Mohikanowie paryscy/Tom V/Rozdział XI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Mohikanowie paryscy
Podtytuł Powieść w ośmnastu tomach
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1903
Druk J. Czaiński
Miejsce wyd. Gródek
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Mohicans de Paris
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom V
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XI.
Gdzie jest długa rozprawa o cnotach pułkownika hrabiego Fryderyka Rappt.

Lekko zwilżywszy sobie podniebienie, generał podjął:
— Cesarz wcale nie zawiele powiedział oświadczając, że jego pupila jest piękną. Córka czerkieskiego księcia, który zginął na placu boju, schroniła się wraz ze skarbem rodzinnym. Skarb ten, złożony w połowie z klejnotów, w połowie z monety złotej i srebrnej, dochodził do wartości pięciu lub sześciu miljonów. Po powrocie z Erfurtu, zamieszkał generał w pałacu Lamothe-Houdan, który skutkiem upadku rodziny, był wynajęty, a obecnie miał już być sprzedany. Umeblował go prześlicznie i powodowany wytworną uprzejmością, czysto francuzką, posłał swego adjutanta dla zobaczenia jak wyglądało mieszkanie księżniczki Czuwadżi i kazał udać się hrabiemu Rappt do Paryża, ażeby urządzić dla żony część pałacu wychodzącą na ogród. Przybycie księżniczki Riny do Paryża było wypadkiem poruszającym cały świat cesarski, piękna Czerkieska była niemal trofeem tej znamienitej wyprawy z r. 1807!
Ale życie nasze nie bardzo się podobało gnuśnej córce Wschodu; leżąc cały dzień na szerokich poduszkach, za całą rozrywkę, przerzucała w palcach różaniec o mnóstwie ziarn i niby nimfa z „Tysiąca Nocy“, żyła samemi konfiturami z róży. Ta wschodnia dzikość sprawiła, że niewiele osób widywało ją podówczas, tak samo jak i potem. Ci co byli przypuszczani do tej łaski, wychodzili mówiąc, że to jest prześliczna osoba, o oczach z perłowej macicy, włosach czarnych i lśniących, a cerze matowej jak mleko, i że ze wszystkich sług Napoleona, generał de Lamothe-Houdan nie był zapewne najgorzej wynagrodzonym, gdyż posiadanie tej uroczej istoty razem z sześciu miljonami, jakie mu wniosła w posagu, było mu zapewnione w sposób daleko trwalszy, niż tron Westfalji królowi Hieronimowi, tron hiszpański Józefowi, tron neapolitański Muratowi, a tron holenderski Ludwikowi. Co mianowicie zdawało się skazywać Rinę (którą z powodu powierzchowności istnie królewskiej przezwano Reginą) na takie ciągłe odosobnienie, a przynajmniej na bardzo ścieśnione towarzystwo, to, że mówiła tylko po czerkiesku i po niemiecku. Szczęściem, generał posiadał ten ostatni język o tyle, iż mógł zrozumieć księżniczkę i nawzajem być przez nią zrozumianym. A co się tyczy hrabiego Rappta, ten wychowując się w Austrji, aż do dziewiętnastego roku życia, władał językiem niemieckim jak ojczystym.
Pojmujesz, kochany Petrusie, że łatwość wymieniania myśli w języku dla obojga dostępnym, choć nie macierzystym, spowodowała zbliżenie między księżniczką i hrabią.
Powiadasz, że hrabia Rappt jest nieprzyjemny, dlatego, że ma się żenić z Reginą; ja utrzymuję, że on jest brzydki, dlatego iż mimo mej woli chciano go wprowadzić do mej rodziny, a krzyczałem jakby mnie kto odzierał ze skóry na myśl uznania się ojcem takiego szelmy! Ale złe języki społeczne utrzymywały, iż żona generała Lamothe-Houdan nie była naszego zdania. Plotki te poszły zapewne ztąd, że generał, bez względu na przestrzeń, jaka rozdziela dowódcę korpusu od jego adjutanta, umieścił hrabiego Rappta, którego kochał jakby synowca, we własnym pałacu, nie mogąc, jak mówił, rozłączać się z człowiekiem, którego wierność co godzina była mu potrzebną. Po powrocie więc z wyprawy 1808 roku, Czuwadżi została umieszczoną w swym buduarze czerkieskim, a hrabia Rappt w pawilonie kwiatowym. Znasz ten pawilon, nieprawdaż? Tam zapewne odbywasz posiedzenia z panną de Lamothe-Houdan?
