Przejdź do zawartości

Karpaty i Podkarpacie/Ostatnie uskoki Beskidów Zachodnich

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ferdynand Ossendowski
Tytuł Karpaty i Podkarpacie
Pochodzenie Cuda Polski
Wydawca Wydawnictwo Polskie R. Wegner
Data wyd. 1939
Druk Concordia S. A.
Miejsce wyd. Poznań
Ilustrator wielu autorów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ DRUGI
OSTATNIE USKOKI BESKIDÓW ZACHODNICH

OOstatnie uskoki Beskidów Zachodnich, to Beskid Sandecki. Ciągnie się on od przełęczy Tylickiej i doliny rzeki Białej po przełom Dunajca. Odcięty on został od Spiskiej Magóry górami Lubowelskimi, grzędą Pienin i gór Limanowskich, na północnym wschodzie prawie znika rozpłaszczając się na pogórzu karpackim. Wartki Poprad, zbiegający z Tatr, przeciął Beskid Sandecki, niby „Chrobry czekanem“ oddzieliwszy wschodnie pasmo, Jaworzynę od zachodniego, Szczawnickiego. Szczyty ich: Jaworzyna, Nad Kamieniem, Runek, Pisana Hala, Parchowatka i Makowica — we wschodniej części oraz Radziejowa, Wielki Rogacz, Złamana Hala, Wielka Prehyba, Szczawnicka Hala, Eliaszówka i inne — w zachodniej wznoszą się niewiele ponad 1000 metrów.
Pasmo Jaworzyńskie lub Krynickie (K. Sosnowski) wzdłuż całej grani okryło się lasami, gdzie ponad wszystkimi drzewami zapanował buk. Śród lasów tu i tam widnieją jaśniejsze plamy hal, gdzie zanikłe niemal pasterstwo ożywiać się poczyna, gdyż znaleziono naukowe sposoby walki z zanieczyszczającymi łąki górskie kwaśnymi trawami. Czy ożywi się ono ostatecznie — nie wiadomo, bo dawni pasterze porzucili już i zapomnieli o nawykach bacowskich i do radła się wzięli, bo oto wszędzie, gdzie na nagich spychach górskich widnieją wioski, dojrzeć można pola uprawne, biedne, jałowe a niepewne, gdyż cienką warstwą żyznej próchnicy zmywają wody wiosenne, a wicher halny wysusza ją i wydmuchuje. W zachodnim pasmie rozległe hale Prehyba, Konieczna i Niemcowa przerywają pasma lasów. W tej grupie górskiej pozostały lasy mieszane, z jodły, świerków, jaworów i buczyny złożone bory świerkowe niedawno okrywały dziś nagi szczyt Radziejowej, który uważany był za niedostępny, gdyż śmiałek, co do ostępów jego mateczników się zapuszczał, tracił drogę i ginął wśród rozrośniętych niebywałe paproci, mleczajów, omiegów i różnorakich traw wysokogórskich.
Na wysokim grzbiecie Jaworzyny, odgraniczającym Krynicę od Żegiestowa, widnieją progi skał piaskowcowych, gdzie utrzymały się tylko buki karłowate i cherlawe, o pionach, okrytych grubą płachtą jaskrawych mchów zielonych. Na złomiskach piaskowca lepią się skorupy porostów, a w szczeliny ich wżerają się korzeniami swymi dzikie porzeczki alpejskie, wiciokrzewy i wierzby niskie. U stóp Parchowatki, gdzie pod sam szczyt wpełzły zagrody gazdów i ich pola orne, przytuliła się wieś Łomnica, słynna z tego, że z ziemi biją tu obfite źródła leczniczej szczawy żelazistej, jak w Krynicy. Miejscowość ta nadaje się wyjątkowo do rozbudowy uzdrowiska. Tymczasem niewielu ludzi szuka tu zdrowia, więc cenne „kwaśne wody“ giną bez użytku, tworzą mały potok górski i odpływają. Do łożyska potoczka zewsząd, wijąc się, ni to wąż wśród zarośli, biegną ścieżki — kluczące, kręte i tajemne. To sarny i dziki wydeptały je, dążąc ku „żywej“ wodzie, gdy nękane chorobą nieznaną usłyszą nakaz natury. Kto wie, może właśnie jelenie i sarny przyprowadziły do źródeł leczniczych człowieka, jak o tym opowiada historia niektórych znanych w Europie zdrojowisk?
W Beskidzie Sandeckim natura złożyła dla Polski wielkie skarby w postaci wód mineralnych. W zakresie uzdrowienia ludności Rzeczypospolitej zajmuje on jedno z czołowych miejsc nawet w Karpatach, tej skarbnicy uzdrowisk. Kto nie słyszał o Krynicy, Wysowej, Żegiestowie, Muszynie i Szczawnicy?
