Przejdź do zawartości

Marzenie poranne

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki


Dziwny sen Marzenie poranne • Adam Asnyk Niezręczny
Dziwny sen Marzenie poranne
Adam Asnyk
Niezręczny
ze zbioru Poezye T. 3

Siedziała w ogrodzie w pół świetle, w pół cieniu,
Przy blasku wschodzącej jutrzenki,
Wśród ciszy porannej oddana marzeniu,
Słuchając słowika piosenki.

Marzyła o szczęściu, miłości — tak trocha...
Bo o czemże możnaby innem?
Wszak każda dziewczyna, choć jeszcze nie kocha,
Marzeniem się bawi niewinnem.

Tęsknota, niepokój i dziwne żądania
Nieznanych a słodkich upojeń
Budziły w jej sercu odblaskiem świtania
Girlandy tęczowych urojeń;

I piła skwapliwie te wonie, te fale
Powietrza, co pierś jej wznosiły.
I mocniej błyszczały jej ustek korale
I żywiej się oczy paliły.


Patrzyła na kwiaty, co, jasne, z uśmiechem
Skłaniały kielichy miłośnie
I, dzieląc się wonnym rozkoszy oddechem,
Szeptały o szczęściu i wiośnie.

Widziała konwalię dziewiczą jak drżała,
Łzy lejąc z drobnego kielicha,
W objęciach wietrzyka, a choć tak nieśmiała,
Jednakże coś pragnie i wzdycha.

A dalej narcyzy, tak piękne, urocze...
Że muszą samotne pozostać,
Więc główki zwiesiły nad wody przeźrocze,
Ścigając odbitą w niej postać.

Tam znowu fiołki kryjące się w trawie...
Tak dobrze tej cichej rodzinie!
Nie myśli o próżnej wielkości i sławie,
Lecz żyje dla siebie jedynie.

Tak marząc o kwiatach i tonąc w marzeniach,
Oparła na ręku swą głowę
I chmurki śledziła, w słonecznych promieniach
To srebrne, to znowu różowe.

Wtem widzi zdziwiona, że z słońca promieni
W jej oczach gmach staje złocisty,
Z kopułą szafirów, z ścianami z zieleni,
A cały jak kryształ przejrzysty.


Kolumny — to palmy splecione w arkady
Przez liany i bluszcze wiszące;
Schodami — srebrzyste ściekają kaskady,
Posadzką — mozajki kwitnące.

I widzi strwożona jak kwiatów kielichy
Ludzkiemi ją mierzą oczami,
I widzi rój sylfów skrzydlaty i cichy —
Jak igra w powietrzu z tęczami.

A jeden z narcyzów, rosami wilgotny,
W pięknego młodzieńca się zmienia;
Lecz skrzydeł nie dostał i usiadł samotny
Nad brzegiem srebrnego strumienia.

I widzi wzruszona, jak wiatrom się skarży,
Że nie ma na świecie nikogo...
I słyszy westchnienia, i w myślach się waży —
A tak jej smutno i błogo!

Nad litość nic niema na ziemi świętszego!
Więc litość skłoniła dziewczynę,
Że wstała powoli i poszła do niego
Zapytać o smutku przyczynę.

Słyszała jak przez sen wyrazy namiętne,
Co śpiewnem pieściły ją echem,
I oczy widziała tak piękne a smętne,
Że odejść byłoby, ach! grzechem


Słyszała jak mówił: „Ty jesteś wybraną,
„By nowe ukazać mi życie,
„I duszę na wieczną tęsknotę skazaną
„W niebiańskim pogrążyć zachwycie.

„Ty jedna, ach, możesz, na ziemi ty jedna!
„Otworzyć mi nieba podwoje:
„Twa miłość nam władzę cudowną wyjedna —
„I skrzydła dostaniem oboje.”

To wszystko słyszała jak w sennem marzeniu...
Uciec i zostać-by chciała;
Aż wreszcie uległa słodkiemu wzruszeniu
I rękę nieśmiało podała.

Podała — i nagle spostrzegła z podziwem,
Że lecą oboje dłoń w dłoni,
Złączeni swych skrzydeł tęczowem ogniwem
W obłoku jasności i woni.

A wszystko się przed nią roztapia w blask słońca,
Pierś samą oddycha rozkoszą:
Kraina cudowna, bez końca — bez końca,
A skrzydła ją w górę unoszą...

I płyną wciąż razem w błękitne etery,
Po szlakach przestrzeni gwiaździstych;
A pieśni — nadziemskie śpiewają im sfery
O ducha pragnieniach wieczystych.


Więc czuje, że serce wyrywa się z łona,
Że nadmiar uczucia pierś tłoczy;
Wśród jasnych błękitów, gwiazd złotych stęskniona —
Na niego podniosła swe oczy.

I wzrokiem spoczęła w młodzieńca spojrzeniu,
Co ognia płynęło falami.
I w sennej ekstazy bezbrzeżnem pragnieniu
Ust jego dotknęła ustami.

Wtem wszystko przepada... i widzi — o, dziwy —
Świat jasnych urojeń znikniony!
I siebie zmienioną w krzak brzydkiej pokrzywy —
A młodzian stał w oset zmieniony.

W rozpaczy i wstydzie chce płakać — nie zdoła;
Cóż będzie nieszczęsna robiła?
Wtem słyszy z radością, że matka ją woła —
I nagle się ze snu zbudziła

I poszła zapytać do matki: co znaczy
Sen dziwny o takiej przygodzie?
A matka z uśmiechem swej córce tłómaczy,
Że marzyć nie trzeba w ogrodzie.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Adam Asnyk.