— Czy hrabia Rappt mieszka tam jeszcze, stryju? zapytał Petrus.
— O! nie, gdy majątek jego zwiększał się, a generałowa starzała, hrabia Rappt wyprowadził się i teraz ma własny dwór. Ale podówczas kiedy był tylko kapitanem i adjutantem, nie miał go jeszcze i mieszkał na ulicy Plumet, u generała. A wreszcie, w tych czasach, mój drogi, wojskowi nie mieszkali; byli jako ptacy na gałęzi. Wojna hiszpańska była w całym swym rozkwicie i szła niedobrze, jak wszystkie wojny, w których Napoleon nie dowodził osobiście: geniusz republikański zgasł razem z takiemi wodzami jak Kleber, Desaix, Hoche, Marceau; pozostał tylko geniusz wojenny, a ten był cały w osobie Napoleona. Na początku listopada 1808 roku, Napoleon wyjechał z całym sztabem do Hiszpanii; było to nazajutrz, kiedy generał zamieszkał w swym pałacu na ulicy Plumet i sprowadził małżonkę. Rozumiesz, że smutno było czerkiesce tylko co przybyłej do Paryża, żyć tam samotnie w towarzystwie jednej tylko pokojówki; ponieważ pokojówka była jedyną osobą mówiącą po czerkiesku, panowie de Lamothe-Houdan i hrabia Rappt jedynymi ludźmi mówiącymi po niemiecku, przeto towarzystwo pięknej czerkieski ograniczało się do męża, hrabiego Rappta i panny Gruskiej. To też, mimo nalegań hrabiego Rappta, który chciał koniecznie przyjąć udział w wyprawie hiszpańskiej, generał de Lamothe-Houdan wymógł na nim, że pozostał w Paryżu. Trzebaż było, ażeby ktoś się podjął oswoić biedną księżniczkę! Powinnością jest adjutanta słuchać generała: hrabia Rappt usłuchał. Wyprawa wreszcie trwała niedługo; przybywszy 4 listopada do Hiszpanii, Napoleon był z powrotem w Paryżu pierwszych dni stycznia.
Austrja się zbuntowała... Tak to podówczas nazywano czyn jakiegoś królestwa czy cesarstwa, wypowiadającego wojnę Francji. Podczas krótkiej swej nieobecności, generał nie zapomniał, na jaką stratę naraził swego wiernego Rappta, nie zabierając go z sobą; za całą pociechę hrabia otrzymał nominację na dowódcę batalionu. Dziwiono się nieco, że hrabia Rappt właśnie w chwili gdy był opodal od sztandarów, otrzymał to nowe podwyższenie, tem ważniejsze, iż młody oficer liczył zaledwie lat dwadzieścia cztery, ale złe języki zaraz wynalazły powód.
Adjutant generała, mówiono, jest przedewszystkiem na służbie swego generała, nawet przed cesarzem i przed cesarstwem; sama ta nazwa wzięta z łacińskiego języka, wskazuje, iż jest „pomocnikiem”. Owóż, dodawały złe języki, właśnie też przez te dwa miesiące, kiedy generał de Lamothe-Houdan bawił w Hiszpanii, pomoc adjutanta Rappta przydała się generałowi. Czynny młodzieniec rzeczywiście nie tracił czasu. W przejeździć przez Paryż, generał de Lamothe-Houdan zastał żonę oswojoną, dwór wystrojony, pełen sług, urządzony na stopę odpowiednią jego obecnemu majątkowi. Powiadam, w „przejeździe, ” gdyż rzeczywiście generał przejechał tylko przez Paryż; w końca stycznia skierował się ku Bawarji, gdzie przyjaciel nasz Maksymilian wielkim głosem wołał nas na pomoc. Na ten raz, generał uprowadził swego adjutanta, powiernica Gruska sama pozostała przy pani.
