[107]MODLITWA DAKA
[109]
Gdy jeszcze śmierci nie było, niczego co nieśmiertelne,
gdy nie istniało światło, życia ognisko naczelne,
gdy nic nie zwało się: zawsze, ni dziś, ni jutro ni wczora —
bo dla wszystkiego w jedności jednaka trwała pora —
gdy ziemia, niebo, przestrzenie, świat cały w zespoleniu
w równorzędności istniały — istniały w swem nieistnieniu —
wówczas to byłeś Ty jeden, — przeto ma warga woła:
kim jest ten Bóg, przed którym schylamy nasze czoła — ? —
Był-ci on Bogiem jedynym — nie było przed nim bogów —
w on czas, gdy złote ziskrzenia z nocnych wstawały rozłogów,
On ducha we wszystkich tchnął bogów, szczęśliwość w ziemię wpromienia,
On jeden ludzkość prowadzi do źródlanego zbawienia.
Wgórę unoście serca — świat wypełnijcie śpiewaniem,
On-ci jest śmieriąśmiercią śmierci! On życia zmartwychpowstaniem!
On mi dał żądne źrenice, bym światło ujrzał dniące,
szczęsnym urokiem współczucia napełnił serce bijące —
Jegom usłyszał imię wśród wielkich wichrów szumienia —
w tym głosie na falach pieśni pojąłem słodycz wieszczenia —
— i jeno o jeden jedyny w tem wszystkiem żebrzę przyczynek:
aby mi odejść pozwolił w wieczysty odpoczynek.
[110]
I oby przeklął każdego, kto się nademną lituje,
a błogosławił tego, co plecom brzemienia dosuje.
O niechaj przekleństw wysłucha — niech błogosławi szydercę
i niechaj skrzepi to ramię, co nóż wbić pragnie w me serce —
i niechaj podniesion będzie pośród współbraci mrowia
— ten, co z pod głowy mi wyrwie kamień mojego wezgłowia.
O niechaj przejdę przez życie jako ścignane zwierzę,
aż męka oczom moim ostatnią łzę zabierze,
aż ujrzę, że w każdym człowieku wróg mój zacięty powstaje,
aż rzucę w otchłań pytanie — : czyliżto ja — ? — nie poznaję!
bo oto z bólu i cierpień tak stwardłem, skamieniałem,
iż mogę urągać matce, którą tak bardzo kochałem...
Tedy gdy straszna nienawiść — miłością zda się nadnieje —
przepomnę, być może, cierpień; — nareszcie do śmierci dojrzeję!
Natenczas, gdy umrę — ja obcy, ja zbrodniarz wyrodny —
wyrzućcie kędyś na drogę mój zewłok podły, niegodny.
A tego, Ojcze mój, okryj w gronostaj i wielkie cenności,
co psy poszczuje, by ze mnie wyżarły wraże wnętrzności,
a temu co kamień podniesie i w moje rzuci oblicze —
wiekuistego żywota, za Twą poręką życzę!
Tak oto jedynie, Ojcze, dziękować mogę przecie —
za szczęście, iż zezwoliłeś żyć mi na Twoim świecie!
Nie ugnę kolan, ni czoła nie schylę proszący o Twe dary,
raczej Cię skłaniam do przekleństw, do nienawiści bez miary —
bym czuł, że Twoje tchnienie łamie mi ducha jak trzcinę —
aż-ci wygasnę na wieki — przepadnę bez śladu — i zginę!