Nauczyciel tańca

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ludwik Halevy
Tytuł Nauczyciel tańca
Pochodzenie Nowelle
Wydawca Wydawnictwo Dzieł Tanich A. Wiślickiego
Data wyd. 1883
Druk Drukarnia Przeglądu Tygodniowego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Zofia Grabowska
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
NAUCZYCIEL TAŃCA.


Pewnego dnia byłem na obiedzie u dobrych znajomych; wieczorem zapytała mię gospodyni:
— Często pan bywasz w operze?
— Bardzo często.
— I za kulisami?
— Za kulisami także.
— W takim razie mógłbyś mi pan oddać przysługę. Pomiędzy baletnikami jest pan Morin, podobno bardzo zacny i przyzwoity człowiek. Jest to nauczyciel tańca małych de B., doskonale daje lekcye, więc chętniebym go wzięła dla moich córeczek. Bądź pan łaskaw zapytać się, czy przychodziłby dwa razy na tydzień?
Podjąłem się z przyjemnością tej drażliwej misyi.

Nazajutrz, 17-go lutego 1881 roku, około dziesiątej wieczór przyszedłem do teatru, by wyszukać pana Morin. Grano Proroka; właśnie zaczął się akt trzeci i anabaptyści śpiewali na scenie z dzikiem uniesieniem:

Krwi! Niechaj Judasz ginie!
Krwi! Tańczmy na ich grobie!
Krwi! Jeszcze tej hekatomby
Bóg od nas wymaga!

