Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki/Xięga III/VII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki
Pochodzenie Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Indeks stron


VII. Rzuciłem się na łóżko pełen żalu, płacząc rzewnie. Wtem kapitan okrętu wszedł do mnie, a widząc niezmiernie strapionego, cieszyć począł, dodając, iż Gwilhelm, bojąc się zbytniego rozrzewnienia, był przyczyną nagłego wyjazdu bez wiadomości mojej: oddał mi zatem list od niego takowy:
«Bracie! oszczędzam sobie rozrzewnienia, a tobie żalu. Według wszelkiego podobieństwa, już się więcej nie obaczymy. Czyniłbym ci krzywdę, żebym cię prosił o statek w przyjaźni; a żem jest twoim przyjacielem, wierz. Życzę ci wszystkiego dobra. Na pamiątkę zachowania naszego przyjm, co ofiaruję. Bądź zdrów.»Gwilhelm.


Gdym ten list nie bez wylania łez przeczytał, oznajmił mi Margrabia de Vennes, tak się zwał ów kapitan okrętowy, iż cokolwiek ze sprzętów w pokoju moim znajdę, wszystko to dla mojej wygody przez Gwilhelma opatrzone, i mnie darowane jest. Nie mogłem słowa przemówić: takie było naówczas we mnie uczucie żalu, podziwienia i wdzięczności....
Cokolwiek do wygody i zabawy służyć mogło, znalazłem to wszystko, według opowiedzenia Margrabi, dostatkiem. Pokazał stutkiem prosty ów z powierzchowności Kwakr, iż się znał doskonale na tem wszystkiem, co najwytworniejszy przemysł imaginować sobie może. Garderoba moja była wyborna; bielizny najprzedniejszej wielki dostatek; kredens roboty prostej, ale gustownej. Nawet w biórku, w skrzyneczkach, nie było takowej szufladki, żeby nie zawierała w sobie jakowej osobliwości. Oprócz tego w szufladce jednej znalazłem w pakiecikach porządnie ułożonych, kilka tysięcy czerwonych złotych. Nie zapomniał podróżnej biblioteki: ta nie mnogością, ale wyborem wielce była szacowna.
Bałem się, ażeby tak wspaniała darowizna nie była okazyą przykrości jakowej Gwilhelmowi, ale mnie upewnił kapitan wiadomy sytuacyi jego, iż Gwilhelm był jeden z najbogatszych kupców Pensylwanji, a jego dostatki były niezmierne. Wielu już on podupadłych wydźwignął z ostatniej toni; znajdował zaś w dobrym rządzie, i przystojnej oszczędności źródło niewyczerpane dobrze czynienia.
Charakter Francuzów jest towarzyski: pierwszy wstęp Margrabiego, oszczędził mi nudność oświadczeń, i ceremonij towarzyszących zwyczajnie poznaniu. Byłto człowiek młody, nie mający jeszcze lat trzydziestu, postać jego była kształtna, ułożenie miłe, twarz piękna; cała powierzchowność oznaczała człowieka dobrze urodzonego, grzecznego, znającego świat. Rzezkość, i dość obfita wymowa, stawiała mi go w oczach takim, jakich sobie zwyczajnie Francuzów figurujemy: grzecznego trzpiota, całe natężenie umysłu obracającego na fraszki, gardzącego istotnemi sentymentami przyjaźni, lub kochania; wyśmiewającego wszystko, wszystkich i wszędzie, napełnionego prewencyą dumy narodowej; zapatrującego się ze wzgardą na to wszystko, co za Renem, za morzem, lub górami Pirenejskiemi; statecznego w samem tylko dziwactwie, posłusznego samej tylko modzie, kochającego samego siebie.
Na tym więc fundamencie postanowiłem obchodzić się z Margrabią grzecznie, ale ostrożnie, bawić się miłem jego posiedzeniem, ale strzedz się podejścia. Jakoż pierwsze dni żeglugi naszej takem z nim przepędził, iż cała konwersacya nasza schodziła na fraszkach; nawet gdy postrzegałem, iż dyskurs zmierzał do rzeczy poważnych, a przeto potrzebujących uważnego rozmysłu, nie chcąc czynić przykrości Margrabiemu, nieznacznie zwracałem go do materyj potocznych.
Dnia jednego zgadało się o Nipuanach; nie byłem naówczas panem rozrzewnienia mojego. W obfitości serca, zacząłem wielbić ich przymioty, ich dobroć, ich obyczaje, a chcąc je tym lepiej wychwalić, w padłem w dość żywe porównanie z defektami naszemi. Nieznacznie takem się w dyskursie rozszerzył, iż każdy naród europejski dostał nie nazbyt pochlebnej definicyi; ludzie zaś w szczególności jeszcze gorzej traktowani zostali.
Słuchał cierpliwie nieszczędnej dyssertacyi Margrabia; i gdyśmy sie sami tylko zostali, z okazyi świeżego dyskursu, tak do mnie mówić począł. Nie będziesz Wmć Pan miał za złe, jeżeli cokolwiek powiem stosującego się do poprzedzających jego maxym, uwag i opisów. Nie przeczę, że naród Nipuanów jest tak doskonałym, jak tylko ludzka natura znieść może, lubo i tam znaleźli się tacy, których musiano ukamienować. Ale zdaje mi się, iż ich widok nadto Europeanów w oczach Wmć Pana upodlił.
Nie trzeba wyciągać po ludziach ostatniego stopnia doskonałości; bo takim sposobem nie znajdziemy żadnego, któregobyśmy uznali godnym naszego przywiązania. A że przyjaźń rodzić się zwykła z niejakiegoś między ludźmi podobieństwa, ten który samych tylko istotnie doskonałych szuka, odkrywać zda się zbyteczną miłość własną, przez którąsam się być doskonałym sądzi. Nie znajdziesz Wmć Pan Nipuanów w Europie; musisz jednak żyć z ludźmi; żyć, nie znając słodkich więzów przyjaźni, niepodobna. Musisz tedy szukać przyjaciela; nie zatrudniaj więc sobie szukania tego, nie czyń go już niepodobnem. Mniej doskonały niech tylko będzie celem troskliwości takowej, a będziesz szczęśliwym, bo znajdziesz przyjaciół.
Widziałeś naród dobry, rzetelny, sprawiedliwość kochający; że więc przyzwyczajonego do takowych widoków obraża to, na co teraz patrzać musisz, nie dziwuję się, bo wchodzę w wewnętrzną jego sytuacyą. Ale dla tejże samej przyczyny, biorę śmiałość przestrzedz, abyś się zbytecznie nie otwierał z tem, co myślisz; może to albowiem Wmć Panu w niejednej okoliczności zaszkodzić. Mało jest teraz takich ludzi na świecie, którzy dobrze myślą; mniej, którzy śmieją mówić, co myślą. A żalem, lubo dobroć serca nie każe lego taić, co się wśród nas dzieje, roztropność jednak częstokroć nie pozwala wyjawiać tego, co myślimy.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.