Przejdź do zawartości

Listy (Kraszewski, Ognisko Domowe)/IV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Listy
Pochodzenie Ognisko Domowe rok 1876, nry 1, 7, 8, 12, 20, 21
Wydawca Jan Noskowski
Data wyd. 1876
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Jeszcze o ciężkich czasach... i o troskach powszednich. — Potrzeby i zbytki. — Dwaj podróżni, Niemiec w Grecyi, Francuz na Syberyi, uderzeni myślą jedną. — Jadło i stroje. — Piękno a prostota. — P. v. Löher i jego wędrówka po Grecyi. — Niemiecki charakter wędrowca. — Niemcy i Francuzi na wschodzie. — Podróżni o kobietach, a szczególniej o Greczynkach. — Podróż p. Meignan, dzieła o Rossyi. — P. Rambaud «la Russie épique.» — Dzieło Dr. Celestin. — Wspomnienia o polskiej literaturze w Niemczech. — Wiek XIX. — Cześć dla sztuki. — Nowa galerya narodowa w Berlinie. — Zawarte w niej dzieła. — Gebhardt’a «Wieczerza Pańska». — Wrażenie jakie ona czyni. — Przyswojone Germanii dzieci. — Sale i ich ozdoby. — Teatr historyczny: Hans Sachs, — Ayrer, — Prehauser i t. p. — Muzyka XX wieku. — Muzykalne ustępy i ich wybór. — Jakby u nas złożyć wieczór historyczny w teatrze??...

W ciężkich żyjemy czasach. Wprawdzie narzekania na nie zawsze się prawie słyszeć dawały i nigdy człowiek ze swojego bytu ziemskiego rad nie był, — życie z natury swej walką jest i cierpieniem — ale są chwile dla ludzi i spółeczeństw trudniejsze do przebycia. Takiemi chwilami są doby, gdy nowemi wpływy do nowego rozwoju sił pobudzona ludzkość, jak rzeka, która wybiegła ze starego koryta, nowe sobie toruje łożysko... Więc rwie co spotyka na drodze, więc kamienie i muł z sobą unosi, i przejrzyste jej wody stają się mętnemi na chwilę, i fale piętrzą się do góry, dopóki nie zwycięży przeszkód, nie wyrwie sobie łoża wygodnego, aby niem mogła do morza uchodzić spokojnie. W takim może właśnie stanie znajduje się dziś w ogóle cała spółeczność europejska, — przetwarzając się pod wpływem wynalazków, pojęć, prac, które stare nawyknienia i idee zalały... Chwila to ciężka, lecz Opatrzność, która prawa rozwijania się ludzkości nadała i oznaczyła, — przez zawody i walkę prowadzi zawsze do lepszego, choćby zamęt i cierpienie przebywać przyszło. Ze spokojem ducha i wiarą głęboką trzeba iść tą drogą konieczną... Nic nie pomoże narzekanie, a zwątpienie odbiera siły.
Zewsząd słychać tylko ubolewanie i obwiniania się wzajemne. Ci co idą powoli, narzekają na tych co iść chcą żywiej, ci co biegną, łają tych, co postępują zwolna i ostrożnie. Jedni siadają i płaczą, drudzy lecą i obłąkują się... Lecz — nie może być inaczej... a co nieuchronne, spełnić się musi...
W ogóle, mimo pozornych zapałów, dużośmy ostygli... a o chleb powszedni większa troska dziś, jak o chleb duchowy.
Rozsłuchując się w głosach, które zewsząd dochodzą, możnaby sądzić że ludzkości głodowa śmierć zagraża...
Tymczasem, pod względem zaspokojenia pierwszych potrzeb człowieka, nigdy może obfitszych nie mieliśmy zasobów — ale — ale — zanadto wymagamy. Zmieniło się pojęcie tego co konieczne a co zbyteczne...
