Nasze sny/Klasyczny przykład, stwierdzający istnienie sobowtórów

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Antoni Wotowski
Tytuł Nasze sny
Wydawca nakładem autora
Data wyd. post 1938
Druk Drukarnia „Współpraca“
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


KLASYCZNY PRZYKŁAD, STWIERDZAJĄCY
ISTNIENIE SOBOWTÓRÓW

Robert Dalle Oven, ambasador St. Zjedn. Półn. Ameryki i znany pisarz, opowiada następującą historię (1845 r.) o pensjonacie w Neuwelke, znajdującym się w pobliżu Rygi.
Pensjonat ten mieścił w sobie 42 uczenice, przeważnie z miejscowych, szlacheckich rodzin, a ochmistrzynią była niejaka panna Emilia Sage, Francuzka nieposzlakowanego prowadzenia, osoba zdrowa choć nerwowa.
Już w parę tygodni po jej przybyciu do pensjonatu zauważono, że gdy jedna z uczenic widziała ją w jednym miejscu, to druga w zupełnie innym. Pewnego razu panny zobaczyły dwie jednakowe Emilie Sage, robiące te same gesty. Atoli jedna z tych postaci trzymała w ręku kredę — działo się to w czasie wykładu — a druga jej nie miała. Wkrótce po tym, uczenica Antonina Wrangiel, gdy ubierała się przed zwierciadłem, a Emilia pomagała jej z tyłu zapinać suknię, zobaczyła raptem dwie Emilie i zemdlała ze strachu.
Niekiedy sobowtór stawał za krzesłem Emilii, naśladując bez noża i widelca jej ruchy przy jedzeniu. Naśladowania te nie zawsze bywały. Zdarzało się, że Emilia powstawała z krzesła, a sobowtór jeszcze na nim siedział. Kiedyś Emilia zachorowała, a panna Wrangiel czytała jej, siedząc przy łóżku. Nagle nauczycielka zesztywniała, zbladła i wydawała się bliska zemdlenia. Uczenica zapytała ją czy nie czuje się gorzej, odpowiedziała na to słabym głosem: „nie!“ Ale, w kilka chwil później panna Wrangiel spostrzegła spacerującego po pokoju sobowtóra.
Najciekawszy zaś był ten wypadek. Pewnego dnia wszystkie uczenice pensjonatu, zajęte haftowaniem w sali parterowej, zauważyły że Emilia zrywa kwiaty w ogrodzie, gdy jej sobowtór siedzi wraz z nimi w pokoju. Uczenice spoglądały to na ogród, to na fotel i przekonały się, że ruchy prawdziwej Emilii są powolne a twarz jej zdradza cierpienie. Nauczycielka była jakby zmęczona i wyczerpana. Dwie najśmielsze zbliżyły się do fotela i próbowały dotknąć sobowtóra. Uczuły wówczas słaby opór czegoś, co porównywały później do muślinu, lub krepy. Jedna z nich przeniknęła część postaci, która po tym przejściu pozostała taka sama, jak i wprzód i wkrótce potem zniknęła.
Tego rodzaju zjawiska zdarzały się przez cały czas pobytu Emilii w pensjonacie t. j. przez półtora roku (w latach 1845 - 1846) z przerwami od jednego do kilku tygodni. Zauważono, że im sobowtór był wyraźniejszy i miał bardziej materialny wygląd, tym więcej Emilia wydawała się znużona i cierpiąca. Przeciwnie, kiedy powierzchowność sobowtóra była niewyraźna — wyczerpanie p. Sage było mniejsze.
Zaznaczyć należy, że Emilia Sage początkowo sama nie wiedziała o swych rozdwojeniach — i gdy ją o tym powiadomiono — poczęła rozpaczać.
Zjawiska, o których wspomniałem, przeraziły krewnych uczenic, to też poodbierano je z zakładu i tą drogą doprowadzono go do ruiny. Emilia Sage musiała powrócić do Francji, gdzie rychło zmarła w 1850 r.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Antoni Wotowski.