Nieznana podróż Sindbada-Żeglarza/I

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Bolesław Leśmian
Tytuł Nieznana podróż Sindbada-Żeglarza
Podtytuł I
Pochodzenie Sad rozstajny
Wydawca J. Mortkowicz
Data wyd. 1912
Druk W. L. Anczyc i Ska
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tomik
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

I.


...Że mi się dziewczę upatrzone wzbrania,
Nieobecnością ciała w mem objęciu
Pustosząc ducha, co w nic się rozdzwania, —

Więc ja naprzekór sobie i dziewczęciu
Tej się nieznanej podjąłem podróży,
By wlec swe głody po morzach dziesięciu!

Lecz i mórz dziesięć, zaprawdę, nie znuży
Tego, co zaznał pragnienia pieszczoty,
Na którą nawet nie upadł cień róży.

Ale najgorzej, gdy właśnie zmierzch złoty,
W oczach twych dziewczę zastawszy, — powoli
W sen je rozemgli dla drwiny lub psoty...

W sen tem pewniejszy, że nawet nie boli,
A w bezbolesność patrzysz, jak w przynętę
Dla swej niemocy i swojej niedoli.


Lecz dokąd skrzydeł skierujesz zniechętę
Bez tej, co ziemię odarła ci z cudów?
Czem są twe wargi — jej wargą nie tknięte?...

Czem dłonie, które nie zaznały trudów
Przy piersiach, śpiewnych westchnienia hałasem?
Marniejąc, więdną w tej próżnicy nudów!...

A gdy je spleciesz — to tylko tymczasem,
A gdy rozpleciesz — to tylko tak sobie, —
Głaszcząc ich szorstkość wspomnienia atłasem...

Ale ich przed się nie ściągniesz w tej dobie,
By zrywać kwiaty lub zgarniać słońc złoto:
Na wszystko czasu zbraknie ci w żałobie!...

Z piersią dziewczyny zmódz się chciałeś po to,
Aby wykrzesać śpiew z duszy na usta,
Lecz niewzajemność zwarła je niemotą!

O, jakże zdradna i krwawa i pusta
Jest baśń, co tęczą przesłania grzech straty!
Na skroń skazańca narzucona chusta...

Choćbyś piękniejszą dziewczynę przez kwiaty
Innych ogrodów wypatrzył w podróży, —
Cóż ci z jej piękna, ty — bólu skrzydlaty?


Czar, dobrze znany, już się nie powtórzy...
A inny? — Nie chcesz innego w tej głuszy
Odczarowanej, co słońcem się mruży!

Już żadna w tobie nie wskrzesi tej duszy,
Którąś miał, patrząc w źrenice, gdzie pała
Twój los, nim ciebie w jęk i w pył pokruszy!

A wszakci dusza w szczęściu się stawała
Podobną ślepo do głosu jej brzmienia,
Do warg purpury, do zapachu ciała!

Naśladująca we śnie poruszenia
Jej ukochanej za wszystko postaci,
Brała z niej — powab, chrzest brała imienia!

Brała, nie wiedząc, że nagle utraci
Wszystko, co wzięła, nim jeszcze posiadła —
Że za wyznanie — tym skarbem zapłaci!...

A gdy pojęła ten mus — to pobladła,
Czując wstyd nędzy i próżnię i ciemność,
Jak odwrócone do muru zwierciadła!...

To jedno było jej żądzą: wzajemność, —
Reszta — wygnaniem w przerażeń samotę,
Po za kres ziemi, lub kędyś w podziemność!


Ku życiu wieko rozchyliła złote, —
Dziś — trumna, której skarb ciała odjęto,
Zwraca wieczności — pustkę i ciemnotę!...

A jakże długo czekała na święto
Nagłych zrozumień, by ująć w ład ścisły
Słów określonych — dolę rozpierzchniętą!

Jeśli te słowa w noc twoją rozbłysły,
To wiedz, że śledzę twe noce i dni twe,
I że miłosne nie mylą domysły!

I ciebie życie gna w jakąś tam bitwę...
Jam chciał cię unieść ku niebu rąk mocą,
Jak nagą, z włosem rozwianym modlitwę!

Dziś — nie mam czem się pomodlić, ni o co...
A zasię Bogu cóż po takich dłoniach,
Które się w znoju i w grzechu nie spocą?

Więc wciąż uboczem a wciąż po ustroniach
Płyń, zbiegu życia, co poszło w lamenty!
Płyń, póki jeszcze krew śpiewa we skroniach!

I wypłynąłem na morskie odmęty...




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Bolesław Leśmian.