Opis miasta Łodzi pod względem historycznym, statystycznym i przemysłowym/IV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Oskar Flatt
Tytuł Opis miasta Łodzi pod względem historycznym, statystycznym i przemysłowym
Data wyd. 1853
Druk Drukarnia Gazety Codziennej
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
CZĘŚĆ IV.
POGLĄD OGÓLNY.

Obeznawszy się z Łodzią ze stanowiska historycznego, statystycznego i przemysłowego, pozostaje nam jeszcze uczynić ogólne niektóre uwagi, do żadnego z tych rozdziałów nie odnoszące się, niemniej przecież charakterystyczne, a jak w Monografii, do zaokrąglenia całości nieodbicie potrzebne.
Dla Łodzi, dziś i trzydzieści lat temu, to niezmierzony, nieskończoności przedział: ona w tej epoce przebiegła wszystkie szczeble, od najniższego do znakomitej wysokości; nic w niej dawnego nie pozostało, sama miejscowość nawet zupełnemu uległa przeobrażeniu, i chyba tylko kilka budowli starego miasta dawną Łódź niewyraźnie przypomina. Dziś przedstawia ona obszerną osadę fabryczną, rozciągniętą na pięciowiorstowej przestrzeni: jest to pas wązki, regularny, w jedną linię wyciągnięty. W samem już położeniu Łodzi przebija się daleko sięgająca myśl jej organizatorów. Przypuszczano stosunkowe do długości rozszerzenie miasta, ale równoległe do linii środkowej osady mało dotąd zaludnione, mniej jeszcze są zabudowane. Daleka tylko przyszłość, przy pasmie pomyślnych lat, mogłaby kiedyś ziścić śmiałe przypuszczenia założycieli; a w takim razie Łódź zbliżyłaby się w obszerności do naszej stolicy, możeby jej nawet zrównała. Ale powtarzamy, dalekie to i bujne marzenia; dziś zaś takie rozciągnienie na wązkiej przestrzeni pociąga za sobą brak koncentracyi, która to niedogodność, jakkolwiek zastąpiona podziałem miasta, tak pod względem administracyi jak i handlu, niemniej przecież jest dotkliwą.
Długie, regularne, ruchliwe panorama przedstawiają oku szeregi większą częścią nizkich, murowanych, jednostajnych domków, rozpoczynających się w rynku Nowego miasta, — środkowym punkcie ruchu — i biegnących długiem pasmem aż do fabrycznej dzielnicy, gdzie wyniosłe gmachy stanowią wielkie, ostateczne ogniwo tego łańcucha. Z drugiej strony bieży ku północy ulica Piotrkowska, wiążąca Nowe ze Starem miastem. Tu stanąwszy, widzimy się znowu w obec naszych żydowskich miast prowincyonalnych: bo Stare miasto jest tu zarazem dzielnicą żydowską, i, jak już wyżej powiedzieliśmy, ogniskiem handlu. W prostym ciągle kierunku wybiega dalej ulica Zgierska, traktem bitym ku Zgierzowi, na Ozorków i Łęczycę. Na przecznicach, bliższych środkowego punktu miasta, większy jeszcze niekiedy ruch dostrzedz można, ale za to wcielone do miasta obszerne dzielnice, zalegające po obu stronach fabrycznej osady, przedstawiają jeszcze sielski widok. Mieszkańcy tamecznych okolic doświadczają połączonych przyjemności miejskiego i wiejskiego życia: tuż za domami roztaczają się ogrody, a dalej złotym kłosem bogate łany.