Dawniej uczono się obchodzić małem, po Diogenesowsku, jak najmniejszem — dziś wszyscy chcą mieć wszystko i coś więcej jeszcze...
Uderzyło nas to w czytaniu dwóch niedawno wydanych podróży, iż dwaj panowie, niejaki dr. Franciszek von Löher, dyrektor archiwum państwa, który odbywał wędrówkę po greckim archipelagu, i p. Victor Meignan, z Paryża przez Syberyę jadący do Pekinu, obaj dopiero w tej drodze zostali tem uderzeni, jak w życiu cywilizowanem wiele się wymaga dla żołądka i podsycenia, gdy w istocie tak mało potrzeba by mieć siły i zdrowie... Wiele to przysmaków, wykwintów, uważamy za niezbędne, popsuci będąc zbytkiem, choć się bez tego doskonale obyć można. Pan von Löher ze zdumieniem patrzał na życie Greków po wyspach, ograniczone do chleba, sera, cebuli i wody; pan Meignan też uznaje, że żołądki francuzkie są: surmenés, przeciążone tem, co im, pod pozorem utrzymania życia, pożywać każe nałóg europejski...
Toż samo co w jedzeniu, dzieje się i z innemi mniemanemi potrzebami życia... Weźmy strój męzki i kobiecy, który pod pozorem piękna, rzuca się na dziwactwa kosztowne, gdy z wielką prostotą mógłby zaspokoić te potrzeby — lub fantazyę. Za tem idzie, że tworząc sobie owe sztuczne potrzeby, robimy z nich ciężary. Musimy starać się nabywać wiele, aby módz tracić dużo.
Nie posuwając się do spartańskiej surowości i przesady, możnaby sobie o wiele ułatwić życie, powiększyć dobrobyt, oszczędnością i umiarkowaniem... A! stare to gderaniny! powiecie; — a tak, lecz niemniej zda się je przypomnieć. — Piękne panie, mając rzeczywisty smak, mogłyby się przystroić wdzięcznie, nie potrzebując, jak cesarzowa Eugenia i księżna Paulina Metternich, po kilka, i kilkanaście tysięcy franków dawać za sukienki...
W cóżby naówczas obrócił się przemysł? odpowiadają ekonomiści... Nie zaprzecza nikt prawa tym paniom stroić się jaknajkosztowniej, byle drugie panie ich zaraz nie naśladowały, opłacając współzawodnictwo z niemi — przyszłością rodziny, spokojem i szczęściem domowego ogniska, — byle się pozbyto fałszywego pojęcia, że tylko strój tak wykwintny pięknym być może — i zaprzestano kłamać zamożność, gdy jej nie ma...
Mnóstwo takich drobnych pojęć fałszywych... zawadza na drodze życia...
Piękno może być połączone z największą prostotą... szczęście nie wymaga zbytków, — próżność jest śmieszną, a fałsz nikogo prawie okłamać nie może — na długo... I to są stare gderaniny — a! prawda! lecz codzień konieczniejszem się staje przypomnieć je, i, wyśmianym wrócić dawne ich znaczenie... Jeden z nowych, najniesympatyczniejszych filozofów niemieckich, — napisał świeżo rzecz zajmującą a trafną, o wszystkich kłamstwach spółecznych, jakich się ludzie dopuszczają, przez brak charakteru i — próżność.
Być może iż niekiedy równą próżnością grzeszyli ci, co się z łachmanami i dziurami popisywali, chlubiąc swą wzgardą dla zbytku, — niemniej jednak dziś daleko więcej fałszów jest w życiu niż dawniej było. — A prawda jest tak piękną, tak z nią dobrze i takim darzy pokojem!
