inwentorowie tytułować imieniem narodu polskiego i znaczny Bogu muszą oddawać rachunek, bo te wołoskie szelągi siła narobiły depauperacyej[440], desperacyej i srogiego zabojstwa między ludźmi. Począwszy ode Lwowa na jarmarkach zabijano się o nie, żeć przecię ustąpiły z Małej Polski, ale w Wielgopolszcze wszystkie sobie stolicę założyły, nie oparszy się aż o rzekę Odrę i o morze Baltyckie, jako owa okrutna szarańcza. Skończyła się tedy komisya lwowska, gdzie poległ Paweł Borzęcki, substytut związkowy, kawaler wielki, non sine suspicione veneni[441]; tak udawano; »bo tak należało« — mowiono — »żeby tę świeczkę zgasić, ktora całej konfederacyej świeciła, aby się był jaki większy z jej jasności nie rozniecił płomień«; bo nad tego człowieka w całym związku nie było.







  1. niezupełnie
  2. ile dosyć, podług potrzeby
  3. wykraczających
  4. w pracy wojennej
  5. w karności wojskowej
  6. dostateczne
  7. Nowydwór — dobra królewskie w pobliżu Grodna.
  8. z fałszywego dowodu
  9. oczywiście
  10. tylekroć
  11. objąć, zaszczycić
  12. aż do zakończenia walnej rady
  13. Bielsk — m. w wojew. białostockiem, na południe od Białegostoku.
  14. 5 dnia przyszłego stycznia
  15. postanowi się
  16. Mikołaj Prażmowski.
  17. szczęśliwego powodzenia
  18. późniejszy
  19. domyślam się
  20. tajemniejsze rzeczy
  21. rozważywszy
  22. przykro
  23. teraz
  24. listownie pokrótce uwiadomić
  25. żądaniom naszym
  26. Sułtan — tytuł nadawany synom chana
  27. z nastaniem wiosny
  28. najmniej
  29. Batalja (z włosk.) — tu w znaczeniu: siła zbrojna.
  30. nie opamięta się
  31. o funduszu
  32. na walnej radzie postanowić
  33. z rzeczą gotową
  34. sprawa
  35. o innych rzeczach obszerniej
  36. czyny
  37. w obecnym stanie
  38. za słusznością
  39. wiadomo
  40. poczciwość
  41. wypada
  42. po stronie sprawy słusznej
  43. i szczęśliwego powodzenia
  44. Lida — m. nad rzeczką Lidzieją na Litwie, na południe od Wilna.
  45. Oszmiana — m. na wschód od Wilna, przy drodze do Mińska.
  46. wzajemnych
  47. Promocje — posunięcia, t. j. poparcie w staraniach o intratny urząd np. starostwo.
  48. zaklęciami
  49. T. j. mianą w kole wojskowem; por. str. 198.
  50. z mnóstwem
  51. niby
  52. tu w znaczeniu: frant
  53. Lepel — m. w dawnem wojew. połockiem.
  54. sprawione, t. j. ogolone z sierści i pozbawione wnętrzności
  55. bieliznę i szaty
  56. Por. przypisek 5 do str. 97.
  57. gwałt
  58. Paragrafy — (przen.) szramy, kresy.
  59. przypuszczałem
