Ostatnie dni Pompei/Przypisek - Epilog

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Edward Bulwer-Lytton
Tytuł Ostatnie dni Pompei
Wydawca Bibljoteka Groszowa
Data wyd. 1926
Druk Zakłady Graficzne „Drukarnia Bankowa“
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Leo Belmont
Tytuł orygin. The Last Days of Pompeii
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


PRZYPISEK — EPILOG.

Upłynęło siedemnaście wieków od roku zniszczenia, roku 79-go naszej ery, kiedy Pompeja w świetności pierwotnych kolorów życia powstawać jęła ze swego milczącego grobu, wygrzebywana zpod skamieniałej lawy od roku 1750. Na jej obiciach promieniała świeżość dnia wczorajszego, jej mozajkowe bruki nie nosiły ani jednej skazy czasu i zużycia. Na forum stały niedokończone ręką pracownika kolumny. W ogrodach — ofiarne trójnogi, w salonach sprzęty, lampy, kufry, w teatrach — bilety wejścia, w jadalniach, szczątki ostatniej biesiady, w sypialniach — wonności i piękni — dla niewieście. Ale śród tego wszystkiego — kości i kościotrupy tych, co byli sprężynami życia tego miniaturowego teatru cywilizacji rzymskiej.
Opowieść nasza[1] próbowała wskrzesić wyobraźnią dusze i losy ludzi, znalezionych w tej pozycji, jaką podały nasze końcowe obrazy. W sklepionych podziemiach domu Djomeda znaleziono dwadzieścia skupionych u drzwi szkieletów — śród nich dziecko u piersi — okrytych drobnym pyłem; widocznie przenikał on zwolna przez szczeliny, póki nie ogarnął całej przestrzeni, i pogrzebał nadzieje przedłużenia życia, położone w nagromadzonych tu zapasach. Śród klejnotów, pieniędzy, świeczników, znaleziono stwardniałe w amforach wino. W skamieniałym od wilgoci piasku, jakby w formie odcisnęło się popiersie młodej i hożej kobiety, której nadaliśmy imię Julji. Snycerska ręka natury zostawiła zarys ciała, rozwianego w prochy. Nikt nie wyszedł przez zawalone odłamami skał drzwi z zapełniającego się siarczystą parą więzienia. Lub może wcześniej wymknął się jakiś ryzykant, ufający, że oszczędzi go grad kamienny i zginął od ciosu nieba — bo w ogrodzie leżał kościotrup z rozbitym czerepem.
W świątyni Izydy znaleziono ukryte mechanizmy, które zdradziły sekrety kapłanów, udzielających wyroczni, a w jednej z izb ogromny szkielet, przy nim topór. Dwie ściany przebite; — dalej nie przedarła się ofiara śmierci, której nadaliśmy imię Burba. Znaleziony za świątynią na ulicy kościotrup, obarczony mnóstwem monet i tajemniczych ozdób bogini egipskiej, podyktował nam losy chciwego Kalenusa.
A wygrzebany kędyś śród złomków marmurowej kolumny szkielet człowieka, przecięty nadwoje, z czaszką tak dziwnej budowy, że znawcy frenologji nie mogli się dość nacieszyć widokiem tylu wyniosłości kostnych — zdaniem ich — świadczących o genjalnych przymiotach mózgu, który miał tu siedlisko, natchnął nas wizją rozumującej i marzącej duszy zbrodniczego maga, Arbacesa z Egiptu. Po osiemnastu wiekach oglądana w muzeum przez podróżnych ta czaszka przemawia smętnie o zawodnej pysze i znikomości człowieka!

KONIEC.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Edward Bulwer-Lytton i tłumacza: Leopold Blumental.
  1. Nasza“ — jest tu zwykłem „pluralis majestatis“ na rzecz autora. Ale ten, kto zada sobie trud porównania tekstu oryginału czterotomowej powieści Bulwera z naszem zwartem przestylizowaniem, nie ujmującem nic z istotnych walorów wysoce zajmującej fabuły, a krytycznie usuwającem rozwlekłości i usterki naiwnej psychologji i uzupełniającem twórczo stronę ideową tego dzieła, w duchu głębszym i bliższym epoce dzisiejszej — ten gwoli sprawiedliwości słowem „nasza” ogarnie w myśli współpracę dwóch osób, wymienionych na tytułowej karcie.
    (L. B.)