Najnowsze tajemnice Paryża/Część trzecia/XXXVIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aurélien Scholl
Tytuł Najnowsze tajemnice Paryża
Wydawca Wydawnictwo Przeglądu Tygodniowego
Data wyd. 1869
Druk J. Jaworski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les nouveaux mystères de Paris
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXXVIII.
Myśli starca.

— Teraz trzeba nam spiesznie zdążać do rozwiązania, — rzekł muzułmanin, zapalając cygaro ze swem zwykłem lenistwem. Przygotowałem miny jak mogłem najlepiej, lecz potrzebowałem twoich wiadomości strategicznych, nim przypuszczę atak do miejsca, do którego przywiązujesz więcej niż ja wartości. Zarezykowałem się puścić w zaułki zakładu obłąkanych, blizko stacyi kolei orleańskiej. Powziąłem wiadomość o wewnętrznym rozkładzie, zmierzyłem na oko wysokość murów. Ucieczka nie przedstawia takich trudności, aby ich nie można zwalczyć. Niepodobna przekupić odźwiernego przy głównej bramie, jest to stary sierżant, dla którego widok złotej monety, ma tyle znaczenia, co garść zwyczajnego piasku. Dozorcy celek są łatwiejsi i gdy nam się uda otworzyć pierwsze drzwi, to tylko pozostają mury, które koniecznie przebyć potrzeba.
— Lecz przedewszystkiem wypada uprzedzić o tem drogie dziecię.
— Nie przepomniałem tego... jeżeli zechcesz ze mną pójść, to rzecz będzie przed wieczorem dokonana.
— A potem! drżę na samą myśl, że trzeba przez mur się wydostać, sama kobieta na drabinie z lin zrobionej... jedno wątpliwe stąpienie, zawrót głowy.... ach ten Trelauney, jeżeli mi kiedy wpadnie w ręce....
— Zostawmy lorda na chwilę, a pójdźmy do Maryanny de Fer.
— W istocie jest to dzielna towarzyszka pełna pomysłów, która natchnęła mnie zaufaniem.
— Filutka karmiona szpakami. Opowiadała mi żeś ją w Belgii na chłopaka wystrychnął. Zostawiemy jej męzką rolę, niech dalej ją odgrywa na naszą pociechę.
— Och ona prawdziwie na chłopaka stworzona.
— A więc nie tracąc czasu idźmy do Maryanny!
— Dalej do Maryanny.
Maryanna zajmowała dolne mieszkanie na ulicy Lorda Byrona na polach Elizejskich. Lubiła ona szczególniej tego sceptyka poetę, więc zwabiła ją tam nazwa ulicy, imię wieszcza noszącej. Zresztą pragnęła spokoju i świeżego powietrza, bo Maryanna pojmowała znaczenie higieny. Z natury swej nie była ona fantastyczką, kapryśną i porywczą, jak ją oceniali eleganci i próżniacy śród wiru paryskiego. Po spędzeniu namiętnie wielu nocy, nakazała sobie kąpiele na ustroni, ze świeżego powietrza; rzadko więc kogo przyjmowała u siebie.
Z rana spoczywała aż do południa. O dziesiątej wchodziła kamerystka do sypialni i składała na stoliku stojącym przy łóżku, listy tchnące miłostkami i pisma ulotne nie lękające się zamieszczać wczorajszych skandalicznych wypadków. Rzucała wtedy roztargniony wzrok na koperty, a poznawszy adresa, zaledwie niektóre z nich odpieczętowała. Co się tyczy gazet, te pożerała, mianowicie programy teatralne. Trawiła ją febra rzeczywistości, pragnęła wiedzieć najpierwsza, jakie się odbyły pojedynki, o których rozprawiano po klubach, o kroju sukien na porę która się jeszcze nie zaczęła i o piosnkach popularnych komponowanych dla śpiewaczek w modzie będących, przez patentowanych na to poetów.
