Krzysztof Kolumb (Cooper)/Rozdział VI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor James Fenimore Cooper
Tytuł Krzysztof Kolumb
Wydawca S. H. MERZBACH Księgarz
Data wyd. 1853
Druk Jan Jaworski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Ludwik Jenike
Tytuł orygin. Mercedes of Castile lub The Voyage to Cathay
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ VI.

Kilka dni upłynęło zanim chrześcianie rozgościli się w dawném siedlisku wyznawców Mahometa. W tym czasie porządek, zakłócony na chwilę przez radosne upojenie z jednéj, a boleść z drugiéj strony, powrócił stopniowo w mury Alhambry i miasta. Przezorny Ferdynand rozkazał obchodzić się z Maurami nietylko łagodnie, lecz nawet uprzejmie; wszystko więc zwolna do dawnego powracało stanu. Jednakże sprawy rządowe były dla króla źródłem nieustannych kłopotów, podczas gdy dostojna małżonka jego usuwała się od wrzawy, szukając w ustroniu domowem właściwszych dla siebie przyjemności. Tam większą część swego czasu poświęcała staraniom macierzyńskim, a pozostałe chwile krasiła związkami przyjaźni.
W trzy dni po przytoczonéj rozmowie dwojga kochanków, królowa zebrała w swych pokojach grono poufnych osób. Znajdowali się między niemi Ferdynand de Talavera, niedawno mianowany arcybiskupem Grenady, i ojciec Pedro de Carrascal, któremu prawość charakteru i szlachetne urodzenie powszechny jednały szacunek.
Izabella, zajęta szyciem, siedziała przy małym stoliku. Delikatne jéj ręce pracowały nad koszulą dla królewskiego małżonka, lubiła bowiem zaprzątać się drobiazgami domowemi, jak żona prostego mieszczanina. Byłato jedna z cech obyczajowych, czy politycznych, tego wieku. Wielu podróżników widziało słynny stołek księżny burgundskiéj, w którym znajduje się wcięcie dla pomieszczenia kądzieli zapewne w celu zbudowania dworzan. W postępowaniu jednak Izabelli, nie kryło się żadne wyrachowanie, gdyż starania koło wygód małżonka rzeczywistą sprawiały jéj przyjemność. Przy boku królowéj siedziała donna Beatrix de Cabrera, nieopodal zaś infantka Izabella, z donną Mercedes i kilką damami honorowemi. Król pisał przy stole w przeciwnym końcu sali, a żaden z obecnych, wyjąwszy arcybiskupa Grenady, nie śmiał zbliżyć się do niego. Rozmowa toczyła się cicho; sama nawet królowa tłumiła głos, by nie przerywać myśli małżonka.
— Markizo, córko moja, rzekła Izabella, czy nie słyszałaś czego o Kolumbie, owym żeglarzu co tak nalega o pomoc naszę w wyprawie na Zachód!
Szybkie spojrzenie, wymienione pomiędzy Mercedes i jéj opiekunką, świadczyło o zajęciu jakie w nich obudziły słowa królowéj.
— Najjaśniejsza pani raczy przypomniéć sobie, że ojciec Perez, dawny spowiednik waszéj wysokości, przybył umyślnie z klasztoru swego w Andaluzyi, aby się wstawić za Genueńczykiem i poprzéć wzniosłe jego plany.
— Znajdujesz je więc wzniosłemi, markizo?
— Nieinaczéj, miłościwa królowo. Wyobrażenia tego człowieka są jasne i naturalne; a nie jestżeto wzniosłem, chciéć rozsiać ziarno ewangelii w drugiéj świata połowie? Wychowanka moja, Mercedes de Valverde, tak się zapaliła tą myślą, że o niczém już inném słyszéć nawet nie chce.
Królowa obróciła się ku dziewicy i zapytała z macierzyńską dobrocią:
— Prawdaż to, Mercedes, że Kolumb tak cię ujął?
Mercedes, powstawszy, z uszanowaniem postąpiła ku królowéj.
— Nie przeczę, rzekła, iż powodzenie wyprawy jego żywo mię obchodzi. To pomysł tak szczytny, najjaśniejsza pani, iż z żalem przyszłoby uznać go bezzasadnym.
