List do robotników amerykańskich

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
>>> Dane tekstu >>>
Autor Władimir Lenin
Tytuł List do robotników amerykańskich[1]
Wydawca «Awangarda»
Data wyd. 1919
Miejsce wyd. Nowy York
Tłumacz Mosze Cipin

Towarzysze! Pewien bolszewik rosyjski, który brał udział w rewolucji 1905 roku i potem spędził wiele lat w waszym kraju, zaproponował mi, że podejmie się przekazać wam mój list. Przyjąłem jego propozycję z tym większym zadowoleniem, że rewolucyjni proletariusze amerykańscy powołani są właśnie teraz do odegrania szczególnie ważnej roli jako nieprzejednani wrogowie imperializmu amerykańskiego, tego najświeższej daty, najsilniejszego imperializmu, który ostatni wziął udział w światowej rzezi narodów o podział zysków kapitalistów. Właśnie teraz miliarderzy amerykańscy, ci współcześni właściciele niewolników, otworzyli szczególnie tragiczną kartę w krwawych dziejach krwawego imperializmu, udzieliwszy swej zgody — obojętnie, czy bezpośredniej, czy też pośredniej, jawnej czy też obłudnie zamaskowanej — na zbrojną wyprawę bestii angielsko-japońskich, mającą na celu zdławienie pierwszej republiki socjalistycznej.

Historię nowoczesnej, cywilizowanej Ameryki rozpoczyna jedna z tych wielkich, rzeczywiście wyzwoleńczych, rzeczywiście rewolucyjnych wojen, których było tak niewiele wśród mnóstwa wojen grabieżczych, wywołanych, podobnie jak obecna wojna imperialistyczna, bijatyką między królami, obszarnikami, kapitalistami o podział zagarniętych ziem lub nagrabionych zysków. Była to wojna narodu amerykańskiego przeciwko zbójom Anglikom, którzy Amerykę uciskali i trzymali w niewoli kolonialnej, podobnie jak jeszcze teraz ci „cywilizowani” krwiopijcy uciskają i trzymają w niewoli kolonialnej setki milionów ludzi w Indiach, w Egipcie i na wszystkich krańcach świata.

Od tego czasu upłynęło około 150 lat. Cywilizacja burżuazyjna wydała wszystkie swe wspaniałe owoce. Wśród wolnych i oświeconych krajów Ameryka zajęła pierwsze miejsce pod względem poziomu rozwoju sił wytwórczych zjednoczonej pracy ludzkiej, pod względem zastosowania maszyn i wszystkich cudów najnowszej techniki. Ameryka stała się zarazem jednym z pierwszych krajów, jeśli chodzi o głębię przepaści między garstką rozwydrzonych, nurzających się w nikczemnościach i w zbytku miliarderów, z jednej strony, a milionami ludzi pracy żyjącymi wiecznie na pograniczu nędzy — z drugiej. Naród amerykański, który dał światu wzór rewolucyjnej wojny z niewolą feudalną, znalazł się w nowoczesnej, kapitalistycznej, najemnej niewoli u garstki miliarderów, spełniał rolę najemnego kata, który w interesie bogatych szubrawców dławił w 1898 roku Filipiny pod pretekstem ich „wyzwolenia”, a w 1918 roku dławi Rosyjską Republikę Socjalistyczną — pod pretekstem „obrony” jej przed Niemcami.

Cztery lata imperialistycznej rzezi narodów nie poszły jednak na marne. Niezbite i oczywiste fakty obnażają do cna oszustwo, jakiego dopuszczają się wobec ludu kanalie z obu grup zbójeckich — i angielskiej, i niemieckiej. Wyniki czterech lat wojny zademonstrowały ogólne prawo kapitalizmu w zastosowaniu do wojny między zbójami o podział ich łupu: kto był najbogatszy i najsilniejszy — ten najbardziej się wzbogacił i najwięcej nagrabił; kto był najsłabszy — tego grabiono, szarpano, dławiono, duszono aż do końca.

Zbóje imperializmu angielskiego byli najsilniejsi pod względem liczby swych „kolonialnych niewolników”. Kapitaliści angielscy nie utracili ani piędzi „swojej” (tj. nagrabionej w ciągu wieków) ziemi, a zagarnęli wszystkie kolonie niemieckie w Afryce, zagarnęli Mezopotamię i Palestynę, zdławili Grecję i zaczęli grabić Rosję.

