Koniuszy i żak

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Smil Flaszka z Pardubic
Tytuł Koniuszy i żak
Pochodzenie Obraz literatury powszechnej
Redaktor Piotr Chmielowski,
Edward Grabowski
Wydawca Teodor Paprocki i S-ka
Data wyd. 1895
Druk Drukarnia Związkowa w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Bronisław Teodor Grabowski
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
B) Koniuszy i żak.

Jeden raz mi się zdarzyło,
Gdy się w pewnym domu piło.
Właśnie w tejże samej chwili
Przyszli dwaj, by także pili.
Pozdrowienia nie czekali,
Lecz mię mile przywitali;
Pokłoniłem się ku ziemi
I usiadłem między niemi.
Jak to często w karczmie bywa,
Krzyczą: pani, nalej piwa,
Byśmy sobie cześć świadczyli,
Jeden do drugiego pili.
Posłuchajcież o tej sprawie,
Powiem wam o ich postawie.
Jeden z nich był człowiek młody,
Nie miał ani śladu brody,
Szatę szarą już znoszoną,
Przytem czapkę miał zieloną,
A i ta podarta była;
Torba mu się też zwiesiła,
W nią snadź kładnie, co mu trzeba,
Sądzę: książki, kawał chleba;
I tabliczkę miał przy pasie.
Jak widziałem w owym czasie,
Inna k’temu też przyprawę;
Słowem, szkolną miał postawę.
Drugi w starszej zdał się dobie,
Siedząc, brodę szarpał sobie,
Miał kapotkę wązką, krótką,
Szatę dosyć nienowiutką,
Podkasany był on dwornie,
Przytem był obuty w skornie;[1]
Te się dobrze postarzały,
But na nodze w dziurach cały,
Przez nie widać było nogi,
A jednakże wpiął ostrogi;
Toczek mu pokrywał głowę.
Na postawę patrząc owę,
Że to dworak, mi się zdało,
Zgrzebło z pasa wyglądało.
Ten rozprawiał z miną gęstą,
W końce butów patrzył często,
Mówił: Niema tego w świecie,
Choćby dał skarb, co w kalecie,
Aby zdjęła mię ochota
Zrzec się dworskiego żywota;
Bo uciechy w nim tak mnogo,
W świecie niema więc nikogo,
Co, gdy dworu raz skosztował,
Wiecznie już nie dworakował.
Kto o lepszem życiu powie,
Kłamcą się okaże w słowie.
Dworak mową usta trudzi,
Aż na siebie żaka wzbudzi.
Ten mu na to więc odpowie,
Mówiąc: Dobrze mam to w głowie,
A ja także temu wierzę,
Iż panowie i rycerze
Dobrze mają się u dworu,
Bogacz zazna tam honoru;
Ale biedni nieboracy,
Ci zażyją tylko pracy,
Im dworactwo wyjdzie bokiem,
Bieda z nimi krok za krokiem,
Większej biedy niema w świecie,
Zwłaszcza wy jej użyjecie,
Bo najgorzej ma koniuszy,
Choć się nie chce przyznać w duszy;
Żebyście się przyznać chcieli
I swą biedę powiedzieli,
Co u dworu zażyjecie,
Większej biedy niema w świecie
Nad wasz smętek dobrowolny.
Co innego nasz stan szkolny,
Ja powiadam, rozkosz prawa
Nam na świecie się dostawa
I w jedzeniu oraz piciu
Nie czujemy braku w życiu,
Głodu nigdy nie zaznamy.
Kiedy razem posiadamy
I mnie jakiś kęs przypadnie,
Jeśli suchy, wtedy snadnie
W mej polewce on rozmięknie,
Wiedzie się też brzuchem pięknie.

I będziemy dobrze syci,
A do tego i napici
Czasem nawet aż do zbytku;
Więc też wodę dla pożytku
Pijem podczas, bo to zdrowe,
To pomaga wżdy na głowę.
Pysznie się od strawy mamy,
Mięsa, kur dość dostawamy,
To jest, kiedy odpust, wtedy
Nie zaznamy żadnej biedy;
Nie jedenkroć u nas bywa,
Iż do zbytku mamy piwa.
A wam nieraz na śniadanie
Dadzą w gębę niespodzianie;
A i na tem nie dość przecie,
Zwykłe bicie dostajecie;
Bywać to, iż miast obiada
Plecy wasze kij okłada.
Gdy żak przestał, dworak wrzaśnie:
To są łgarstwa, fałsze, baśnie!
Więc okrzyknie go gniewliwie:
Żaku, łżesz ty niecnotliwie,
Że cierpimy głód na dworze
I kij plecy nasze porze.
Ach, partyko wysuszona!
Gęba twa nieuskromniona!
Toż tak o nas mówić trzeba,
Gdyś sam nie jest syty chleba?
Cóż dobrego jest w was, żacy?
Toć wychudli z was żebracy
Z domu do dom wędrujący,
Z jękiem, piskiem wciąż żebrzący,
By polewki dostać tłustéj.
Ach ty stanie marny, pusty!
Tu partykę żytnią dadzą,
I z tem za drzwi wyprowadzą;
Jeszcze szczęście, gdy niekiedy,
Litując się waszej biedy,
Gdzieś polewki dadzą mało!
Jeśli wam się co dostało,
Zaraz biegnie żak wesoły
Z tą nowiną aż do szkoły
I to w bardzo dobrej myśli,
Jakbyście na gody przyszli.
Ale starsi tam dopiero,
Chleb, polewkę wam odbierą
I będziecie od nich bici
Z gniewu, bowiem nie są syci...

Dalej koniuszy chlubi się, że na dworze ma jeść dowoli, bo gdy kucharz o nim zapomina, to sam biegnie do kuchni i o jadło się dopmni. A jeśli zdarzy się i to, że pan go uderzy kijem w plecy albo głowę, to znowu żaków matka porodziła na to, aby brali rózgą brzozową. Żak rozwścieklony opowiada, że czytał w księgach, iż dyabeł niegdyś służył za koniuszego, ale nie mógł wytrzymać i umknął. Przechwała się, że chodzi po wsiach i wieśniaczkom rozdaje obrazki święte, za co od nich jaja bierze. Żacy i księża nie boją się powieszenia, ale dworakowi włosy stają dębem, gdy przejeżdża koło szubienicy. Dworak na to niemiłosiernie urąga i pyszni się, że chłopi mu się nizko kłaniają, pan mu czasem nową kapotkę sprawia. Żak znowu powiada, że niejeden ze stanu żakowskiego zostaje biskupem i że on może niezadługo będzie mszę odprawiał w złocistym ornacie, a koniuszy przytem będzie stał jak cielę. Koniuszy rozgniewany krzyczy, że żak, nim zostanie prałatem, katem wprzódy będzie, bo siepacze i kaci bywają literatami, a w końcu zostanie powieszony. Na to wszczyna się bójka, a autor, nie chcąc patrzeć na podobne widowisko, zabiera się do domu i ostrzega przed chodzeniem do karczem.
(Bronisław Grabowski).




  1. Po staropolsku i staroczesku — buty.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Smil Flaszka z Pardubic i tłumacza: Bronisław Teodor Grabowski.