Widzę mospanie, jutrznię różową, I kiwam głową!
Porwał śmiech pusty, komedya szczera Serce rozdziera!
Jam stary wróbel i nie dziś przecie Żyję na świecie;
I wiele, wiele w życiu mem całem Jutrzni widziałem.
Na jasnem niebie, na ciemnej ziemi, Z barwy złotemi,
Lub w siedmiorakich kolorach tęczy Jutrznia się wdzięczy;
I wiele rzeczy dobrych przyrzeka, Chcąc zdurzyć człeka.
Ej! to zalotna tylko niewiasta, Kłamie i basta!
Młodzian mię cieszy, żeśmy w tej chwili Biedę przebyli:
Wkrótce nie będzie, zobaczysz, dziadu, Nędzy ni śladu!
Znów obietnice, znowu nadzieje, Serce się śmieje;
Ale ich czekać kolej tak długa... Najniższy sługa!
Już zawstydzona przeszłość surowa W ziemię się chowa;
Przyszłość przychodzi w tęczowej szacie, Wierz, panie bracie!
Dla zbolałego serca osłoda Jutrzenka młoda,
Lecz jasne słońce ze swą opieką Jeszcze daleko!
Ha! znam ja tęczę... pogodę wróży! Wierzą niektórzy!
Chociaż nad górą ściele się nizko Czarne chmurzysko.
A jak się wróci chmura burzliwa (Co często bywa),
Grzmotem zahuczy, deszczem zaleje, Ot i nadzieje!
A tu wyraźnie kalendarz pisze: Mieć będziem ciszę.
Błogosławiony kto dziś ma wiarę We wróżby stare!
Co to!... nie tylko bredzą bezkarnie Nasze drukarnie,
I w Berdyczowie kalendarz, słyszę, Androny pisze.
Ej, doloż moja! przyszło mi dosyć W życiu przenosić!
Słońca mi trzeba, i powiem szczerze, Gwiazdom nie wierzę...
Niech sobie widzą niewinne dusze Na wierzbie grusze,
Niech sobie zefir przebiega błonie, Ja go nie gonię!
1861. Borejkowszczyzna.