Zbóje imperializmu niemieckiego byli najsilniejsi pod względem zorganizowania i zdyscyplinowania „swoich” wojsk, ale słabsi, jeśli chodzi o kolonie. Utracili wszystkie kolonie, ale obrabowali połowę Europy, zdławili największą liczbę małych krajów i słabych narodów. Jakże wielka wojna „wyzwoleńcza” z obu stron! Jak doskonale „bronili ojczyzny” zbóje obu grup, kapitaliści angielsko-francuscy i niemieccy wraz ze swymi lokajami, socjalszowinistami, tj. socjalistami, którzy przeszli na stronę „swojej” burżuazji!

Miliarderzy amerykańscy byli bodajże najbogatsi i znajdowali się w najbardziej bezpiecznym położeniu geograficznym. Wzbogacili się najbardziej. Uczynili swymi wasalami wszystkie kraje, nawet najbogatsze. Narabowali setki miliardów dolarów. A na każdym dolarze widoczne są ślady błota: brudnych tajnych traktatów między Anglią a jej „sojusznikami”, między Niemcami a ich wasalami, traktatów w sprawie podziału zrabowanego łupu, traktatów o wzajemnej „pomocy” w uciskaniu robotników i prześladowaniu socjalistów internacjonalistów. Na każdym dolarze — gruda błota od „intratnych” dostaw wojennych, które w każdym kraju wzbogacały bogaczy, a rujnowały biedaków. Na każdym dolarze ślady krwi — z morza krwi przelanej przez 10 milionów zabitych i 20 milionów okaleczonych w wielkiej, szlachetnej, wyzwoleńczej, świętej walce o to, czy więcej łupu przypadnie zbójowi angielskiemu, czy też niemieckiemu, czy kaci angielscy, czy niemieccy okażą się pierwszymi wśród dusicieli słabych narodów całego świata.

Jeśli zbóje niemieccy pobili rekord bestialstwa w swych masakrach wojennych, to zbóje angielscy pobili rekord nie tylko pod względem ilości zagrabionych kolonii, lecz również pod względem wyrafinowania w swej ohydnej obłudzie. Właśnie teraz angielsko-francuska i amerykańska prasa burżuazyjna szerzy w coraz to nowych milionach egzemplarzy kłamstwa i oszczerstwa na temat Rosji, usprawiedliwiając obłudnie swoją grabieżczą wyprawę przeciwko niej dążeniem do rzekomej „obrony” Rosji przed Niemcami!

Nie trzeba wielu słów, ażeby obalić to ohydne i nikczemne kłamstwo: wystarczy wskazać na jeden powszechnie znany fakt. Kiedy w październiku 1917 roku robotnicy Rosji obalili swój rząd imperialistyczny, władza radziecka, władza rewolucyjnych robotników i chłopów, otwarcie zaproponowała sprawiedliwy pokój, bez aneksji i kontrybucji, pokój całkowicie respektujący równość praw wszystkich narodów — zaproponowała taki pokój wszystkim krajom prowadzącym wojnę.

Właśnie burżuazja angielsko-francuska i amerykańska nie przyjęła naszej propozycji, właśnie ona odmówiła nawet prowadzenia rozmów z nami w sprawie powszechnego pokoju! Właśnie ona zachowała się zdradziecko wobec interesów wszystkich narodów, właśnie ona spowodowała przedłużenie się rzezi imperialistycznej!

Właśnie ona, spekulując na tym, aby ponownie wciągnąć Rosję do wojny imperialistycznej, uchyliła się od rokowań pokojowych i tym samym rozwiązała ręce równie jak ona zbójeckim kapitalistom Niemiec, którzy narzucili Rosji aneksjonistyczny i oparty na przemocy pokój brzeski!

Trudno wyobrazić sobie bardziej odrażającą obłudę niż ta, z jaką burżuazja angielsko-francuska i amerykańska zwala „winę” za pokój brzeski na nas. Właśnie kapitaliści tych krajów, od których zależało przekształcenie Brześcia w powszechne rokowania w sprawie powszechnego pokoju, właśnie oni występują jako nasi „oskarżyciele”! Sępy imperializmu angielsko-francuskiego, utuczone grabieżą kolonii i rzezią narodów, przewlekają wojnę już prawie cały rok po Brześciu i oni właśnie „oskarżają” nas, bolszewików, którzyśmy zaproponowali sprawiedliwy pokój wszystkim krajom — nas, którzyśmy zerwali, opublikowali i postawili pod pręgierzem opinii publicznej tajne zbrodnicze traktaty między byłym carem a kapitalistami angielsko-francuskimi.

Robotnicy całego świata, bez względu na kraj, w którym żyją, pozdrawiają nas, wyrażają nam swą sympatię, przyklaskują nam za to, żeśmy złamali żelazne obręcze imperialistycznych więzi, imperialistycznych brudnych traktatów, imperialistycznych kajdan — za to, że wydostaliśmy się na wolność godząc się w imię tej wolności na najcięższe ofiary — za to, że my, jako republika socjalistyczna, aczkolwiek udręczona, ograbiona przez imperialistów, znaleźliśmy się poza wojną imperialistyczną i przed całym światem wznieśliśmy sztandar pokoju, sztandar socjalizmu.

