Przejdź do zawartości

Listy (Krasicki, 1830)/IV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł Listy
Pochodzenie Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


LIST IV.
Do Xięcia Stanisława Poniatowskiego.
Podróż Pańska.

A naprzód, mości xiążę! trzeba o tem wiedzieć,
Że jeśli dobrze jezdzić, lepiej w domu siedzieć.
Lepiej z władzy udzielnej korzystać choć w kącie,
Niżli peregrynować w cudzym horyzoncie,
I trudzić się niewczasem, żeby ludzi poznać.
Chcesz, czem są, czem być mogą, rozeznać i doznać,
Znajdziesz to i u siebie : wszędzie lud jest ludem.
A jeśli w tłoku, szczęściem, albo raczej cudem
Znajdziesz, co wart szukania, znajdziesz bez podróży :
Lepiej hazard częstokroć, niż praca usłuży.
Chcesz odkryć, jak złość w kunszta przemożna i płodna,
Jak cnotliwym dotkliwa, filutom wygodna,
Jak zuchwała otwarcie, zdradna pokryjomu,
Na co jezdzić daleko, powróć się do domu.
Znajdziesz to czego szukasz, i wprawą i w lewą.
A jak wieczystem trwaniem wybujałe drzewo,
Ćmi krzaki i zagłusza, coby owoc niosły,
Tak złość cnocie zdradnemi uwłacza rzemiosły.
Nie szpećmy własne gniazdo : równie złe umysły
Nad brzegami Sekwany, Tamizy i Wisły.
Wszędzie rzadka jest cnota. Gdzie częstsza nieprawość?
Na co szperać, mój xiąże, zbytnia to ciekawość.
Wróćmy się do podróży. Wyjeżdżasz, rozumiem,
I chociaż wieszczym duchem zgadywać nie umiem,
Pewnie jedziesz, ton dobry, kędy jezdzić każe :
Zagęściły gościńce polskie ekwipaże.
Pewnieś chory, dla wody; a że Karlsbad blisko,
Zaciągnąłeś takowej słabości nazwisko
Co do Spa zaprowadza. Kazały doktory,
Raźny, hoży, rumiany, a ztem wszystkiem chory,
Ażeby zdatną czerstwość sprowadził z zagranic,
Śpieszy pędem niezwykłym do wód kasztelanie.
Już trzykroć się kurował, i trzy wioski stracił.

