Kroniki lwowskie/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Lam
Tytuł Kroniki lwowskie
Podtytuł umieszczane w Gazecie Narodowej w r. 1868 i 1869, jako przyczynek do historji Galicji
Pochodzenie Gazeta Narodowa Nr. 175. z d. 26. lipca r. 1868
Wydawca A. J. O. Rogosz
Data wyd. 1874
Druk A. J. O. Rogosz
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
29.
Emancypacja c. k. prokuratoryj urzędownie potwierdzona. — Sprawozdanie tygodniowe. — Posiedzenia Towarzystwa narodowo-demokratycznego i ich rezultaty. — Zróbcie miejsce młodszym! — Rezolucja p. Gromana i rezolucja kronikarza Gazety. — Uroczystość w Zurychu.

Życie nasze przeplatane jest różami i cierniami. Poetyczne to porównanie wyczytałem jeszcze w Rozmaitościach, które wychodziły dawniej jako dodatek do Gazety Lwowskiej. Powtarzam tutaj tę piękną dewizę, bo najprzód czuję w sobie otwartą śluzę, przez którą natchnienie wieszcze wyrywa się na świat na kształt niepowstrzymanej katarakty[1], czuję, że mógłbym napisać 100, 200, 300 fejletonów, z których żaden nie znalazłby umieszczenia w Gazecie Narodowej — a potem zdarzyło mi się wśród cierni życia spotkać się z różami, t. j. wśród kolumn organu zaprzeczeń urzędowych, zwanego Wiener Abdp., znaleźć nietylko niezaprzeczenie, ale dosłowne prawie powtórzenie własnej mojej myśli, w kształcie urzędowego entrefilet. Tak udało mi się trzy dni naprzód odgadnąć myśl ministerjalną. Wiener Abdp. potwierdza bowiem moje zdanie, iż w parze z wolnością druku w każdem przedlitawsko-konstytucyjnem państwie powinna iść wolność konfiskowania! A więc c. k. prokuratorowie nie są pokrzywdzeni: liberalizm nowej ery nadaje im równie swobody z dziennikarzami. Brakuje jeszcze tylko, by pp. jenerałom nadano także wolność bombardowania à la Hammerstein i Windischgraetz, i wolność wieszania à la Haynau, et l'édifice sera couronné.
Mimo kanikuły, niesprzyjającej ruchowi i życiu publicznemu, mimo wyjazdu różnych znakomitości do kąpiel, słowem, mimo pory kwaśno-ogórkowej, która wypróżnia i usypia poniekąd największe stolice, Lwów w tym tygodniu nie mógł się uskarżać na brak przedmiotów, budzących powszechne zajęcie. Przejdźmy je według porządku chronologicznego, streszczając ile możności ostateczne rezultaty tych brukowych, politycznych i literackich objawów.
Dwa walne zgromadzenia Towarzystwa narodowo-demokratycznego nie wystarczyły na wyjaśnienie kwestji, czy demokracja dzisiejsza po mieczu lub po kądzieli pochodzi, lub nie pochodzi, od szlachty polskiej. Szkoda, bo póki nie będą wyjaśnione i spisane generalia demokracji naszej, trudno będzie wziąść do protokołu dawne jej sprawy i czyny. P. Iskrzycki zapowiedział historyczny wywód, zbijający poglądy p. Henryka Szmitta. Wątpię, by który z tych dwóch panów przekonał drugiego, p. Szmitt pojmuje bowiem demokrację więcej ze strony politycznej, jako instytucję, przypuszczającą wielką ilość obywateli do równego udziału w rządzie, podczas gdy pan Iskrzycki zdaje się mieć na względzie idealną równość społeczną, jakiej nigdzie nie było i niema, chyba w Zjednoczonych Stanach i w kilku kantonach Szwajcarji.
W dalszym rezultacie, obydwa te walne zgromadzenia dowiodły, iż „organ demokratyczny “ chętniej przyznaje się do Towarzystwa narodowo-demokratycznego, niż to Towarzystwo do niego, jak niemniej, iż „bank włościański“ nie może liczyć na poparcie ze strony Towarzystwa. Zapłaczmy chwilę wraz z wydawcą, właścicielem i redaktorem, a nawet z drukarzem „organu demokratycznego“ nad temi, serce rozdzierającemu faktami, i przejdźmy do porządku dziennego.