  60. T. j. ja i wachmistrz; podobnie niżej (str. 267): do nas z wachmistrzem — do mnie i do wachmistrza.
  61. Por. str. 120, przyp. 1.
  62. w gotowości
  63. Regalista — stronnik króla.
  64. w służbie
  65. Komput wojska — liczba, regestr; ochotnicy nie należeli do komputu i nie brali zasług t. j. żołdu.
  66. odmówić
  67. Tu.
  68. odpornie
  69. pozbierawszy się, t. j. zabrawszy wszystkie swoje rzeczy
  70. Nafasować — nabić.
  71. Jaźwiec — borsuk.
  72. napadać
  73. Woskresnąć (z rus.) — zmartwychwstać.
  74. Tropa (z niem.) — kupa.
  75. Cyga — bąk, fryga.
  76. po nieprzyjacielsku
  77. Guldynka — rodzaj strzelby, może tak nazwanej od majora Guldyna; por. str. 242, przyp. 5.
  78. Męcherzyna (gw.) — worek z pęcherza.
  79. Rubaszyć się (z ros.) — wymieniać w dowód przyjażni rubaszki, koszule; tu rubaszyństwo ironicznie: w dowód naszej przyjaźni.
  80. Żodziszki — m. nad Wilją, niedaleko od Oszmiany.
  81. namyśliłem się
  82. stanęło na tem
  83. dla zapełnienia liczby
  84. Narocz — m. nad jeziorem tegoż nazwiska na półn. wschód od Żodziszek.
  85. zeznali
  86. zeznaniach (były dwojakie: libera confessata i confessata torturata)
  87. ustne zeznanie
  88. poświadczeniami
  89. Na Litwie za przykładem Wilna zasiadał w miastach co rok urząd miejski, złożony z dwóch burmistrzów i czterech rajców.
  90. Dokszyce — m-ko przy źródłach Berezyny
  91. Dolcze — w. na trakcie między Dokoszycami a Leplem.
  92. podejrzenie
  93. urazy
  94. marek Matczyński, przyjaciel Sobieskiego.
  95. Piotr Mężyński, porucznik.
  96. Ludwik Aleks. Niezabitowski, rotmistrz, później kasztelan sandecki.
  97. O upragniony.
  98. ks. Piekarskiego
  99. Kandor (z łać.) — jasna białość, blask, świetność.
  100. zeznania autentyczne
  101. przywódcą
  102. odwagą
  103. sukno na mundura
  104. zamierzył
  105. oznajmiając
  106. między [obu] narodami
  107. teraz
  108. Przystaw — komisarz przydany dla bezpieczeństwa, który też ma zaopatrywać wszystkie potrzeby posłów.
  109. odpłata
  110. Tenuta — dzierżawa dóbr królewskich.
  111. według mojej możności
  112. Wiazma — m. w Rosji, na półn. wschód od Smoleńska.
  113. Wokacja (z łac.) — powołanie, urząd.
  114. z mojej strony zgoda
  115. zaszczyt wydrzeć
  116. Katona (z węg.) — żołnierz.
  117. Przysłowie: Jakby z nieba spadło.
  118. Przejeździ — do przejazdu przez granicę.
  119. w granice królestwa
  120. Konstytucją sejmową r. 1661 otrzymał Czarniecki za zasługi wojenne Tykocin z przyległościami wiecznemi czasy na własność.
