Karol Śmiały/Tom II/Rozdział VI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Karol Śmiały
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1895
Druk J. Czaiński
Miejsce wyd. Gródek
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Charles le Téméraire
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
VI.
Zniszczenie Dinant.

Tymczasem ta armja ukazywana przez księcia deputacji z Liege, była na pozór tylko błyszcząca, w rzeczywistości zaś miała nie wielką wartość; oddawna nikt z żołnierzy nie pobierał żołdu. Cierpiano wielki niedostatek podczas wojen we Francji, i każdy z wojowników z upragnieniem wracał do swego rodzinnego kraju.
Skoro zaś pokój z Liege został nareszcie podpisany, przeto Charolais postanowił odroczyć na pewien czas owe zamiary dotyczące miasteczka Dinant. Zebrał tedy armię, podziękował każdemu z dowódców i każdemu żołnierzowi za jego wierną służbę, prosił o wybaczenie mu, że dotąd wcale nie zapłacił im żołdu przyrzekając, że na drugi raz będzie akuratniejszym.
Nakoniec naznaczył im termin do zebrania się na nowo w miesiącu czerweu, jako w czasie określonym na wykonanie swego zamiaru co do miasta Dinant.
Jakoż kiedy w ciągu sześciu miesięcy, mieszkańcy Liege widzieli że hrabia odprawił na urlop całą swoją armię, nabrali otuchy i nadziei, a nawet i odwagi.
Pokój nie został wykonany co do żadnego warunku, oprócz honorowej kary, która spełniła się w Brukseli na placu ratuszowym, podczas kiedy stary książę stał na balkonie.
Jeden z deputowanych czarnego miasta miał śmiałość wypowiedzieć następne wyrazy:
— Najłaskawszy panie spraw to z łaski swojej, aby pomiędzy Karolem a mieszkańcami miasta Dinant specjalnie zawarty został pokój.
Na co kanclerz dał odpowiedź:
— N. Pan przyjmuje czołobitność tych, którzy mu się tu przedstawiają. Przeciwko tym zaś, którzy nie chcą złożyć mu hołdu, odwoła się do przysługującego mu prawa.
Ale, żeby utwierdzić te prawa, potrzeba koniecznie armji, wojska zaś hrabiego Karola zostały rozpuszczone.
Inaczej jednak postępowano z tymi wygnańcami, (wyjętemi z pod prawa) jednem słowem z dziećmi zielonego obozu, którzy na wygnaniu stali się bandytami i dziedziny księcia plądrowali i niszczyli.
Jakkolwiek książę podpisał umowę zwołania armii na 1 czerwca, minął lipiec a armia wcale nie była zebrana. Księżna, która zachowała żal i uczucie pomsty przeciwko ludności miasta Dinant, była tem doprowadzona prawie do szaleństwa, oskarżała ona swego syna o brak należytego przywiązania i o niechęć obrony jej czci niewieściej posądzając go że nazwę obelżywą bastarda przyjmuje z obojętnością karygodną.
Nietylko synowi ale dokuczała jeszcze bardziej staremu księciu.
Pewnego dnia kiedy Filip Dobry był w najgorszym humorze, z powodu niesmacznego obiadu, zapytał:
— Czy moi ludzie nakoniec przybędą.
Mowa ta zwrócona była do panów, którzy znajdowali się obok księcia.
— Najłaskawszy Panie — odpowiedzieli, słaba bardzo nadzieja. W ostatnim roku byli oni tak nędznie płaceni, że zaledwie mają w co się ubrać, a przecież kapitanowie nie mogą pokazać się przed frontem niesprawiwszy sobie nowych mundurów.
Na te słowa książę wpadł w szalony gniew.
— Co wy pleciecie? zawołał i pchnął nogą tak stół że go przewrócił. Wydałem z mojego skarbu dwieście tysięcy talarów złotem a moi żołnierze niezapłaceni? Więc nie mogę najwidoczniej nikomu wierzyć.