Trzymali oni wzniesione topory nad głowami gromady nieszczęśliwych więźni: baronów, biskupów, mnichów i wielkich dam. Za kulisami, baletniczki przybrane w łyżwy, czekały chwili, gdy im wypadnie, lekko jak sylfidy, ślizgać się po lodzie. Poprosiłem grzecznie jednę z tych młodych westalek, żeby mi wskazała pana Morin.
— Morin’a niema pomiędzy łyżwiarkami... jest na scenie... o tam... ubrany za biskupa. Widzisz pan tego biskupa, którego tak szarpią i popychają?... On tu zaraz przyjdzie.
Istotnie, jeden z dowódców anabaptystów zawyrokował, że należy oszczędzać tę szlachtę i tych księży, którzy mogą dać okup za siebie. Morin pozostał więc przy życiu, a ja miałem zaszczyt być mu przedstawionym przez małą westalkę.
Była to szanowna postać z długą siwą brodą, w pięknej fioletowej szacie, z dużym krzyżem pasterskim. Podczas gdy przyprowadzał nieco do porządku swój kostium mocno nadwerężony przez tych opętanych anabaptystów, zapytałem, czy zechce dawać lekcye dwom panienkom z wysokiej sfery.
Pobożny biskup skwapliwie przystał, żądając dziesięciu franków za godzinę.
Małe łyżwiarki wyprawiały na scenie przeróżne osobliwe glisady; za kulisami zapanowała nagle zupełna cisza; mogliśmy więc prowadzić poufną gawędkę z Jego Excelencyą.
— Tak, mój panie, daję lekcye tańca, mam bardzo piękną praktykę w arystokracyi i w wyższym świecie finansowym. Nie mogę narzekać, jednakże muszę przyznać, ze dawniej szło lepiej... daleko lepiej... Taniec upada... tak, tak... taniec upada.
— Czy podobna!
— Zapewniam pana. Kobiety jeszcze się uczą tańczyć, ale mężczyźni wcale nie... Wcale nie. Karty, wyścigi, małe teatrzyki... oto co ich zajmuje. Jest to poczęści winą rządu.
— Jakim sposobem?
— Pan J. Ferry zreformował w ostatnich czasach program uniwersytecki; uczynił niektóre rzeczy obowiązującemi, np. języki żyjące. Nie mam mu tego za złe, bo studya nad językami żyjącemi są bardzo korzystne... ale... dla tańca nic nie zrobiono... chociaż właśnie taniec, przedewszystkiem, należało uczynić obowiązującym. W każdem liceum powinien być metr tańca, powinna być normalna szkoła tańca, egzamina i konkursy tańca... Powinny być zadawane ćwiczenia w tańcu, zarówno jak łacińskie i greckie. Taniec jest także językiem i językiem, którymby dobrze wychowany człowiek, powinien umieć mówić... A wiesz pan, co się dziś dzieje? Oto dają w dyplomacyi stanowiska młodzieńcom, którzy się mylą w figurach kadryla; nie są w stanie dwóch minut tańczyć walca. Sami czują, że ich edukacya jest niezupełną. Niedawno przyszedł do mnie pewien młodzieniec, mający podobno, wielką wartość po za tańcem. Został on właśnie mianowanym attaché przy jakiejś wielkiej ambasadzie. Jeszcze nigdy w życiu nie tańczył... nigdy... słyszysz pan... nigdy! Rzecz nie do uwierzenia, a jednak prawdziwa. Ten biedny chłopak nie wiedział, co to kadryl. Oto jakich ludzi wybiera pan Barthélemy Saint-Hilaire!.... Ach, ta broda mnie dusi... pozwoli pan...
— Bardzo proszę...
Po odjęciu siwej brody, już nie miał tak szanownej postaci.
— Powiedziałem temu młodzieńcowi, mówił dalej — sprobujemy, ale ciężko pójdzie... Nauki tańca nie rozpoczyna się w dwudziestym-ósmym roku życia. Ociosałem go, o ilem mógł, ale wszystkiego było na to dwa tygodnie czasu. Zaklinałem, żeby odłożył wyjazd i wyrobił sobie zwłokę na trzy lub cztery miesiące; byłbym z niego coś zrobił; ale nie chciał. Pojechał, nic nieumiejąc. Często o nim myślę. Będzie nas tam reprezentował, a zareprezentuje nas bardzo źle; nie przyniesie zaszczytu swemu krajowi. Pamiętaj pan, że może mu tam wypadnie figurować w kadrylu dworskim, tańczyć naprzykład z arcyksiężniczką... Niechże się tam zacznie plątać z tą swoją arcyksiężniczką... ładnie będzie.. wszystko to jest smutno... Jam republikanin panie; republikanin starej daty... boleśnie mi myśleć, że respublika jest reprezentowaną przez dyplomatów nieumiejących odróżnić changement de pied od buttement de jambe... Wiesz pan, co mówią na dworach zagranicznych? „Cóż to za dzikich ludzi przysyła nam Francya?” Tak... oto co mówią. Personel dyplomatyczny nie był świetny za cesarstwa... o nie!... ci panowie dużo bąków strzelali... o tak!... ale przynajmniej musieli tańczyć!
Poczciwy mój biskup. Widząc, że go słuchano z zajęciem, prowadził dalej swą świetną improwizacyę.
— Taniec, mój panie, jest nietylko przyjemnością i zabawą, nie — to ważna sprawa społeczna. Kwestya małżeństwa, naprzykład, jest ściśle związana z kwestyą tańca. Obecnie we Francyi małżeństwo jest w upadku... statystyka tego dowodzi. Co do mnie, mam przekonanie, że dla tego mniej małżeństw się kojarzy, że ludzie mniej tańczą. Weź pan najpierw to na uwagę, że gdy młodzieniec przystojny ale ubogi, umie dobrze, bardzo dobrze tańczyć, daje mu to prawdziwe stanowisko w świecie. Jeden z moich uczniów świetnie się ożenił w tych czasach. Był to chłopiec bardzo pospolity, który wszystkiego probował, a nic mu się nie wiodło, ale walcował wybornie i temu zawdzięcza dwa miliony.