  121. stopnia
  122. stosując się do życzeń
  123. naprzeciw
  124. dostarczane
  125. dołączę
  126. Kojdanów — m-ko w dawnem wojew. mińskiem, na południe od Mińska.
  127. załączę
  128. urzędem według prawa
  129. ułożył
  130. dołączam
  131. Podstarości — rządca.
  132. uchybić
  133. i powadze
  134. należy się
  135. w pogranicze
  136. należy do wiadomości
  137. wyznaczony
  138. do oznaczonego
  139. miejsca
  140. towarzyszyć
  141. niech to podlega
  142. w styczności
  143. potrzeba
  144. obmyślić
  145. okrutnie się nie srożył
  146. znacznie posunąłem był w ziemię nieprzyjacielską
  147. odstąpić
  148. oręż
  149. w ziemi nieprzyjacielskiej ukazać
  150. wszelkiej pozbawiony pomocy
  151. dla Rzpltej
  152. Janowi Pawłowi Sapieże.
  153. pozostały dla potomstwa jako świadectwa życia mego
  154. kwiat wieku
  155. treść
  156. Kuszyk — kufel, puhar.
  157. T. j. ową postać niewieścią, pactwę, jak ją na str. 32 nazywa.
  158. rano pogadamy (po wytrzeźwieniu)
  159. T. j. dam nawet więcej.
  160. Pociągnąć, ciągnąć — gra słów.
  161. Smołowicze lub Smolewicze — m-ko dawniej Radziwiłłów nad Plissą w dawnem wojew. mińskiem na trakcie z Mińska do Smoleńska. Pasek zaznacza, że się nie puścił z Mińska traktem wschodnim na Ihumen, lecz północno-wschodnim na Smołowicze.
  162. sekretarz poselstwa
  163. około
  164. T. j. uprzejmością.
  165. Guzno (ros.), Huzno (rusk.) — tyłek, zadek, u ptaka: kuper.
  166. Mądry, kto umie być cierpliwy.
  167. ogólnie
  168. Kontempt (z łac.) — ubliżenie.
  169. się pozbierali
  170. Dorohobuż — m-ko nad Dnieprem powyżej Smoleńska.
  171. Smoleńsk — m. nad Dnieprem.
  172. Oczyża — w. nad rzeczką tejże nazwy w pow. ihumeńskim (2 wiorsty od Ihumena) w dawnem wojew. mińskiem.
  173. Mikołajewszczyzna — m-ko dawniej Radziwiłłów u zbiegu Turczanki z Niemnem w wojew. nowogrodeckiem.
    Pasek skręcił więc od Tołczyna na południe i, pominąwszy Mińsk, podążył krótszą drogą na Oczyżę do Mikołajewszczyzny, a stamtąd do Nowogródka.
  174. słodką pamięć
  175. Przysłowie, tyle co: »dziękuję, mam w domu lepszych rzeczy dość«. Całe przysłowie: »Dziękuję za bedłek, mam doma dość rydzów«.
  176. z wielkim pośpiechem
  177. i dostateczną odprawę
  178. teraz
  179. względów
  180. myśl
  181. Pyszneż, panie,
  182. Słoboda pod Moskwą.
  183. ogładzeni, kulturalni
  184. poufałości
  185. grzecznego człowieka
  186. zalecone
  187. Horodyszcze — m-ko na trakcie z Mikołajewszczyzny do Nowogródka.
  188. Nowogródek — stolica wojew. nowogrodzkiego.
  189. T. j. nieuprzejmością
  190. wbrew prawu narodów
  191. Muszkiety z powodu ich znacznej wagi opierano, celując, na widełkach.
  192. Opamiętaj się.
  193. osoba publiczna
  194. dostojeństwa
  195. pozew do sądu
  196. I tymczasem.
  197. we wszystkim zaspokojony
  198. Manele (z włosk.) — bransoletka; tu: kajdany.
  199. Czego żądam, dawaj; o radę nie proszę. (Marcjalis II, 30).
  200. Samasz — bóżniczy, świątnik żydowski, tyle, co nasz kościelny.
  201. Tymczasem.
  202. w gotowości
  203. Przegaudować (z łac.) — przehulać.
  204. Stanisław Wł. Tryzna, sędzia wołkowyski.
  205. wymysł obliczony na otumanienie
  206. Penetrować (z łac.) — przenikać, rozumieć.
  207. Dysgust (z włosk.) — nieprzyjemność, przykre uchybienie.
  208. upór na upór
  209. w dobry sposób
  210. Zwrot tu żartem użyty; manele należały do stroju niewieściego.
  211. pospraszał
  212. T. j. na skrzypcach zagrać.
  213. por. str. 292
  214. Deboszant (z franc.) — hulaka.
  215. w naganę grubiaństwa
  216. Mosty — m-ko w pow. wołkowyskim, w wojew. białostockiem, nad Niemnem.
  217. zasiłek w żywności
  218. pochmurnieli, pomarkotnieli
  219. Kazimierz Chwalibóg Żeromski, stolnik wileń., porucznik chor. hus. W. Gosiewskiego, regimentarz w wojsku lit. podczas oblężenia Moskwy, rozsiekany przez związkowych w tymże r. 1662.
