Królowa Baltyku
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Królowa Baltyku |
Pochodzenie | Ze świata czarów. Zbiór baśni, podań i legend różnych narodów. |
Wydawca | M. Arct |
Data wyd. | 1911 |
Druk | M. Arct |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały zbiór |
Indeks stron |
Cicho drzemie stary Baltyk. Ani jedna fala nie wzniesie się, nie wzburzy i nie uderzy o piasczysty brzeg. Zlekka tylko wiaterek marszczy jego lśniącą powierzchnię, po której czasami przemknie łódź rybaka, śpieszącego ukryć się w nadbrzeżnych skałach, przed napadem odważnych wikingów normandzkich, których ciężkie lecz lotne łodzie, poruszane siłą kilkunastu ramion, widne zdaleka, dążą śmiało naprzód, niosąc mord i pożogę siołom nadbrzeżnym.
Przemknęły… i nic już nie wzrusza fal morza, nic nie wskazuje życia, które wrze w jego czeluściach.
W głębi zaś tych wód błękitnych wznosi się wspaniały pałac królowej Baltyku — Juraty.
Ściany tego pałacu, zbudowane z najczystszego białego bursztynu, wyłożone cudowną mozajką z muszli, mieniących się barwami tęczy; progi ze złota, dach z łuski rybiej, oraz okna djamentowe, obramowane rzędami pereł olbrzymiej wielkości. Na straży przed pałacem stoją wielkie jesiotry, w przedsionku rzędem ustawione są szczupaki, po komnatach zaś uwijają się gromadami zwinne śledzie — paziowie.
W głównej komnacie, na tronie z korali siedzi królowa tych głębin — Jurata. Na głowie jej błyszczy korona, szaty jej, utkane z pajęczej przędzy, lśnią całe w promieniach przedostającego się przez fale słońca.
Lecz czegoś królowa jest wzburzona, jakieś niepomyślne wieści przyniósł jej widać goniec, bo na licach jej znać gniew. Po długim namyśle klasnęła drobnemi dłońmi, i do sali wpadły gromadą szczupaki i z nizkiemi pokłonami zbliżyły się do tronu.
Spojrzała na nich Jurata i rzekła:
— Słuchajcie, szczupaki, gońce moi mili, biegnijcie żwawo na wsze strony państwa mego i zwołajcie moje siostry — bogunki, by się jutro tutaj stawiły na radę.
∗
∗ ∗ |
Na drugi dzień zrana, przed cudny pałac Juraty coraz zajeżdżały olbrzymie muszle, ciągnione przez koniki morskie, i wysiadały z nich urocze bogunki, w szatach, zda się, tkanych z promieni słonecznych, i biegły po wschodach do głównej sali, gdzie już na nie czekały siostry wcześniej przybyłe.
Po chwili do sali weszła Jurata, przyjęta radosnemi powitaniami i zasiadła na tronie. Przycichł gwar i Jurata odezwała się temi słowy:
— Miłe towarzyszki i siostry moje!… Wiecie, że wszechwładny ojciec mój, Pramżimas, pan nieba, ziemi i morza, mojej opiece i władzy poruczył te wody wraz z ich mieszkańcami; same jesteście świadkami moich łagodnych i szczęśliwych rządów. Żaden, choćby najmniejszy robaczek, żadna rybka nie miały przyczyny uskarżać się i narzekać na mnie, — wszyscy żyli w pokoju i zgodzie; nikt się na życie drugiego targnąć nie ośmielił. Lecz teraz spokój ten został zakłócony: tam, gdzie rzeka święta hołd memu królestwu składa, osiadł pewien nikczemny rybak, imieniem Kastitis, i podczas gdy ja nie ośmielam się ani jednej rybki do własnego stołu złowić, gdy nawet flonderki, które tak lubię, po jednej połowie zjadam, a drugą nazad do morza puszczam, to ten nikczemny śmiertelnik ośmiela się burzyć powszechną spokojność, imając w swe zdradne sieci niewinnych moich poddanych i na śmierć ich skazując. Takiej śmiałości nie można puścić bezkarnie. Słuchajcie więc siostrzyce, — tu zerwała się z tronu — oto gotowe czekają łodzie, płyńmy, towarzyszki miłe, nad brzegi rzeki, bo właśnie o tej porze zapuszcza on swe zdradne sieci, czyhając na niewinne ofiary. Naszemi pląsy, śpiewy i wdzięki zwabiemy go do zimnego łoża w morzu i tam dokonamy naszej pomsty. Udusimy go w swoich uściskach, zagrzebiemy go w zimnym piasku, piękne zaś oczy jego, któremi wszystkie Żmudzi i Litwy dziewice czaruje, mokrym żwirem zasypiemy.