Cały ten widok Łodzi zarówno jest nowym, jak miłym dla tego, co przywykł tylko do widoku nędznych mieścin naszych prywatnych, lub też i miast większych, zalanych napływem handlującej ludności żydowskiej. Tu wszystko tchnie czystością, porządkiem, wszędzie widać zabiegłą czynność, wszędzie wpływ klassy pracującej; samo ubóstwo przyjęło tu szlachetniejszą i przyzwoitszą postać, bo dobroczynność postarała się, aby ubogi, jeźli już nim być musi, współczucie tylko, nie zaś odrazę obudzał[1]; słowem, ta czystość, ten panujący wszędzie porządek ważny wpływ na samą moralną stronę ludności wywierają.
Może tu zarzuci ktoś zubożenie dzisiejsze ludności fabrycznej, może nawet wspomni o pauperyzmie. Na to odpowiemy, że u nas pauperyzmu nie ma i nawet wnosić można, że go nie będzie. Ludność fabryczna jest u nas jeszcze stosunkowo zbyt małą, aby wyrodzić się miała ta groźna ostateczność, tak żywo zachód Europy dolegająca. W naszych miastach fabrycznych daje się dziś tylko dostrzegać zmniejszenie odbytu, brak zarobkowania: a jedynym i wyłącznym na te niepokojące objawy środkiem, jest polepszenie się ogólnych stosunków handlowych i ożywienie ruchu.
Jakie zaś Rząd i społeczność mają obowiązki względem dotkniętych losowemi wypadkami fabrykantów, a jakie oni sami względem siebie mają, dobitnie, jasno i logicznie wyświecił to Blanqui w szacownem swojem dziele[2], mówiąc, że ulepszenie losu mass jest trudnym wprawdzie, ale nieodzownym Rządu obowiązkiem; ludzie zaś powinni wiedzieć o tem, ze i sami także obowiązani są myśleć o swoim losie, i że społeczność nie ma obowiązku dawać im dostatków, ale tylko środki przez które można je osiągnąć i nabyć, to jest dobre prawa, nie tamujące biegu pracy i oświecenia, pozwalające korzystać ze wszelkich godziwych dróg wiodących do celu. Przy solidarnem więc wypełnianiu przez każdą stronę takich obowiązków — kwestya zmniejszenia odbytu i zarobkowań przestanie być kwestyą życia i śmierci, a i przyszłość fabrykantów m. Łodzi w mniej zatrważającem wystawiać się powinna świetle.
A teraz wróćmy do poglądu na powierzchowną postać miasta.
Sam typ jego, jakże on odmienny od innych miast naszych! Łódź zaraz na pierwsze wejrzenie nosi na sobie wydatne piętno, jakie na niej z jednej strony znakomita większość ludności niemieckiej, z drugiej oddziaływanie życia fabrycznego wyciska; można wierzyć, że znajdujemy się w pośród fabrycznych osad niemieckich, tak tu i towarzystwa i kluby i duch jest czysto-niemiecki. Bo rzeczywiście też wpływ polskiej ludności zbyt jest mały, zbyt ograniczony: stanowi go szczupłe grono urzędników Magistratu, szkoły realnej i kilku skarbowych. Dla tego też w tak znacznem mieście jak Łódź próżnobyśmy szukali owych cukierni, kawiarni, nieroździelnych już dziś z wyobrażeniem nawet o średnich