  220. Medjator (z łac.) — pośrednik.
  221. prosił
  222. poruczoną
  223. przeszkody
  224. czujność
  225. powtórnie
  226. wolny przystęp
  227. Wołkowysk — m. nad Rosią w woj. białostockiem.
  228. kozackiej tyle, co: pancernej
  229. rozmaitość
  230. »Przyjacielem« w liście można było tytułować jedynie mieszczanina, kupca; szlachcicowi należał się tytuł »pana brata« — stąd obraza Paska i dotkliwa odprawa, jaka z jego strony spotkała Żeromskiego. Listy pisywali u zamożniejszej szlachty zwykle osobni pisarze zwani manualistami, a tylko ostatni zwrot listu dopisywał własnoręcznie korespondent, i tem się tłumaczy tytuł »pana brata« dany Paskowi zgodnie ze zwyczajem przez samego Żeromskiego przy zakończeniu listu.
  231. wewnątrz
  232. nie oddaję wet za wet, rozumiejąc
  233. rozwagi, rozmysłu
  234. nie odnosi się
  235. błąd
  236. tego sposobu
  237. Szyper — dozorca okrętowy; pieńka — konopie; klepka — połupane części dębu; wańczos — grube deski dębowe.
  238. o dawnych sprawach
  239. z powodu
  240. do treści
  241. wezwany
  242. W rkp. brak jednej karty, chociaż po k. 171 następuje k. 172, a na niej koniec ustnej odpowiedzi, danej Paskowi przez hetmana W. ks. L. na list Czarnieckiego (str. 282).
  243. zwyczaj
  244. Na Litwie był urząd ziemski (14. w godności) horodniczego, stróża grodu np. Wilna, Witebska, Smoleńska itd.
  245. z zachowaniem
  246. rozsądek
  247. odnawiam postanowienie
  248. poważania
  249. nie podobać się
  250. zręcznie
  251. skromność, umiarkowanie
  252. dobre urodzenie, godność szlachcica
  253. świeżo
  254. Wołpa — m-ko przy ujściu rzeki Wołpy do Rossy, blisko lewego brzegu Niemna, w pow. grodzieńskim.
  255. przeciw Majestatowi i matce uległości
  256. rozumiem
  257. wiadomo
  258. wiadomem będzie
  259. klejnotu czci
  260. słuszny żal
  261. niemniej przeszywa
  262. nie wydołam
  263. i z wielkiem niebezpieczeństwem
  264. nastąpi
  265. sprawca złego
  266. zda liczbę
  267. czasu
  268. radzić
  269. obronę
  270. wstąpić
  271. spotkają w drodze
  272. pomówić o dalszym ciągu
  273. Berezyny — w. w wojew. białostockiem na południe od Knyszyna, niedaleko Narwi; należała do starostwa knyszyńskiego, więc jako wieś królewską obrał ją Pasek na postój.
