Listy z ustronia/I

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor B. Bolesławita
Tytuł Listy z ustronia
Pochodzenie Sobótka: tygodnik belletrystyczny illustrowany, rok 3

nr 2, str. 23–24

Wydawca Księgarnia M. Leitgebra
Data wyd. 7 stycznia 1871
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Być kronikarzem chwili obecnéj jest jedném z tych zadań, które nieboszczyk Twardowski mógł djabłu dać do rozwiązania i byłby go zakłopotał... Kronikarz nieustannie prawie z piasku bicz musi kręcić... bo u nas wszystko na piasek suchy rozsypane i nic trudniejszego jak nasze sprawy, naszego życia prochy i pruszynki w jakąś ująć całość, choćby tak subtelną jak owe w przysłowiu biczysko.
Jedno się drugiego nie trzyma... rozlatują czyny, myśli i uczucia... Nigdy może żaden naród w niedoli, niewoli i cierpieniu tak rozproszonym nie był, tak się sam dobrowolnie nie rozpyłkował na odrobiny... Przenajzacniejsza Wielkopolska krzywém nieco okiem pogląda na Prusy Zachodnie, które jéj to spojrzenie z ironicznym dodatkiem płacą, Kraków niechce znać Lwowa, a Lwów Krakowa nie lubi, Wielkopolska i Galicya łączą się we wspólnym wstręcie ku emigracyi, Warszawa radaby może kochać wszystkich, ale jéj się do nikogo zbliżyć nie wolno. Któż wie? i to szczęściem jest może. Zszedłszy w głębiny niezgruntowane społeczeństwa naszego — istna wieża Babel. Odkładając na stronę owe germanizmy, o których uczenie pisze Dr. Skobel, i rusycyzmy o których nikt nie wspomina nic, bo — nielźia — mówiąc nawet jednym językiem zrozumieć się nam trudno. Tamtych wyniańczyła szkoła ksks. Jezuitów, owych bezkonfesyonalne szkoły, jednego katechizm Belarmina, drugiego filozofia niemiecka, trzeciego — (co najgorzéj) — nikt nie kształcił... Jeden pił ze zdrojów Sekwany, drugi z Newy, trzeci ze Sprei, czwarty z Pełtwi... lub z Tybru...
Chaos w pojęciach, w przekonaniach, w zasadach... Wieża Babel. Sympatye nasze zwracają się na północ, południe, wschód, zachód a jak najmniéj ku sobie. To co stoi górą niecierpi tego co na dole, co na dole nienawidzi tego co w górze, środek może chciałby być na wierzchu.. a wierzch wolałby być sam jeden i żeby mu nikt nie przeszkadzał.
Dawniéj jakoś były miejsca, idee, ludzie, uczucia, do których jak do ognisk zbiegały się ze stron przeciwnych szczątki rozproszone i choć chwilowo bratały — dziś... hasła niema ani wspólnego nic... poszliśmy sobie samopas... Nic dziwnego że błądzimy i żeśmy słabi... Znajdziecie Polaka w każdym obozie, w każdym kraju, we wszystkich wojskach, pod wszelakimi sztandarami — począwszy od najwyższych krzeseł Senatu w Petersburgu, do najlichszych posad w Konstantynopolu i N. Yorku, natraficie wszędzie na nieszczęśliwych rozbitków z woreczkiem ziemi polskiéj na piersiach, lub bez niéj nawet... najemnikami u obcych z musu lub dobréj woli. Poszukawszy natrafilibyśmy na Polaków w Chinach i Japonii. Wojska rosyjskie, pruskie, austryackie, tureckie, pełne są braci naszéj... tam przy szpitalu doktorem, ówdzie przy kolei maszynistą, nauczycielem szkółki, współpracownikiem miernika, zamiataczem ulic i sekretarzem ministra... znaleść możecie Polaka. Mowa polska dobywa mu się nagle z ust, gdy ją usłyszy przy sobie, łza rosi oko, ściskają się dłonie zetknąwszy na chwilę i — daléj każdy w swą drogę.
Od wieków wielu nie było podobnego tułactwa i rozproszenia na ziemi. Kto mu winien, my czy oni? Odpowiedzcie wy — ja zamilczę. Taki los łzy wycisnąć może z najostyglejszéj powieki. A gdybyśmy weszli w głąb tych dramatów nieznanych, które wygnanie za sobą zostawiło, w sobie ciśnie, przed sobą ma zgotowane — łez by na opłakanie téj doli nie stało...
W wigilią Bożego Narodzenia, w godzinie gwiazdy, gdy na polskiéj ziemi łamią się opłatkiem rodziny, bracia, obcy, wszyscy... czyście pomyśleli, że jak szeroki świat, gdzie był Polak to mu się łza zakręciła na wspomnienie owéj wieczerzy żłobka nazareńskiego? Żaden naród nie zachował ani tego obyczaju łamania się chlebem żywota i braterstwa w Chrystusie, ani dzielenia symbolicznem jajkiem Wielkiéj Nocy, które taż sama myśl braterstwa natchnęła.
A dziś gdzież w tym narodzie bracia? gdzie braterstwo? Jedyną spójnią co nas wiąże to chyba cierpienie — wszystkim nam rozdzielone równo... boć od najmniejszego do największego dostało się każdemu.