Wspomnieliśmy wyżej pana von Löher i podróż jego po Grecyi. (Griechische Küstenfahrten Leipzig, 1876, 8‑vo 378 str). Jest ona z tego względu zajmującą, że nam daje nieraz obrazki krajów niemal zapomnianych, w których niegdyś kwitło tak bujnie życie, jeszcze dziś nas wspomnieniami podsycające — zastąpione teraz niemal bezmyślnem wegetowaniem pół dzikiego bytu. Autor zwiedził kilka wysp pełnych wspomnień świetnych wieków, gdzie dziś najcudniejsze szczątki rzeźby i marmury ręką mistrzów dłutowane idą do pieców wapiennych... Panowanie tureckie zgniotło do szczętu tradycye... Wnuki i prawnuki narodu co dał sztukę światu, nic o niej nie wiedzą, języka jej nie rozumieją. W Lesbos śladu nie ma Safon’y... Autor, choć trochę jednostajnie maluje urocze krajobrazy tych wysp pełnych kwiecia i słowików — choć trochę po niemiecku sentymentalizuje i wzdycha... choć czasem zadługo gawędzi o rzeczach znanych, jest wszakże przewodnikiem miłym... i nie zbywa mu na trafności w pochwyceniu pewnych rysów charakterystycznych. Jako Niemiec najczystszej wody, wynosi wszędzie cywilizacyę własnego narodu, a Słowian przy każdej zręczności poniża i obwinia o barbarzyństwo. Im w części przypisuje on zniszczenie pomników przeszłości, wspólnie z Turkami... Wszędzie też notuje starannie wrażenia, jakie na wschodzie wywołała wojna 1870—1871 roku, i rozbudzone nią dla Niemiec — poszanowanie.
W Limenos na wyspie Thasos, turecki urzędnik odzywa się do podróżnego: «Niemcy wszystko badają, wszystko robią — a co są Francuzi?... To mówiąc dmuchnął po dłoni... — Nic!» «Ja zaś, dodaje professor, pomyślałem sobie: Jeszcze z niemi daleko do końca, powtóre, mają oni więcej od nas pieniędzy (!!), a w wielu też sprawach wyprzedzają nas... żyć umieją lepiej i przyjemniej, i piękną, jasną prozą, umiejętniej niż my, piszą.» Autor podróż swą odbywał z żoną razem, i jest, jak widać z książki, czcicielem niewiast, o których powiada (str. 309): — «Każdy, cokolwiek oswojony z krajoznawstwem i etnografią, naturalnem to musi uznać, że często o kobietach wspominam. One stanowią nietylko najprzyjemniejszą, ale najbardziej nauczającą stronę etnografii. W nich zawsze żyje niesfałszowana narodowość każdego plemienia, jego natura właściwa, w nich się odzwierciedlają zdolności, popędy i nadzieje przyszłości — ktokolwiek miał zręczność poznać życie rodzin greckich na prowincyi, znalazł w nich połączenie wszystkich cnót domowych, trwałe związki familijne, poszanowanie dla starszych, religijne uczucie, w domach czystość i porządek, w obyczajach surowość... Wszystko to winni Grecy kobietom... Jak prawie wszędzie, w Grecyi też kobiety dziesięć razy od mężczyzn więcej są warte
Wyznanie to uczciwe i szczere, mógł autor i do Niemiec śmiało zastosować...
Domowego ogniska wielką kapłanką jest wszędzie — niewiasta, matrona, matka, pierwsza nauczycielka i mistrzyni...
Niemcy, szczególniej niejaki pan Hundt z Poznańskiego, zarzucają często Słowianom, a szczególniej Polakom, ich podległość i niewolę w jakiej zostają u niewiast; my w niej widzimy rys charakteru, który nam zaszczyt przynosi.
