Od przewrotu listopadowego do pokoju brzeskiego/Pierwsze dni nowego rządu

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Trocki
Tytuł Od przewrotu listopadowego do pokoju brzeskiego
Wydawca Stowarzyszenie Spółdzielcze „Książka”
Data wyd. 1920
Druk L. Bogusławski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Pierwsze dni nowego rządu.


Zatwierdzone przez Kongres dekrety o podziale ziemi i o pokoju wydrukowane zostały w olbrzymich ilościach i znalazły dostęp do całego kraju przy pomocy delegacji, przybywających ze wsi, jak również przy pomocy agitatorów, których wysłaliśmy na prowincję i do rowów strzeleckich. Jednocześnie prowadzona była praca w celu organizowania i uzbrojenia czerwonej gwardji. Ta ostatnia wspólnie ze starym garnizonem i marynarzami pełniła ciężką służbę straży publicznej. Rada Komisarzy Ludowych zdobywała jedną instytucję rządową za drugą, wszędzie jednak natykała się na bierny opór wyższej i średniej warstwy urzędniczej. Poprzednie partje sowieckie użyły wszystkich swych sił, aby znaleźć sobie podporę w tych warstwach i zorganizować sabotaż nowego rządu.
Wrogowie nasi byli przekonani, że rewolucja listopadowa była w samej rzeczy tylko epizodem, że rząd sowiecki jutro — po jutrze lub najpóźniej za tydzień będzie obalony... Tymczasem w instytucie Smolnym zjawili się pierwsi zagraniczni konsulowie i członkowie ambasad, powodowani zarówno pilnemi sprawami bieżącemi, jak ciekawością. Śpieszyli tam korespondenci ze swemi notesami i aparatami fotograficznemi. Wszystkim było pilno przypatrzeć się nowemu rządowi, gdyż wszyscy byli przekonani, że w kilka dni potem będzie już zapóźno.
W mieście panował najzupełniejszy porządek. Marynarze, żołnierze i czerwoni gwardziści zachowywali się w tych pierwszych dniach ze wzorową dyscypliną i stanowili znakomite poparcie rządu surowego porządku rewolucyjnego.
W obozie naszych wrogów powstała obawa, że „epizod“ może w końcu okazać się zbyt długim; jednocześnie z wielką szybkością przeprowadzano organizację pierwszego zamachu na nowy rząd. Inicjatywa należała przytem do socjalistów-rewolucjonistów i mieńszewików. W epoce poprzedniej nie chcieli oni, nie odważali się wziąć w swe ręce całej władzy. Stosownie do swego położenia prowizorycznego, zadawalali się tem, że w obrębie rządu koalicyjnego funkcjonowali jako pomocnicy, krytycy, z życzliwością wytykający nadużycia i jako obrońcy burżuazji. W czasie wszystkich wyborów z całą sumiennością rzucali przekleństwo na głowy liberalnej burżuazji, aby potem również z całą sumiennością wiązać się z nią w rządzie. W ciągu sześciu miesięcy rewolucji zaszli wreszcie dzięki tej polityce tak daleko, że ostatecznie stracili zaufanie mas ludowych i armji; na dobitkę powstanie listopadowe wyrwało im z rąk za jednym zamachem również aparat państwowy. Wczoraj jeszcze uważali się za panów położenia; prześladowani przez nich wodzowie bolszewików, żyli nielegalnie i ukrywali się, zupełnie jak w czasie caryzmu. A dziś bolszewicy posiadali w swych rękach władzę rządową, gdy ministrowie wczorajsi — pośrednicy i ich współpracownicy — odrzuceni zostali na bok i za jednym zamachem stracili zupełnie wpływ na dalszy bieg wypadków. Socjaliści-rewolucjoniści i mieńszewicy nie chcieli i nie mogli uwierzyć, że ten nagły przewrót oznacza początek nowej ery. Chcieli wierzyć i zmuszali się do wiary, że zachodzi tu przypadek, nieporozumienie, które może być usunięte kilkoma energicznemi mowami i wyjaśniającemi artykułami. Ale z każdą godziną natrafiali na coraz bardziej nieprzezwyciężone przeszkody. Stąd pochodzi ślepa, naprawdę szalona nienawiść ich ku nam.
Politycy burżuazyjni oczywiście nie odważali się na ryzyko rzucenia się w ogień. Wysunęli naprzód socjalistów-rewolucjonistów i mieńszewików, którzy w walce przeciw nam zdobyli się na całą tę energję, jakiej im brakło, gdy tworzyli partję półrządową. Organy ich szerzyły nieustannie niebywałe pogłoski i oszczerstwa. W ich imieniu ukazywały się proklamacje, zawierające bezpośrednie wezwania do obalenia nowego rządu. Oni też organizowali urzędników w celu sabotażu i podchorążych — w celu zamachów wojskowych.
W dniach 9-go i 10-go otrzymywaliśmy wciąż jeszcze nieustanne groźby telegraficzne od komitetów armji, rad miejskich, ziemstw, organizacji Wikżelu (Wszechrosyjskiego Komitetu Wykonawczego Kolejarzy). Newskij Prospekt, główna arterja komunikacyjna burżuazji stolicy, ożywiał się coraz bardziej. Młodzież burżuazyjna, pobudzana przez prasę, wyszła ze stanu odrętwienia i rozwijała na Newskim Prospekcie coraz żywszą agitację przeciw rządowi sowieckiemu. Podchorążowie przy pomocy publiczności burżuazyjnej rozbrajali pojedynczych czerwonych gwardzistów. Na bardziej odległych ulicach powystrzelano poprostu czerwonych gwardzistów i marynarzy. Grupa podchorążych zawładnęła centralą telegraficzną. Z tej samej strony przedsiębrano próby zdobycia urzędu telegraficznego i pocztowego. Wreszcie zawiadomiono nas, że trzy samochody opancerzone wpadły w ręce jakiejś wrogiej nam organizacji wojskowej. Żywioły burżuazyjne podnosiły jawnie głowę. Gazety głosiły, że wybiła nasza ostatnia godzina. Nasi przełapali kilka rokowań tajnych, z których wynikało, że przeciw Sowietowi Piotrogrodzkiemu stworzona została jakaś organizacja bojowa, na czele której stał t. zw. „Komitet obrony rewolucji“, Komitet, który stworzony został przez Radę Miejską i Centralny Komitet Wykonawczy w jego starym składzie. W jednym i drugim przeważali prawicowi socjaliści — rewolucjoniści i mieńszewicy. Do rozporządzenia tego Komitetu stawili się podchorążowie, studenci i wielu kontrrewolucyjnych oficerów, którzy za plecami pośredników usiłowali zadać cios śmiertelny Sowietowi.







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lew Trocki i tłumacza: anonimowy.