Po czem wpadł w rodzaj szału, czy gorączki, oczy zamknął a usta konwulsyjnie mu się ściągnęły. Był to rzeczywisty rodzaj ataku apoplektycznego, silniejszy niż kiedykolwiek.
Jednakże po niejakim czasie odzyskał przytomność i Karol postanowił nie zwlekać dłużej aktu zemsty, jaki sobie uprojektował.
Co prawda książę odzyskawszy zmysły, wydał rozkaz, aby każdy kto zdolny nosić oręż, w ciągu dwóch tygodni był gotów do wymarszu pod karą śmierci. Hrabia Charolais otrzymał polecenie być obecnym każdemu aktowi wieszania nieposłusznych.
Wszyscy przybyli.
Zrozumiano dobrze, że mająca nastąpić wojna, będzie walką pomsty i nienawiści; że książę i jego syn mają pomścić się za uczynione im krzywdy, za dopuszczenie się względem ich osób ciężkiej obrazy i że przedewszystkiem należało się strzedz aby nie popaść w ich ręce, aby nie wmieszać się między gniew i zemstę.
Stanęło 30 tysięcy ludzi pod bronią.
Nikt nie odważył się zrobić wzmianki, że z powodu winy jakiegoś tam nicponia, który pozwolił sobie paplać co mu przyszło na język, że z przyczyny głupiej zabawki jakiegoś lekkomyślnego ulicznika, ma odpowiadać za to ludność i miasto podlegać karze.
O ile było wiadomo, przełożeni cechów i warstatów, mieszczani oraz szlachta nie przyjmowali zgoła żadnego udziału w konceptach swoich czeladników, a może nawet już tych winnych wcale w mieście nie było.
Ani książę, ani hrabia nie pomyśleli o tem, mając armię gotową, maszerowali do miasteczka Dinant. Książę pomimo nadwerężonego zdrowia postanowił wziąć udział w tej wyprawie.
Co się tycze hrabiego, ten był opanowany szaleństwem i to szaleństwo czyniło go nieubłaganym, zapamiętałym i brutalnym — bił kijem wszystkich, którzy nie słuchali jego rozkazów, groził co chwila karą śmierci tym, którzy mu nie zdołali podobać się a na przeglądzie poprzedzającym wymarsz armii, zabił własną ręką łucznika, nieodzianego wedle wydanego w tym względzie polecenia i instrukcji.
Ale Dinant, ze swej strony było mocno bronione.
Bronione naprzód przez mury grubości dziesięciu stóp i przez ośmdziesiąt wieżyc. Siedmnaście razy z rzędu miasto osaczał już nie hrabia, ale inni poprzednio książęta, królowie a nawet cesarze — gdy jeszcze Dinant nie był wzięty szturmem, nie poddał się dobrowolnie.
Przytem mieszkańcy Liege przyrzekli cztery tysiące ludzi i wszystkich bannitów (czytaj rozbójników) jak niemniej ofiarowali swe usługi i dzieci zielonego namiotu.
Dinant w przekonaniu że nie ma dostatecznej ilości rąk do obrony zwrócili się o pomoc do całego świata.
Szturm rozpoczął się w poniedziałek 18 sierpnia 1466 roku. Pan Hagenbach kierował artylerją i kierował tak dzielnie że tego samego dnia połowa przedmieść została zniszczoną.
Heroldowie Burgundcy otrąbili osaczonym przez surmy bojowe, żeby się poddali dobrowolnie, ale ci bardziej jeszcze hardzi, odpowiedzieli:
— Jakaż to fantazja opanowała tę mumię, tego waszego starego księcia, że zapragnął tu przybyć by umrzeć w naszych murach? Cóż porabia tutaj pod naszemi murami i ten smyk hrabia Charolette? Niech lepiej wróci do Montlhery i spotka się z szlachetnym królem Francji, który przyjdzie nam na pomoc wraz z naszymi przyjaciółmi. Zamierza nas pokonać pan Karolek — żeby ugryźć i zrabować Dinant trzeba mieć lepsze niż jego zęby i drapieżniejsze niż jego pazury.