  274. Duha (z rus.) — obłąk z modej drzewiny, przymocowany końcami do chomonta.
  275. Drohiczyn — m. nad Bugiem na Podlasiu.
  276. Liw — m. w wojew. lubelskiem.
  277. Klec — dawna forma, dziś Kielc. W Kielcach była siedziba związku wojskowego. (Por. str. 192).
  278. przekupiony, zjednany
  279. Zręczne przymówienie się do hojności królewskiej. (Por. str. 253).
  280. Dzieło (z ros.) — sprawa.
  281. w przeciwnych i pomyślnych okolicznościach z zachowaniem
  282. Denhofa
  283. H. Szeling, dworzanin królewski.
  284. poufałość
  285. winszuję
  286. tymczasem
  287. Jędrzej Scipio, chorąży wendeński.
  288. życie, żywność
  289. urazy
  290. Assawuła — oficer kozacki.
  291. T. j. piechota polska, ale z niemiecką komendą.
  292. zastawiał
  293. sprawa gardłowa
  294. napaści
  295. powód urazy
  296. Rekolekcja (z łac.) — rozwaga.
  297. a raczej z postaci
  298. około
  299. Parkany — rodzaj sieci.
  300. Marcjan Ogiński, naprzód stolnik trocki, dalej cześnik litewski, potem wojewoda trocki, w r. 1684 kanclerz w. litew., umarł w r. 1690; wychwala go Niesiecki (VII. 52).
  301. utrzymywali
  302. z ojca człowieka, z matki niedźwiedzicy
  303. wymię ssało
  304. przybrało podobieństwo zwierzęcia
  305. Właściwie Falibowski. »Drudzy tegoż imienia na Wołyniu osiedli, z których Stanisław pisał się na Jana III elekcją« (Niesiecki).
  306. bileciki
  307. świadomi
  308. towarzyskich gawędek, zabaw
  309. posłaniec. Tak go z humorem nazywał Pasek, gdyż ablegat oznacza właściwie wysłannika papieskiego.
  310. zapraszają
  311. z odpowiedzią
  312. odprawiono
  313. Nieosobowo: deklarowano i obiecano, jak wyżej: zapraszają i niżej: zawołają.
  314. Dość.
  315. wyleczywszy się
  316. Adulterium (z łac.) — cudzołostwo.
  317. Fochy (z niem.) — tu w znaczeniu: zaloty, figle.
  318. Lice — oczywisty dowód winy.
  319. w należyty sposób.
  320. Szarża (z franc.) — stopień, urząd (t. j. przystawstwo).
  321. z winszowaniem
  322. obecni na sejmie
  323. przeszkoda
  324. Wakans — królewszczyzna do rozdania.
  325. z natury
  326. ślub uroczysty
  327. zastrzegając powrót
  328. dobrej myśli, weseli
  329. postanowiliśmy wypełnić ślub
  330. drzewa owocowe
  331. kara za grzech
  332. z uczynionej obietnicy
  333. małżeństwa
  334. wówczas nieroztropną odwagą
  335. titulum — vitulum (tytuł — byczka) gra słów; po polsku: tytuły posponując (za nic sobie ważąc), a pełnej szkatuły życząc sobie
  336. przypadkiem
  337. Skończyło się na tem
  338. z przyczyny
  339. urząd
  340. w tym celu
  341. T. j. po jego rozwiązaniu.
  342. w pomyślniejszych okolicznościach
  343. w zamięszaniu
  344. Importuny (z łac.) — natręty.
  345. o niebezpieczeństwo dającego i przyjmującego
  346. część
  347. Szeląg ryski — 1 grosz.
  348. rości
  349. a raczej dziedzic, właściciel
  350. przez apelację (zwrot sądowy, żartem tu użyty)
  351. Tyle, co: w nogi!
  352. jeśliby, o ileby
  353. dwóch nazwisk
  354. T. j. związkowy.
  355. Mowa o Janie Pasku, synu Jana Paska, horodniczego smoleńskiego, stryjecznym bracie pamiętnikarza. Czytamy o nim w konstytucji r. 1662: »Za instancją wojsk naszych W. ks. lit. za ur.... Janem Paskiem i innymi obywatelami woj. smoleńskiego, ktorzy pod rożnemi chorągwiami w wojskach naszych hojnie krew swoję za dostojeństwo nasze i całość ojczyzny lali, do nas wniesioną, wszystkie kondemnaty o podanie fortece smoleńskiej, na nich otrzymane, authoritate praesantis conventus wiecznemi czasy kasujemy«.
