Już się z pogodnych niebios oćma zdarła smutna

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki


Snuć miłość... (1899) Już się z pogodnych niebios oćma zdarła smutna • Poezye Adama Mickiewicza. T. 1. (1899) • Obrazki, ody i pieśni • Adam Mickiewicz Zima miejska
Snuć miłość... (1899) Już się z pogodnych niebios oćma zdarła smutna
Poezye Adama Mickiewicza. T. 1. (1899)
Obrazki, ody i pieśni
Adam Mickiewicz
Zima miejska

Już się z pogodnych niebios oćma zdarła smutna.
Żeglarzu! ciągnij rudel, wiatrom podaj płótna,
Zmocnioną wczasem dłonią słone krajaj piany,
Otworem ci przestrzenne leżą oceany.
Niech umysłów nie chwieje burzliwość powodzi,
Towarzystwo nieliczne, kruchej słabość łodzi.
Wszak nie miał barki z dębu ni serca ze stali
Frygijczyk, co się pierwszy chytrej zwierzał fali,
A w zawody na złomnem puściwszy się drewnie,
Choć nań piekła i nieba dąsały się gniewnie,
W własnych dzielnościach ufny, śmiałych żądań pełny,
Nieba i piekła zwalczył, złotej dostał wełny[1].

Nas, kiedy w niższym stopniu śmiała chęć nie kładzie,
Gdy nowe tworzym gmachy na nowej posadzie,
Gdy nasz trud równie wielki, cel równie szlachetny,
Weźmijmyż z bohaterów greckich przykład świetny.
Im, pierwszy raz ojczyste rzucającym gniazda,
Nie stała się okropną tak daleka jazda.
Nam po wejściu do szranków można drżeć z obawy,
Gdy każdy trud zwalczony jest szczeblem do sławy.
Oni na wspólne dobro różne znieśli dary:
Ten siłę, ten wzrok ostry, ów dźwięki cytary.

My tak czyńmy, a wszystko torem pójdzie snadnym,
Wszak w niewielu brak darów, gorliwości w żadnym.
Wszyscy chciejmy dokonać; dokona, kto może,
Bo się nierówną miarą dzielą łaski boże.
Lecz gdy ku wielkim sprawom pole się odkrywa,
Sama teraz nierówność mniej szkodząca bywa.
Szczęśliwy, komu pierwsze wieńce się dostały,
Sam zyska chwałę, innych zachęci do chwały.
Lecz niech stąd marnej pychy blasków nie przywdziewa,
Wszakże owoc, nie liście, świadczą lepszość drzewa.
Więc nie z wzięcia przyklasków, ni zaszczytnej palmy,
Żeśmy pożyteczniejsi, z tego się pochwalmy.
Niech każdy, jak ów Greczyn, głosi dzielność swoję:
»Mocniejszy jestem, cięższą podajcie mi zbroję«.
Póki śpiesząc do mety, wytkniętej u brzegu,
Żaden gromad bieżących nie wyprzedzi w biegu,
Póty na zawodników patrzając z daleka,
Ktoby wart był nagrody, lud spokojnie czeka.
Lecz kiedy raz z biegących dobyłeś się tłoku,
Pod karą wiecznej hańby nie cofajże kroku,
Żeby siły w ostatniej wywarłszy potrzebie,
Tłumy, któreś przegonił, nie dognały ciebie.
Bo jeżeliś nad innych przymioty jaśniejszy,
Co innym zwiększa sławę, to tobie umniejszy.
Łamiąc męża szampierza[2] na publicznym piasku,
Czyliż zwycięzca nierad z gminnego oklasku?
Przecież w oczach pół-boga, co łamał centaury[3],
Nie miałyby ponęty zapaśnicze laury.
Tak im kto wyżej wstąpił, w większy trud się wprzęga
I tem się nawet zniża, że wyżej nie sięga.
Do was to mówię, których braćmi nazwać lubo,
Wy! przyszła towarzystwa podporo i chlubo,
Wy! którym była matką łaskawszą natura,
Im wyżej, tem silniej wytężajcie pióra,

Ażby sławy podniebne dosiągłszy opoki,
Innych tam braterskimi zachęcali wzroki;
Nam zaś, którzy w poziomym umieszczeni rzędzie,
Że waszym śladem idziem, i to chlubą będzie.
Gdzie Achil pozwał w szranki bogów polubieńce,
Wielkie miały wartości i dziesiąte wieńce.
Te weźmijmy, niech zawiść serc nam nie podbija,
Ni się czarnej niechęci wkrada do nich żmija.
Wszakże własne żądanie do związku nas wiodło,
Wszak praca — nasze bóstwo, przyjaźń — nasze godło.
Oby kiedyś świat cały, zgodne wiążąc dłonie,
Nasze wziął godło, naszym bóstwom sypał wonie.
Ale z takich początków wniósłby chyba tępy,
Że trzeba wszystkim wolne zrobić do nas wstępy.
Bo niedługo postoi gmach wolny od skazy,
Jeśli doń budowniczy kładł bez braku głazy.
I nam jeśli nie miło pracę podjąć marną,
Sprawmy, niechaj się tylko godni do nas garną.
Żeby tak pożyteczne dokonać zamysły,
Najpewniejszym sposobem będzie wybór ścisły.
Ów Samijczyk[4], w mądrościach natury ćwiczony,
Gdy prawdzie, długo nagiej, narzucał zasłony,
I tajne berło cnoty rozciągnął nad światem,
Nie każdemu z swych uczniów dozwolił być bratem.
Tak uczynił i Orfej[5], naród głaszcząc dziki,
Tak się i eleuzyńskie odbyły tajniki[6].
Nam choć liczne pragnących stawią się orszaki,
Nie jedna wrzystkich[7] żądza, zamiar nie jednaki.
A gdy chytrej obłudy zdejmiemy z nich płaszcze,
Nie pod jednem się runem wilcze znajdą paszcze.
Ten się chciwością pędzi ślepą, dumą drugi,
Co w licznych towarzyszach chce mieć liczne sługi.
A niech się im wykrętne nie zdadzą manowce,
Srodzy wraz z przyjaciela będą prześladowce.

Inny, by krótką chętkę lub ciekawość sycić,
Za najtrudniejsze sprawy nie waha się chwycić;
Ale jak go dziecinna uwiodła łakotka,
Dziecinna zrazi trudność, którą pierwszą spotka.
Tacy gdy do nas wstępu nie znajdą przychodnie,
Gdy, jakeśmy działali, będziem działać zgodnie,
Gdy osobne urazy topiąc w niepamięci,
Każdy na wspólne dobro wszystkie zwróci chęci,
Zgodną przyszłość przeszłości zmierzając rachubą,
Będziemy wzorem innym, sobie samym chlubą.
14 września, 1818.





  1. Mowa tu o słynnej wyprawie Argonautów do Kolchidy po złote runo, strzeżone przez smoka.
  2. Szampierz (sampierz) — zapaśnik, rycerz z drugim walczący.
  3. Półbogiem, co łamał centaury (pół-człowieka, pół-konia) był Herkules.
  4. Samijczykiem (t. j. z wyspy Samos pochodzącym), o którym mówi poeta, był filozof Pitagoras, twórca związku pitagorejczyków.
  5. Orfej (Orfeusz), mityczny poeta grecki.
  6. Eleuzyńskie tajemnice (misterya), tak nazwane od miasteczka Eleuzys, niedaleko od Aten, otoczone były wielu ostrożnościami; dzieliły się na małe i wielkie.
  7. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – wszystkich.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Adam Mickiewicz.