Na całe życie/Strona IV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Karolina Szaniawska
Tytuł Na całe życie
Podtytuł Kilka kartek z albumu
Pochodzenie „Kurjer Warszawski“, 1885, nr 197-198
Redaktor Wacław Szymanowski
Wydawca Gustaw Gebethner
Data wyd. 1885
Druk Drukarnia „Kurjera Warszawskiego“
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


STRONA IV.

— Czy uwierzysz pani, że to jest fotografja kobiety mającej zaledwie lat dwadzieścia kilka?
— Nie może być! kobiety lubią czasem odejmować sobie lata...
W tym razie tak nie jest, gdyż znam ją od dzieciństwa i wiem dokładnie datę jej urodzenia.
Felcia wyszła za mąż bardzo młodo i była w tym związku szczęśliwą. Eugenjusz, człowiek zamożny i zacny, lecz trochę zapaleniec, widząc że rodzice wahają się i termin ślubu odwłóczą, wykradł potajemnie dziewczynę i z nią się ożenił.
Bywałem u nich często, bo mnie widok podobnego szczęścia zachwycał i do ożenienia zachęcał, Felcia zaczęła mnie swatać i kto wie czybym się nie zdecydował, lecz znalazł się ktoś bardziej stanowczy a energiczny, i pannę mi zdmuchnięto.
Wkrótce potem Eugenjusz odziedziczył niewielki folwarczek i młoda para wyprowadziła się na wieś.
Słyszałem tylko, że mają dwie córeczki i nieźle im się powodzi.
Upłynęło lat kilka.
Pewnego razu, gdy głodny jak wilk śpieszyłem z biura do restauracji na obiad, głos dobrze mi znajomy odezwał się serdecznym tonem:
— Kochany pan Michał! Ach Boże, co za miłe spotkanie!
Podniosłem oczy — przedemną stała kobieta w mocno podniszczonem ubraniu, trzymając za rękę małą dziewczynkę, o chorobliwie bladej cerze, z pięknemi niebieskiemi oczyma.
Były to oczy Felci w całym dawniejszym blasku, duże, otwarte szeroko, jak gdyby ze zdziwienia, podczas gdy jej własne spłowiałe i zamglone, bardzo słabo przypominały przeszłość.
— Pani Felicja — szepnąłem.
— Tak, dobry panie Michale — rzekła podając mi rękę, a potem zawołała z tą nieśmiałością, jaka cechuje ludzi biednych — może ja panu przeszkadzam, zatrzymując go tutaj… doprawdy, niech mi pan wierzy, nie chciałabym być natrętną, proszę mi wybaczyć…
Upoważniony stosunkiem tak dawnej znajomości, wyznałem otwarcie, że jestem bardzo głodny i na obiad mi pilno, jeżeli zatem, tu skłoniłem się małej Jani, trzymającej w buzi paluszek, panie raczą pozwolić, to możemy iść razem do jednej z restauracyj, gdzie kobietom bywać wypada.
Wymawiając się z początku, przystała jednak na moją propozycję, ja ująłem rączkę Jani, która dziwnie przypadła mi do serca i poszliśmy na obiad.
Biedna Felcia przeszła smutne koleje. Opowiedziała mi całą przeszłość, płacząc rzewnie, podczas gdy Jania posiliwszy się rosołem, usnęła na moich kolanach.
Eugenjusz umarł po bardzo krótkiej chorobie, a kuzynki i sąsiadki, ubolewające nad samotnością i opuszczeniem młodej wdówki, wyswatały ją niemal przemocą.
— Czemuż — powtarza płacząc biedna Felcia — my kobiety, tak nieoględne jesteśmy. Nie zastanowiłam się wcale nad ważnością tego kroku, którego nawet nie usprawiedliwia miłość.
— Czy to jest zły człowiek?
— Próżniak, to najgorsze, a teraz, gdy doprowadził mnie i dziecko do ostatniej nędzy, gdy brakuje nam środków do życia, tłumacząc się, że powoduje nim rozpacz, której oprzeć się nie jest w możności, wynosi z domu co tylko ma jaką wartość i przepija.
Odwiedziłem ją potem w mieszkaniu. Widok, jaki mnie spotkał, do tej pory stoi w mej pamięci.
Mąż Feli spał po sutej libacji w sąsiednim szynku, parę tapczanów, stół i krzesełko, stanowiły całe umeblowanie ich stancyjki. Przez wzgląd na biedną kobietę i dziecko, które cierpi tak niewinnie za lekkomyślność matczyną, usiłowałem postawić ich na nogi.
Pan Filip zajmował przez cały tydzień z wielkiem trudem zdobytą posadę, którą wyżebrałem niemal u jednego z naczelników. Potem zrobił sobie święto, bo jak mówi, niedziela stokroć lepsza od poniedziałku, a ciężka praca nie dla niego, który przecież jest dobrze wychowanym człowiekiem i z prostakami bratać się nie myśli. Słowem w walce o byt nie chce brać udziału.
— A ona?
— Sprzedaje co może i tak żyją do pewnego czasu. Czy jednak wystarczy to na całe życie?..
— No, panno Marjo, idźmy dalej, gdyż mój album ma jeszcze dużo kartek.
— O, dość już, dość mi tego!…
— Powiedz mi pani, dla czego chcesz wyjść za Alfreda?
— Ani myślę.
— Dla czego?
— Bo… nie wiem sama…

Karolina Szaniawska.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Karolina Szaniawska.