Cóż po wioskach bez zdrowia? choć drogo zapłacił,
Więcej zyskał — cóż przecie ? — Nie do wód on śpieszył.
Trzy tylko szklanki wypił : ale się ucieszył,
Ale mód nowych nawiózł, z xiążęty się poznał,
Ale wdzięcznych korzyści i awantur doznał;
Ale xiężnom, xiężniczkom głowy pozawracał,
Trzy banki złota wygrał, stoły powywracał.
Złoto w zdobycz, Niemiec w płacz, co nad bankiem siedział.
A cały rodzaj ludzki wtenczas się dowiedział.
Co to jest polski rezon. Spazmów i waporów,
Nie uleczyły wody, trzeba do doktorów.
Gdzież doktory? w Paryżu : gdzież indziej być mogą?
Zlękła się starościna nad takową drogą,
Musi Paryż odwiedzić. Nie tracąc momentów,
Leci więc, gdzie stolica miłych sentymentów,
Za paszportem miłości Teppera i Blanka,
Leci w źródło rozkoszy strapiona kochanka,
Leci szaleć na widok. Zajaśniał wiek złoty.
Pełzną wsi, pełzną miasta, mnożą się klejnoty,
Adoratory jęczą, brzmi ogromna chwała,
Wzniosła honor narodu matrona wspaniała.
Trzeba wrócić, powraca heroina nasza :
Zapomniała po polsku, już nie wie co kasza,
Słabną nerwy, sarmackie jednostajne pląsy.
W mdłość wprawują żupany, kontusze i wąsy.
Widzi, ach! jak to wspomnieć bez rzewnego żalu,
Widzi podle dworzyszcza po sławnym Wersalu,
Widzi folwark po Luwrze; wdwójnasób wapory!
Niechże sobie choruje. Nie twoje to wzory.
Jedziesz w kraj, rodowita ciekawość cię budzi.
Chcesz zwiedzić Polskę, Litwę, nawet być na Żmudzi.
Stój, co rzecze Warszawa. Tam nie masz foxhalu :
Ale gdy się wydzierasz, nie bez mego żalu,
Pozwól, niech się przynajmniej przysłużę, jak mogę :
Świadom, dam ci niektóre przepisy na drogę.
Aby dziwił sąsiady i kraj okoliczny,
Kiedy pan do dóbr jedzie, musi mieć dwór liczny.
W jednej karecie doktor; felczer i z kuchmistrzem,
W drugiej fryzer, pasztetnik, piwniczy z rachmistrzem :
Ojciec Majcher kapelan z bibliotekarzem,
Pan marszałek z podskarbim, łowczy z sekretarzem.
Z tych pierwszy najcelniejszy, od spraw pańskich walnych,
Drugi za nim od listów rekomendacyalnych,
On gruntownie posiada Polaka Sensata[1],
A gdy pisze do mościom i pana i brata,
Wskroś polszczyznę dziurawiąc łaciną, jak ćwieki,
Bóg zapłać i Bóg daj zdrów, cytuje z Seneki.
Dopieroż pan w karecie z przyjaciółmi swemi,
Przyjaciółmi, z zagranic układy wielkiemi
Co ledwo posprowadzał. Opasłej ligury
Siedzi Szwajcar filozof, z nim Anglik ponury,
Głębokomyślny mędrzec, wszech skrytości badacz.
Francuz grzeczno uprzejmy, świegotliwy gadacz,
Gdy drzymią filozofy, w dyskursach przyjemnych,
Łże o swoich przypadkach i morskich i ziemnych :
A czyli peroruje, czy szepcze do ucha,
Drwi i z tych co drzymają, i z tego co słucha.
Przy karecie, ci jadą, ci skaczą, ci idą,
Kozak z spisą, z kołczanem Murzyn, Tatar z dzidą :
Wozy zatem i wózki, bryki i kolaski,
Tu kufry, tam tłómoki, i paki i faski.
Na wozach, wózkach, konno, pieszo, pędzi zgraja,
Ten już okradł, ten kradnie, tamten się przyczaja,
żyd płacze, pan podskarbi, że mu nie zapłacił.
Chłop stęka, czapki pozbył, i bydle utracił,
Wziął przezięb za zapłatę : klnie, o pomstę woła :
Krzyk, jęk, wrzawa za pańskim dworem dookoła.
Znać wielkość. Już do hrabstwa pan swego zawitał;
Tłum suplik; wziął je hajduk, jegomość nie czytał.
Pan kommissarz natychmiast po folwarkach gości,
Wziął sto kijów gumienny, sto plag podstarości :
Ekonom w padł w rachunki, wzięto go pod wartę,
Dał tysiąc w gotowiznie, a cztery na kartę;
Więc dobry, więc przykładny, a na znak wdzięczności,
Wziął przywilej na kradzież do pierwszej bytności.
Nowe planty natychmiast z górną swoją radą
Pan wynalazł : chłop płaci; a niżli odjadą,
Ułożone projekta dla zysku, wygody;
Wiatraki po nizinach, młyn w górze bez wody,
Rowy w piasku : gdzie chmielnik, tam sadzić winnice,
Krzaki w ścieżki wycinać, a lasy w ulice :
Z łąk na piasek dla trawy pozawozić darnie,
Z pasieki dla wygody zrobić królikarnię.
Gdzie staw, ma być zwierzyniec; a gdzie pasą owce,
Sypać wzgórki, niech błądzą pomiędzy manowce.
Pasterkom, aby grały, pokupować flety.
Niech wójt chłopom w niedzielę tłumaczy gazety,
W poniedziałek dla dzieci kurs architektury,
Botanika we środę; a ciągłemi sznury
Niechaj pierwej xiądz pleban uczy dobrze mierzyć,
Potem może napomknąć, jak potrzeba wierzyć.
Tak to drudzy, a nie ty : wstydźże się mój xiąże!
Przyjaźń, co mnie słodkiemi węzły z tobą wiąże,
Każe mówić. Ci wszyscy, co cię otaczają,
Wierz mi, na gospodarstwie wcale się nie znają.
Ten najbardziej, co prawi, abyś uszczęśliwiał,
Kogo? — chłopów? to bydło! On będzie wydziwiał
Póty, aż twoich kmieciów przerobi w szlachcice :
Nie wierz mu, to pogorszy wszystkie okolice.
On mówi, żeśmy wszyscy synowie Adama,
Ale my od Jafeta, a chłopi od Chama :
Więc nam bić, a im cierpieć nam drzeć, a im płacić.
Nie powinien pan swoich przywilejów tracić,
A zwłaszcza kiedy dawne, i zysk z nich gotowy.
Jedźże teraz szczęśliwie, a powracaj zdrowy.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.
  1. Mowa tu o dziele pod tytułem : « Polak sensat w liście,
    « w komplemencie polityk, humanista w dyskursie, w mo-
    « wach statysta, na przykład dany szkolnej młodzi, od W. J.
    « Xiędza Wojciecha Bystrzonowskiego Societatis Jesu » drukowanem w Wilnie 1733 roku.