Nie będę ci opowiadał wyprawy z roku 1809. Ten djabeł nie człowiek, którego nazywano Napoleonem, zawarł pod ten czas umowę z Fortuną! W dniu 20 kwietnia pobił nieprzyjaciela pod Abensbergiem i kolej zwycięztw nieprzerwanych zakończył 5 lipca pod Wagram. Rozumie się samo przez się, że w tej czteromiesięcznej wyprawie, od Abensberga, aż do Wagram, generał i jego adjutant dokazywali cudów waleczności. Tylko, ku końcowi ostatniego dnia bitwy generał otrzymał ciężką ranę; kula nadwerężyła mu kość udową i namyślano się przez chwilę czy nie odjąć mu nogi; jego tylko niezłomne oświadczenie, że woli umierać byle zostać całym, ocaliło zagrożony członek. Cesarz, w nagrodę dzielności generała, nie mogąc jemu samemu powierzyć tego zaszczytnego zlecenia, ponieważ generał leżał w łóżku, rozkazał jego adjutantowi, hrabiemu Rappt, pojechać do Paryża z ogłoszeniem zwycięztwa pod Wagram. Adjutant wyjechał zaraz. W siedm dni był już w Paryżu, gdzie przybył w samą porę, raz dla ogłoszenia wielkiego zwycięztwa, mającego sprowadzić traktat Schönbruński, następnie, a to w nagrodę swych trudów i cierpień, dla przyjęcia w ramiona najśliczniejszej dziewczynki, jaką kiedykolwiek czerkieska, po ośmiu miesiącach małżeństwa, mogła obdarzyć francuzkiego generała.
— O! mój stryju!
— Kochany synowcze, cyfry są cyframi, nieprawdaż? Generał zaślubił księżniczkę, którą mu sprowadził jego adjutant, dnia 24 października 1808 roku; generałowa powiła córeczkę dnia 13 lipca 1809 roku, akurat w półdziewięta miesiąca. Nie ma w tem wreszcie nic dziwnego: kodeks i medycyna świadczą, że szczęśliwe rozwiązania mogą nastąpić i w siedm miesięcy, tembardziej w półdziewięta! Rozwiązanie było bardzo szczęśliwe, dowodem, że tą dziewczynką nie kto inny jest, tylko piękna Regina, która przy chrzcie otrzymała imię matki.
— Ależ tym sposobem, stryju, chciałbyś utrzymywać...
— Ja nie chcę nic utrzymywać, mój drogi, nie wyciągaj mnie, na słowa...
— Że Regina jest córką...
— Generała de Lamothe-Houdan, to rzecz niezaprzeczona: „Pater est quern nuptiae demonstrant“.
— Ależ, mój stryju, co może skłaniać hrabiego Rappta do tak haniebnego kroku?
— Regina ma milion posagu.
— Ależ nędznik ten ma dwadzieścia pięć tysięcy franków dochodu!
— Uczyni mu to razem siedmdziesiąt pięć, a ponieważ po śmierci generała i jego żony Reginy odziedziczy jeszcze dwa miliony, wtedy będzie miał sto siedmdziesiąt pięć tysięcy franków czystego dochodu rocznie.
— Ależ ten Rappt to zbrodniarz ohydny!
— A któż ci przeczy?
— Jeżeli generał, który nie wie o niczem, zgadza się na to małżeństwo, rozumiem, ale jeżeli żona ścierpi, ażeby córka jej poślubiła...
— O! mój drogi, takie rzeczy dzieją się codzień. Nie uwierzysz jak ciężko jest ludziom, władnącym wielkiemi majątkami, puścić majątek w obce ręce! Trzeba ci przytem wiedzieć, że biedna generałowa jest w stanie okropnym; cierpi na chorobę nerwową, która ją ciągle prawie trzyma w łóżku. Doszła już do tego, że nie może znosić światła dziennego, żyje w ciągłym mroku, jedząc różane konfitury, oddychając pachnidłami i poruszając ziarna różańca, a wszystko to szczególnie działa na nerwy. Któż nawet powiedzieć może, czy ona wie, że córka jej idzie zamąż?
— Ależ ty, stryju, który zdajesz się znać całą tę intrygę, czy ścierpisz?...
— To prawda, że przez margrabinę de la Tournelle...
— Czy zniesiesz z zimną krwią, aby w oczach twych spełniono zbrodnię?
— A co to, pytam się, należy do mnie? Jakie mam prawo do tego się mieszać?
— Prawo, jakie ma każdy człowiek w wykryciu zbrodniarza.