Rzekła, i natychmiast sto łodzi bursztynowych, perłami i koralami zdobnych, a przez lotne, śnieżyste łabędzie ciągnionych, przed pałacem stanęło; — i przy odgłosie czarownych pieśni, z całym bogunek orszakiem, popłynęła królowa dokonać swego okrutnego dzieła.
∗
∗ ∗ |
Już ląd blizko, echo odbija śpiew bogunek o nadbrzeżne lasy, a każdy jego odgłos stokrotnie brzmi złowieszczo: „biada ci, rybaku młody!“
I gdy już blizko ujścia rzeki stanęły podmorskie dziewice, ujrzały swojego wroga, jak siedząc na brzegu rozwijał sieci.
Rybak był młody i piękny, zaledwie miękki puszek mszył mu jagody, czoło prześliczne, wysokie i białe, długie i czarne ocieniały włosy. Ze spokojem jeszcze w duszy i w sercu, z piosenką na ustach, marząc o obfitym połowie, zajmował się pracą.
Wtem jakieś miłe słyszy dźwięki; podnosi oczy i spostrzega sto łodzi, błyszczących w promieniach słonecznych, w nich sto dziewic przecudnej urody, a na ich czele, w łodzi okrytej purpurowym baldachimem, ciągnionej przez cztery srebrno-pióre łabędzie z białemi gołąbkami, unoszącemi się przed nią, z djamentową koroną na głowie, z bursztynowem berłem w ręku, — królowę morza. I oto rozlega się śpiew jeszcze milszy, — i oto już go otacza przecudne morskich bogiń grono, i swemi śpiewy, swojemi wdzięki do siebie wabić zaczyna:
O rybaku piękny, młody,
Porzuć pracę, choć do łodzi:
U nas wieczne tany, gody,
Nasz śpiew troskę twą osłodzi.
Obdarzym cię boskim stanem,
Skoro z nami mieszkać będziesz:
Śród nas będziesz morza panem,
I naszą miłość posiędziesz…
Słyszy to rybak, patrzy zdumiony i swoim oczom nie wierzy. Co ma począć, sam nie wie; wreszcie, ujęty zdradną ponętą, powstaje i chce się rzucić w objęcia bogiń.
Naraz królowa skinieniem berła uciszyć się towarzyszkom każe i tak do zdumionego rybaka rzecze:
— Stój, niebaczny młodzieńcze! wielka twa zbrodnia srogiej godną jest kary, jednak ja ci pod jednym przebaczę warunkiem. Młodość twa i wdzięki mocno mnie ujęły: gdy przyrzekniesz mię kochać, — w mojem objęciu znajdziesz szczęście. Lecz gdy wzgardzisz miłością królowej Juraty, jedną ci piosnkę zaśpiewam, a wnet będziesz przy mnie, i za jednem dotknięciem berła mojego zginiesz na wieki; — więc wybieraj!
Ukląkł młodzieniec, nachylił głowę i wieczną miłość zaprzysiągł.
— Teraz już jesteś moim. Pozostań, nie zbliżaj się do nas, bo jeden krok w zgubną cię przepaść wtrąci. Ja co wieczór będę przypływać do ciebie. Oto na tej górze, która odtąd od twego imienia zwać się będzie Kastity, zawsze zobaczę się z tobą.
To rzekłszy, skinęła berłem, zaszumiały skrzydła łabędzie, i cicho, bez śmiechów i śpiewów popłynęły boginie.
∗
∗ ∗ |
Rok już mijał, każdego wieczora królowa morza przyjeżdżała na brzeg i na górze widywała się z kochankiem.
Lecz Pramżimas, ojciec jej, wszechwładny pan nieba, ziemi i morza, dowiedziawszy się o tej tajemnej schadzce, rozgniewał się srodze, iż bogini poważyła się pokochać śmiertelnika. Więc gdy jednego razu wróciła królowa do swojego pałacu, spuścił z nieba piorun, który, rozdwoiwszy morskie odmęty, uderzył w mieszkanie królowej, samą zabił, a bursztynowy pałac na drobne roztrzaskał szczątki. Rybaka zaś, podczas wyprawy na połów, schwycił w wir, i strzaskawszy mu łódź, samego wciągnął w głębinę morza.
Tam go Pramżimas przykuł na dnie do skały i położył przed nim ciało jego kochanki, na które wiecznie patrząc, zmuszony jest opłakiwać swoje nieszczęście.
Dla tego to teraz, gdy wicher morskie zburzy fale, słychać jęk zdaleka, — to jęk biednego rybaka; woda zaś wyrzuca kawałki bursztynu — są to szczątki pałacu królowej Baltyku.