Kamienica w Długim Rynku/V

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Kamienica w Długim Rynku
Wydawca Michał Glücksberg
Data wyd. 1868
Druk J. Unger
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Wytłumaczy nas dalszy ciąg opowiadania z tego na pozór zbytniego zajęcia domem, który zdaje się grać piérwszą rolę... i w istocie ma niepoślednią w historyi rodziny, któréj losy treść téj powieści stanowią. Prosimy więc o cierpliwość czytelników i nie zapuszczając się na ten raz w głąb kamienicy, zwrócimy się do ludzi którzy ją zamieszkiwali...
W piérwszych latach XVIII wieku, (historya nasza musi sięgnąć tak daleko) gdy kamienica o któréj mowa, była jeszcze własnością spadkobierców po zmarłym kupcu Stenzlu, a nie wyglądała wcale tak pięknie — przybył do Gdańska średniego wieku mężczyzna z kilkoletniém chłopięciem. Był on tu całkiem obcy; zamieszkał w najętym dworku na przedmieściu i z początku żył bardzo samotnie. Mówiono że był szlachcicem, że posiadał znaczną majętność, że wypadki jakieś nieszczęśliwe wygnały go z kraju i zmusiły szukać przytułku daleko. Zwano przybysza Janem Paparoną. Nie rychło zawiązał on tu stosunki, znalazł spólnika do handlu i oddał się nowemu zawodowi z całą gorliwością świéżego jeszcze człowieka, który chce i potrzebuje się dorabiać. Z małym, jak się zdawało kapitałem, Paparona łączył niezmierną energią i pracowitość. Wychowanie dziecka, które prawie nieustannie miał przy sobie, i zajęcia handlowe pochłaniały wszystek czas jego. Szczęściem trafił na uczciwego i roztropnego, oswojonego z miejscowemi stosunkami wspólnika, zdziwił go zdolnościami i niezmordowaną pracą, a Pan Bóg tak im poszczęścił, iż wkrótce kapitał ich urósł znacznie. Paparona otrzymał prawo miejskie, rozwiązał współkę i poszedł daléj o swéj sile. Nie łatwo to nowemu człowiekowi, przybyszowi nieznanemu wcisnąć się w społeczeństwo obce, zyskać zaufanie, wyrobić sobie stanowisko wśród starszych współzawodników miejscowych. Paparona znać od razu przygotowanym był do walki, do znoszenia nieprzyjemności nieuniknionych, z zimną krwią nastawiał im czoła, szedł swoją drogą z rozwagą chłodną, z wytrwaniem upartém, niezrażając się niczém i.... zwyciężył. Pokonał on to co mu stawało na przeszkodzie, prawością charakteru więcéj niż umiejętném zabieganiem, pracą, bystrém pojęciem natury tego handlu, do którego przyszedł z razu nowym, obcym, a w końcu stał się dla wszystkich wyrocznią... Nadzwyczajna oszczędność, życie skromne, zdrowe zahartowane i twarde, dozwoliły mu wystarczyć wszystkiemu — zajmować się czynnie handlem, spekulować, i pilnie jąć się wychowania dziecka, które kochał z czułością niezmierną i dla którego zdawał się jedynie żelazne podejmować trudy... Dla siebie oszczędny aż do skąpstwa, dla tego jedynego dziécięcia był niemal rozrzutnym. Najlepsi nauczyciele, najwyszukańsze środki ułatwiające naukę, — najdroższe rozrywki nic go dla miłego Bartoszka nie kosztowały... Celem życia było to rosnące ślicznie dziécię, które się wszakże nie zdawało przeznaczoném na wzięcie w spadku ojcowskiego handlu i stanowiska... Majętność Paparony, która nie miała być znaczną gdy do Gdańska przybył... urosła do tak wysokich rozmiarów, iż wkrótce nabył owę kamienicę po Stenzlach na najgłówniejszéj ulicy, oprócz tego wziął w jakimś długu dworek z gruntem na pół drogi ku Oliwie, położony wśród wzgórków... i liczono go na miliony. Być może iż nie cała ta fortuna była owocem pracy i oszczędności, gdyż przybysz kilka razy wyjeżdżał tajemniczo i mówiono, domyślano się przynajmniéj, że znaczne sumy z sobą przywoził.
Wśród tych zajęć pan Jan Paparona pozostał czém był w początkach, człowiekiem życia skromnego, zamkniętym w sobie, milczącym, poważnym a nieznużonym w pracy. Nawet ci co się doń dosyć poufale zbliżali, jego piérwszy wspólnik, ludzie codzień się oń ociérający, nic nie wiedzieli z jego przeszłości — pokryta ona była jakąś tajemnicą wiele dającą do myślenia. Nie śmiano jéj odsłaniać, dopytując go, badając, gdyż pan Jan widocznie o przeszłości mówić nie lubił... Cóś w niéj się kryło bolesnego... Zerwał on ze swoim światem, stosunkami, krajem i wyrobił sobie nowe, które synowi ukochanemu chciał w spadku zostawić.
Ci co osobiście znali Paparonę, mieli dlań szacunek połączony z pewną obawą... Skromny kupiec krył w sobie utajonego butnego niegdyś wojaka, który wejrzeniem i postawą chwilowo się zdradzał. Bywało że gdy go co oburzyło, rozprostował się, podniósł czoło, uderzył ręką po boku jakby szukał — ale wnet przypomnienie położenia, stanowiska... przywracało mu zimną, zrezygnowaną postawę, człowieka co się wyrzekł uczuć i namiętności niewłaściwych stanowi nowemu... Uśmiéchał się gorżko, kłaniał grzecznie, spuszczał oczy i ciągnął taczkę dorobkowicza.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.