— Otóż co znaczy wiara umysłów młodzieńczych i szlachetnych. Wyznaję ci, Beatrixo, że pod tym względem i ja niekiedy jestem dzieckiem. Czy Kolumb jeszcze tu przebywa?
— Tak jest, najjaśniejsza pani, odpowiedziała Mercedes z pośpiechem, chociaż pytanie królowéj nie do niéj się wprost odnosiło; znam osobę, która widziała go w dniu, kiedy wojska nasze zajęły Grenadę.
— Któżto taki?
— Don Luis de Bobadilla, najłaskawsza królowo, rzekła Mercedes zapłoniona, żałując że się niebacznie wymówiła, a nieśmiąc jednak zataić prawdy.
— Kochana markizo, synowiec twój jest prawda niezmordowanym żeglarzem, lecz wątpię aby należéć chciał do wyprawy mającéj na celu chwałę bozką.
— Jednakże, najjaśniejsza pani.....
Mercedes nie śmiała dokończyć.
— Chciałaś coś powiedziéć, moje dziecko, wtrąciła uprzejmie królowa.
— Błagam o przebaczenie waszéj wysokości, że nie będąc pytaną.....
— Nie znajdujesz się na dworze kastylskim, moja córko, tylko w pokoju Izabelli de Transtamare. Jesteś powinowatą mego małżonka i możesz otwarcie objawić swoje myśli.
— Łaska twoja, najjaśniejsza królowo, jest nieograniczona. Chciałam dodać tylko, że don Luis de Bobadilla pragnie najgoręcéj, aby Kolumb uskutecznił swój zamiar, i zamierza upraszać waszéj wysokości, o pozwolenie towarzyszenia wyprawie.
— Czy podobna, Beatrixo?
— Skłonność Luis’a do życia niespokojnego, wypływa z chwalebnych pobudek, potwierdziła markiza; i ja słyszałam go mówiącego z zapałem o Kolumbie.
Izabella nic nie odrzekła, lecz opuściwszy ręce, zamyśliła się. Potém powstała nagle, i przystąpiwszy do piszącego króla, dotknęła zlekka jego ręki. Ferdynand obrócił się, a ujrzawszy małżonkę, przerwał natychmiast pracę i piérwszy zagaił rozmowę.
— Trzeba nam czuwać nad Maurami, rzekł pod wpływem jeszcze myśli jakie go właśnie zaprzątały; Boabdil posiada kilka warowni, które sąsiedztwo jego, choć po tamtéj stronie morza, czynią niebezpieczném.
— Pomówimy o tém kiedy indziéj, przerwała królowa. Trudno częstokroć rządzącym, pogodzić chwałę bożą i głos własnego sumienia, z przyjętém na mocy traktatów zobowiązaniem. Lecz dawno już między nami nie było wzmianki o Kolumbie.
— Zawsześ zajęta pracą, i to jeszcze dla mnie, droga Izabello, rzekł Ferdynand, wskazując na koszulę, którą królowa mimo swéj wiedzy trzymała w ręku, nie każdy z poddanych naszych posiada tak dobrą i dbającą żonę.
— Po Bogu i szczęściu narodu, ty jesteś piérwszym przedmiotem moich starań, odpowiedziała Izabella, ucieszona grzecznością króla, lubo przeniknęła zamiar jego zwrócenia rozmowy na inny przedmiot. Nie chciałam w tak ważnéj rzeczy stanowić bez twego przyzwolenia, lecz zdaje mi się, że nie wypada dłużéj odwlekać. Siedm lat niepewności, zaiste sroga to próba; jeżeli i teraz nic nie uczynimy, bardzo być może, iż młodzież zapalona sama się weźmie do dzieła.
— Masz słuszność, moja droga; zasięgnijmy zdania obecnego tu Ferdynanda de Talavera. Arcybiskupie Grenady, królewska małżonka nasza pragnie, aby sprawa Kolumba natychmiast była roztrząśnioną. Zajmij się tym przedmiotem, rozważ go dojrzale i przedstaw nam swoje zdanie; my z swojéj strony przydamy ci doradzców.
Podczas gdy Ferdynand w ten sposób przemawiał do prałata, doświadczony dworak rzucił okiem na króla, a wyczytawszy w jego twarzy oziębłość, pojął od razu co czynić należało. Skłonił się nizko na znak posłuszeństwa, i zaraz przystąpiono do ułożenia listy sprawozdawców.
