O języku pomocniczym międzynarodowym/I

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
>>> Dane tekstu >>>
Autor Jan Niecisław Baudouin de Courtenay
Tytuł O języku pomocniczym międzynarodowym
Data wyd. 1908
Druk drukarnia Literacka
Źródło Skany na Commons
Indeks stron
I. Mój stosunek osobisty do tej kwestyi[1].

Nie jestem ani esperantystą, ani też wyznawcą jakiegokolwiek innego języka międzynarodowego pomocniczego. Żadnego z nich nie znam tak dobrze, ażeby nim władać swobodnie. Rozumiem wprawdzie język Esperanto, czytam bez trudności wszelkie teksty w tym języku, a także rozumiem posługujących się nim, jako językiem rozmowy ustnej. Rozumiem też mniej lub więcej niektóre inne języki sztuczne, oczywiście z liczby najłatwiejszych.

W każdym razie nie jestem ani fanatykiem, ani nawet stronnikiem bezwzględnym żadnego języka sztucznego międzynarodowego. Jestem tylko krytykiem bezstronnym, chociaż, niestety, nie dostatecznie przygotowanym.

Przy tej sposobności uważam za konieczne sprostować to, co wydrukowałem w artykule „Zur Kritik der künstlichen Weltsprachen”[2] o ilości czasu, zużytego przeze mnie na poznanie języka Esperanto. Oto powiedziałem tam, że w ogólnej sumie zużyłem na ten cel dwa tygodnie przy 12–godzinnym dniu roboczym, czyli 12x14 = 168 godzin. Dałem w ten sposób broń do ręki Leskienowi, który miał wszelkie prawo do wyciągania stąd wniosków o wielkiej trudności tego języka (K. Brugmann i A. Leskien: „Zur Frage der Einführung einer künstlichen internationalen Hilfssprache” w „Indogermanische Forschungen”. XXII, str. 394. także osob. odb. Strassburg 1908). Tymczasem to moje obliczenie było skutkiem chwilowej bezmyślności i niezastanowienia się. Tyle bowiem mniej więcej czasu zużyłem wtedy na zapoznanie się z całą sprawą języków sztucznych międzynarodowych, a więc na czytanie dzieł o historyi przedmiotu, na poznawanie pobieżne różnych innych języków sztucznych i t. d. Na samo Esperanto zużyłem wówczas co najwyżej 20—25 godzin, a już po jakich 10 godzinach mogłem je całkiem swobodnie czytać i rozumieć.

Pomimo to ani język Esperanto, ani też inny t. p. nie jest mi wcale „drogim”. Wogóle żaden na świecie język nie jest mi drogim i nie ma w moich oczach żadnych praw. Tak np. nie język polski jest mi drogim, ale drogiem mi jest prawo przemawiania i uczenia po polsku czy to w Warszawie, czy gdziekolwiekindziej. Drogiem mi jest prawo człowieka pozostawania przy własnym języku, wybierania go sobie, prawo nie podlegania wywłaszczaniu ze wszechstronnej używalności swego języka, prawo dowolnego grupowania się ludzi między innemi także na podstawie językowej.




  1. Odczyt ten podaję tu w nieco zmienionej postaci.
  2. Ostwalds Annalen der Naturphilosophie. VI. 1907, str. 419 = str. 37 wydania broszurowego tej rozprawy. (Leipzig 1908).





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Niecisław Baudouin de Courtenay.