Krynica, przezwana „perłą polskich wód mineralnych“, a leżąca wśród gór i lasów, rozwija się szybko, bo rząd, instytucje społeczne i osoby prywatne nie skąpią kapitałów na coraz to nowe i wspaniała nieraz inwestycje. Leży ona w dolinie potoku Kryniczanki, płynącego z lasu Hutyr i dążącego do Popradu. Kilka źródeł, przeważnie szczawy żelazistej obfitującej w bezwodnik węglowy wybija tu z głębi ziemi. Są też tam inne źródła, na przykład podobna do wody Vichy, kąpiele mineralne i borowinowe, zakłady i urządzenia do różnych zabiegów leczniczych. Na górze panującej nad doliną i zagłębiem Krynickim urządzono rozległy park jodłowy z pięknym posągiem Matki Boskiej, zaprojektowanym przez Grottgera, z ławką i popiersiem Kraszewskiego. Z góry parkowej i za szczytu Huzarów odsłania się wspaniały widok na Beskidy Sandeckie i na skrawek Tatr szafirową ścianą podnoszących się w oddali.
Okolice Krynicy posiadają ziemie orne, sady i łąki i obfitują w malownicze miejscowości zasługujące na zwiedzanie. Do pospolitych i łatwych wycieczek należy przejście na Lackową, gdzie pozostały okopy konfederatów barskich, którzy tu cudem wyszli z matni, do wodospadów Czarnego Potoku i na szczyt Jaworzyny, gdzie w pobliżu wznosi się samotny „Diabelski Kamień“, o którym istnieje wiele strasznych, ponurych, jak też i pełnych humoru nieraz podań miejscowych.
Ciekawe są wycieczki do przytulnego miasteczka Tylicza, posiadającego źródła, podobne do krynickich, i Muszynki koło której konfederaci barscy odpierali z okopów ofenzywę rosyjskiego generała Drewicza. Dalej szosa przekracza słowacką granicę i zbiega ku staremu grodowi Bardiowowi, gdzie w kościele św. Idziego i w ratuszu przechowały się dzieła wysokiej sztuki polskich rzeźbiarzy i snycerzy. W tym mieście powstał współczesny zakład kąpielowy oparty na źródłach szczawy żelazistej.
Niższe góry toną w płaszczu z drzew liściastych, na wyższych rozrzucają szerokie łapy sosny i świerki. Topole, sprowadzone podobno z Włoch, i buki wypełniają doliny i wilgotne wąwozy. Na zielony przepych lasów, borów i łąk patrzą pobliskie szczyty — Jakubik, Jasiennik, Mochnacka, Kopciowa, Jaworzynka, Hawrylakówka i Krzyżowa, przeznaczone na sporty narciarski i saneczkowy.
Kolej wiodąca do Krynicy jest bocznicą linii przekraczającej granicę; na węźle tych dróg, w dolinie Popradu leży dawniej biskupie miasto Muszyna. Osobliwością Muszyny jest rezerwat lipowy i ruiny zamku, zbudowanego w w. XII-ym. Muszyna podobnie jak Czorsztyn nieraz była obieraną za siedzibę i ostoję grasujących w tej części Karpat zbójników tatrzańskich, ruskich, madziarskich i wołoskich, lub awanturniczych rycerzy, jak nieznanego nazwiska Piotr, któremu drużennicy Bolesława Wstydliwego tak długo deptali po piętach, że aż zmuszony był w końcu zamknąć się w swoim gnieździe i zginąć w płomieniach wraz z watahą z „beskidników“ węgierskich złożoną. Piękne okolice, łagodny klimat, kąpiele w Popradzie i źródła mineralne pociągają tu letników, kuracjuszy i turystów. W dalszym biegu rzeki, dążącej ku północy w wąskim, o prostopadłych zboczach wąwozie górskim, niby na gzymsie potężnego muru umieścił się Żegiestów Zdrój, otoczony bukowymi lasami, gdzie tuż za zakładem kąpielowym biją źródła mocno kwasem węglowym gazowane, źródła szczawy żelazisto-magnezjowo-wapiennej, zimnej i posiadającej doskonały smak. W pobliżu Żegiestowa Poprad robi dwie ogromne pętle, przez co powstały obie Łopaty — „półwyspy“ — i wymija górę, przez którą przechodzi tunel kolejowy. Dolina Popradu pod Żegiestowem staje się podobna do kanionu, i to stanowi słabą stronę tego zdrojowiska, bo rozwój jego przestrzenny i rozbudowa natrafia na poważne trudności techniczne, wymagające zniesienia gór lub rozszerzenia się w linii prostej — ku małej łemkowskiej wiosce Żegiestów, ku Wierchomli i Muszynie, co znów wymagałoby wielkich kapitałów na dogodną dla kuracjuszów komunikację. Najwyższym szczytem, panującym nad okolicą, jest Pusta Wielka, skąd roztacza się piękny widok o okiem nieogarniętym widnokręgu. Przez ten szczyt i przez Jaworzynę biegnie znakowany szlak do Krynicy.
