Nieszczęśliwi (Prus)/V

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Bolesław Prus
Tytuł Nieszczęśliwi
Pochodzenie Pisma Bolesława Prusa. Tom XXII
Nowele, opowiadania, fragmenty. Tom I
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1935
Druk Drukarnia Narodowa
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ V,
W KTÓRYM DOWIADUJEMY SIĘ RZECZY
JESZCZE DZIWNIEJSZYCH NIŻ DOTYCHCZAS.

Chyży telegraf przyniósł Paluszkiewiczowi (ojcu) wiadomość o nieszczęściach jedynaka. Przez kilka chwil stary finansista biegał po pokoju tak szybko jakby o ogolenie jego własnej głowy chodziło, poczem miał konferencją z Anielką i tego samego dnia wyjechał do mieściny.
Gdy, przybywszy na miejsce, zobaczył owiniętego szmatami Alfonsa, padł mu w objęcia i jęknął:
— Biedne dziecko! ileż nieszczęść spadło na ciebie w tak krótkim czasie...
Po upływie godziny rozmawiali już spokojniej.
— Słyszałem — mówił Alfons — że ojca przed miesiącem ten nędznik Piotr stradował. Cóż ojciec teraz robi?
— Mieszkam u Anielki — odparł pan Medard. — Poczciwe dziecko! Dała mi cudowny gabinet. Poznasz go, ponieważ będziemy w nim razem mieszkać.
— Aniela?... poczciwe dziecko?... — powtarzał zdumiony Alfons. — Wszakże ona ojcu dwa tysiące rubli wydarła!
Paluszkiewicz starszy zerwał się na równe nogi.
— Fe, Alfonsku! — wykrzyknął. — Ona wzięła to tylko, co do niej należało, a nawet mniej... Przyznam ci się zresztą, że gdyby nie uratowane przez nią pieniądze, to ten niegodziwy Piotr byłby mnie zamknął w areszcie dłużników.
Alfons kręcił głową.
— Niech jednak ojciec nie zapomina, że Aniela ma obecnie męża, jakiegoś tam stolarza, który skompromitował nazwisko Paluszkiewiczów, wdarłszy się...
Ojciec jeszcze gwałtowniej skoczył.
— Bój się Boga, Fonsiu!... jak możesz mówić coś podobnego o dzielnym i szlachetnym przemysłowcu, który uszczęśliwił twoją siostrę, a i nam wiele grzeczności zrobił?...
Alfons ruszył ramionami i odtąd milczał.
Obaj panowie Paluszkiewicze niebawem wrócili do Warszawy i osiedli w pokoiku ojca, pod opiekuńczemi skrzydłami Anieli i jej męża stolarza. Czas płynął, Alfonsowi poczęły nawet włosy odrastać, lecz mimo to wykwintny młodzieniec nie opuszczał dotychczasowego schronienia i nie ukazywał się na ulicy. Pamiętał on, że minął termin wesela z ułomną Dorotą i że stary Fitulski musiał już zamówić komornika, który przy najpierwszej sposobności pochwyci go i na Lesznie osadzi.
Pewnego dnia, gdy piękny Alfons siedział w warsztacie szwagra, przypatrując się robotom, ojcu jego wręczono list. Stary, otworzywszy go, przeczytał, co następuje:

Mnie wielce Mościwy
Panie i Dobrodzieju!

Znany Mu jest zapewne nieuczciwy postępek Jego syna Alfonsa, który trzy dni bałamucił mi jedyną córkę, pozostawił ją w nieutulonych łzach, a sam przegrał i przepił w miasteczku w ciągu jednej nocy daną mu przeze mnie sumę trzech tysięcy rubli, tudzież kosztowności.
Takowy postępek mógłbym skarać więzieniem (bo wiem, że pan Alfons nic nie ma), gdyby nie biedna córka moja, która dotąd leżała u mych nóg, dokąd nie rozdarłem wekslu, załączającego się przy niniejszem.
Wzamian wymogłem na biednej córce swej, aby takowa primo: wyrzekła się płochego, a nawet złego młodzieńca, a secundo: aby mu odesłała otrzymane od niego wiersze, które się również przy niniejszem załączają.
Wyznać muszę, że konkury syna Jego za dużo mnie kosztowały, bo trzy tysiące rubli i spokój domowy. Lecz wolę to złe, niż podobnego zięcia.
Pokorny sługa
     Ambroży Fitulski.

W liście istotnie znajdował się weksel Alfonsa i wiersze, jego ręką pisane. Kartka ta była zgnieciona i zabrudzona; widocznie biedna garbata dziewczyna rosiła ją łzami i okrywała pocałunkami.
Paluszkiewicz starszy rozwinął papier i czytał:

Dorota jest imię Twe,
Chocieś piękniejsza od róży;
Zraniłaś serce me,
Które Ci wiernie służy.

Więc pozwól, różo nadobna,
By motyl przy Tobie siadł...

— Nieszczęśliwy chłopiec, a ja najnieszczęśliwszy jego ojciec! — westchnął pan Medard, rzucając na podłogę piękny ten poetyczny utwór, który dzięki nieustannym konkurom jedynaka umiał już napamięć.

Dalsze dzieje obu Paluszkiewiczów odkładamy do lepszych czasów.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Aleksander Głowacki.