Czy po jezior fali lśniącej, Łódka moja mknie...
Czy rumak jak wicher rwący W przestrzeń niesie mnie...
Czy w południe skwar palący,
Czy gdy księżyc blaskiem drżący Pieści kwiaty róż...
Czy gdy zefir szemrząc z cicha
Kradnie woń z kwiatów kielicha W piękną letnią noc...
Czy się niebo rozszaleje
Dębami jak trzciną chwieje Rycząc głosem burz...
Ten wzrok wciąż przedemną kroczy
Wciąż ścigają mnie te oczy, Ta piekielna moc!!!
I czy myślisz mój kochany, Że znam uczuć szał...?
Żem szedł w gaje na kurhany
I czekając tam wybranej W niepewności drżał...
Żem się skradał pod okienko By usłyszeć głos...
Żem prządł marzeń nitkę cienką,
Żem przepadał za panienką Co ma złoty włos?
Nie znam strzałek kupidyna, Nie spętał mnie czart!
Wolnym dotąd jak ptaszyna Żyłem tak... na żart.
Lecz te oczy! lecz te oczy Ta piekielna moc!
Ten wzrok wciąż przedemną kroczy,
Jasne życie tak mi mroczy, Jak grudniowa noc.
Z pod nizkiego patrzą czoła I z pod brwi jak krzak...
Dziwny sieje blask dokoła
Blask co krzyczy... woła... jęczy... Jakby nocny ptak!
Nie podobna ich odegnać Wyrwać się z ich pęt...
Ni uprosić ni zażegnać Palą mnie na szczęt.
Czy to w górze... czy w dolinie Śledzą mnie krok w krok
I choć nawet sen spowinie,
We śnie jeszcze nie ominie Wierzyciela wzrok!