Nie dziw, że banda imperialistów międzynarodowych nienawidzi nas za to, że „oskarża” nas, że „oskarżają” nas również wszyscy lokaje imperialistów, w tym nasi prawicowi eserowcy i mienszewicy. Z nienawiści tych psów łańcuchowych imperializmu do bolszewików, podobnie jak z sympatii świadomych robotników wszystkich krajów, czerpiemy nowe przeświadczenie o słuszności naszej sprawy.

Nie jest socjalistą ten, kto nie rozumie, że w imię zwycięstwa nad burżuazją, w imię przejścia władzy w ręce robotników, w imię zapoczątkowania międzynarodowej rewolucji proletariackiej można i należy nie cofać się przed żadnymi ofiarami, w tym także przed poświęceniem części terytorium, przed poniesieniem ciężkich porażek z rąk imperializmu. Nie jest socjalistą ten, kto nie dowiódł czynami swej gotowości do największych ofiar ze strony „jego” ojczyzny, byle tylko sprawa rewolucji socjalistycznej posunęła się faktycznie naprzód.

W imię „swojej” sprawy, tj. w imię zdobycia panowania nad światem, imperialiści Anglii i Niemiec nie cofnęli się przed całkowitym spustoszeniem i zdławieniem wielu krajów, poczynając od Belgii i Serbii i kontynuując to w Palestynie i Mezopotamii. Czyż więc socjaliści w imię „swojej” sprawy, w imię wyzwolenia ludzi pracy całego świata spod jarzma kapitału, w imię osiągnięcia powszechnego trwałego pokoju mają wyczekiwać, aż znajdzie się droga bez ofiar, mają obawiać się rozpoczęcia walki, dopóki nie będzie „zagwarantowany” łatwy sukces, mają stawiać bezpieczeństwo i całość „swojej”, stworzonej przez burżuazję „ojczyzny” ponad interesy światowej rewolucji socjalistycznej? Po trzykroć zasługują na pogardę te chamy międzynarodowego socjalizmu, ci lokaje moralności burżuazyjnej, którzy tak sądzą.

Drapieżne bestie imperializmu angielsko-francuskiego i amerykańskiego „oskarżają” nas o „ugodę” z imperializmem niemieckim. O obłudnicy! O kanalie, miotające oszczerstwa na rząd robotniczy, trzęsące się ze strachu w obliczu sympatii, z jaką odnoszą się do nas robotnicy „ich” własnych krajów! Ale ich obłuda zostanie zdemaskowana. Udają, że nie rozumieją różnicy między ugodą „socjalistów” z burżuazją (swoją i obcą) przeciwko robotnikom, przeciwko ludziom pracy, a ugodą dla ochrony robotników, którzy pokonali swoją burżuazję — z burżuazją jednej barwy przeciwko burżuazji innej barwy narodowej, w celu wykorzystania przez proletariat przeciwieństw między różnymi grupami burżuazji.

W istocie rzeczy każdy Europejczyk doskonale zna tę różnicę, a naród amerykański, jak to zaraz wykażę, „przeżył” ją szczególnie namacalnie w swych własnych dziejach. Są ugody i ugody, są fagots et fagots [są ludzie i ludziska], jak mówią Francuzi.

Kiedy drapieżcy imperializmu niemieckiego w lutym 1918 roku skierowali swe wojska przeciwko bezbronnej Rosji, która ufając międzynarodowej solidarności proletariatu zdemobilizowała swą armię, zanim jeszcze całkowicie dojrzała rewolucja międzynarodowa — nie wahałem się ani trochę zawrzeć pewną „ugodę” z monarchistami francuskimi. Kapitan francuski Sadoul, w słowach sympatyzujący z bolszewikami, faktycznie zaś służący całą duszą imperializmowi francuskiemu, przyprowadził do mnie francuskiego oficera de Lubersaca. „Jestem monarchistą, jedynym moim celem jest klęska Niemiec” — oświadczył mi de Lubersac. To rozumie się samo przez się — odpowiedziałem (cela va sans dire). Nie przeszkodziło mi to wcale „pójść na ugodę” z de Lubersakiem co do usług, jakie pragnęli nam okazać specjaliści minerzy, oficerowie francuscy, w wysadzaniu torów kolejowych, ażeby przeszkodzić inwazji Niemców. Był to wzór takiej „ugody”, jaką zaaprobuje każdy świadomy robotnik, ugody w interesie socjalizmu. Ściskaliśmy sobie dłonie z monarchistą francuskim, wiedząc, że każdy z nas powiesiłby chętnie swego „partnera”. Ale nasze interesy były chwilowo zbieżne. Przeciwko nacierającym drapieżcom niemieckim myśmy wykorzystali, w interesie rosyjskiej i międzynarodowej rewolucji socjalistycznej, równie drapieżcze kontrinteresy innych imperialistów. Służyliśmy w ten sposób interesom klasy robotniczej Rosji i innych krajów, wzmacnialiśmy proletariat i osłabialiśmy burżuazję całego świata, uciekaliśmy się do najbardziej usprawiedliwionego i koniecznego w każdej wojnie manewrowania, lawirowania, cofania się w oczekiwaniu chwili, kiedy dojrzeje szybko dojrzewająca rewolucja proletariacka w wielu przodujących krajach.

