Ostatnie dni Pompei/Rozdział XXI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Ostatnie dni Pompei |
Wydawca | Bibljoteka Groszowa |
Data wyd. | 1926 |
Druk | Zakłady Graficzne „Drukarnia Bankowa“ |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Leo Belmont |
Tytuł orygin. | The Last Days of Pompeii |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Jakkolwiek lekkomyślna Julja nie lękała się odwiedzin u czarownicy, ani towarzystwa — jej zdaniem — „ujmująco grzecznego Arbacesa”, przyjęła jednak chętnie nazajutrz propozycję Nidji, która zaofiarowała się wziąć udział w jej wycieczce, w charakterze jako tako opiekuńczym, mimo swego kalectwa. Właściwie Nidja pałała skrycie chęcią wywiedzenia się jaknajwcześniej o tem, czy czarownica Wezuwjusza posiada w istocie sztukę wynajdywania i warzenia ziół, zniewalających oporne serca do miłości względem tych, którzy je podają upatrzonym ofiarom swej żądzy. Ponieważ powrót z wycieczki miał nastąpić bardzo późno, Nidja uprosiła Jonę, u której pozostawała w służbie na życzenie Glauka, o pozwolenie spędzenia nocy u przyjaciółki swojej, córki Djomeda. Glauk, napotkawszy kwiaciarkę, zatrzymał konie, a dowiedziawszy się, że ta idzie do Julji, zawołał:
„Zanieś jej pozdrowienie, a słuchając jej głosu, oceń, o ile słodszym jest głos Jony!“
Obie kobiety udały się razem w przestronnej lektyce do umówionej gospody, w której miały spotkać się z Arbacesem. Ponieważ Julja szybko przemknęła obok zabudowań kąpielowych do ogrodu, gdzie z błogosławieństwa właścicielki gospody, Fulwji, schodziły się w tajemniczych zakątkach pary miłosne — dwaj młodzi ludzie, niezauważeni przez nią, wracający z kąpieli, Klaudjusz i Salustjusz, zamienili złośliwe uwagi na temat celu jej przybycia.
— Czyżby wyleczyła się ze swojej miłości dla Glaukusa i ma już schadzkę z kimś innym? — zdziwił się Klaudjusz.
— Powinienbyś tym innym być, Klaudjuszu. Skoro jest już wolną, mógłbyś ją skusić do małżeństwa, a sestercje jej ojca bardzoby ci się przydały, odkąd Glaukus, zajęty Joną, zaniechał tak korzystnej dla ciebie gry w kości z tobą.
Julja znalazła w ogrodzie Arbacesa. Ten zachmurzył się na widok kwiaciarki: „Trzecia osoba jest tu zupełnie zbyteczną”. „Ależ ona jest niewidomą!” — tłumaczyła Julja. Przypatrzył się jej bacznie; „Zdaje mi się, żem ją widział u siebie! Nie przeszkadza, wszelako jest zbyteczna“. Głos Arbacesa brzmiał tak surowo, że nie mogło być mowy o słówku protestu. Nidja pozostała w pokoiku hotelowym. W samotności oddała się rozpamiętywaniu gorzkich swoich losów od dzieciństwa i obecnej nieszczęśliwej miłości. Ulegała tym tragicznym wzruszeniom, których wzory pozostawiła nam starożytność w osobach Myrrhy i Medei.
Julja powróciła po upływie godziny. Dopiero gdy znalazły się ponownie w lektyce, ochłonąwszy z nadmiaru silnych wrażeń, przemówiła.
— Ach, Nidjo! co za okropna jaskinia! jakie straszliwe zaklęcia! jaką potworną twarz ma stara! Ale dzięki bogom nieśmiertelnym mam miłosny napój! Glauk będzie moim.
— Glauk? — krzyknęła Nidja.
— Tak, dziecko moje. Zaufam ci. Kocham pięknego Ateńczyka.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Spały w jednej komnacie. Przed snem Julja bezustannie mówiła o Glauku. Z dziecinną radością podnosiła flakon z miłosnym napojem, wołając:
„Taka odrobina płynu mieści w sobie szczęście — miłość Glauka“.
— Pozwól mi dotknąć tej kosztownej flaszeczki. Chcę ją obejrzeć rękoma — rzekła niewidoma.
— Dotknij! Ale bądź ostrożna. Nie stłucz. Schowam ją pod poduszkę i będę śniła całą noc o Glauku. Nidjo! jestem tak szczęśliwa, że możesz wyprosić odemnie jakikolwiek dar. Niczego ci nie odmówię.
— Daj mi tylko jakiś flakonik z wonnościami. To mi wystarczy.
— Skromną jesteś, Nidjo. Weź oto ten cenny flakonik ze rzniętego kryształu. O jak ci płoną ręce.
— Mam trochę gorączki. Podaj mi wody trochę. Dziękuję.. Teraz chciałabym zasnąć. Muszę jutro czem świt wracać do mej pani.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Nocą przysłuchiwała się Nidja oddechowi Julji. Był równy i głośny. Więc spała.
Niewidoma wyskoczyła z łóżka. Zbliżyła się do przyjaciółki. Namacała pod jej poduszką znajomy flakon. Wylała ze swego flakonu wonności, przelała doń tamten płyn. Napełniła flaszkę czarownicy wodą i złożyła pod poduszkę.
Julja spała jeszcze nad ranem, kiedy Nidja z bijącem sercem opuszczała dom Djomeda.
— Fruwasz, mała! — zawołał za nią przyjaźnie odźwierny Medon.
Biegła. Coś w jej sercu wołało triumfalnie:
— Glauku! uśmiechu mojej nadziei! jesteś w mojem ręku!