Cała ta okolica w różnych miejscach obfituje w źródła typu krynickiego lub żegiestowskiego. Główną ich cechę stanowi obfitość gazu — bezwodnika węglowego.
Do tej też grupy źródeł mineralnych należy drugie po Krynicy uzdrowisko karpackie — Szczawnica, znajdująca się u podnóża góry Radziejowej. Posiada ona kilka zdrojów słono-alkalicznych szczaw, znakomicie działających na choroby narządów oddechowych i trawiennych. Piękne parki Górny i Miedziuś oraz kąpiele słoneczne na połoninie Popiej Góry stanowią pociągającą stronę tego uzdrowiska. Jest to ostatnia wieś, zamieszkała przez dorodnych, pięknych, strojnych górali polskich. Tuż w pobliżu zaczaiły się w górach wioski Łemków. Nad Szczawnicą panuje góra Bryjarka z krzyżem na szczycie. — Beskidy Sandeckie mogą być uważane za teren klimatyczny o wysokim znaczeniu leczniczym i sportowym. Cały szereg miejscowości, położonych pomiędzy Dunajcem a Popradem i na prawym jego brzegu, posiada źródła mineralne, na przykład Krościenko, Głębokie, Wierchomla, Milik, Rytro, Piwniczna, Grybów i inne, gdzie jedynie brak kapitałów a częstokroć i — komunikacji staje na przeszkodzie przeistoczeniu nędznych, zapomnianych przez Boga i ludzi kątów Polski w znakomite, zbawienne dla chorych ludzi uzdrowiska — malownicze, ciepłe, tanie i skuteczne. W każdym razie jednak cieszyć się należy, że natura uposażyła nasze Karpaty w tak liczne i obfite źródła zdrowia.
Dolina Dunajca i Popradu — to prastare szlaki osadnictwa polskiego, bo tą właśnie drogą wgłąb gór wdzierali się i rozpowszechniali po Karpatach Wiślanie i Sandomierzanie. Niedaleko Szczawnicy na górze Jarmut znaleziono brązowe toporki i naszyjniki. Istniała więc tu jedna z najdawniejszych osad.
W dolinie Popradu wszystkie niemal osady, jak Muszyna, Pławiec, Lubowla były już znane i zaludnione na progu w. XIII-go, a zapewne o wiele wieków wcześniej, gdy zagony pierwotnych Słowian rozpowszechniały się w górę Popradu i Dunajca. W czasach późniejszych dopłynęła tu nowa fala osadników węgierskich i wołoskich i w morzu słowiańskim znikła, przynosząc domieszkę swej krwi.
Istniała też inna kolonizacja, a sunęła od Wschodu. To słowiańskie szczepy koczownicze usiłowały wejść w rozłogi górskie, szukając tam ziem urodzajnych i łąk pasterskich. Udało im się to ciężkie przedsięwzięcie, chociaż wąskim zaledwie klinem dotarli aż pod Muszynę, gdzie i teraz spotykamy wsie łemkowskie. Jednak — może też być, iż ci pierwsi osadnicy wschodni wcale nie byli Słowianami, tylko Wołochami, którzy od Rusi przyjęli kulturę i wyznanie religijne.