litografował z natury W. Walkiewiczw. Litografii Banku Pol.
PARK MIEJSKI


naszych miastach; tu kilka zakładów z piwem bawarskiem oto i główne chwilowe wypoczynki dla ludności fabrycznej. W lecie, każde święto, każda niedziela jest prawdziwą dla mieszkańców uroczystością; po całotygodniowej, mozolnej i utrudzającej pracy następuje chwila odpoczynku, wytchnienia, nagrody. Ale któż też wtedy z fabrykantów pozostanie w mieście? Im świeższego powietrza, im dalszych potrzeba przechadzek; ogród spacerowy na obszerny założony rozmiar, i właśnie dla pewnej może dzikości tem więcej mający uroku, mało jest uczęszczany; cała ludność karawanami, że tak powiem, wylega za miasto, w okolice, pod sam Zgierz niekiedy, i tam dopiero w familijnych kołach swobodnie dni odpoczynku świętują. A zbliży się zima, ustaną wycieczki, otwierają się zabawy z tańcami, a jest na ten cel oddzielna sala wielka, w ogrodzie, Paradyzem zwanym; boć ruch dla ludności fabrycznej jest tem, czem powietrze dla ptaka, czem woda dla ryby.
Dwie są w Łodzi główne, doroczne uroczystości, rzec można, ludowe: jedną jest Zabawa Strzelecka, drugą bal na zakończenie roku wydawany. Zabawa strzelecka odbywa się w drugi i trzeci dzień Zielonych Swiątek; wszyscy członkowie towarzystwa, złożonego z 166 przeszło osób i cała prawie ludność miasta spieszą wtedy do ogrodu spacerowego, gdzie w oddzielnej na ten cel przeznaczonej dzielnicy odbywa się z całym zapałem strzelanie do tarczy. Obrany Król Strzelców uroczysty przez miasto odbywa pochód, a cała Łódź tchnie życiem i zgiełkliwym ruchem[3]. Zabawa na zakończenie roku, wyprawiana jest corocznie dnia 31 grudnia, w dzień ś. Sylwestra; tam znowu cała Łódź jest reprezentowana, a bal ten jest zawsze lubą, nierozdzielną pamiątką ubiegłego roku. Władza miejscowa z prawdziwie ojcowską troskliwością i wyrozumieniem postępuje z fabryczną ludnością dogadzając jej pociągowi do peryodycznych zabaw, w jej duchu pomyślanych i urządzanych; to też i rzadko znaleźć miasto, w któremby wpływ władzy na tak patryarchalnych prawie opierał się podstawach, w którychby władza tak rzetelny szacunek i miłość ludności posiadała jak w Łodzi; a ta przychylność, drogą niejako dziedzictwa, przeszła od byłego przedstawiciela władzy krajowej, Burmistrza Tangermana, na dzisiejszego Prezydenta Traegera.
Co do ludności fabrycznej, ta ma najcelniejszego reprezentanta w panu Geyer. Jak jego zakład przoduje innym zakładom w Łodzi, tak on przoduje innym fabrykantom. W liczbie ośmiuset robotników, zatrudnionych w jego fabrykach, znajdują się dzieci większej części fabrykantów mniej zamożnych: zakład Geyera jest dla nich szkołą i zródłem zarobkowania, a ta okoliczność jest ogniwem ściślejszego wzajemnego związku i pewnej solidarności.
Wykazaliśmy już wyżej, że przemysł jest dla Łodzi owem mistycznem 13-tem kółkiem, co wszystkie w ruch wprawia czynniki, ale ten tryb fabrycznego życia, ta zupełna, wyłączna przemysłowość fabryczna ma i swoje niedogodności, ma i odwrotną stronę. Przemysł rolniczy, ta główna podstawa bytu naszego, ta Kalifornia nasza, uciekła, odbiegła tu zupełnie od turkotu warsztatów. — Nadto położona jest Łodź w najbliższem sąsiedztwie innych osad fabrycznych, jak: Zgierz, Ozorków, Aleksandrów, Konstantynów, Pabianice, także tylko wyroby warsztatowe produkujących. Dowóz więc na targi i jarmarki ze wsi okolicznych bardzo jest szczupły, a do tego ceny dowiezionych artykułów nader wygórowane. I czyż może być inaczej, tam, gdzie tak znaczna ludność fabryczna z kilku miast w jeden punkt ścieśniona, wygląda zaopatrzenia pierwszych potrzeb od włościan, którzy wymaganej ilości ziemiopłodów produkować nie mogą.
Drożyzna więc dotkliwa, targi wcale nie odpowiednio znakomitej ludnośći miasta ożywione, a jeszcze nadto komunikacya między dzielnicami miasta, z powodu znacznej ich rozciągłości, dość utrudniona; szczęściem że klassa urzędników, której dochody są stałe i tak ograniczone, jest tu w wielkiej mniejszości, a fabrykantom, zasobniejszym przez ciągły zarobek, nadnormalne ceny nie tyle dotkliwie uczuwać się dają.
Znakomita ludność fabryczna Łodzi obudziła w troskliwych Opiekunach tego miasta błogą myśl, aby ten grosz ciężko zapracowany, nie marnowano, lecz aby skłonić robotników, iżby własnem powodowani dobrem, i chęcią zabezpieczenia sobie w przyszłości jakowego kapitaliku, uszczuplali zbytkowe, a częstokroć niestety i nałogowe potrzeby, i oszczędzony fundusik w małych kwotach wnosili do ojcowskiej prawdziwie instytucyi — do Kassy Oszczędności, która staraniem Władzy miejscowej otwartą tu została w dniu 1/13 Kwietnia 1851 r. Zdawałoby się, że znaczna liczba ludności fabrycznej, większa niż w innych wyrobniczych klassach zamożność i wrodzony po większej części fabrykantom niemieckim pociąg do oszczędności; wreszcie obznajmienie się już pewne z tą intytucyą, która w Niemczech nadzwyczajnego już doszła upowszechnienia; zdawałoby się mówię, że powinnyby to być rękojmie szybkiego rozwoju, i podniesienia się zamożności Kassy Łodzkiej. Tymczasem przeciwnie się dzieje. Ludność fabryczna zwolna tylko otrząsa się z przesądu przechowywania przy sobie zebranego fundusiku, zwolna tylko wszczepia i rozszerza się zaufanie do nowej instytucyi, przez zapewnienia i zachętę Władzy miejscowej, oraz ufność do kierujących miejscową instytucyą. Jako najdobitniejszy dowód domieszczamy tu Wykaz porównawczy postępu Kassy Oszczędności, od miesiąca Kwietnia 1851 r po koniec Grudnia t. r.