Jednakże oblężeni wkrótce przekonali się, że nie mogą rachować na żadną pomoc — król francuski, jak to wkrótce zobaczymy, miał inne sprawy do załatwienia i nie myślał zgoła o spieszeniu z ratunkiem a przytem Liege, opanowane przez szlachtę miejscową, nie dotrzymało danego słowa.
Prócz tego oblężenie prowadzone było z niesłychaną gorliwością.
Dnia 18, jak już pisaliśmy, przedmieścia zamienione zostały w gruzy.
Dnia 19 armaty coraz bardziej niszczyły mury.
Dnia 20 i 21 otworzone zostały przełomy tak szerokie, że w dniu 22 i 23 można było przystąpić do ataku stanowczego, ale stary książę widząc mieszkańców broniących się z taką zaciętością, postanowił jeszcze czekać — ich rozpacz mogła spowodować rzeź ogólną.
Podczas tej przerwy udzielonej przez Filipa, Dinant odniosło się do Liege, wołając: „de profundis“ jak umierający woła w chwili zgonu do Boga.
Ludność Liege odczuła hańbę i postanowiła bez względu na zakaz ich magistratu wystąpić czynnie w dniu 26.
Lecz wówczas kiedy lud z zawziętością walczył na murach Dinant — mieszczanie w dniu 22 wysłali deputację do księcia, błagając o łaskę i miłosierdzie.
Nie zyskawszy przychylnej odpowiedzi, po raz drugi w dniu 24, ponowili swe proźby, wysyłając nowych deputowanych.
Tym razem książę wysłuchał żądań deputacji.
Mówiono że cała ludność Liege, postanowiła wyjść z miasta spiesząc na pomoc zagrożonemu Dinant.
Przy tym słabym znaku zezwolenia na prośby deputacji, mieszczanie nie posiadali się z radości. Był to dzień św. Ludwika (25 sierpnia) książę nie był w stanie czegokolwiek odmówić w taką ważną uroczystość.
Postanowiono tedy zdać się na łaskę i niełaskę.
Skoro noc nadeszła, Dinant otworzyło bramy, a to w tym celu, aby ci, którzy nie mieli ufności w łaskę księcia, mogli swobodnie wyjść i ukryć się w polach i lasach.
Dnia 25 rano, książę już wiedział że miasto jest w jego rozporządzeniu, że może do niego wejść każdej chwili, kiedy mu się podoba. Wskutek tego, wieczorem zajął je, umieściwszy niewielką część swego wojska jako garnizon.
Nazajutrz w południe hrabia Charolais odbył wjazd do miasta. Zapewne dla śmiechu był otoczony błaznami i muzykantami, z których jedni grali na fletach, drudzy na bębenkach baskijskich.
Wydane zostały najsurowsze rozkazy żołnierzom: uszanowania cudzej własności, nieprześladowania nikogo, nie brania nic i tylko żądania zapasów żywności. Trzech łuczników, którzy zaciągnęli kobietę do lasu, schwytano i powieszono na szubienicy miejskiej.
Książę w początkach chciał wziąć udział w pochodzie swego syna, ale zrobiono mu uwagę, że w chwili, w której nie zgodził się na udzielenie jakiejkolwiek łaski, pojawienie się jego w mieście byłoby niestosowne.
Tymczasem rozkazy wydane przez hrabiego, ożywiły poniekąd nadzieje mieszkańców.
W dniu wejścia do miasta, Karol pod pretekstem zabezpieczenia mieszkańców od nadużyć żołnierskich, nakazał księżom, kobietom i dzieciom zebrać się w kościele.
Nazajutrz znaczna eskorta wojskowa wyprowadziła ich po za miasto.
