Przejdź do zawartości

Pamiętnik dr S. Skopińskiej/Ciężko chora

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Sabina Skopińska
Tytuł Pamiętnik
Pochodzenie Pamiętniki lekarzy
Wydawca Wydawnictwo Zakładu Ubezpieczeń Społecznych
Data wyd. 1939
Druk Drukarnia Gospodarcza Władysław Nowakowski i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały pamiętnik
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
„Ciężko chora“.

Manicure, pedicure, „włoszy“ utlenione, „brwie“ czarne od węgla, cały dzień na kanapie. Foki, „fryżier i pierścionki“. Mąż (mężczyzna musi pracować na utrzymanie kobiety) — ślusarz. Dzieci oczywiście nie ma owa mieszkanka Powiśla, której charakterystyka mieści się w wyżej napisanych kilku słowach. Pacjentka ta przyszła do mnie tylko z półtoragodzinnym opóźnieniem.
— Ach, pani doktór nie ma? To wobec tego proszę, aby pofatygowała się do mnie osobiście — rzekła do służącej, zostawiając swą legitymację.
Idę. Pacjentka otwiera ml drzwi osobiście.
— Nie mogę już dłużej leżeć — powiada. — Czekam cztery godziny na panią.
Wchodzę do pokoju, w którym śpi w łóżku mąż „chorej“.
— Co pani jest? — zapytuję.
— Słaba jestem.
Badam wobec tego starannie i widzę, że nic jej nie jest. Dosłownie nic.
— Jeszcze jedna taka sztuczka, proszę pani, a spiszę protokół i zapłaci pani karę, — mówię pacjentce, wychodząc z mieszkania.
W miesiąc po tym, w pół godziny po ukończeniu przyjęć, gwałtowne dzwonienie. Służąca nie wpuszcza.
— Pani doktór musi jeszcze przyjąć cztery osoby, a już minęło 30 minut od zakończenia godzin ordynacyjnych.
Pacjentka nie odchodzi mimo tego objaśnienia, tylko dzwoni przeraźliwie dalej. Wychodzę wobec tego na korytarz. Oczywiście, to ta sama, urocza ślusarzowa. Każę ją wpuścić i nic na razie nie mówiąc, proszę, aby poczekała w kolejce. Pacjentka przybiera najniewinniejszą w świecie minkę, natomiast cztery czekające w kolejce kobiety zaczynają jazgotać w poczekalni, ujrzawszy wchodzącą piękność. Gdy jedna z nich weszła do gabinetu, od razu z punktu zwróciła się do mnie.
— Po co pani ją wpuszcza? My ją dobrze znamy. To nasza sąsiadka. Ma brata policjanta i dlatego jest taka pewna siebie. Przez nią dozorca miał spisany „pretokół“, a i sklepikarka też miała wiele kramu. To zaraza nie kobieta.
Wreszcie przyszła kolej na piękność z Powiśla. Weszła do gabinetu z miną anioła. Zdawało mi się, że z czarnych fok wyrastają jej białe skrzydła.
— Cóż pani dolega? — zapytuję.
— Jestem strasznie ciężko chora. Nie mogę w nocy sypiać. Właściwie to powinnam panią doktór zawezwać. Tylko nie miałam kogo postać do pani. Ani dozorca, ani żadna sąsiadka nie chcieli do mnie, ciężko chorej, zawezwać lekarza.
Badam więc ponownie „ciężko chorą“.
— Co tu zapisać — myślę — brom, czy też karę za niepotrzebne wykorzystywanie Ubezpieczalni. O gdybym mogła zapisać jej pół roku pobytu w obozie pracy dla kobiet! To by było niewątpliwie najlepsze lekarstwo. Nie tylko dla niej, ale także dla innych wielu „piękności Powiśla“, lekarstwo boskie, niezastąpione — praca.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Sabina Różycka.