twarze płaszczyzny ścian słońce bredzi i brodzi
miałkim upałem południa sypie się w świat codzienny
twarze nie twarze złote w powietrzu gemmy
zarysy domów drżą gorąco myślę czas ruin
żaluzje story czekają wieczornych godzin
ulicą ta nachyla się jak zmęczony nieboskłon
zstępowały młode jawory
stoją teraz puszyste kociątko kryje się za pnie
zabawa doprawdy jaworowe wojsko
a zabawa to tak wiatraki wód senność krzyże na runi
raczej trzcin kołysanka tam jawory w owsach
tam są ogłuchłe wsie
w pyle przydrożnych manowców
lepi się atmosfera patoka słodka
nie dzwonią żelazne koła nie było klaskania podków
ulicą zjawiska prostokątne wznoszą się okna
pomnożone przez wielość pięter
w oknach podwodne wnętrza niebieskich świateł rakiety
w innych szyba jest płatem ognia
ogni ogni świętych żeby żar nagle zmiął to w garściach batem ceglastym goniąc kopuły chmury bzy ptaki potwory wodne w dnia nienawistnych przepaściach mokremi centnarami po oknach zanadto spokojnych nawałnicami chichotu w zmyślone kołysanki bić bić bić wspominane wiatraki
ach burzo bez pamięci błyskawic grzebienie wdół i wszerz burzo chwały okrzyki z chaosu który się zbudził daj piorun daj ciemność daj żywiołom wojnę
żywiołom tyle mnie płomienny przepych
bo kiedy kotek jawory cisza ulic i szyb
duszą uściskiem zapachów
lusterko rozbite z piachu
szaleństwem słonecznem krzyczy poco się tak trudzisz