W miesiącu kwietniu złożono rs. 119 kop. 25.
maju 101 55.
czerwcu 114 — 
lipcu 129 45.
sierpniu 163 63.
wrześniu 94 80.
paździer. 80 — 
listopadzie 161 — 
listopadzie 63 — 

Razem złożono rs. 1026 68.

Zawsze jednak ten rezultat jest rękojmią postępu, a skoro tylko dobroczynna ta instytucya raz weszła tu w społeczne życie, niepodobna o jej powodzeniu w przyszłości wątpić.
Boć rzućmy tylko okiem na kolej rozwijania się Kass Oszczędności.
Błogi duch stowarzyszenia, jaki w wieku jeszcze zeszłym wionął na ludy Europy, dał początek Kassom Oszczędności. Instytucye te osiągają dwa wielkie cele: najprzód niosą pomoc pracowitej a niezamożnej klasie ludności, a powtóre, obierają ku temu drogę, na której bezwstyd i próżniactwo nie znajdą dla siebie widoków. Słusznie któś powiedział o Kasie Oszczędności, że tam grosz biednego, potem zwilżony, pobłogosławiony niewidzialną ręką Opatrzności, stanie się kiedyś dla niego tarczą, co go od nędzy na stare lata zasłoni.
J. B. Say w znanem dziele swojem[4] powiada: „Z oszczędności zrobiono dziś cnotę: i nie bezzasadnie: ona, tak jak inne cnoty, nadaje moc i sit nad sobą, a żadna nie jest w błogie skutki obfitszą. Ona to w rodzinie zaszczepia dobre wychowanie fizyczne i moralne dzieci i troskliwość o wiek podeszły; ona zapewnia w dojrzałych tę powage ducha, konieczną do dobrego prowadzenia się i te niezależność, stawiającą człowieka wyżej nad wszelkie brudoty“.
We Francyi pierwsza Kassa Oszczędności miała w r. 1818 niespełna 6 milionów fr. zakładowego kapitału; w. r. 1845 obracała kapitałem 66 razy większym, t. j. 397 milionów.
W Anglii dyrekeya kass oszczędności corocznie kilkakroć sto tysięcy funt. szt. na stały fundusz odkłada.
W Prusach istnieje w ogóle 235 kass oszczędności i 68 kass filialnych. Liczba ta w następującym stosunku rozkłada się między prowincye monarchii: w Szlązku 47 kass i 10 filij, w prow. Saskiej 40 kass i 8 fil., w Westfalii 36 kass, w Brandeburgii 35 kass i 9 filij, w prow. nadreńskiej 34 kass i 37 filij; na Pomorzu 16 kass; w prowincyi pruskiej 17 kass i 4 fil., w Poznańskiej 8 kass; w przecięciu przypada jedna kassa oszczędności na 22 mile kwadratowe i na 70,000 mieszkańców.
Belgia, Hollandya, drobne państwa niemieckie i włoskie, Szwajcarya, a w ostatnich czasach i Węgry zaprowadziły u siebie podobne zakłady.
U nas ta niwa długo leżała odłogiem: przed 8 dopiero laty padła pierwsza myśl założenia podobnej instytucyi, a odtąd szybko i bujnie się krzewiąc, chce jakby nagrodzić długo zalegane pole. I w istocie, myśl kassy oszczędności coraz popularniejszą staje się w naszym kraju; wszak po otwarciu Głównej Kassy w Warszawie, dnia 2 stycznia 1844 r., przez kilka lat sam tylko Płock szedł za przykładem Warszawy, a dziś już mamy takie kassy: w Radomiu, Lublinie, Kaliszu, Suwałkach, Włocławku, Łodzi, Częstochowie i Łęczycy. Kassy oszczędności są najpiękniejszym dowodem rozkwitających pojęć uboższych klas rzemieślniczych, są nadzieją zmniejszania się nałogowości, żebracta; są najpiękniejszym kwiatem filantropijnych dążeń męża, który pierwszy wzbudził myśl założenia takiej w kraju naszym instytucyi.
