Margrabina Castella/Część czwarta/XXIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Margrabina Castella
Podtytuł Powieść
Wydawca Piotr Noskowski
Data wyd. 1888
Druk Piotr Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La Marquise Castella
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXIII.
List i lokacya.

We dwie godziny po wizycie Raymonda, posłaniec przyniósł list zaadresowany do pani Castella.
Joanna spiesznie rozerwała pieczątkę.
List zawierał kilka wierszy następujących:

„Pani margrabino!...

„Uczucie jakie pani wzbudziłaś we mnie, głęboko zakorzeniło się w serce, więc radbym też koniecznie ocalić panią.
„Po raz ostatni zatem wyciągam rękę z pomocą, wyciągam ją w chwili, w której masz pani runąć w przepaść bezdenną.
„Zastanów się pani dobrze, dopóki czas jeszcze na to.
„Pozostawiam pani ośm dni do decyzyi.
„Jeżeli pani przejrzysz na oczy — jeżeli pani zgodzisz się na najpiękniejszą egzystencyę, o jakiej marzyć może kobieta chciwa władzy i bogactw, napisz pani jedno tylko słowo: Przybywaj!
„Za dwie godziny będę u ciebie.
„Od jutra, i tak przez dni ośm, posłaniec nr. 15 — stać będzie codzień o 1-ej naprzeciw bramy hotelu Wilson.
„Oddaj mu pani sama odpowiedź, jeżeli będziesz pani miała szczęśliwe natchnienie mi odpowiedzieć...
„Podpisywać się nie uznałem za potrzebne, a jeżeli pani zapytywać będziesz posłańca, kto go wysłał, nic się od niego nie dowiesz, bo jest niemym...”
Joanna bardzo źle spała w nocy. Obawiała się i była bardziej zaniepokojoną, niżeli chciała to przyznać.
Nie myślała wcale o przyjęciu propozycyj Prometeusza paryzkiego, nie przypuszczała żadnej prawie zemsty ale nienawiść Raymonda przychodziła jej ciągle do głowy i czuła sie jakąś nieswoją.
Najdziwaczniejsze projekta przesuwały się w jej gorączkowej wyobraźni...
To decydowała się na wyznaczenie schadzki Raymondowi i uderzenia go sztyletem w serce, gdy jej się odda z całem zaufaniem, to proponowała sobie zadenuncyować go przed sprawiedliwością i z bezczelną pewnością siebie, wyprzeć się stosunków jakie ją z nim łączyły... to znów myślała o opuszczeniu Francyi i wyniesieniu się gdzie daleko, aby tam używać swoich bogactw i uniknąć szykany Raymonda...
Nad ranem zasnęła, a sen ten pokrzepił jej duszę i ciało...
Po przebudzeniu czuła się spokojną, silną prawie.
Wszelkie obawy zniknęły wśród cieniów nocy...
Skoro tylko skończyła swoję toaletę, posłała po Raula, ażeby przybył jaknajspieszniej...
Pan de Credencé nie dał czekać na siebie.
Margrabina opowiedziała mu z najmniejszemi szczegółami wszystko co wczoraj zaszło...
Pokazała list Raymonda i zapytała co hrabia o tem myśli?
Raul wzruszył ramionami i odpowiedział wzgardliwie:
— Doprawdy kochana Joanno, że ów Prometeusz paryzki, dziwnie maleje w moich oczach... Spostrzegam żem zanadto przecenił jego wartość...
Nie posiada żadnej broni przeciwko tobie, to jasne jak dzień, chce cię tylko zastraszyć pogróżkami i te nawet bardzo niezręczne...
Mojem zdaniem... Raymonda nie potrzebujesz obawiać się wcale... bo jest zupełnie bezsilnym... Niech sobie gada co chce... ty nie nie zważaj na to... nie odpowiadaj na ten list i nie turbuj się bez potrzeby... Wiesz że jestem twoim przyjacielem — posiadam trochę rozsądku i powtarzam ci: — śpij spokojnie.
Słowa Raula sprawiły najlepsze na Joannie wrażenie, zapomniała też prawie o Raymondzie.
— Właśnie wybierałem się do ciebie, kiedyś do mnie przysłała — odezwał się pan de Credencé bo miałem dla ciebie dobrą bardzo nowinę...
— Dobrą nowinę? — powtórzyła Joanna, — a mówże prędko... mój drogi!... bo jestem bardzo ciekawą.
— Zaraz, tylko odpowiedz mi pierw na jedno moje pytanie.
— Jakie?...
— Czy szukałaś wczoraj mieszkania?...
— Tak.
— I znalazłaś coś stosownego nareszcie?
— Niestety nie znalazłam! — widocznie jest bardzo trudno o lokal w Paryżu, gdy się posiada tylko sto tysięcy liwrów renty i nie chce za bardzo szastać tej sumy.
— Jeżeli tak kochana Joanno, — to ja byłem szczęśliwszym od ciebie...
— Znalazłeś? — spytała żywo margrabina.
— Tak sądzę przynajmniej.
— Gdzie?
— W części miasta najdystyngowańszej... na ulicy Chaussée d’Antin... nie idzie ci chyba tak bardzo o przedmieście Saint-German.
— Zupełnie nie!... ulica Chaussée d’Antin, podoba mi się wielce... No więc jakież to mieszkanie?
— Jest to duży pawilon; pomiędzy podwórzem a ogrodem, w głębi ogromnego i prześlicznego pałacu... Będziesz tam zupełnie jakby w swoim domu oddzielnym.
— O to najbardziej mi chodziło...
— Pawilon ten, o jakim mówię, jest to istny pałacyk w miniaturze... Parter, pierwsze piętro i mansardy... Na parterze trzy salony, z drzwiami wychodzącemi na ogród, zacieniony wspaniałemi drzewami i krzewami... Na pierwszem piętrze twój apartament, złożony z prześlicznych ośmiu czy dziewięciu pokoi, w mansardach pomieszczenia dla dwunastu osób służby, nakoniec stajnia na pięć koni i remiza na trzy powozy...
— Cudownie!... — zawołała młoda kobieta, — obawiam się tylko, czy to nie zanadto wszystko ładne...
— Dla czego?... — zapytał Raul.
— Bo komorne musi być w takim razie bardzo drogie...
— Właśnie że nie.
— Ileż żądają?..
— Dziesięć tysięcy franków.
Joanna klasnęła w rączki.
— Niepodobna!... — wykrzyknęła — toż to za bezcen prawie.
— I ja jestem tego zdania... okazya tak rzadka, iż doprawdy radzą ci nie namyślać się wcale.
— Ty hrabio jesteś Opatrznością moją doprawdy!... za tyle usług nigdy ci się wywdzięczyć nie potrafię.
— Co znowu za szaleństwo? — odrzekł hrabia ze śmiechem.
— Czy twój powóz czeka na dole? zapytała margrabina.
— Tak jest, piękna pani.
— To biorę kapelusz, zarzucam szal na ramiona i jedziemy zobaczyć Eden, któryś wynalazł.
— Jestem na rozkazy Joanno.
W godzinę po tej rozmowie, margrabina przebiegła od piwnic do strychu pawilon przy ulicy Chaussée d’Antin i tak się nim zachwyciła, że poszła zaraz do właściciela, aby podpisać kontrakt na lat dziesięć.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.