Kapitan Paweł/Tom I/IV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Kapitan Paweł
Wydawca S. Orgelbrand
Data wyd. 1842
Druk Drukarnia J. Wróblewskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz A. F.
Tytuł orygin. Le Capitaine Paul
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


IV.



SZEŚĆ miesięcy upłynęło od czasu, który w poprzedzającym opisaliśmy rozdziale, gdy dyliżans, którego koła i pudło okryte kurzem i obryzgane błotem, okazywały długą jego podróż, wolno toczył się się drogą z Vanne do Auray. Podróżny, który się w nim znajdował, był-to nasz dawny znajomy, młody hrabia Emanuel, którego poznaliśmy przy Port-Louis. Jechał z Paryża do rodzinnego zamku.
Hrabia Emanuel d’Auray, pochodził z najdawniejszéj familii Bretanii. Jeden z jego pradziadów towarzyszył S. Ludwikowi do Ziemi Świętéj; od tego czasu familia ta była, w wielkiem znaczeniu. Margrabia d’Auray jego ojciec, kawaler orderu Ś. Ludwika, Komandor Ś. Michała i Wielkiego Orderu Ś. Ducha, był na dworze Ludwika XV w wielkiem poważaniu, do którego doprowadziły go własne zasługi, urodzenie i majątek. Powiększył go jeszcze bardziéj przez ożenienie się z panną Sablé, która wcale mu nie ustępowała w urodzeniu i majątku. Nic nie przeszkadzało szczęściu młodych małżonków, gdy po pięciu latach pożycia, doszła do dworu gwałtowna wieść, że margrabia d’Auray dostał obłąkania zmysłów, w jednéj z podróży do dóbr swoich.
Długo nie chciano wierzyć tym pogłoskom: nakoniec zima nadeszła, a ani on, ani żona jego nie pokazali się w Versalu. Przez rok jeszcze, miejsce które zajmował przy dworze było wakującem, gdyż król spodziewając się zawsze, że powróci do zmysłów, nie chciał go dać nikomu; lecz przeszła i druga zima, a i margrabina nie powracała do dworu. We Francyi zapominają prędko, i dlatego też ta świetna familia zapomniana, samotną zostawała w starym zamku, jak w grobie; genealogiści tylko zapisali urodzenie jednego syna i jednéj córki; żadnego więcéj dziecięcia nie było z tego związku. Aurayowie zawsze liczyli się do możnej szlachty francuzkiéj, lecz od dwudziestu lat nie mięszali się wcale ani do intryg buduaru, ani polityki; nie mieli żadnego udziału ani w Pompadour, ani w Doubassy; zwycięztw nie podzielali z marszałkiem Broglie, ani klęsk z Clerinontem; nie byli już ani głosem, ani echem, byli zupełnie zapomniani.
Mimo to imie d’Aurayów dwa razy było wspomniane na dworze: raz gdy młody Emanuelą został paziem dworu Ludwika XV; drugi raz, gdy wszedł do pułku rakietników młodego króla Ludwika XVI. Znając się z baronem Lectoure, dalekim krewnym P. de Maurepas, który był dlań przychylnym, Emanuel był mu przedstawiony, który dowiedziawszy się, że hrabia d’Auray miał siostrę, dał mu poznać jednego dnia, ileby sobie życzył, aby te dwie rodziny połączyły się ścisléj. Emanuel młody, pełen dumy, widział w tym związku możność zajęcia miejsca, które przedtem zajmował ojciec jego, i z radością przyjął przełożenie ministra. P. de Lectour ze swej strony pod pozorem, umocnienia związków, które go łączyły z Emanuelem, prosił go o rękę siostry, której dotąd nie widział. Margrabina d’Auray, także przyjęła z radością to oświadczenie, widząc otwierającą się przyszłość pełną zaszczytów dla swego syna; małżeństwo zostało ułożonem, a młody Emanuel, poprzedzając na trzy lub cztery dni narzeczonego, spieszył się oznajmić matce, że wszystko ukończone podług jéj życzenia. Co się tyczy młodéj Małgorzaty, téj dano poznać swoje chęci, nie pytając się jéj o pozwolenie, prawie tak jak skazanemu, gdy przeczytają wyrok śmierci.
Upojony szczęściem, i widząc uśmiechającą się przyszłość, hrabia Emanuel pełen nadziei szczęścia, przybył do starego zamku swego ojca, którego wieże z czasów feudalnych, mury czarne, dziedziniec zarosły, sprzecznie się wydawały naprzeciw złotych myśli jego. Jedna część zamku stała nad morzem tak że rozhukane bałwany obijały się o jego mury. Był tylko w części zamieszkany; sprzęty odnowione za czasów Ludwika XV, przedstawiały dzięki mnogiéj usłudze, widok bogaty i arystokratyczny.