I choćby nie wiem jak wyły z wściekłości rekiny imperializmu angielsko-francuskiego i amerykańskiego, choćby nie wiem jakie rzucały na nas oszczerstwa, ilekolwiek by wydały milionów na przekupienie prawicowo-eserowskich, mienszewickich i innych socjalpatriotycznych gazet, nie zawaham się ani sekundy, by zawrzeć taką samą „ugodę” z drapieżcami imperializmu niemieckiego, jeżeli wskutek ofensywy wojsk angielsko-francuskich na Rosję będzie to potrzebne. A wiem doskonale, że moją taktykę zaaprobuje świadomy proletariat Rosji, Niemiec, Francji, Anglii, Ameryki, słowem — całego świata cywilizowanego. Taka taktyka ułatwi sprawę rewolucji socjalistycznej, przyśpieszy jej nadejście, osłabi burżuazję międzynarodową, wzmocni pozycje pokonującej ją klasy robotniczej.

Przecież naród amerykański zastosował tę taktykę już dawno, i to z korzyścią dla rewolucji. Kiedy toczył on swoją wielką wojnę wyzwoleńczą przeciwko ciemiężcom angielskim, miał przeciwko sobie również ciemiężców francuskich i hiszpańskich, do których należała część obecnych Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. W toku swej trudnej wojny o wyzwolenie naród amerykański zawierał również „ugody” z jednymi ciemiężcami przeciwko innym, w celu osłabienia ciemiężców i wzmocnienia tych, którzy walczą w sposób rewolucyjny przeciwko uciskowi, w interesie mas uciskanych. Naród amerykański wykorzystał waśń między Francuzami, Hiszpanami i Anglikami, walczył nawet niekiedy wespół z wojskami ciemiężców francuskich i hiszpańskich przeciwko ciemiężcom angielskim, zwyciężył najpierw Anglików, a potem wyzwolił się (częściowo za pomocą wykupu) od Francuzów i od Hiszpanów. Działalność historyczna — to nie trotuar Prospektu Newskiego — mówił wielki rewolucjonista rosyjski, Czernyszewski. Kto „godzi się” na rewolucję proletariatu jedynie „pod warunkiem”, że przebiegać będzie łatwo i gładko, że proletariusze różnych krajów podejmą od razu wspólną działalność, że z góry istnieć będzie gwarancja przed porażkami, że droga rewolucji będzie szeroka, wolna i prosta, że nie przyjdzie czasami krocząc ku zwycięstwu ponosić najcięższych ofiar, „przetrwać w oblężonej twierdzy” lub przedzierać się po najbardziej wąskich, niedostępnych, krętych i niebezpiecznych ścieżkach górskich — ten nie jest rewolucjonistą, ten nie wyzbył się pedanterii inteligencji burżuazyjnej, ten faktycznie będzie się wciąż staczał do obozu kontrrewolucyjnej burżuazji — jak nasi prawicowi eserowcy, mienszewicy, a nawet (chociaż zresztą rzadziej) lewicowi eserowcy.

W ślad za burżuazją panowie ci lubią oskarżać nas o „chaos” rewolucji, o „niszczenie” przemysłu, o bezrobocie i o brak chleba. Jakże obłudnie brzmią te oskarżenia w ustach ludzi, którzy witali i popierali wojnę imperialistyczną lub „szli na ugodę” z Kiereńskim, który tę wojnę kontynuował! Właśnie wojna imperialistyczna winna jest wszystkich tych nieszczęść. Rewolucja, którą zrodziła wojna, nie może ominąć niesłychanych trudności i cierpień, które odziedziczyła po wieloletniej, niszczycielskiej, reakcyjnej rzezi narodów. Oskarżanie nas o „niszczenie” przemysłu lub o „terror” jest wyrazem obłudy lub przejawem tępej pedanterii, niezdolności zrozumienia podstawowych warunków tej zaciekłej, zaostrzonej do ostateczności walki klasowej, która nosi miano rewolucji.