Na porządku dziennym jest sprawa, która wśród nawału kwestyj osobistych, wytoczonych w tym tygodniu, nie zwróciła prawie uwagi na siebie, a która jednakże zasługuje na podniesienie. Mam tu na myśli wystąpienie p. Bergera z Wydziału i Towarzystwa narodowo-demokratycznego. Powody tego wystąpienia znane są czytelnikom naszym z oświadczenia, umieszczonego onegdaj w Gazecie, a tchnącego godnością i umiarkowaniem z jednej, a szczerą miłością sprawy narodowej z drugiej strony. Każdego, kto kocha kraj, musiało to dotknąć boleśnie, że żyd widział się zmuszonym wystąpić ze Stowarzyszenia, które do najgłówniejszych zadań swoich powinno policzyć pozyskanie żydów dla sprawy ojczystej. W ogóle każdy nam przyzna, że Towarzystwo oddałoby prawdziwe usługi sprawie publicznej, gdyby się składało z jednolitych żywiołów, choćby w takim razie liczyło może mniej członków. Towarzystwo, dążące niby do zaprowadzenia równości obywatelskiej, do zespolenia sił narodowych istniejących, i do wytworzenia nowych, a złożone po części ze zwolenników kastowości, z ładzi, których jedynym celem jest postawić na nogi ten lub ów dziennik, tę lub ową instytucję finansową, takie Towarzystwo musi uledz pod brzemieniem — śmieszności. Przytem wypowiemy otwarcie, że kierownictwo po części w niewłaściwych spoczywa rękach. Starsi nie powinni się wprawdzie usuwać od udziału, nie powinni odmawiać swojej rady i pomocy, ale nowe dzieło młodemi tylko dźwignąć się może siłami. Nie jest to parlament, w którymby brak doświadczenia, brak umiarkowania, właściwy młodszemu wiekowi, mógł przynieść szkodę sprawie publicznej, — nie jest to także, a przynajmniej nie powinien być środek agitacji politycznej, wychodzącej poza zakres wolno wypowiedzianego zdania. Takie Towarzystwo demokratyczne, jest to raczej szkoła życia publicznego, o tyle zbawiennie działająca dla kraju, że pokolenie, które zastąpi kiedyś dzisiejszych naszych mężów publicznych, oduczy się w niej wielu przesądów, nawyczek i t. p., właściwych niestety starszym. Gdyby tylko tę jednę korzyść odnieśli przyszli reprezentanci kraju z szermierki parlamentarnej między sobą w Towarzystwie politycznem, by się nauczyli, że ani popularność, ani zasługa, nie powinne być tytułem do próżności, do zarozumiałości, że najmędrszy, gdy powie coś lub postąpi nielogicznie, będzie wyśmianym: to byłoby już bardzo wiele, bo mielibyśmy mniej nadętych powag, chodzących na szczudłach patosu, i wyglądających rococo wobec szybko naprzód postępującego stulecia i jego wyobrażeń. Mógłbym tę rzecz objaśnić bardzo stosownemi przykładami, ale dla braku miejsca odłożę to na później.
Pojawiła się w „organie demokratycznym“ rezolucja, ułożona przez p. Gromana po dokładnem rozpatrzeniu stosunku Galicji do innych ziem Polskich i do Austrji, z uwzględnieniem programu księcia Czartoryskiego. Zawiera ona bardzo skromne żądania, wypowiedziane w sposób trochę zawiły. Ma być rząd krajowy, odpowiedzialny sejmowi, i minister przy boku monarchy, odpowiedzialny niewiedzieć komu. Przyjaźń mamy zachować ze wszystkimi Słowianami, ale i z Węgrami. Cóż będzie, jeżeli ministra rajchsrat pociągnie do odpowiedzialności za to, co rząd krajowy, odpowiedzialny sejmowi, będzie musiał wykonać? A co będzie, jeżeli przyjaciele Słowianie wezmą się za czuby z przyjaciółmi Węgrami? Ot, lepiej zrobi p. Groman, jeżeli przyłączy się do rezolucji, którą niniejszem uchwalam:
1) Jego apostolska Mość cesarz i król raczy koronować się w Krakowie królem polskim, wielkim księciem litewskim i ruskim.
2) Rada państwa uchwali, a Jego apostolska Mość zatwierdzi, że królestwo Galicji i Lodomerji z w. księztwem Krakowskiem ma być oddzielone od rzeszy Rakuskiej, oddane nowo-koronowanemu królowi polskiemu z uwolnieniem od taks i opłat stemplowych.
3) Równocześnie monarchia austrjacko-węgierska wyszle na północne i wschodnie granice kraju armię złożoną z 500.000 ludzi, uzbrojonych w wenclówki, i 1200 dział gwintowanych, z odpowiednią ilością jazdy.
4) Pod zasłoną tej siły zbrojnej, sformowaną będzie obrona krajowa w liczbie 200.000 ludzi, do której powołani będą jenerałowie i żołnierze polscy, tułający się w Europie, Azji i Ameryce.
5) Ci Moskale, którzy nie umrą ze strachu po przeczytaniu niniejszej rezolucji, wydaleni będą bez bólu do swoich miejsc urodzenia, bo demokracja przebacza wszystkim, nawet wrogom.
6) W utworzonem w ten sposób państwie nikomu nie będzie wolno zakładać Towarzystw demokratycznych, oprócz pp. Jasińskiemu i Gromanowi, a nikomu nie będzie wolno opisywać czynności tych Towarzystw, oprócz niniejszego fejletonisty:

