Na kresach/Epilog

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Chryzostom Zachariasiewicz
Tytuł Na kresach
Podtytuł Powieść z naszych czasów w trzech częściach
Wydawca F. H. Brockhaus
Data wyd. 1867
Miejsce wyd. Lipsk
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


EPILOG.


Najbardziej z wszystkich ugiął się pod ciosem tych smutnych wypadków poczciwy Mietlica. Biedny prostaczek nie miał się na czem oprzeć. W szale boleści zwątpił o Bogu, bluźnił samemu sobie, wybił żonkę i byłby może na luterską wiarę przeszedł, gdyby ksiądz Maciej nie był go w samą porę zgromił. Potem postanowił zostać pustelnikiem, jak to w dawnych czasach praktykowano. Uciekając tym sposobem od świata i żonki, wybrał już był sobie śród błot wielpolskich mały ostrów, gdzie chciał sobie szałas z chrustu wystawić. Ale domek zegarmistrza nie dał mu potrzebnego do takiego życia pokoju. Na nieszczęście kupił go na licytacji na spółkę z Jerzym. Do tego młody Warner, porządkując papiery ojca, znalazł w nich zapisane dwa tysiące talarów Jerzemu do znajomego mu użytku. Stary negocjant w jakiejś szczęśliwej chwili zapisał to, ale dla okrągłości liczby urwał pięćset talarów. Jerzy nie chciał tego przyjąć i po długich targach przeniósł wreszcie tę sumę na rzecz domku zegarmistrza. Taki skład rzeczy wywołał Mietlicę z błot dąbczyńskich i pogodził go ze światem i żonką. Wziął się zaraz do murowania nowego domu. I gdy już właśnie przy pomocy Grzanki mury na piąterko pociągnął, wrócił zegarmistrz w tej samej granatowej czamarze i czapce trójgraniastej, i tak jakoś zdrów i wesół wyglądał, jakby dopiero wczoraj się rozstał ze swymi przyjaciółmi. Dwa dni płakali przyjaciele za tymi, którzy pomarli, a trzy dni następnych cieszyli się, że ich Bóg wszechmocny znowu razem sprowadził.
— Wierzaj mi Jakubie — mówił zegarmistrz, ocierając łzy — nie bardzo to źle się stało, że człowieka przytrzymali. Już to Bóg tak zrządza, że nie ma złego, coby na dobre nie wyszło. Dotąd myślałem, że wszystko to, co dawne i nasze, jest już najlepsze na świecie. Jest trochę w tem prawdy, ale nie zupełnie. Powinniśmy kochać to, co ojcowie nasi kochali — ale nie powinniśmy zamykać oczu, gdy nowe rzeczy widzimy. Myślałem dotąd, że nie ma nic nad nasze zegary z kukułką. Otóż siedząc we więzieniu z tamtejszym zegarmistrzem i rozprawiając z nim o naszym kunszcie, przekonałem się, że i oni mają wiele dobrych i pożytecznych rzeczy i wymysłów. Ich zegarki nowoczesne są lepsze od naszych gratów. Otóż jeżeli nieszczęście jakie między nich nas zaprowadzi, powinniśmy z tego korzystać i ich dobre wymysły sobie przyswoić. Obaczysz, jaki ja teraz sklep ze zegarami założę! A ty Grzanka — mówił dalej mieszczanin — musisz w tym domku także mieć sklep porządny na twoje żaby i baranki. Mój nieprzyjaciel z tłustym brzuchem może zbankrutować.
— Ba! — ozwał się Mietlica — a ja co będę robił? Ja nic nie umiem!
— Ty, Jakubie — odparł zegarmistrz — musisz być razem z nami. Ten domek należy do nas trzech. Jest na rogu ulicy, Grzanka wystruga ci misterną wiechę, będziesz miał szynk!
— Szynk! — krzyknął Mietlica — ba, ale wachmistrz od ułanów —
— Każda praca jest poczciwa i nie hańbi człowieka! — odpowiedział mieszczanin, a wiarus podkręcił wąsa i uśmiechnął się do złotej wiechy, którą widział przed oczyma duszy. Nazajutrz przyprowadził Mietlica Sorokę i zapoznał go z Wojną. Po kilku tygodniach wysypał Soroka własnemi rękoma na granicznym kopcu Dąbczyna kilkanaście taczek ziemi, przeżegnał kopiec i nazwał go mogiłą Soroką. Na tym szczególnym chrzcie byli: Wojna, Mietlica i Grzanka.