W gruncie rzeczy podobni „oskarżyciele”, jeśli „uznają” walkę klasową, poprzestają na jej uznaniu w słowach, w rzeczywistości wpadają wciąż w mieszczańską utopię „ugody” i „współpracy” klas. Albowiem w epoce rewolucji walka klasowa nieuchronnie i niechybnie przybierała zawsze i we wszystkich krajach formę wojny domowej, a wojna domowa jest nie do pomyślenia bez najcięższych zniszczeń, bez terroru, bez uszczuplenia formalnej demokracji w interesie wojny. Tylko ckliwe klechy — obojętnie, chrześcijańskie czy „świeckie” w osobach salonowych, parlamentarnych socjalistów — mogą nie widzieć, nie rozumieć, nie uświadamiać sobie tej konieczności. Tylko martwi „ludzie w futerale”[2] zdolni są z tego powodu odsuwać się od rewolucji zamiast z całą pasją i zdecydowaniem rzucać się w bój wtedy, kiedy historia wymaga rozstrzygnięcia największych problemów ludzkości na drodze walki i wojny.

Naród amerykański ma tradycję rewolucyjną, przejętą przez najlepszych przedstawicieli proletariatu amerykańskiego, którzy niejednokrotnie dawali wyraz swej pełnej sympatii do nas, bolszewików. Tradycja ta — to wojna przeciwko Anglikom o wyzwolenie w XVIII stuleciu, a następnie wojna domowa w XIX stuleciu. W 1870 roku Ameryka pod niektórymi względami, jeśli wziąć pod uwagę tylko „zniszczenie” niektórych gałęzi przemysłu i gospodarki narodowej, była na niższym poziomie niż w roku 1860. Jakim jednak pedantem, jakim idiotą byłby człowiek, który by na takiej podstawie począł negować największe, powszechnodziejowe, postępowe i rewolucyjne znaczenie wojny domowej lat 1863—1865 w Ameryce!

Przedstawiciele burżuazji rozumieją, że zniesienie niewolnictwa Murzynów, obalenie władzy właścicieli niewolników warto było okupić przejściem całego kraju przez długie lata wojny domowej, przez otchłań spustoszenia, zniszczeń i terroru, związanych z każdą wojną. Teraz jednak, gdy chodzi o nieporównanie większe zadanie obalenia niewolnictwa najemnego, kapitalistycznego, o obalenie władzy burżuazji — teraz przedstawiciele i obrońcy burżuazji, a także socjaliści-reformiści, zastraszeni przez burżuazję, lękliwie odżegnywający się od rewolucji, nie mogą i nie chcą zrozumieć, że wojna domowa jest nieodzowna i uzasadniona.

Robotnicy amerykańscy nie pójdą za burżuazją. Będą oni z nami, za wojną domową przeciwko burżuazji. Umacnia mnie w tym przekonaniu cała historia światowego i amerykańskiego ruchu robotniczego. Przypominam sobie także słowa jednego z najbardziej umiłowanych przywódców amerykańskiego proletariatu, Eugene’a Debsa, który pisał w „Apelu do Rozumu” („Appeal to Reason”) — zdaje się, w końcu 1915 roku — w artykule „What shall I fight for” („O co będę walczył”) — (cytowałem ten artykuł na początku 1916 roku na pewnym publicznym zebraniu robotniczym w Bernie, w Szwajcarii)[3] — — że on, Debs, dałby się raczej rozstrzelać, a nie głosowałby za kredytami na obecną, zbrodniczą i reakcyjną wojnę; że on, Debs, zna jedną tylko wojnę świętą, uzasadnioną z punktu widzenia proletariuszy, a mianowicie: wojnę przeciwko kapitalistom, wojnę o wyzwolenie ludzkości z najemnego niewolnictwa. Nie dziwi mnie fakt, że Wilson, szef miliarderów amerykańskich, sługus rekinów kapitalistycznych, wtrącił Debsa do więzienia. Niechaj burżuazją znęca się bestialsko nad prawdziwymi internacjonalistami, nad prawdziwymi przedstawicielami rewolucyjnego proletariatu! Im więcej wykazuje zaciekłości i bestialstwa, tym bliższy jest dzień zwycięskiej rewolucji proletariackiej.