Jakkolwiek jednak odbywały się te migracje, rozwojowi osadnictwa znakomicie dopomogły przełomy Dunajca i Popradu, otwierające drogę do wnętrza niedostępnych wówczas grzbietów sandeckich — tych właśnie gór, gdzie bezpieczne schrony miały bandy wszelkich zbójników i łupieżców ciągnących tu różnymi drogami z zachodu i południa. Zapewne więc od pierwszych już kroków swoich na nowych obszarach górskich osadnicy musieli zwracać uwagę na obronę, a nawet nieraz rzucać wici zwołujące sąsiadów do wspólnego napadu na niespokojnych i groźnych bandytów. Już wtedy musiały powstać jakieś miejsca obronne; dobrze zamaskowane „przesieki“ przegradzały zbójeckim watahom dostęp do dolin, gdzie rolnik lemieszem sochy odwalał pierwsze skiby, a pasterz pędził stada na wysokie hale. Wtedy to wyodrębnił się, wykształcił i zahartował charakter polskich osadników górskich, zuchwałych, chciwych i odważnych, wtedy też ponad wszystko wybujał pęd ich do wolności i niezależności. Za panowania Mieszka i Chrobrego, ludzie, co w górach od dziada-pradziada osiedli, wyrobili dumny nawyk wspólnymi siłami radzić sobie w najcięższej choćby potrzebie. Przez długi czas niechętnym okiem spozierali oni na królewskich rycerzy i możnych komesów, którym nadawano wielkie obszary wraz z całą ludnością, czyniąc ją owymi „glebae adscripti“, co to z biegiem czasu na niewolnych zmienili się kmieci. Toteż nieradzi oni byli sąsiadom: kasztelanom i nawet samemu księciu lub królowi, gdy zjeżdżał do okolicy „na stan“, bo wonczas musieli żywić go wraz z jego drużyną i świtą, dawać mu środki przewozowe i spełniać różne uciążliwe nieraz i rujnujące osadników posługi. Przeto nie jeden raz wynikał bunt, krwawo tłumiony, gdy bace halni, na przykład, wzbraniali się dawać królewskiemu urzędnikowi grodzkiemu — „narzazu“, bydła na rzeź, a rolnicy dolinni odmawiali „sepu“ — ziarna i mąki — a wszyscy społem słyszeć nie chcieli o poradlnem, porożnem, podymnem i innych daninach w naturze. Królowie jednak zrozumieli niebawem, jak ważnym czynnikiem państwowym stają się osadnicy, zdobywający góry, więc obdarzyli ich szczególnymi swobodami i od zależności od panów ochronili. Te to właśnie warunki wytworzyły powstanie znanego i do naszych czasów w znacznym stopniu przechowanego dumnego, wolnego i hardego typu górala.
Zasłużyły się więc Polsce i ludności górskiej oba przełomy Dunajca i Popradu.
Jakież powstały te przełomy i czy są właściwie „przełomami?“ Czy nie miały tam miejsca inne jeszcze zjawiska? Czy nie leżały gdzieś w górskiej kotlinie, jako wspomnienia po lodowcach, — ogromne jeziora, a rzeki z nich wypływające na wyżynie, zmywając i unosząc coraz to głębsze warstwy gleby, zrównały z czasem swoje koryta z dnem tych jezior i osuszywszy je w końcu popłynęły w tym samym co przed wiekami kierunku? Czy też rozmywane wodą doliny pogłębiały się szybko, cofając się ku trzonowi grzbietu górskiego, coraz bardziej wrzynając się w jego skaliste cielsko, aż przepiłowały je na wylot, a rzeki pomknęły z przeciwległych jego zboczy, zmieniając pierwotny swój kierunek? Być też może, że nie wrzała tu żadna wściekła walka pomiędzy górami a Dunajcem i Popradem. Przypuszczają niektórzy geografowie, że obie te rzeki płynęły tymi samymi łożyskami wtedy, kiedy jeszcze moce podziemne nie wydźwignęły i nie pofałdowały Karpat. Kiedy zaś poczęły one podnosić się powoli i mozolnie, starsze od nich a wartkie i pełnowodne rzeki zdążały zmywać i burzyć powstające w ich łożyskach nierówności, zachowawszy w ten sposób swoje koryta i swój odwieczny kierunek. Inni znów twierdzą, że obie rzeki wdarły się do szczelin, utworzonych w grzbiecie, pękającym pod ciśnieniem sił górotwórczych, wyżłobiły je, pogłębiły i za łożyska sobie obrały. Czy stało się to nagle i gwałtownie, gdy owe siły wpadły w szał tworzenia, czy też góry dźwigały się zwolna w ciągu milionów lat, w których niezliczonym korowodzie rzeki znalazły sobie nareszcie jakieś zagłębienie i w nowe weszły koryto? Dotychczas nie ma na to odpowiedzi. Jednak, przyglądając się obu przełomom, myśl mimowoli biegnie ku epoce, gdy oko ludzkie nie oglądało jeszcze Karpat, i pyta natarczywie:
— Pieniny i ty, Beskidzie Sandecki, powiedzcie, podszepnijcie, kiedy i co się tu działo, bo nie zabliźniły się jeszcze wasze rany, przez Dunajec i Poprad ni to cięciem miecza zadane, otwarte od wierchów aż po przyciesie skalne?

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Milczą wciąż góry i jak gdyby przerażone opadają, płaszczą się tuż za rzeczką Białą i w nowe przechodzą — łagodne, słońcem zalane, ludne i nie groźne pasma Beskidu Niskiego.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ferdynand Ossendowski.