— Dla wykrycia zbrodniarza trzeba dowodów, a przytem mój kochany, nie ma prawa, któreby karało tego rodzaju zbrodnie, to jest, prawdziwe zbrodnie.
— Ale ja...
— Zrobisz tak jak ja, Petrusie: będziesz się przyglądał...
— O! bynajmniej, bynajmniej!
— Pozwolisz dopełnić się ohydnemu szalbierstwu i czekać będziesz, aż djabeł rozerwie to, co złączył.
Petrus wydał westchnienie podobne do jęku.
— Jest, widzisz mój drogi, przysłowie, mówił dalej stary generał, które powiada, że nie trzeba kłaść palca między drzwi; bardzo to mądre przysłowie. A wreszcie wszystko, co ci tu mówiłem, są to tylko pogadanki.
— O! i ten człowiek żyje w towarzystwie jak wielki pan i ma opinię...
— Okropną!
— Co mu nie przeszkadza, stryju, stać na czele stronnictwa...
— Jezuickiego... E! on jest tam tylko adjutantem, tak jak niegdyś u generała de Lamothe-Houdan.
— Może zostać ministrem...
— Jeżeli dam głos za nim.
— Ożenić się z Reginą!
— A! to jego największa zbrodnia.
— Stryju, ja niedopuszczę tej zbrodni!
— Mój drogi, za tydzień panna Regina de Lamothe-Houdan będzie hrabiną Rappt.
— Powiadam ci, stryju, zawołał żywo powstając Petrus, że to małżeństwo do skutku nie przyjdzie.
— A ja ci powiadam, mój panie, odezwał się z godnością generał, że usiądziesz i będziesz mnie słuchał.
Petrus z westchnieniem opadł na krzesło.
Generał wstał i oparł się o poręcz krzesła, na którem siedział jego synowiec.
— Powiadam ci, Petrusie, że ty jakkolwiek możesz być oburzony na czyn spełniający się dzisiaj, bierzesz go jednak tak żywo, dla tego, że kochasz Reginę. A teraz powiedz mi, jakie masz prawo kochać Reginę? kto upoważnił tę miłość? ona sama? matka? ojciec?... Nikt! Ty jesteś człowiekiem obcym, który wdziera się do rodziny. Jakiemże prawem obcy człowiek ciążyć ma na losie tej rodziny, do której został wprowadzony? Jakiem prawem śmie on powiedzieć kobiecie, która zawiniła może skutkiem nieznajomości naszych obyczajów: „Ty jesteś małżonką występną!“ Jakiem prawem będzie mógł powiedzieć do męża nieświadomego przeszłości, spokojnego o przyszłość: „Oszukiwano cię, jako męża!“ Jakiem prawem powie do córki szanującej matkę, kochającej ojca, boć nic nie dowodzi, żeby pan de Lamothe-Houdan nie miał być ojcem Reginy: „Ty od dziś pogardzać będziesz swą matką, a ojca uważać za człowieka obcego!“ Daj pokój, mój synowcze. Ty, co się mienisz być uczciwym człowiekiem, gdybyś to uczynił, zostałbyś ostatnim łotrem, w guście pana hrabiego Rappt... nie uczynisz tego, ja za to ręczę!
— Więc cóż się stanie, mój stryju?
— To do ciebie nie należy, rzekł generał, to rzecz sędziego, którego sąd inaczej sprawiedliwym i surowym jest niż twój; sędziego, który wie, jak się rzeczy odbyły, który wszystko widział, wszystko słyszał i który, bądź spokojny, dziś lub jutro wyda swój wyrok. To rzecz Boga!
— Masz słuszność, stryju, rzekł młodzieniec wstając i podając rękę generałowi.
— A przy tem ostatniem widzeniu się twojem z...
— Nie wspomnę ani słowa z tego, co mi opowiedziałeś stryju.
— Słowo szlacheckie?
— Słowo uczciwego człowieka!
— No, to uściskaj mnie, bo chociaż jesteś synem rozbójnika morskiego, jednak wierzę twemu słowu, tak samo jak wierzyłbym... jak wierzyłbym słowu twego rozbójnika ojca.
Młodzieniec rzucił się w objęcia stryja, wziął kapelusz i szybko wyszedł z pokoju.
Powietrza mu brakowało, dusiło go coś.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.