  356. karany
  357. czekał
  358. dozwolona obrona
  359. napastnik sam siebie zabija
  360. śledztwa sądowe
  361. doświadczenia (właść. poprzednie wyroki w tejże sprawie)
  362. Taras — sklep, więzienie. Przysłowie znaczy: łatwiej wydostać się z lasu, aniżeli z więzienia.
  363. doświadczenie
  364. zaszczytnie, bez uszczerbku mej sławy
  365. pakować się (do drogi)
  366. stryjecznego, kanclerza związkowego
  367. niby
  368. przez grzeczność
  369. nie nalegał
  370. w urzędowaniu
  371. czynić
  372. w każdym sądzie
  373. Wyrażenie przysłowiowe: prawem i bezprawiem.
  374. Kukuć (z litew.) — dudek.
  375. Boćwina — potrawa litewska z łodyg buraczanych.
  376. T. j. na oślep.
  377. Właściwie: Lietuvos geras — »z Litwy baranie«, litewski baranie.
  378. Uciana — m-ko na Litwie kowieńskiej, na północ od Wilna. Pasek nie dojechał do samej Uciany, lecz do punktu, gdzie się krzyżują trakty z Wilna i Święcian do Uciany; tam »wykierował« na Święciany i Oszmianę ku Polesiu, a stamtąd do domu pod Rawę.
  379. T. j. u związkowych
  380. jak najmocniej
  381. łapówkę
  382. za jakieś knowania
  383. intryg
  384. urzędnik (kanclerz związkowy)
  385. Inwektywa (z łac.) — napaść.
  386. udając gorliwość o dobro
  387. zwierzamy się
  388. hałas
  389. na tyle domagań
  390. podniósł
  391. pisma
  392. po prostu
  393. sprawę
  394. na jakim stopniu
  395. najdrobniejsze nawet tajemnice
  396. dochodzą mojej wiadomości
  397. po bratersku
  398. Konkredować (z łac.) — zawierzyć.
  399. nieskalana wiara
  400. ulegnę
  401. karę
  402. tu
  403. na łono, w pośrodek
  404. napaści
  405. donosiciela
  406. podejrzenia
  407. wymawiać się
  408. nie ufali mu
  409. sprawek
  410. sprawdziło
  411. gotować na śmierć
  412. najrozmyślniej
  413. 29 listopada 1662 r. w Wołpie.
  414. pozoru
  415. do spólnnictwa
  416. Poradził
  417. Płoń l. płonia — otwór w lodzie.
  418. niby
  419. wywnioskowano
  420. Kara za zbrodnię.
  421. imiona i nazwiska
  422. świadomi
  423. do obwołania i otrąbienia infamisów
  424. bezpiecznie
  425. za wstawieniem się
  426. T. j. całego sejmu.
  427. pozostała wdowa
  428. ująć
  429. stanął
  430. zgromadzonymi
  431. w radzie bezbożnych
  432. urząd (kanclerz)
  433. do zdarzeń tego roku
  434. Temulencja (z łac.) — pijatyka.
  435. Komisja lwowska odbyła się w r. 1663 (nie w r. 1662,. jak Pasek mylnie podaje). Szelągów Boratyniego szło, jak dawniej, po 3 na grosz mimo zmniejszonej do ⅓ zawartości miedzi, tak samo złote czyli tynfy mimo wymienionej w napisie wartości 30 groszy, były naprawdę warte tylko 18 groszy. Była to więc moneta z obiegiem przymusowym; odtąd rozróżniano dawniej wybitą dobrą i nową, bieżącączyli spodloną monetę, ktorą także pogardliwie zwano wołoską. Pasek tłumaczy po swojemu wołoskie szelągi jako sprowadzone z zagranicy.
  436. porządniej
  437. przyzwoiciej
  438. pouczający napis
  439. Wartość nadaje dobro powszechne, nad kruszec droższe.
  440. Depauperacja (z łac.) — zubożenie.
  441. nie bez podejrzenia, że był otruty





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Chryzostom Pasek.