— Pomysł Kolumba zasługuje na uwagę, dodał król po odbyciu téj czynności. Powiadano mi że jest dobrym chrześcianinem.
— Niezawodnie, Ferdynandzie. Utrzymują nawet, że po szczęśliwym ukończeniu teraźniejszéj wyprawy, chce przedsięwziąć oswobodzenie grobu świętego.
— Chwalebnie to bardzo, odpowiedział król; lecz naszém zdaniem lepiéj jest walczyć za wiarę tam, gdzie zdobycze mogą być zachowane. Jak mniemasz, arcybiskupie Grenady?
— Bez wątpienia, miłościwy królu; ograniczać się należy na tém, co jest możliwe, nie trwoniąc sił w przedsięwzięciach wątpliwych.
— Księże arcybiskupie, wtrąciła królowa, polegając na twojéj powadze, potępićby należało każdą krucyatę.
— Nie taka myśl moja, najjaśniejsza pani, odpowiedział zręczny prałat. Całemu chrześciaństwu wiele niezawodnie zależy na odzyskaniu grobu Zbawiciela; lecz dla Kastylii naszéj ważniejsze stokrotnie jest zdobycie Grenady: to pewnik tak oczywisty, że najlepszy kazuista nie zdoła go obalić.
— Tém bardziéj, żeśmy go czynem poparli, dodał Ferdynand; te mury, co niedawno należały do Boabdil’a, dziś w naszém są posiadaniu.
— Dla Kastylii, być może, ciągnęła daléj Izabella, a przynajmniéj dla jéj potęgi światowéj, lecz nie dla zbawienia duszy i świętéj wiary naszéj.
To rzekłszy oddaliła się, i pogrążona w dumaniu, zaczęła wolnym krokiem przechadzać się po sali, spoglądając niekiedy na Mercedes.
— Moje dziécię, rzekła wreszcie, czy pamiętasz o swojém przyrzeczeniu?
— Byłam zawsze i będę posłuszną Bogu i waszéj królewskiéj mości, odpowiedziała Mercedes głosem silnego postanowienia.
— Więc mówmy o czém inném. Zdaje się że pochwalasz zamiary Kolumba?
— Zdanie osoby młodéj i niedoświadczonéj w tak ważnéj rzeczy żadnego niéma znaczenia.
— Lecz chciałabym znać twoje myśli.
— Mniemam, najjaśniejsza pani, że Opatrzność zesłała tego człowieka dla dobra człowieczeństwa i kościoła.
— A czy sądzisz, że młodzież nasza weźmie udział w wyprawie Genueńczyka?
Królowa uczuła drżenie ręki Mercedes, którą czule ujęła w swe dłonie. Jednakże młoda dziewica, widząc że ta chwila jest stanowczą, zebrawszy całą przytomność umysłu, postanowiła z niéj korzystać.
— Niewątpliwie, miłościwa pani, rzekła z głębokiém przekonaniem. Piérwszy don Luis de Bobadilla nie odmówi mu swéj pomocy. On tak jest przekonanym o wielkości tego dzieła, że chętnieby dostarczył nawet środków pieniężnych, gdyby na to uzyskał przyzwolenie opiekunów.
— To być nie może; rządowi wolno własnemi szafować funduszami, ale czuwać powinien by poddani nie narażali swego mienia. Lecz jeśli don Luis tyle ma dobrych chęci, to skłonni jesteśmy wybaczyć mu dawną lekkomyślność.
— O pani!
— Posłuchaj mnie, moje dziécię; nie mogę długo rozmawiać z tobą w tym przedmiocie, bo rada państwa wymaga méj obecności. Ułożę się o wszystko z opiekunką twoją, donną Beatrix, i przyrzekam ci, że wkrótce dowiész się o skutku. Lecz i ty także nie zapominaj o dobrowolném przyrzeczeniu.
Izabella, pocałowawszy dziewicę w czoło, wyszła z orszakiem dam dworskich, zostawiając Mercedes w środku obszernéj sali, w postawie nieruchoméj, podobną do pięknego posągu zwątpienia.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: James Fenimore Cooper i tłumacza: Ludwik Jenike.