Mieszaniny literacko-artystyczne/XVIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Henryk Sienkiewicz
Tytuł Mieszaniny literacko-artystyczne
Podtytuł Część II
Pochodzenie Pisma Henryka Sienkiewicza
Tom XLVIII
Wydawca Redakcya Tygodnika Illustrowanego
Data wyd. 1902
Druk Ludwik Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XVIII.
«Numa Roumestan», powieść Alfonsa Daudet’a.

Po większej części »Mieszaniny« bywają sprawozdaniami z literatury naszej, czasem jednakże wypada nam odstąpić od tej zasady, gdy w zakresie beletrystyki zagranicznej pojawia się książka, zwracająca na siebie powszechną uwagę. Takim głośnym utworem ostatnich czasów jest »Numa Roumestan« Alfonsa Daudet’a. Powieść ta wzbudziła bardzo żywe zajęcie we Francyi a obecnie, skoro nadeszła, jako odbitka ilustracyi francuskiej, do Warszawy, budzi je i u nas. Niektóre dzienniki nasze wypowiedziały już o niej swoje zdanie, na które jednak trudno się w całości zgodzić. Powszechnie uważają, że »Numa Roumestan« nie dorównywa wartością poprzednim utworom Daudet’a, a mianowicie »Nababowi«. Wedle naszego rozumowania należy odróżnić tu dwie rzeczy, a mianowicie: artystyczną i moralną stronę utworu. Pod względem sposobu wykonania, pod względem kolorytu i rysunku, »Numa« stoi wyżej od »Nababa« i, kto wie, czy nie jest najbardziej skończonem dziełem Daudet’a. Talent autora dojrzał w całem znaczeniu tego wyrazu, stał się bardziej przedmiotowym i spokojniejszym. Porywy zastąpiła w nim spokojna siła i panowanie nad sobą. Niemasz już w jego twórczości chwil świetniejszych i słabszych: stał się równym, harmonijnym i doszedł do możliwej doskonałości. W dawniejszych jego utworach bywało może więcej natchnienia — w dzisiejszych jest maximum estetycznego ładu. Powieść »Numa« zbudowana jest bez zarzutu. Wszystko się w niej schodzi, łączy, wszystko jest naprzód obmyślane. Pióro nie porywa już autora — ale raczej on to panuje absolutnie nad tem, co pisze. Nie szuka przytem swojej formy, jak to bywało w »Dżaku« — już ją ma, taką właśnie, jaka jest najodpowiedniejsza i jedynie właściwa — już posiada zupełną świadomość swej twórczości — ujmuje w karby natchnienie i, tworząc, ma poczucie, że tak, jak jest, — dobrze jest i inaczej być nie może. Tę doskonałość formy ciągle wzrastającą znać już było i w »Les rois en exil« — »Numa« zaś jest ostatnim jej wyrazem. Ta doskonałość metody, ta wprawa techniczna mogłaby nawet być wadą, gdyby była sztuczną; ale tak nie jest. Metoda daudetowska jest tak doskonałą, że jej nie widać i właśnie wydaje się największą prostotą, naturalnością i konsekwencyą. Obraz można przemodelować, a powieść przepisać i być może, że Daudet nie uniknie tego w najbliższej przyszłości, ale dziś tak nie jest. Jeszcze poezya siedzi w duszy, a forma nie wygląda jak bardzo piękna, ale pusta rama, w której nie ma obrazu i żywych istot. Owszem — obrazy idą za obrazami. Ludzie w nich niezdrowi, na nieszczęście może właśnie tacy, jacy są w dzisiejszej Francyi, ale żywi, malowani przednio, chwytani subtelnie we wszystkich odcieniach dzisiejszych bardzo złożonych dusz i umysłów, a natura, jak zwykle u Daudet’a, odbita mistrzowsko. Jest to nawet pewną ucieczką dla czytelników i zrównoważeniem smutnych wrażeń książki, że ponad tymi ludźmi smutnymi, lichymi, mogącymi zatruć czytelnika pesymizmem, świeci takie piękne niebo, pogodne, ogromne, że duszną atmosferę ludzką przewiewa »mistral« a nocą świecą gwiazdy. W tych obrazach leży coś wielkiego i kojącego. Znużenie wywołane małością i lichotą stosunków ludzkich, ustaje wobec wielkości natury. Jej wieczystość przeciwstawia się w sposób prawdziwie estetyczny nietrwałości i zmienności usiłowań człowieka. Czytelnik dostrzega z zadowoleniem, że autor widzi małość, ale sam jest od niej większym, że nie zanurzył się z głową w wir ludzki, że nie sądzi go od środka, ale umie się nad niego wzbić wysoko i na tych wysokościach mówi z wiedzą o tem co robi: vanitas vanitatum! Pod względem poczucia natury Daudet stoi wyżej nie tylko od chłystków naturalizmu ale i od prawdziwie utalentowanego Zoli. Zola widzi przedewszystkiem materyalną, grubą i