Pamiętając o zabezpieczeniu przyszłości mieszkańców, nie zapomniano i o warunkach zdrowia.
Szpital miasta Łodzi, obszerny i dogodny, mogący pomieścić 52 chorych, położony jest w samym środku miasta, nieopodal bitego traktu, przy ulicy Wolczańskiej. Myśl wzniesienia tego instytutu powzięła już władza miejscowa w 1838 r., ze względu na wzrastającą coraz ludność i zamożność mieszkańców; budowę jednak rozpoczęto dopiero w 1842 r. i prowadzono ją sposobem administracyjnym, pod okiem Rady szczegółowej opiekuńczej, która z prawdziwą troskliwością i bezinteresownem poświęceniem z zadania się swego wywiązała. W miesiącu grudniu 1845 r. instytut ten dla użytku obywateli otworzony został. Ogólne koszta całej budowy wynosiły złp. 58,906 gr. 20, czyli rs. 8,836. Rząd przyłożył się do tych kosztów summą rs. 1,439 kop. 22, czyli złp: 9,594 gr. 24. Resztujący zaś fundusz pokryty został z dochodów od ceduł muzycznych, ofiar od profesyonistów, zasiłku ze skrzynek rzemieślniczych i z remanentu kassy miejskiej; nie mało także przyczyniły się i dobrowolne ofiary, zebrane staraniem Rady opiekuńczej. Dla powiększenia funduszów budowy szpitala i zapewnienia razem utrzymania w przyszłości instytutu na odpowiedniej stopie, przyłączono nadto do funduszów szpitalnych miasta Łodzi fundusze z ceduł muzycznych, zebrane w miastach: Zgierzu, Konstantynowie i Aleksandrowie, które, jako najbliżej Łodzi położone, największe też z tamecznego szpitala dla mieszkańców swoich ciągnąć mogą korzyści; dla czuwania zaś nad zaopatrzeniem potrzeb miast pomienionych, powołani zostali do Rady opiekuńczej szpitala w charakterze członków trzej mieszkańcy: ze Zgierza, Konstantynowa i Aleksandrowa. Dzięki staraniom pojmującego ważność swoich obowiązków, Opiekuna prezydującego w Radzie szczegółowej, pana Geyer, szpital na pożądanej pod każdym względem znajduje się stopie, a gorliwa czynność Lekarza miejskiego, p. Sterzel, zapewnia chorym jaknajtroskliwszą pomoc.

WYKAZ
Porównawczy ruchu chorych w Szpitalu Łódzkim od miesiąca Grudnia 1845 r., po koniec 1851 roku.
Rok Znajdowało się
w Szpitalu
Wyzdrowiało Umarło

Mężczyzn


Kobiet

Dzieci
Mężczyzn

Kobiet

Dzieci
Mężczyzn

Kobiet

Dzieci

1845
1846
1847
1848
1849
1850
1851

2
35
105
483
616
554
431

1
17
60
105
124
183
181



16
21
13
15
11

2
28
77
443
579
529
392

1
14
49
83
110
172
152



13
16
11
12
9


7
28
36
37
25
39


3
11
22
14
11
29



3
5
2
3
2

Nim zamkniemy ciąg naszego opisu, obejrzyjmy się jeszcze w okolicach Łodzi. Nie znajdziemy tu odwiecznych zamków, klasztorów — żadnych prawie nie znajdziemy źródeł do badań dziejowej naszej przeszłości: co większa, w całym kolistym obszarze nawet swojskiego typu nie dopatrzymy. To też tylko króciuchny i pobieżny będzie ten nasz pogląd.