Oskarża się nas o zniszczenia spowodowane naszą rewolucją… A któż to są ci oskarżyciele? Pachołkowie burżuazji — tej samej burżuazji, która w ciągu czterech lat wojny imperialistycznej, zniszczywszy całą prawie kulturę europejską, doprowadziła Europę do barbarzyństwa, do zdziczenia, do głodu. Burżuazja ta żąda teraz od nas, byśmy robili rewolucję nie na gruncie tych zniszczeń, nie wśród szczątków kultury, szczątków i ruin będących dziełem wojny, nie z ludźmi, których wojna doprowadziła do stanu zdziczenia. O, jakże humanitarna i sprawiedliwa jest ta burżuazja! Jej sługusy oskarżają nas o terror… Angielscy burżua zapomnieli o swoim roku 1649, Francuzi — o swoim 1793. Terror był słuszny i uzasadniony, gdy stosowała go burżuazja gwoli własnej korzyści przeciwko feudałom. Terror stał się potworny i zbrodniczy, gdy odważyli się stosować go robotnicy i najbiedniejsi chłopi przeciwko burżuazji! Terror był słuszny i uzasadniony, gdy stosowano go w interesie zastąpienia jednej wyzyskującej mniejszości inną wyzyskującą mniejszością. Terror stał się potworny i zbrodniczy, gdy zaczęto go stosować w interesie obalenia wszelkiej wyzyskującej mniejszości, w interesie rzeczywiście ogromnej większości,, w interesie proletariatu i półproletariatu, klasy robotniczej i najbiedniejszego chłopstwa! Burżuazja imperializmu międzynarodowego wymordowała 10 milionów ludzi, okaleczyła 20 milionów na „swojej” wojnie, wojnie o to, czy panować nad całym światem mają drapieżcy angielscy, czy też niemieccy.

Jeżeli nasza wojna, wojna uciskanych i wyzyskiwanych przeciwko ciemięzcom i wyzyskiwaczom, pociągnie za sobą pół miliona lub milion ofiar we wszystkich krajach — burżuazja powie, że w pierwszym wypadku ofiary były uzasadnione, a w drugim — zbrodnicze. Proletariat powie coś wręcz innego.

Obecnie, wśród okropności wojny imperialistycznej, proletariat przyswaja sobie w całej pełni i poglądowo tę wielką prawdę, której uczą nas wszystkie rewolucje, prawdę, którą przekazali robotnikom w testamencie ich najlepsi nauczyciele, twórcy współczesnego socjalizmu. Jest to ta prawda, że nie może być skutecznej rewolucji bez zdławienia oporu wyzyskiwaczy. Kiedy my, robotnicy i pracujący chłopi, zdobyliśmy władzę państwową, naszym obowiązkiem było zdławienie oporu wyzyskiwaczy. Szczycimy się tym, że robiliśmy to i robimy. Ubolewamy nad tym, że robimy to nie dość stanowczo i zdecydowanie. Wiemy, że zaciekły opór burżuazji przeciwko rewolucji socjalistycznej nieunikniony jest we wszystkich krajach, i że opór ten będzie się wzmagał w miarę rozwoju tej rewolucji. Proletariat złamie ten opór, dojrzeje ostatecznie do zwycięstwa i do władzy w toku walki przeciwko stawiającej opór burżuazji. Niech sprzedajna prasa burżuazyjna wrzeszczy na cały świat o każdym błędzie, który popełnia nasza rewolucja. Nie obawiamy się naszych błędów. Wskutek tego, że zaczęła się rewolucja, ludzie nie stali się świętymi. Klasy pracujące, które w ciągu wieków były uciskane, zahukane, zakute przemocą w okowy nędzy, ciemnoty, zdziczenia, nie mogą dokonać rewolucji bezbłędnie. A trupa społeczeństwa burżuazyjnego — jak to już raz wypadło mi stwierdzić — nie można po prostu zamknąć w trumnie i zakopać w ziemi[4]. Uśmiercony kapitalizm gnije, rozkłada się wśród nas, zakażając powietrze miazmatami, zatruwając nasze życie, omotując to, co nowe, świeże, młode, żywe, tysiącami nici i macek tego, co stare, zgniłe, martwe.

Na każdą setkę naszych błędów, o których wrzeszczy na cały świat burżuazja oraz jej lokaje (w tym nasi mienszewicy i prawicowi eserowcy), przypada 10 000 wielkich i bohaterskich czynów — tym bardziej wielkich i bohaterskich, że są to czyny proste, niewidoczne, ukryte w powszednim życiu dzielnicy fabrycznej lub zapadłej wsi, dokonane przez ludzi, którzy nie mają zwyczaju (i nie mają możliwości) trąbić o każdym swym sukcesie na cały świat. Ale gdyby nawet było na odwrót — choć wiem, że takie przypuszczenie jest mylne — gdyby nawet na 100 naszych słusznych czynów przypadało 10 000 błędów, to i wówczas nasza rewolucja byłaby — i będzie w historii ludzkości — rewolucją wielką i niezwyciężoną, albowiem po raz pierwszy nie mniejszość, nie sami tylko bogacze, nie sami tylko ludzie wykształceni, lecz prawdziwe masy, olbrzymia większość ludzi pracy sama buduje nowe życie, opierając się na własnym doświadczeniu rozstrzyga najtrudniejsze zagadnienia organizacji socjalistycznej.