jaskrawą stronę natury — Daudet czuje jej duszę. »Numa« rozpoczyna się od igrzysk ludowych w dawnym rzymskim cyrku. Masy ludzi ustawiły się na szarych kamieniach cyrkowych, wesołe, szumne; nad nimi świeci południowe słońce i powiewa wiatr. Od murów kładą się długie cienie na arenę, świecącą żółtym piaskiem. Wszędzie pełno ruchu, życia, wesołości, światła, powietrza, błękitu. Pisarz staje się znakomitym malarzem. Już pierwszy ten obraz tak jest piękny, tak dokładny, że żałujemy, iż brak miejsca nie pozwala podać nam całych ustępów w tłómaczeniu. A oprócz tego w tych szczegółach jest jakaś synteza ludzi i natury. Wszystko tam zlewa się w jedność, w jakiś związek nieba, ziemi, słońca i ludzi, w jakąś prawdziwie południową duszę. Ten związek, to poczucie całości wynosi z opisów każdy czytelnik, wrażenie zaś to — jest tajemnicą twórczości autora. Podobnych obrazów w całej powieści jest mnóstwo. Dawno nie zdarzyło nam się czytać książki tak pełnej kolorytu, czyniącej tak wyraźne wrażenie malarstwa. Tej to wyższości »Numy« nad innymi utworami Daudet’a nie podnieśli dosyć sprawozdawcy. Kto był na południu Francyi, ten przypomni ją sobie z największą siłą i dokładnością. Czytając, jak ten człowiek pisze i opisuje, co chwila chce się wykrzyknąć: oto artysta! A tak to wszystko idzie spokojnie, równo, łatwo — z czego i wniosek łatwy, że tak pisać, tak uplastyczniać, tak malować i rzeźbić może tylko talent, który nie tylko, że się w wyrobieniu artystycznem nie cofa, ale przeciwnie dochodzi do najwyższej siły i dojrzałości. W obrobieniu postaci ludzkich równe jest wszędzie mistrzowstwo. Kto się raz w życiu dotknął pióra, ten zrozumie łatwo, jak trudno jest wprowadzać i utrzymywać w odpowiednim tonie podobne postaci jak daudetowskie. Wyrazistość ich nie polega bynajmniej na jakiejś gwałtownej akcyi, któraby mogła porwać za sobą czytelnika. Są to nawpół charaktery i nawpół temperamenty, które trzeba uwidomiać i udowodniać tysiącami spostrzeżeń. Co słowo, to musi być rys charakterystyczny, to musi być dopełnienie rysunku — inaczej, przy braku wyrazistej akcyi, dana postać zblednie i trudno będzie odgadnąć, czego autor chciał i kogo zamierzał przedstawić.
Ludzie Daudet’a są to figury przeważnie ujemne, ale bynajmniej nie czarne charaktery w znaczeniu zwykłem. Nic łatwiejszego, jak stworzyć czarny charakter: dość na to, na wzór dawnych romantyków, dać komuś rozczochraną brodę, kazać mu dybać na czyjąś niewinność, na czyjeś życie i — sprawa skończona. Ale dzisiejsza powieść już o sto mil od takiej metody. Skutki działalności ludzi takiego Daudet’a są nieraz równie opłakane, jak czyny dawnych czarnych charakterów romantycznych, człowiek jednak bywa bardzo złożony. Nie ma on jednej strony charakteru, ale tysiączne, które należy znaleźć, podpatrzeć, uwidomić, opisać, dopełniając daną fizyonomię moralną wpływami zewnętrznymi, stosunkami społecznymi, ogólnym nastrojem moralności i mnóstwem przyczyn nader zawikłanych. Jakie tedy trudności musi autor przezwyciężyć, jak być czujnym, głębokim i dostrzegawczym, by z tych wszystkich różnorodnych składników utworzyć jednak taką postać, by z niej czytelnik mógł sobie zdać sprawę, jako z całości, by ta masa dobrych i złych instynktów miała jednak swoją odrębną indywidualną fizyonomią. Rysunek musi być nader subtelnym i nader silnym zarazem. Pod tym względem Daudet nie ma sobie równego w dzisiejszem powieściopisarstwie francuskiem. Kto naprzykład jest jego Numa. Wielki i znakomity minister, przywódca stronnictwa — filar, na którym wspiera się silna budowa społeczna. To jedna strona. Był nieznanym adwokatem — został wielkim człowiekiem. Jest w nim jednak coś — koniecznie jest coś — mówi sobie czytelnik. Tak jest, objaśnia autor — jest południowiec — jest pęcherz wydęty obietnicami, jest blagier, który upaja się własnemi słowami — jest mówca, który w zamku Bayarda pisze sławną odezwę legitymistyczną, w której za wzór stawia rycerza bez plamy i bojaźni, a jednocześnie w tymże samym zamku uwodzi aktorkę, zresztą pozwalającą się uwodzić każdemu kto zechce. Jest to wielki człowiek na mównicy; mały w domu. Opinia go