Kilka lat minęło od tego czasu. Hrabia Leon krząta się koło gospodarstwa, a gdy zmęczony do zamku powraca, wychodzi mu naprzeciw piękna, młoda kobieta z dwojgiem dzieci na ręku, podobnych do aniołków. Leon całuje żonę oraz dzieci i pisze co tydzień do Rzymu, że jest najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Słabe serce Tereni oparło się na silnem ramieniu męża — sierota odzyskała zdrowie i jest bardzo rozsądną matką, oraz najtkliwszą żoną.
Na odnowionej wieży zamkowej powiewa chorągiew kresowego rycerza. Von der Mark sprzedaje swoje posiadłości. Hrabia Leon dopomaga mieszczanom dąbczyńskim i właśnie myśli o zawiązaniu na akcje wielkiego towarzystwa obywateli poznańskich, któreby miało na cel skupować na subhastach dobra ziemskie i wydzierżawiać je podupadłym dawnym właścicielom ziemskim. Górnicki, który szczęśliwie przebył gorączkę nerwową, jest u niego rządzcą.
Otton zatrzymał Czarno wody i Radziejewo, wystawił pałac i przywiózł z Drezna Janinę. Wszedł w spółkę z Leonem i dokończył fabrykę w Mogiłach, z której spodziewają się znacznego dochodu. Przeszedł na wiarę Janiny i liczy się do polskich obywateli ziemskich.
A w kamienicy o śmiejących się karjatydach smutno i głucho. Z nad okien zdjęto napis «Goliat et Compagnie», brama prawie zawsze zamknięta, negocjantów nie widać przed nią, tylko lud przechodzący widzi czasem za kratą wykrzywioną twarz nieszczęśliwego obłąkańca.
Matylda kocha Janinę jak siostrę i często odwiedza ją w Czarnowodach. Kilka rzeczy tylko nie może zrozumieć. Dziwi ją, jak kobieta może być szczęśliwą bez kuchni i spiżarni, i jak może mieć przyjemność w towarzystwie ospowatego pułkownika od dragonów, który jest tak nieznośnie wysoki. A gdy dziwny wypadek zrządził, że u wód w X**, dokąd z Janiną przybyła, pojawił się także ów ospowaty pułkownik, nie mogła Matylda tego przenieść na sercu, aby bratu swoich uwag w tym względzie nie udzielić. Ale szczęśliwy mąż uśmiechnął się na te uwagi siostry swojej z pobłażaniem, nazywając je zabytkami mieszczaństwa.
Na ulicy podzamczej są w nowym domku dwa porządne sklepy i szynk pod złotą wiechą. Na jednym stoi napis: Wojna, zegarmistrz, a nad nim Opatrzność boska. Z drugiego sklepu, z pomiędzy żabek i baranków, wychodzi co wieczora, gdy dzieci ze szkoły idą, mieszczanin w porządnej kapocie, wepchnie żakowi grosza do ręki i każe mu sobie napis, nad tym sklepem przeczytać. Żak chowa grosz do kieszeni, czyta: «Grzanka» i ucieka. A mieszczanin stoi w zachwyceniu i mówi do siebie:
— Hej, Grzanka! Gdyby to Zwejbak i Butterbrod widzieli ten sklep twój! Słychać, że sąsiad z tłustym brzuchem bankrutuje. Hrabia Leon często gęsto idąc ulicą podzamczą, wstąpi do domku zegarmistrza. Zegarmistrz kilka razy dał się z tem słyszeć, że mu jakoś nudno bez gospodyni w domu. Ale Mietlica odradza mu zawsze, że jeźli Bóg dobry wziął do swego przybytku jego Basię, to nie trzeba drugi raz tentować miłosierdzia bożego.
A tymczasem śpią umarli spokojnie i cieszą się z tego, co się tam nad nimi dzieje. Przybył do nich margrabia i radzi przyjęli go między siebie. Zginął on potem w pojedynku, gdy mu honor nakazywał, stanąć w obronie zelżonej naszej przeszłości.
Margrabina, wyczerpawszy wszystkie namiętności serca i duszy, przywdziała sukienkę Tercjarki. Zeszły się z Zuzanną u jednej mety, chociaż tak różnemi szły drogami. Czarna szata okrywa ich serca, w których tylko Bóg czyta. A wierzymy, że jest sprawiedliwy i miłosierny.
I z różnych stron, gdy ozwie się dzwonek na «Ave Maria», wznoszą się naraz z trzech serc, pragnących wielkiej, gorącej miłości, trzy pieśni do Przeczystej Panny — jedna z nad Tybru, gotującego się do służby bożej kapłana, druga nad Wartą duszy pokutującej, a trzecia nad Notecią, czysta i wzniosła, jak pieśń anioła.
A Bóg z radością patrzy z nieba na tych, którzy dobrą, i na tych, którzy lepszą część życia sobie obrali.


KONIEC.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Chryzostom Zachariasiewicz.