Z bliższych okolic Łodzi na szczególną uwagę zasługują Łagiewniki, miejsce licznych pielgrzymek, wsławione cudami Śgo Antoniego Padewskiego, — miejsce głośnego odpustu, wreszcie miejsce spoczynku zwłok Błogosławionego Rafała. — Boże Ciało, Zielone Świątki i 13 czerwca: oto dni solenne uroczystości, w które liczni pątnicy do polskiego spieszą Loretu.
Przed niedawnym czasem, przed kilku jeszcze laty, droga z Łodzi do Łagiewnik pełna była urozmaicenia, pełna uroku; zaraz za miastem wjechawszy w cieniste, gęste lasy, wiodła droga krętemi zgięciami po zieleniejących wąwozach, a przyjazny w letnim skwarze dla pielgrzymów cień leśny, dopiero pod samą znikał wioską i nagle — po przebyciu kilkuwiorstowej przestrzeni-wspaniale wystrzelał przed okiem Kościół i Klasztor Łagiewnicki.
Dziś ten urok zniknął; długo toczony spór o las Łagiewnicki został rozstrzygnięty, a objąwszy go w posiadanie, właściciel snać dla powetowania tak długiej jego dziewiczości, wytrzebił znacznie obszary nad samym traktem położone; to też smutnie przebiega tu dziś oko, niby po pobojowisku, szukając jakiego drzewa, jakiego krzaka, coby mu upragnionego użyczyło cienia. — W pół drogi stała do ostatnich czasów pustelnia, obok wyniosłego kurhanu, co krył pod sobą mogiłę pięciu pustelników — i to rozebrano, a natomiast przy wyjeździe z lasu do wsi Łagiewnik, postawiono maleńką jakąś, zupełnie bezużyteczną kapliczkę. — Widok Kościoła wspaniale i dziś jeszcze uderza oczy, bo i samo położenie wioski pełne jest uroku; szkoda tylko, że ręka ludzka nie pomyślała o jego podniesieniu, o upiększeniu. — Kościół sam wymurowany jest w kształcie krzyża i wykończony w 1748 r.; kościołek jednak drewniany, na miejscu pierwszego objawienia Śgo Antoniego, już w 1723 r. otwarty był dla pobożnych pielgrzymów. — Dziesięć ołtarzy zdobi te świątynię; wielki wspaniały ołtarz pod wezwaniem Sgo Antoniego odznacza się piękną architekturą i rzeźbą. W kaplicy, umieszczonej w lewem ramieniu Kościoła są trzy ołtarze: N. Maryi Panny Szkaplerznej, Śtej Salomei, Śgo Jana Chrzciciela; w przeciwległej również trzy: Śgo Franciszka Serafickiego, Śgo Józefa Oblubieńca, i Śgo Bonawentury; w samej nawie Kościoła ołtarze: Ukrzyżowanego Jezusa i Śgo Dydaka. — W 1824 r. zamieniono zakrystyę na kaplicę, dziś mieszczącą w sobie wizerunek Przemienienia Pańskiego, — a przez fundatora przeznaczoną na cześć Błogosławionego Rafała, skoro jego kanonizacya nastąpi. — Zwłoki tego świętego męża, zmarłego w 1741 roku, spoczywają w sklepieniach Kościoła, i są celem licznych pielgrzymek. — Po za klasztorem, obwiedzionym wyniosłym murem, roztacza się obszerny ogród, ale także niedostrzeże tu oko starannej ręki, któraby nad nim czuwała. — Tu to, w pośród ogrodu, widzimy szczupły, nizki drewniany domek, niegdyś miejsce pobytu Błogosławionego Rafała Chylińskiego franciszkana: prostota, skromność i zupełne ubóstwo, oto odznaczające cechy tego ustronia. — Już za murami Kościoła, wśród uroczych ukryte wąwozów, stoją jeszcze trzy oddzielne kaplice, drewniane i skromne; jedna Śgo Antoniego, — znajduje się tu cudownych własności studnia, nad którą nastąpiło pierwsze objawienie Śgo męża; naprzeciwko druga, śś. Rocha i Sebastyana; nieopodal zaś trzecia, podwezwaniem Śgo Walentego, niegdyś cmętarzem otoczona; dwie ostatnie kaplice są uprzywilejowane przez Stolice Apostolską; sam zaś Kościoł Franciszkanów w Łagiewnikach, przez breve Papieża Inocentego XIII wyniesiony został do rzędu Kościołów Rzymskich.
Obok innych uwagi godnych ozdób znajdują się tu groby Stefana Karnkowskiego, Kasztelana Senatora, zmarłego w 1824 r., oraz Jana Michała Dąbrowskiego, jenerała.
Dziś do Łagiewnik napływ pobożnych z Morawii, Czech i Szląska zupełnie już ustał tylko okolica bliższa i dalsza zasila Łagiewniki kompaniami pobożnych — to też sam jarmark odpustny, obok Częstochowskiego, a nawet Czerniakowskiego — zaledwie na wzmiankę zasługiwać może.