W drugiej podróży, do Pekinu, francuza pana Meignan, wiele jest rzeczy, szczególniej o Syberyi, które mogą być nowe dla Francuzów, ale dla nas niemi nie są. W ogólności, nigdy się na Zachodzie tyle Rossyą nie zajmowano co teraz; świadczą o tem mnogie podróże, opisy, badania, zbiory podań i pieśni, w znacznej części wykonane starannie i na podstawie najnowszych źródeł. Między innemi odznacza się pana Alfreda Rambaud, rzecz obszerna o poezyi ludowej... (La Russie épique. 1876. 8° — pages 504) — bardzo wyczerpująco podająca treść pieśni i tłumacząca ich znaczenie... Anglicy poprzedzili na tem polu Francuzów; Niemcy więcej się zwracają ku statystyce i ekonomicznym stosunkom. (Russland von dr. Fr. J. Celestin. Leybach. 1875.)
Stary «Magazyn literatury zagranicznej» który przez czas jakiś polskiem piśmiennictwem wcale się nie zajmował, — poprawił się w roku przeszłym i teraźniejszym, umieszczając kilka artykułów o literaturze naszej; wspomina, między innemi, jeden o Brodzińskim, z powodu nowego wydania pism jego, a świeżo o Goszczyńskim, którego nawet wziął w obronę przeciw dziennikarstwu austryackiemu. Pomimo tych oznak pewnego równouprawnienia, przyznanego z musu plemionom Słowiańskim, więcej jest daleko głosów nacechowanych jawną niechęcią i lekceważeniem...
Cóż dziwnego? Wiek XIX jest czcicielem Baala, siły i grosza... Nic więcej u niego nie waży nad to dwoje... Widzimy odbicie tego prądu i u nas w negacyach, acz mniej śmiałych, wszelkiego ideału jaki nam przeszłość zostawiła... Smutne to, ale i przez tę próbę przejść nam potrzeba...
Więcej z naśladownictwa przeszłości i jakiegoś wstydu, aby się zbyt dzikiemi nie okazać, — niż przez istotne poczucie piękna i jego potrzeby dla życia — pozostała w spółeczeństwie XIX wieku jakaś cześć dla sztuki. Prawda że sztuka teraźniejsza pokornie się bardzo do wymagań czasu zastosowywać umie.
Bądź co bądź — gdy inne świątynie pustoszeją, — kunsztowi i jego dziełom wznoszą się jeszcze nowe i wspaniałe przybytki. Nigdzie to bardziej nie uderza, jak w tym smutnym Berlinie, w którym obok koszar bez miary, greckiego stylu świątynie liczne mieszczą muzea. Właśnie świeżo otwarto nową galeryę «Narodowe muzeum niemieckie». Gmach to przepyszny, lecz jeżeli Monachijskim budowom zarzucano ich kosmopolityczny charakter, cóż powiedzieć o nim, — którego charakter nie jest w żadnym związku z tem co go otacza... Grecka ta świątynia zdaje się marznąć pod mglistem niebem brandeburgskiem, tak jak białe marmury tutejsze, co gdzieindziej z wiekiem złotawej barwy nabierają, tu smutną, szarą się oblekają...
Narodowe to muzeum poświęcone dziełom mistrzów krajowych — między innemi mieści obrazy Gierymskiego, Passini’egó, Gallait’a, Leys’a... Wewnątrz nowo zbudowana galerya, przyozdobiona jest z przepychem marmurów, złoceń, pstrocizn, ornamentacyi polychromowych, nadzwyczajnym a niesmacznym. Wszystko lśni się i połyskuje ... lecz, po muzeum starem, po dziełach wielkich mistrzów włoskich i holenderskich, jakże ten zbiór nowych obrazów smutne w ogóle czyni wrażenie!! Być może, iż lata powoli okrywając te płótna patiną swą, uczynią je piękniejszemi kolorytem; — trudno by im innych zalet dodały...
Jednem z najznakomitszych dzieł galeryi narodowej, jest niezaprzeczenie obraz Wieczerzy Pańskiej, K. Fr. Edw. Gebhardt’a, Estlandczyka, ucznia akademii Petersburgskiej, później Düsseldorfskiej szkoły... Obraz to, który jest w swym rodzaju arcydziełem.