— Dwa miliony!
— Tak, dwa miliony... i to gotówką! Wziął je za sierotą bez ojca i matki. Porwał pannę do walca... a była bardzo tłusta... czując, że w jego ręku lekka jak piórko, to jedno miała już tylko w głowie, żeby z nim walcować. Szalała zupełnie! Dawał jej poznać nowe wrażenia, a czegóż kobiety pragną przedewszystkiem? Doświadczać nowych wrażeń... Słowem, odrzucała markizów, hrabiów, milionerów... On jeden jej się podobał... i zdobyła go: a nie miał ani jednego sou i nazywał się Durand. Ach, nie powtarzaj pan nikomu jego nazwiska... nie powinienem go był powiedzieć.
— Nie obawiaj się pan.
— Zresztą... możesz pan powtórzyć; nic nie szkodzi, to takie pospolite nazwisko. Państwo ma interes w małżeństwach z miłości; w ten sposób bowiem łączy się ubogi młodzieniec z bogatą panną, albo uboga panna wychodzi za bogatego młodzieńca. To wprawia pieniądze w ruch, zapobiega by nie pozostawały w miejscu, powoduje obieg kapitałów. Otóż, dawniej, trzy czwarte małżeństw z miłości zawiązywało się przez taniec. Obecnie spotykają się panny z kawalerami, przelotnie, w salonach wystawy sztuk pięknych, w muzeach, w Operze Komicznej. Rozmawiają z sobą, — bardzo dobrze; ale rozmowa nie wystarcza... Rozum coś znaczy, lecz nie stanie za wszystko. Przetańczenie walca dostarcza objaśnień, jakich od rozmowy nie można się spodziewać. Krawcowe tak daleko dochodzą teraz w swej sztuce, że oko łatwo oszukać, ale rękę wprawnego tancerza, nigdy! On się może bardzo dobrze przekonać o prawdziwym stanie rzeczy.
— Oo! oo!
— To mu nie przeszkadza być zupełnie delikatnym i przyzwoitym. Ja, naprzykład zawdzięczam swoje szczęście walcowi. Pani Morin nie była jeszcze panią Morin... kręciłem się koło niej, alem się wahał. Wydawała mi się chudą... a przyznaję, żem takiej żony nie chciał... wahałem się więc, kiedy jeden z moich przyjaciół wyprawił balik. Zapraszam do pierwszego walca tę, która miała być towarzyszką mego życia. Od razu uczułem pod ręką rozkoszną kibić, jednę z tych, co zarazem pełne i rozpływają się... Walcując z zapałem, powiadam sobie to „pozorna chudość! To zwodnicza chudość!” Odprowadziwszy ją na miejsce, po walcu, zaraz poszedłem oświadczyć się o jej rękę matce, która prośby mojej nie odrzuciła. Od lat czternastu jestem najszczęśliwszym z ludzi; a możebym się nie był ożenił, gdybym nie umiał walcować. Wiesz pan teraz jakie bywają następstwa walcowania?
— Wiem.
— To nie wszystko jeszcze... Dzięki tańcowi można nietylko zdać sobie sprawę z wdzięków jakiejś osoby, z jej biustu i kibici, — ale nawet umiejętnie walcując, łatwo zbadać zdrowie i konstytucyę kobiety. Pamiętam, pewnego wieczoru, ze dwanaście lat temu, było to na ulicy le Peletier, w starej operze, która się spaliła... stałem za kulisami, czekając wyjścia na scenę do pas des frotteurs w Wilhelmie Tellu... Wiesz pan, w trzecim akcie... Dwu spektatorów rozmawiało nieopodal odemnie, w kulisach. Jeden z nich był moim uczniem kiedyś, tylu miałem uczni! Mimowoli słyszałem urywki rozmowy i te dwa frazesy wpadły mi w ucho: A cóż, decydujesz się? — Milutka jest, wprawdzie, ale podobno ma słabe piersi, odpowiedział mój uczeń. Wtedy postąpiłem wbrew moim zwyczajom; przeprosiwszy, żem usłyszał przypadkiem ich słowa, rzekłem do mego dawnego ucznia: — Domyślam się, że idzie o małżeństwo; jeśli mię pan upoważnisz, dam ci radę opartą na doświadczeniu czerpanem z mego zawodu. — Czy pozwalają walcować pannie? Wiesz pan, że niektóre matki zabraniają..
— Wiem, wiem.
— Jej pozwalają, odpowiedział mój uczeń. W takim razie, rzekłem, postąp pan w ten sposób: Znam cię... Wiem, coś wart... Masz silne muskuły i płuca. Walcuj z tą panną pięć minut, bez wypoczynku; jeśli powie: — Dosyć już, dosyć! — odpowiedz, jakby w upojeniu: — O, nie, nie pani! jeszcze! — Udawaj że cię walcowanie z nią w zachwyt wprawia. Będzie myślała, że cię ogarnął szał tańca, jak w Gizelli. Pochlebi jej to, chociażby tchu nie mogła już chwytać. Po upływie dobrych pięciu minut takiego walcowania stań naraz w miejscu... i pochyliwszy się trochę nad jej ramieniem, w upojeniu... Walc upoważnia do podobnych pozycyj... Przysłuchaj się jej oddechowi w plonsach... Jeśli będzie świszczało jak w miechu, nie żeń się... ale gdy nic nie usłyszysz, to się żeń! to się żeń!
Stanęliśmy na tym punkcie owej zajmującej rozmowy, kiedy się skończył balet. Obaj z moim biskupem zostaliśmy oblężeni przez zupełny rój łyżwiarek. Moja mała westalka, zastawszy mnie tam gdzie pozostawiła, pyta:
— Cóż-to, przyszedłeś się pan spowiadać w operze?!... Daj mu rozgrzeszenie, panie Morin, i oddaj mi go. Chodźmy trochę do foyer.

Wzięła mię pod rękę... i poszliśmy razem, a nieoceniony Morin, pełen odwagi i godności, w swych kapłańskich szatach, został pośród ruchliwej rzeszy tancerek.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Ludovic Halévy i tłumacza: Zofia Grabowska.