uwielbia, żona, która go zna lepiej, nim pogardza. I nie tylko jego zasadami, życiem, charakterem, ale i głową. Kto ma tedy racyę? Wszyscy. Numa jest wielkim i małym, głupim i mądrym, złym i dobrym, kłamcą i człowiekiem zasad — gaskończykiem i człowiekiem prawdy. Jest minusem względem jakiejś wyższej bezwzględnej sprawiedliwości, względem ideału, w który patrzy powieściopisarz, a plusem względem stosunków społecznych, które tak są liche, podłe, pełne kłamstwa, frazesu i hipokryzyi i mierności, że Numa jest naprawdę plusem. Numa ma tylko temperament — jako charakter jest nic nie wart, ale charakter społeczności jest jeszcze mniej wart — więc Numa musi wypłynąć. Ma on na zawołanie rzutkość i frazes. Czem jest ten frazes? — hipokryzyą — a hipokryzya hołdem, który podłość i zbrodnia składa cnocie. Numa składa go wymowniej i energiczniej niż inni — więc staje na czele. Wszyscy się tam chcą oszukać. Dlaczego? bo jednak życie musi się toczyć, trzeba coś mieć, czemś żyć — jeśli nie ideą, to jej strzępem — jeśli nie istotą rzeczy, to jej pozorem. Czy tak jest naprawdę? — czy taką jest Francya? Nie o to chodzi. To ich rzecz. Nam idzie o co innego, a mianowicie o ukazanie, jak autor z tych wszystkich przeciwieństw, umiał stworzyć człowieka, który jednak tworzy całość i jest zgodnym ze sobą. Numę się zna, widzi — odgaduje się, co on powie, jak postąpi. Autor przezwyciężył wszelkie trudności i umiał mocą swego talentu stworzyć człowieka z wyborną indywidualną twarzą. Czytelnik nie potrafi go nawet nienawidzić, bo go tak zawsze i wszędzie zgaduje, że sprawia mu to zadowolenie. Jest to wyborna postać — wyborny przykład harmonii, stworzonej z dysonansów. Powieść w całości może się niepodobać i są po temu przyczyny słuszne, ale powieściopisarzowi nie podobna zarzucić, że talent jego się cofa. Owszem — kwitnie i jeśli nie rozwija się, to dlatego, że się już rozwinął i trwa w rozwoju. Razi nas w nim co innego, to jest jego nastrój moralny, jego pesymizm, który w »Numie Roumestan« doszedł także do swego maximum. Jausoulet jest poczciwym człowiekiem, którego się lubi, de Géry, pan Joyeuse, śliczna bonne maman i cała rodzina Joyeuse’ów — to są postaci, z któremi czytelnik zrasta się sercem i dla których nie może oderwać się od Nababa. Światła równoważą tu cienie, a przynajmniej wyglądają jak plamy słoneczne, przedzierające się przez posępną gęstwinę liści — w Numie niema żadnych świateł. Tylko żona Numy jest kobietą uczciwą, ale kobietą, która nie umie przebaczać, nie ma dobrego serca, ani ciepła, ani serdeczności. Siostra jej, Hortensya, która kocha się w prostym i głupim chłopie, ma być postacią poetyczną, a jest niesmaczną. Przedstawia ona dziewicę z rozwiniętą nad miarę imaginacyą, ale taka miłość to histerya, nie imaginacya. Jest to postać chora. Zresztą ani żywego poczciwego ducha. Hipokryzya, fałsz, mierność, występek, frazes — oto świat. Może być dwojaki pesymizm. Dusza szlachetna, żywo czująca, która na widok złego wpada w rozpacz i targa się i gorzknieje i szydzi właśnie dlatego, że w jej głębi leży pragnienie dobra, piękności światła, to objaw szlachetnego pesymizmu, który jeśli padnie na poetę — to poeta mówi jak Słowacki. Ale jest i drugi pesymizm, który widzi jasno zło i podłość, ale godzi się na ich konieczność i gotów wreszcie zrobić z nimi prymirenie — bo jednakże trzeba żyć. Daudet ma olimpijską pogodę w swoim pesymizmie, której dawniej, np. w »Dżaku«, nie miał jeszcze. Spokojnie i wesoło ukazuje on na zło — stwierdza je — i koniec! Ideał tam gdzieś w transcendentalnych sferach może i świeci blado — ale w praktyce życiowej nie ma on znaczenia. Życie właśnie jest takie i musi być takie, jak w »Roumestanie«. Fałsz, hipokryza, rozpusta, frazes — to konieczności. I nic więcej? — I nic więcej… Niema czem odetchnąć — jeden tylko mistral zwiewa miazmaty — a zresztą każdy bożek ludzki widziany z blizka, to bałwan dość plugawy, który jeśli ma duszę, to w niej próchno… Czytelnik męczy się, ziębnie i wreszcie mimowoli z goryczą pyta, czy tego próchna niema także i w duszy autora.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Sienkiewicz.