— Był to smutny orszak, rozdzierający swym widokiem serca ludności miejskiej. Skoro te nieszczęśliwe kobiety i biedne dzieci dowiedziały się nareszcie, że ich dla tego uprowadzają z miasta, aby wydać ich mężów i ojców i braci rękom sprawiedliwości, poczęły tak płakać że mogłyby nawet wzruszyć do łez kamienie leżące na drodze — opuszczając miasto bez nadziei ujrzenia kiedykolwiek najdroższych osób, krzykami i jękami napełniły powietrze, któżby wówczas nie zadrżał z wściekłości, któżby nie rzucił się na ratunek swych żon i matek, a przecież hrabia Charolais pozostał zimnym, obojętnym, jakby go nie zrodziło łono kobiece, lecz jakaś czeluść piekielna.
Przez trzy dni miasto pozostawało w niepewności, pomiędzy życiem a śmiercią.
Karol nieustannie zwracał spojrzenie ku miastu Liege, czy z tamtąd nadchodzą pomocnicze oddziały, nie chciał bowiem aby w szale okrutnej, nieludzkiej zemsty, uczestniczyli obcy.
W środę dnia 27 książę zwołał radę do Bouvignes.
Rezultatem tej narady było postanowienie zniesienia z kretesem miasta Dinaut.
Jeszcze im trzy dni pozwolono żyć.
W czwartek i piątek zostało ono zrabowane; w sobotę zaś spalone, popioły przytem rozsypano na cztery strony świata.
Dobry książę zorganizował sąd wieszania, sąd jakiego historja dotąd nie wspominała w żadnem państwie.
Powieszono i utopiono razem ośmset ludzi.
W tym trakcie żołnierze rabowali miasto, a dowódcy rabowali żołnierzy.
W sobotę już nie trzeba było podkładać ognia, w piątek dnia 29 o godzinie 1-szej po północy ogień wybuchnął w mieszkaniu hrabiego de Cleves, wnuka księcia. Pożar rozszerzył się z taką straszną gwałtownością, że nie można było uratować nawet skarbów kleru, ani wyprowadzić z kościoła bogatszych więźni tam zamkniętych. Wszystko spłonęło do szczętu, trzymało się jeszcze cztery wieże niepoddając się i w końcu zapadły się na tych, którzy ich bronili. Ogień pokrył całe miasto jakby płomienistą oponą, płomienie szalały jak fale oceanu i skoro pozostały tylko zgliszcza i ruiny, przyzwano mieszkańców miasta Bouvignes celem usunięcia takowych.
Kronikarz miasta Liege, Advien de Vieux-Bois był świadkiem tego okropnego zniszczenia, opowiada on że było to najbogatsze, najpomyślniej rozwijające się miasto w dolinie, z którego pozostał jedynie ołtarz św. Wawrzeńca i prześliczny obraz Matki Boskiej.
Cóż teraz uczynią nieszczęśliwe kobiety uprowadzone z miasta, których mężowie, ojcowie i bracia częścią utopieni, częścią powieszeni?
Jan de Troyes opisuje to z naiwnością straszliwą:
— Skutkiem ogólnej ruiny i wycięcia w pień ludności miasta, kobiety zmuszone były pójść o żebraczym kiju, a nie tylko młode ale i starsze kobiety puściły się na bezdroża, by choćby występkiem zarobić na utrzymanie życia.
A! Dobry Książę! Zacny książę Burgundzki, czy nie obawia się że Bóg kiedyś zażąda rachunku z tej straszliwej zbrodni, że każde życie wydarte istocie ludzkiej, odpokutować musi cierpiąc piekielne męki.
Co się tycze Charolais, jego nigdy nie nazywano „dobrym księciem“ ale „tygrysem drapieżnym“ — potomność nazwała „Karolem Śmiałym“ a historja nada mu imię: „idjoty!“





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.