Darujcie mi, żem tak smutnie jakoś mimowoli Kronikę rozpoczął, ale gdzież znaleść czém by się można pocieszyć? Szukam i dojrzeć nie mogę. — Tam ku północy głuche milczenie pod gniotem reform moskiewskich, w Galicyi wrzawa co robić — a nic się nie robi, nasza Wielkopolska drzémie, modli się przebudziwszy i kłóci.. wszystkie oczy wpatrzone w wielką łunę na zachodzie.. kropli wesela wycisnąć z tego trudno...
Przecież „Polska nie zginęła“ a tu i owdzie na polu pług chodzi i sierp chodzi i ziarno się sieje i chwast wyplenia. Język nasz brzmi na szerokiéj przestrzeni, przeto zepsuć się nie daje — kiedy niekiedy myśl polska strzeli księgą, pieśń poleje się strumieniem — i imię czcią jak purpurą strojne przypomni przeszłość szczęśliwszą. Jest źle, ale by gorzéj być mogło... Żyjemy jeszcze, a kto życie ma, nadzieję mieć powinien... Na taką dobę jak dzisiejsza — która w dzielniejszych i szczęśliwszych życie jak dech zatamowała, jeszcze my nie jesteśmy ostatni... Cała działalność nasza skupiona około pracy wewnętrznéj, stosunkowo dozwala się nam pochlubić żeśmy rąk nie opuścili. — Gdzie nigdy nie było życia narodowego, tam ono jakby z letargu się budzi; gdzie je stłumiono i zgnieciono, odrasta trawką po cichu... Żyjemy... ażeby ocenić to życie dosyć je porównać ze symptomami innych ludów Europy, więcéj może niż my przygniecionych Kataklyzmem... Literatura w Niemczech ogranicza się prawie do pieśni obozowych i liryki zwycięzkiéj, wcale nie szczególnéj; w Anglii ledwie się mięsi chleb powszedni... my i parę zbiorów poezyi i kilka ksiąg historycznych i jedno filozoficzne dzieło oryginalne i dużo wielce oryginalnych otrąb literackich wykazać możemy... Dziennikarstwo wprawdzie nie wiele się od nowego roku zbogaci — ale też nie zubożeje nad miarę.
Sztuka wreszcie bardzo żywotnemi objawy poświadcza, iż w życiu naszem zajęła właściwe stanowisko. — Wystawa Warszawska i Krakowska są tego najlepszym dowodem; Lwowska w Marca mająca się otworzyć, obiecuje być także choć w okazy obfitą. Pism ilustrowanych polskich dalibyśmy aż blisko dziesiątka, a niektóre z nich śmiało z zagranicznemi iść mogą w zawody. Teatra nasze nie próżnują, odczytów mamy dosyć w stosunku do słuchaczów — nie godzi się więc skarżyć bardzo... Mógłbym wprawdzie odwrotną stronę medalu pokazać, poczynając od pajęczyną okrytych półek księgarzy... ale na dziś — wolę zamilczeć. — Zacznijmy rok nowy od nadziei i otuchy.. od starego Kazimierzowskich dwuzłotówek godła: Deus providebit; krzątajmy się, pracujmy i wierzmy, że praca nigdy nie jest bezowocowną, nigdy daremną. Wywdzięczy się ona choćby tém, że pracownika uzacni i podniesie.
Wspomnieliśmy dziennikarstwo nasze, słuszna jest obliczyć jego straty. Zapowiedzianych pism nowych bardzo mało, z dawniejszych wychodzić przestaje Dziennik literacki we Lwowie (los ten przewidzieć było łatwo), zawiesza wydawanie ten poczciwy i pożyteczny Rękodzielnik. Natomiast w Warszawie humorystyczna wylatuje Mucha, we Lwowie Unia, zmienia się na codzienną, Krakowski Włościanin, wychodzić ma co tydzień, na Szlązku w Katowicach, powstaje ludowe pismo: Prawda... Co się dzieje w Poznaniu wy sami lepiéj wiedzieć będziecie, nas tu zapewniają, iż nowy Dziennik polityczny ma się narodzić z wielkiego gniewu na stary, który pono szatą się nową przyoblecze. Dzienników nie mamy za wiele, gniewać się więc nie będziemy, gdy choć najprzeciwniejszych nam przekonań, powstanie nowe pismo. Każde z nich wyrabia sobie koło czytelników z tych żywiołów, które wprzódy nic czytać nie potrzebowały, zyskujemy więc zawsze na rozszerzeniu kręgu żyjących duchowo braci. W Warszawie niegdyś jeden polityczny dziennik miał około trzech tysięcy abonentów, a gdy drugi powstawał, truchlał o nich ze strachu; — stało się wszakże, iż on przy swych trzech pozostał, a drugi się ośmiu niemal dorobił. Jest to może jedynem błogosławieństwem teraźniejszéj wojny, iż znacznie się przyczyniła do pomnożenia liczby czytelników, z których i późniéj część jakaś wierną nawyknieniu pozostanie, à quelque chose malheur est bon... czyli, nie ma tego złego coby na dobre nie wyszło.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.