Pamiętnik morski/20 lipca

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Zbigniew Uniłowski
Tytuł Pamiętnik morski
Wydawca Wydawnictwo J. Przeworskiego
Data wyd. 1937
Druk S. Wyszyński i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Ilustrator Atelier «Mewa»
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


20 lipca

Morze teraz jest już wprost przykre, ciska na pokład zimne bryzgi, słońce zginęło gdzieś w nudnej siwiźnie górnych odmętów, opadają nas przejmujące mgły, i nawet praca ludzi wydaje się bezsensowna i niepotrzebna. Ciągle malują ten obolały ciągłem wycieraniem i obstukiwaniem okręt. Nawet pierwszy oficer łazi z pędzlem i puszką farby; wypatruje gdzieby zamazać jakąś plamę. A plam jest bezliku, i ciągle pojawiają się nowe. Tylko dwa koty przeładowane energją skręcają się w pomysłowych figlach, jakgdyby połknęły haczyki na wędkach. Nie zbliżam się nawet do nich, bo wpędzają mnie w apatję. Z Ukraińców pozostało dwóch, bo Iwaszko zaginął w Santa Cruz bez wieści i odjechaliśmy bez niego. Czuję się podle z dwóch względów: po pierwsze, że tak jadę, a po drugie, że niesłychana ilość czasu nie pozwala mi wprost na zajęcie się czemśkolwiek, bo świadomość, że potem znów będę miał czas, rozprasza jakąkolwiek inicjatywę. Wogóle dokuczają mi ci trzej faceci w białych kitlach, którzy się ciągle wysilają i kręcą wkółko, żeby nam dać na czas jeść i żebyśmy potem mieli czas do następnego posiłku. Kocie ruchy stewarda przemierzającego przestrzeń od kuchni do jadalni z półmiskiem dymiących kartofli, monotonne gesty wiecznie coś sypiących, mieszających, siekających kucharzy, ich poczucie rzetelnego wywiązywania się z zadań i pogodna przyjaźń — przejmują wstrętem. Znów mnie pochłonęła ta kleista wegetacja. Ten też znów pogrążył się w pracy, cały dzień bębni na maszynie, coś kreśli, wymazuje. Znów wyszedł na pokład z notatnikiem, rozgląda się i zapisuje. Zatrzymał się nawet chwilę przy kotach i też coś zanotował.. Zrobił się małomówny i ma minę, żeby mu nie przeszkadzać. W tem idjotycznem opilstwie zapomniałem nawet sobie kupić coś do czytania. Cały dzień przeplatałem wylegiwaniem się na łóżku, krótkim spacerem, wtykaniem nosa w różne dziury, węszeniem atrakcyj i dalejże na łóżko: marzyć, rozmyślać o bredniach. Dziś w nocy mamy wjechać w Biscaye.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Zbigniew Uniłowski.