Każdy błąd w takiej pracy, w tej najsumienniejszej i najszczerszej pracy dziesiątków milionów prostych robotników i chłopów nad przebudową całego swego życia — każdy taki błąd wart jest tysiąca i miliona „bezbłędnych” sukcesów wyzyskującej mniejszości, sukcesów w dziele oszukiwania i okpiwania łudzi pracy. Tylko bowiem poprzez takie błędy robotnicy i chłopi nauczą się budować nowe życie, nauczą się obywać bez kapitalistów, tylko w ten sposób utorują sobie drogę — poprzez tysiące przeszkód — do zwycięskiego socjalizmu.

Błędy popełniają prowadząc swą rewolucyjną robotę nasi chłopi, którzy za jednym zamachem, w ciągu jednej nocy z 25 na 26 października (s. s.) 1917 roku znieśli wszelką prywatną własność ziemi i teraz, miesiąc po miesiącu, przezwyciężając niezmierne trudności, poprawiając samych siebie, praktycznie rozwiązują niezmiernie trudne zadanie organizacji nowych warunków życia gospodarczego, walki z kułakami, zapewnienia ziemi ludziom pracy (a nie bogaczom), przejścia do wielkiego rolnictwa komunistycznego.

Błędy popełniają prowadząc swą rewolucyjną robotę nasi robotnicy, którzy znacjonalizowali teraz, w ciągu kilku miesięcy, prawie wszystkie największe fabryki i zakłady przemysłowe i ciężkim, codziennym mozołem zdobywają nową naukę zarządzania całymi gałęziami przemysłu, organizują znacjonalizowane gospodarstwa przezwyciężając gigantyczny opór gnuśności, drobnomieszczańskości, egoizmu, zakładają, kamień po kamieniu, fundament nowej więzi społecznej, nowej dyscypliny pracy, nowej władzy robotniczych związków zawodowych nad ich członkami.

Błędy popełniają prowadząc swą rewolucyjną robotę nasze rady, stworzone już w 1905 roku przez potężny zryw mas. Rady robotników i chłopów — to nowy typ państwa, nowy, wyższy typ demokracji, to forma dyktatury proletariatu, sposób rządzenia państwem bez burżuazji i przeciwko burżuazji. Po raz pierwszy demokracja służy tu masom, ludziom pracy, nie jest już demokracją dla bogatych, jaką pozostaje demokracja we wszystkich burżuazyjnych, nawet najbardziej demokratycznych, republikach. Po raz pierwszy masy ludowe, w skali obejmującej setkę milionów ludzi, rozwiązują zadanie wprowadzenia w życie dyktatury proletariuszy i półproletariuszy — zadanie, bez którego rozwiązania nie może być nawet mowy o socjalizmie.

Niech sobie pedanci albo ludzie nieuleczalnie naszpikowani burżuazyjno-demokratycznymi lub parlamentarnymi przesądami kiwają ze zdziwieniem głową z powodu naszych rad delegatów, wytykając na przykład brak bezpośrednich wyborów. Ludzie ci niczego nie zapomnieli i niczego się nie nauczyli w dobie wielkich przewrotów lat 1914—1918. Połączenie dyktatury proletariatu z nową demokracją dla ludzi pracy, wojny domowej z jak najszerszym wciągnięciem mas do polityki — takiego połączenia nie osiąga się od razu i nie mieści się ono w oklepanych ramach utartego demokratyzmu parlamentarnego. Nowy świat, świat socjalizmu — oto co zarysowuje się przed nami w postaci Republiki Rad. I nie dziw, że świat ten nie rodzi się w gotowej postaci, nie wyskakuje od razu, jak Minerwa z głowy Jowisza.

Gdy dawne, burżuazyjno-demokratyczne konstytucje deklarowały na przykład formalną równość i prawo do zgromadzeń — nasza proletariacka i chłopska konstytucja radziecka odrzuca precz obłudę formalnej równości. Gdy burżuazyjni republikanie obalali trony, nie troszczyli się o formalną równość monarchistów i republikanów. Gdy mowa o obaleniu burżuazji, jedynie zdrajcy lub idioci mogą domagać się formalnej równości praw dla burżuazji. Złamanego szeląga niewarta „wolność zgromadzeń” dla robotników i chłopów, skoro wszystkie najlepsze budynki są zagarnięte przez burżuazję. Nasze rady odebrały bogaczom wszystkie dobre budynki zarówno w miastach, jak i na wsi, przekazując wszystkie te budynki robotnikom i chłopom na i c h związki i zgromadzenia. Oto nasza wolność zgromadzeń dla ludzi pracy! Oto sens i treść naszej radzieckiej, naszej socjalistycznej konstytucji!