∗             ∗

O pół mili od Łodzi, w stronie południowej, na trakcie Piotrkowskim, pod wsią Chojny, spoczną oczy przechodnia na wielkim, szaro-marmurowym kamieniu, wysokim na trzynaście łokci, na którym sterczy złocony krzyż, prawie cztery stóp wysoki. Jest o nim legenda prosta, rzewna. Przed laty 218, nieopodal drogi, tu właśnie, gdzie teraz poważny wznosi się kolos, siedział chłopczyna mały, gorzkiemi zalewając się łzami. W dziecinnym wieku uderzył już o ciernie na drodze życia, wcześnie go los powiódł przez srogą szkołę doświadczenia.
Gdy tak siedzi zapłakany, z dala rozległ się tentent i coraz bliżej widne pędzącą bryczkę i chłopczyna powstał; łzy dzieciny wstrzymały spiesznego podróżnego, który wezwawszy chłopczyka, pytał go o powód łez. Chłopczyk był sierotą, bez przyjacioł, bez krewnych, a od wczoraj i bez przytułku bo nowy gospodarz wypędził go z dawnej chaty jego rodziców.
Ten widok niedoli żywo dotknął serce prawego obywatela z krakowskich okolic; zabrał on z sobą chłopczynę, a sam nie mając dzieci, zlał na niego całą troskliwość ojcowską. Nie zepsute serce dzieciny najżywszą wdzięcznością odpłacało się swemu dobroczyńcy, osładzając podeszłe dni jego urokiem prawdziwie synowskiej miłości i zupełnego poświęcenia: śmierć szlachetnego ziemianina uczyniła biednego sierotę dziedzicem obszernej majętności; ale prawe jego serce przedewszystkiem uważało za obowiązek okazać swą wdzięczność Niebu za tak cudownie w ciężkiej chwili zesłaną opiekę i tu więc, na miejscu, gdzie go dobroczyńca przed laty jako płaczącego zastał sierotę, wyniósł kolos, ze znamieniem wiary, i wyrył na nim na pamiątkę rok 1634.
Tym chłopcem był niejaki Jan Mulinowicz, obywatel z krakowskiego.









  1. Jak po wielu innych miastach, tak i w Łodzi wśród grona istot żyjących ze wsparcia ogółu, jest jedna typowa, charakterystyczna, uprzywilejowana. Jest to niewidomy Witkowski, znany więcej pod popularną nazwą Twardowskiego. Z wiernemi skrzypkami w ręku obchodzi swoje gospody i pewien jest chętnego wszędzie przyjęcia i hojniejszego wsparcia; boć też to wydatna postać na tle dziennego życia Łodzi. Witkowski, to typ czysto nasz krajowy-on nie przedzierzgnął się pod niemieckim wpływem; rozpowiada on szeroko o swojej przeszłości — a podania ludowe, mianowicie też o panu Twardowskim, wymownego w śpiewach jego znajdują rapsodę.
  2. Ekonomia przemysłowa. T. I, str. 156—158.
  3. Przy końcu niniejszego dziełka udzielamy szczegółową o towarzystwie strzeleckiem i o samejże zabawie corocznej wiadomość.
  4. Traité d’économie politique.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Oskar Flatt.