(Dieses Amendement, ich mach' es
Im Int'resse meiner Kunst.)[2]

Nie wątpię, iż p. Groman zgodzi się na tę rezolucję, a odstąpi od swojej. Chodzi tylko o to, jakim sposobem doprowadzić do jej wykonania. Możebyśmy napisali wspólnie jeszcze jeden fejleton, dowodzący, że p. Kornel Krzeczunowicz wie zawiele o katastrze i o systemie opodatkowania, więcej niż my obydwa, i że w skutek tego nie powinien reprezentować nas w sejmie, bo nie posiadamy gruntów i nie płacimy żadnych podatków? Przyznam się, że nie znam lepszego sposobu; może p. Groman, jako odpowiedzialny redaktor Dziennika Lwowskiego, ma w swojej tece inne jakie arcanum?
Ma tu być zwołane zgromadzenie ludowe, w celu wysłania delegatów na zjazd międzynarodowy, który odbędzie się w Zurychu w Szwajcarji przy, sposobności postawienia pomnika na pamiątkę stuletniej rocznicy zawiązania konfederacji Barskiej. Nie możemy dobrze zrozumieć stosowności postawienia pomnika na obcej, choć najprzyjaźniejszej nam ziemi, ale natomiast przywiązujemy wszelką wagę do zjazdu, w którym wezmą udział przyjaciele naszej sprawy ze wszystkich stron świata. Obchód będzie cichy i nie ma innego celu, oprócz wymiany zdań i uczuć — ale znaczenie jego moralne jest nader wielkie. Na kongres etnograficzny moskiewski, gdzie chciwość zaborcza zgromadziła całą zgraję służalczych duchów z różnych krajów słowiańskich, świat cywilizowany odpowie kongresem przyjaciół sprawiedliwości, prawdziwej wolności i niepodległości narodów. Na dzikie okrzyki bankietów petersburgskich, zwiastujące światu nową nawałę Mongołów, Europa odpowie, że na kresach jej wschodnich żyje naród, któremu potrzeba dać oręż do ręki, ażeby nowy jaki Attyla ze swojemi hordami nie oparł się na Katalońskich błoniach.
Należy pragnąć, by oprócz p. H. Szmitta, wybranego przez Towarzystwo narodowo demokratyczne, więcej przedstawicieli naszego kraju wzięło udział w tej międzynarodowej uroczystości; a dla tego, że jest ona międzynarodową, dobrzeby było, gdyby ci reprezentanci byli biegłymi w obcych językach, przynajmniej w niemieckim i francuzkim. Oprócz mów okolicznościowych, których tam nie braknie, potrzeba koniecznie, aby kto przebywający w kraju wyraził wdzięczność szlachetnemu narodowi Szwajcarów za gościnność, jaką wyświadczają naszym braciom tułaczom, za troskliwą opiekę, jakiej młodzież nasza doznaje z ich strony. Nie byłoby od rzeczy, przesłać bodaj skromny jaki dar składkowy zacnemu p. Walderowi w Zurychu, prezesowi komisji subsydjów dla uczniów polskich, których kilkudziesięciu za jego głównie staraniem kształci się w tamtejszych zakładach naukowych. Może panowie, zajmujący się wysłaniem delegatów do Szwajcarji, zastanowią się nad tą propozycją i mimo krótkości czasu, postarają się o jej wykonanie.

(Gazeta Narodowa, Nr. 175. z d. 26. lipca r. 1868.)







  1. Użyte tu dziwaczne zwroty mowy, wyjęte są z ówczesnych ekspektoracy Kornela Ujejskiego, wygłaszanych we Lwowie i w Szwajcarji, przy sposobności odsłonięcia pomnika, wymyślonego przez hr. Platera.
  2. Cytat z poematu Heinego: „Atta Troll“. Temi słowy niedźwiedź-demokrata zastrzega się, by po zaprowadzeniu wolności i równości nie wolno było „żydom“ tańczyć po jarmarkach, albowiem popsuliby gust publiczności.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Lam.