Pamiętnik dr Z. Karasiówny/Ochrona pracy

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Zofia Karasiówna
Tytuł Pamiętnik
Pochodzenie Pamiętniki lekarzy
Wydawca Wydawnictwo Zakładu Ubezpieczeń Społecznych
Data wyd. 1939
Druk Drukarnia Gospodarcza Władysław Nowakowski i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały pamiętnik
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Ochrona pracy.

W roku 1934 była powódź. „Woda wyżej“ jak mówi Kurek. Zalała wszystkie drogi, zepsuła mosty, zniszczyła tor kolejowy. Jak zwykle powódź. Przez 4 dni nie przychodzili pacjenci do Ubezpieczalni. Nie mieli którędy przyjść. Nie przyjechała po mnie żadna furmanka. Było święto.
Ale dobre rzeczy krótko trwają. Powódź minęła. Zatrudniono nowych robotników przy naprawie gościńca, na torze kolejowym, przy mostach. Po 2 zł 50 gr dziennie.
Zatrudniono wielu nowych w kamieniołomie. Nastał okres dobrej koniunktury dla właścicieli kamieniołomów. Zwiększony popyt na kamień. Bo kamień potrzebny jest przy naprawie gościńca, torów i mostów.
Do pracy w kamieniołomie zgłasza się najwięcej robotników. Tam można zarobić 4 zł dziennie. Najwięcej płacą.
W kamieniołomie pracuje się do późnego wieczoru. Na górze i na dole. Jedni na szczycie skały, drudzy u stóp. Trzeba wykorzystać koniunkturę. Lecą z góry mniejsze i większe kamienie. Spadają ogromne głazy. Praca wre.
Co kilka dni widzę owoce tej pracy w ośrodku Ubezpieczalni: złamanie uda. Złamanie podudzia. Złamanie ramienia. Potłuczenie głowy. Złamanie kilku żeber.
Bo ci na górze strącają kamienie. A na dole też ktoś musi pracować. „Sami sobie winni“ — mówią osoby z inteligencji. „Przecie mogą uważać. Nie widzą, że kamień spada?“
Nie widzą, łamią ręce i nogi. Nie będą mogli wrócić do młota i łopaty. Łopatę trzeba mocno nogą naciskać. Innej roboty nie dostaną. Choć Zakład Ubezpieczeń przyzna kilkanaście złotych renty, rodzina z tego nie wyżyje.
Tak było w 1934 roku w lecie. Potem przeszło. Przez 4 lata był spokój. W tym roku kamień znów zabił chłopa. Widocznie wraca dobra koniunktura.
Podobno jest na świecie stworzenie nazwane inspektorem pracy. Nie widziałam go nigdy w życiu. Nie ma go w naszej menażerii.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Zofia Karaś.