Mieliśmy zręczność, w ciągu podróży po świecie — studyować mnogie kompozycye tej treści, począwszy od najstarszej Wieczerzy Giotta, aż do Leonarda, Rafaela, Andrzeja del Sarto i Vasari’ego. Po tych wszystkich mistrzach stworzyć, wedle słów Ewangelii, nowego coś, uderzającego niezmiernym wyrazem, potęgą charakterystyki — zaprawdę niemałe zadanie... Gebhardt wymalował ten ostatni wieczór tak, że wpatrzywszy się w te postacie dreszcz nas przebiega, oczy łzami zachodzą.
Pojął on inaczej, — może lepiej — Chrystusowych uczniów niż wielcy mistrze, którzy ich wyidealizować usiłowali. U skromnego stołu zasiedli do ubogiej wieczerzy, ludzie znękani życiem, rybacy, dzieci ludu, postacie nie pieszczone i zmiękłe, ale dziwnie energiczne, z licem opalonem, z rękami pracą namulanemi, w odzieży wyszarzanej i nędznej... Wśród nich promienieje oblicze Zbawiciela, pełne anielskiej słodyczy, cierpiące a zrezygnowane... Każda z tych twarzy ma charakter indywidualny, prawdziwy, żyjący. Ugruppowanie proste bardzo, barwy stłumione, nic tu nie świeci, nie pociąga oka — lecz jakże głęboko pojęta chwila uroczysta, z jaką prawdą oddana... Nie chce się odejść od tego dziwnego obrazu, po którym zostaje wrażenie niezatarte... Gdyby Gebhardt nic nie stworzył więcej nad tę jedną kartę, zostawiłby po sobie wielkie imię... Z tradycyami dawnemi tylko układ przedstawia jakąś analogię daleką... Twarz Judasza także jest typem odmiennym od tego, jaki znamy w innych obrazach. Gebhard’a zdrajca ma rysy raczej dzikie, ostre, niż chytrością nacechowane, widać w nim namiętną istotę i samoluba... Wszyscy otaczają mistrza przepowiadającego godzinę zbliżającą się ofiary, Judasz wysuwa się i uchodzi... korzystając z wrażenia, jakie słowa Chrystusa uczyniły...
Gierymskiego Maksymiliana jest tu «Parforce polowanie», malowane w Rzymie w r. 1874, przedstawiające myśliwców z XVIII wieku. Jakiem prawem mieści się tu nasz rodak?? zapewne chyba jako uczeń Monachijskiej szkoły... Passini, niezrównany akwarellista, jako urodzony w Wiedniu, — Gallait... jako germańskiego plemienia latorośl... Znaleźlibyśmy i innych przyswojonych per fas et per nefas, do których się mama Germania przyznaje jak do własnych dzieci... Niedawno, Gazeta Kolońska nazwała hr. Adama Sierakowskiego «niemieckim podróżnikiem» mówiąc o jego wycieczce do Indyj. Jesteśmy przekonani, iż czyniąc to, Niemcy myślą jakby nam honor tem robili... Wcale inne jednak budzą uczucie...
Obrazy, wielce nierównej wartości, zapełniają już mniej więcej muzeum. Dwie sale zajmują kartony Cornelius’a, do projektowanego Campo Santo w Berlinie, które al‑fresco wykonane być miały. Malowania zdobiące stropy i lunety nowej budowy, są robione farbami woskowemi... W rotundzie, gdzie są portrety obojga Cesarstwa, rzeźby nawet (figury) są lekko pokolorowane, co wcale niesmacznie wygląda. Zdają się wypłowiałe... Nie miano odwagi do polychromu, i zrobiono jakiś chemichrom spełzły i niemal śmieszny...
Lecz... dużoby o tym przybytku sztuki pisać można... i rozprawiać — a lękamy się tem znużyć Czytelników.