Maryanna rzuciwszy z niesmakiem gazety i listy, pomyślała: Oj, ani rozkochani, ani dziennikarze nie trafili na prawdziwą przyczynę dla czego się ludzie nienawidzą, a tyle już o tem napisano. Zaprawdę nie warto czytać bazgranin ani jednych ani drugich i lepiej tego czasu użyć na posilenie ciała niż ducha nędznemi ramotami. Zadzwoniła więc aby jej przyniesiono śniadanie. Prawie ostatni kęs dojadała popijając herbatę, kiedy kamerystka oznajmiła przybycie Riazisa, Maryanna zawahała się; lecz służąca dodała:
— Książę przybył w towarzystwie Roberta Kodom, tym panom bardzo pilno widzieć się z panią.
— Ach pan Kodom, to co innego, jestem na jego usługi, poproś ich tutaj.
Skoro weszli dwaj dygnitarze, Maryanna wskazała im dwa krzesła; ale muzułmanin usiadł na dywanie, według swego zwyczaju, a bankier zajął miejsce na przeciw młodej kobiety, wpoiwszy w nią swój wzrok badawczy i ostry, lecz chmurą troski zamglony, w którym teraz iskierka uczucia przebijała.
— Otóż jesteś mój dzielny towarzyszu podróży, patrz znowu cię potrzebuję.
— Pan się zmieniłeś, — rzekła Maryanna ze słodyczą cechującą współczucie, tak różne od zimnej obojętności, z jaką zwykle traktowała potentata giełdy. — Czy ci się niepowiodły przedsięwzięcia mające nas wszystkich zbogacić?
Robert odrzekł z niejaką godnością: — Nie byłoby o co rozpaczać, wrazie doznania przeciwności rozpoczęlibyśmy na nowo. Lecz tu nie o to idzie, owszem wszystkie projekta wkrótce się szczęśliwie zakończą.
— A zatem, czyż zdobycie kolosalnej fortuny nie było celem ambicyi pana? Jedyne straszydło, jakie może zdruzgotać bankiera, jest bankructwo, wychudłe widmo, o którem Dante zapomniał w swojem Piekle. Jesteś pan w przededniu zrealizowania wszystkich swoich rozległych zamiarów, a więc nie grozi mu żadne straszydło.
— Maryanno! istnieją inne strachy daleko okropniejsze, — odpowiedział starzec, potrząsając rozpaczliwie głową.
Maryanna zadumana, przybrała minę poważną.
— Słucham pana, przez 15 dni jeszcze należnego mu posłuszeństwa, jestem na jego usługi; rozkazuj, — umowa zawsze jest niewzruszoną.
Kodom tak przemówił do młodej kobiety:
— Dałaś mi dowody twojego rozumu i męzkiej odwagi. Lecz w okolicznościach które nas zbliżyły do siebie, chodziło tylko po prostu o interes pieniężny, dziś idzie o moje życie, więcej jak o moje, bo o jej!....
Maryanna nic nie rozumiejąc, bynajmniej swego podziwienia nie ukrywała.
— Pojmuję twoje zadziwienie, — ciągnął dalej Kodom, — gdyż nigdy nie przypuszczałaś, ażeby człowiek zajmujący się bieżącemi rachunkami na giełdzie i manewrami akcyjnemi, mógł mieć inną namiętność, któraby była wyższą nad żądzę pieniężną, któraby stanowiła jego energją, górowała nad jego życiem. Znajomości cyfr mózg nasz wysuszających, tej nam nie zaprzeczają, dozwalając się niemi zajmować, ale nie wolno nam mieć czującego serca w piersiach, nie wolno nam kochać z zapałem. A więc Maryanno de Fer patrz mi w oczy, dobiegam sześćdziesiątki i o ile mi pozostało odwagi oraz siły, poświęcam je dla jednej kobiety, nic będąc nawet pewnym, czy mi odpłaci odrobiną współczucia za moje ubóstwienie do szaleństwa dochodzące i w tej niepewności pójdę aż do końca, aż do ostatniego tchnienia pójdę! Może się zgubię, lecz ją chcę ocalić!
Przestał mówić: dech ustał mu w piersiach, tylko było słychać rzężenie w gardle.
— Unikajmy wzruszeń, — rzekł zimno Riazis, który dotychczas siedział milczący. Wzruszenia czas marnotrawią, a tu czyny nas wzywają.
Potem z żywością świadczącą o ważności sprawy, gdyż machometanin bardzo skąpy był w słowach, obróciwszy się do Maryanny, rzekł:
— Moja piękna damo, oto jest treść romansu.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aurélien Scholl i tłumacza: anonimowy.