I oto dlaczego jesteśmy wszyscy tak głęboko przekonani, że jakiekolwiek by spadły jeszcze nieszczęścia na naszą republikę rad, jest ona niezwyciężona. Jest ona niezwyciężona, ponieważ każdy cios wściekłego imperializmu, każda klęska zadana nam przez międzynarodową burżuazję porywa do walki coraz nowe warstwy robotników i chłopów, uczy ich za cenę największych ofiar, hartuje, rodzi nowe masowe bohaterstwo.

Wiemy, że wasza pomoc, towarzysze robotnicy amerykańscy, przyjdzie może jeszcze nieprędko, ponieważ rozwój rewolucji odbywa się w różnych krajach w rozmaitych formach, w rozmaitym tempie (i nie może odbywać się inaczej). Wiemy, że rewolucja proletariacka w Europie nie wybuchnie, być może, już w najbliższych tygodniach, jakkolwiekby szybko dojrzewała w ostatnich czasach. Stawiamy na nieuchronność rewolucji międzynarodowej, ale nie znaczy to bynajmniej, że jak głupcy stawiamy na nieuchronność rewolucji w określonym krótkim terminie. Widzieliśmy we własnym kraju dwie wielkie rewolucje — 1905 i 1917 roku — i wiemy, że nie robi się rewolucji ani na zamówienie, ani w drodze porozumienia. Wiemy, że okoliczności wysunęły naprzód nasz, rosyjski, oddział socjalistycznego proletariatu nie na skutek naszych zasług, lecz na skutek szczególnego zacofania Rosji, i że przed wybuchem rewolucji międzynarodowej możliwy jest szereg klęsk poszczególnych rewolucji.

Mimo to wiemy z całą pewnością, że jesteśmy niezwyciężeni, ponieważ ludzkość nie załamie się z powodu rzezi imperialistycznej, lecz ją przezwycięży. Pierwszym zaś krajem, który skruszył katorżnicze kajdany imperialistycznej wojny, był nasz kraj. W walce o skruszenie tych kajdan ponieśliśmy najcięższe ofiary, ale je skruszyliśmy. Jesteśmy poza obrębem imperialistycznych zależności, wznieśliśmy wobec całego świata sztandar walki o całkowite obalenie imperializmu.

Znajdujemy się niejako w oblężonej twierdzy, zanim nie nadciągną nam z pomocą inne oddziały międzynarodowej rewolucji socjalistycznej. Ale oddziały te istnieją, są liczniejsze niż nasze, dojrzewają, rosną, krzepną w miarę trwania bestialstw imperializmu. Robotnicy zrywają ze swymi socjalzdrajcami, Gompersami, Hendersonami, Renaudelami, Scheidemannami, Rennerami. Powoli, lecz niezachwianie zbliżają się robotnicy do komunistycznej, bolszewickiej taktyki, do rewolucji proletariackiej, jedynej rewolucji, która może uratować ginącą kulturę i ginącą ludzkość.

Słowem, jesteśmy niezwyciężeni, niezwyciężona jest bowiem światowa rewolucja proletariacka.


N. Lenin

20 sierpnia 1918 r.





  1. Lenin N. List do robotników amerykańskich / M. Cipin. - Nowy York, 1919; Wyd. «Awangarda», s. 24 (Wydane przez Żydowską Grupę Międzdowych Socjalistów w Ameryce)
  2. Człowiek w futerale — człowiek, który zamyka się w kręgu ciasnych filisterskich spraw, obawia się wszelkiego nowatorstwa i wszystko traktuje z oficjalnego, uznanego przez zwierzchność punktu widzenia. Określenie to powstało od tytułu opowiadania A. Czechowa „Człowiek w futerale”. — Red.
  3. Patrz „Przemówienie na wiecu międzynarodowym w Bernie 8 lutego 1916 r.” W: Dzieła wszystkie, t. 27. Warszawa 1987, s. 220—221. — Red.
  4. Patrz „Wspólne posiedzenie Wszechrosyjskiego Centralnego Komitetu Wykonawczego Rad, Moskiewskiej Rady Delegatów Robotniczych, Chłopskich i Czerwonoarmijnych oraz związków zawodowych 4 czerwca 1918 r.” W: Dzieła wszystkie, t. 36. Warszawa 1988, s. 389. — Red.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Władimir Iljicz Uljanow i tłumacza: Mosze Cipin.