Tegoż samego dnia, gdyśmy świeżo otwarte oglądali Muzeum, zwabił nas afisz oryginalny do małego miejskiego teatru na Lindenstrasse. Podobno w Monachium poraz pierwszy urządzono wieczór historyczny, złożony z kilku sztuk XVI, XVII, XVIII i XIX wieku. Laube to powtórzył w Wiedniu, a za nim i na wzór jego zrobiono toż samo w Berlinie... Najstarszym z dramatycznych utworów wybranych do tej reprodukcyi, jest Hans Sachs’a, «Rozpalone żelazo» (das heisse Eisen), grane w Norymberdze w roku 1551. Starano się oddać całą fizyognomię teatrzyku w rynku improwizowanego i naiwną grę amatorów­‑artystów. Ponieważ naówczas kobiety nie występowały na scenie, role ich i tu grają mężczyzni. Drugą komedyjką jest z r. 1619, Jakóba Ayrer’a, «Uczciwa piekarka i mniemani jej trzej kochankowie.» Teatr, jak za czasów Szekspira i w Anglii bywało, ogołocony jest z dekoracyj. Zastępują je napisy na kawałkach papieru... Ulica, Rynek... Nawet Ciemność widz musiał sobie wyobrażać... I tu jeszcze kobiety nie występują... Artyści w grze naiwnej starali się oddać charakter wiekowi właściwy...
Z osiemnastego wieku grano, Jerzego Prehausera, Hans Wurst’a. Tu już i dekoracye i kobiety wystąpiły, a panna Gerber grająca Gretle, szwabską dziewczynę, z prawdziwym talentem oddała tę rolę komiczną.
O komedyjce XIX wieku, przerobionej z francuzkiego, nie mamy co mówić... Ostatnia, z dwudziestego wieku... komedyjka Bauernfelda, a raczej coś z niej przerobionego, — wystawia w karykaturze Ryszarda Wagnera, z całą ekscentrycznością jego «muzyki przyszłości». Z Wagnera zrobić karykaturę było nadzwyczaj łatwo. Grał go z Wiednia przybyły pan Fr. Tewele (z teatru Laubego) z werwą wielką i niezmiernie pociesznie, posługując się do illustracyi swej gry umiejętnie użytym fortepianem.
Dla kolorytu historycznego, wszystkie muzykalne ustępy, wykonywane przez orkiestrę, dobrane były starannie. Sztukę Hans Sachs’a poprzedziła fanfara na trąbach (Hejnał) z XVI wieku; Ayrera, oznajmiła Sebastyana Bach’a Sarabanda; do Prehauser’a dodano sławny menuet «Wołowy» (Ochsenmenuett) J. Haydn’a... Naostatek przypadł na XIX wiek walc Straussa (!), a na dwudziesty wyśmienita parodya muzykalnego intermezzo w duchu i rodzaju Ryszarda Wagnera. (Allerlei Zukunftsmusik, von Wagner).
Wszystko to, musimy przyznać, choć na jednym z podrzędnych teatrzyków, wykonane było starannie bardzo i dobrze. Sala, choć przedstawienie już się wielekroć powtarzało, pełna była i nabita publicznością średniej klassy, która słuchała z zajęciem.
Patrząc na to, pomyśleliśmy sobie, ażaliżbyśmy i my nie mogli się zdobyć na coś podobnego?
Odprawa posłów greckich J. Kochanowskiego, jest stokroć wyższej wartości nad trefny żart Sachs’a...
Z XVII wieku choćby «Z chłopa król» — Baryki — niegorszy od Ayrer’a — Bóg widzi; dalejby przyszedł Bohomolec, Zabłocki czy Bogusławski... i — wstydzićbyśmy się nie mieli czego... Tak jest; — kwestya tylko czybyśmy, z małemi wyjątkami, znaleźli u nas ciekawą publiczność, coby tej wskrzeszonej przeszłości z całą naiwnością jej — słuchać i odczuć ją chciała w prostocie ducha...??



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.