Do jednéj z sali zamkowych, z gotyckiej architektury kominem, malowanej al fresco, wysiadłszy z powozu, wszedł hrabia Emanuel, pełen niecierpliwości oznajmienia matce corychléj nowin, które z sobą przywiózł. Niezmieniając nawet ubioru, rozkazał służącemu oznajmić matce swój przyjazd, i prosić o pozwolenie przedstawienia się jéj; takie panowało w tym domu posłuszeństwo dla rodziców, że syn nieobecny przez sześć miesięcy nie mógł pokazać się przed matką, niepoprosiwszy pierwéj o pozwolenie. Co do margrabiego d’Auray, dzieci nie znały go prawie, gdyż jego obłąkanie było, z tych jak mówiono, któremu najmniejsze wzruszenie szkodzi; oddalano ich przeto ile możności od jego widoku. Margrabina jedna tylko, wzór cnoty małżeńskiéj, pozostała przy nim, pełniąc nie tylko obowiązki żony, ale i służącego. Dlatego też imie jéj było w wielkiem poszanowaniu u sąsiadów.
Po chwili stary sługa powrócił z oznajmieniem, że Margrabina, sama doń przyjdzie, i że kazała panu hrabiemu czekać w tym pokoju. Wkrótce drzwi się otworzyły, i matka Emanuela weszła. Była to kobieta mająca około czterdziestu pięciu lat, wysoka, blada, przystojna jeszcze, surowa, smutna, z wyrazem dumy na twarzy. Ubrana w suknią wdów, któréj nie porzucała od czasu obłąkania męża. Ten ubiór czarny, przy powolnym ruchu nadawał jéj postać widma. Na jéj widok Emanuel zadrżał, a wstając postąpił trzy kroki naprzód, z uszanowaniem ukląkł i schylając się, pocałował rękę.
— Powstań, rzekła margrabina; jestem szczęśliwą widząc ciebie. Te słowa wyrzekła tak obojętnie, jak gdyby syn nieobecny od sześciu miesięcy, wczoraj odjechał. — Emanuel posłuszny powstał, i zaprowadził matkę do wielkiego krzesła.
— Odebrałam twój list hrabio, rzekła, winszuję ci zręczności w zabiegach. Zdajesz się być urodzonym na dyplomata więcej jak na żołnierza, i powinieneś bardziéj prosić barona de Lectoure o jakie poselstwo jak o pułk.
— Lectoure gotów uczynić wszystko, tak jest zakochany w naszej siostrze, i taki ma wielki wpływ u P. de Maurepas.
— Zakochany w kobiecie, której nie widział?
— Lectoure jest zakochanym, podług opisu jaki mu uczyniłem, a może z objaśnień jakie powziął o naszym majątku; dla tego-téż pragnie panią nazwać jak najprędzéj matką. Zapewne zapowiedzie nakazane.
— Tak.
— Pojutrze więc możemy podpisać kontrakt?
— Można.
— Dziękuję pani!
— Ale powiedz mi, czy ci nie czynił żadnych zapytań, rzekła hrabina opierając się o poręcz krzesła, o młodzieńca, na któregoś dostał od ministra rozkaz wygnania?
— Żadnéj matko. Czyni usługi nie pytając się wcale!
— A zatem nic nie wie?
— Nie...
— A gdyby wiedział?
— Gdyby wiedział! sądzę go być dość filozofem, aby to odkrycie, mogło go odwieść od powziętego zamiaru.
— Wątpię, lecz jego majątek jest zniszczony, rzekła hrabina z wyrazem pogardy?
— A gdyby tak było, czybyś mu odmówiła?
— Nie jesteśmyż dość bogaci, aby go zbogącić, jeżeli nas wzniesie?
— Idzie tylko o naszą siostrę...
— Sądzisz, że odmówi, gdy jéj rozkażę?
— Myślisz więc matko, że zapomniała Lusigniana.
— Od sześciu miesięcy przynajmniéj nieśmiała go wspomnieć w mojéj przytomności.
— Jeden jest tylko sposób wznieść naszą familią; nie chcę ci taić mój ojciec słaby od piętnastu lat i przez ten czas oddalony od dworu, został zupełnie zapomniany od starego króla przy śmierci, a od młodego nieznany. Twoje około niego starania nie dozwoliły go odstąpić; i gdy pierwszy raz pokazałem się na dworze, zaledwie imie d’Aurayów było znane historycznie.
— Tak! pamięć ludzi jest krótka: wiem o tém, pomruknęła margrabina; lecz jakby żałując tego dodała — sądzę, że błogosławieństwo Boga czuwa, nad władcą Francyi.
— Ludwik XVI jest młody i dobry; Marya Antonina, młoda i piękna; kochani są od ludu walecznego.
Emanuel zbliżył się do okna wychodzącego na pole, i na drogę prowadzącą z Vanne do d’Auray, na któréj spostrzegł dwóch jeźdźców zbliżających się ku zamkowi; w miarę jak się zbliżali, poznawał w jednym pana, w drugim sługę. Pierwszy ubrany podług mody elegantów paryzkich, w surdut zielony wyszywany złotem, spodnie trykotowe buty ze sztylpami, i włosy związane wstążką; siedział na dzielnym koniu angielskim wielkiéj wartości, powodując nim z wdziękiem; za nim o kilka kroków jechał służący ubrany arystokratycznie, zgodnie z panem, Emanuel sądził przez chwilę, że to był baron Lectoure, który przyśpieszywszy swą podróż, chciał go nieznacznie podejść, wkrótce jednak poznał swój błąd. Zdawało mu się, że nie poraz pierwszy widzi tego jeźdźca, niemógł go sobie jednakowo przypomnieć. Podczas, gdy chciał dociec, ktobyto mógł być. Służący otworzył drzwi oznajmiając: pana Pawła.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.