Przejdź do zawartości

Jezuici w Polsce (Załęski)/Tom I/004

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Załęski
Tytuł Jezuici w Polsce
Podtytuł Walka z różnowierstwem 1555—1608
Wydawca Drukarnia Ludowa
Data wyd. 1900
Druk Drukarnia Ludowa
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały Tom I
Indeks stron


§. 4. Obniżenie się ducha kościelnego w episkopacie, przy obojętności w wierze króla, przyspiesza wzrost nowinek religijnych.

Prawda historyczna każe nam wyznać, że jak na Zachodzie, tak w Polsce do szybkiego wzrostu reformacyi przyczynił się, nie powiem upadek, ale obniżenie się ducha kościelnego w episkopacie polskim. Wiele okoliczności wpłynęło na to. Od XIII. wieku biskup polski nietylko był książęciem Kościoła, osobą duchowną, ale senatorem, politykiem, możnowładzcą bardziej wpływowym jak magnat świecki, bo przewyższał go bogactwem a bardzo często i wykształceniem; był więc równocześnie osobą świecką, polityczną. Potrzeba mu było wielkiego rozumu, roztropności i przenikliwości, większej jeszcze pobożności i iście kapłańskiej cnoty, ażeby umiał połączyć w sobie dwie te godności i urzędy kolidujące nieraz, tak aby kosztem biskupa nie dworował senator.
Aż do drugiej połowy XV wieku, dzięki głębokiej pobożności w narodzie i jego królach, dzięki temu, że biskupów wybieranie odbywało się kanonicznie przez innych biskupów i kapituły, dzięki wreszcie dwuwiekowej politycznej niemocy Polski w podziałach, tak iż jedyną prawie reprezentacyą jej jedności były synody przez biskupów zwoływane — zwyciężał w episkopacie polskim pierwiastek duchowny; mąż kościelny brał górę nad senatorem-politykiem, popierał go powagą i władzą duchowną. Typem takiego biskupa-senatora w wielkim stylu, był kard. Zbigniew Oleśnicki. Przewagę możnowładztwa duchownego znosili cierpliwie świeccy panowie i szlachta, nietylko że ten biskup przewyższał ich intelektualnie i majątkowo, ale że nosił charakter na sobie boży, kapłański. Królowie i książęta Piastowicze, z wyjątkiem może Kazimierza wielkiego, Ludwik i Jagiełło, opierali chętnie swe trony i rządy o pastorał biskupi. Ale Kazimierz Jagiellończyk, dotknięty do żywego tą przewagą polityczno-państwową infuły nad koroną, przytłumił możnowładztwo duchowne przywłaszczeniem sobie, wbrew kanonom, prawa nominacyi biskupów. Wzmocnił przez to władzę królewską, przykrócił wpływ i znaczenie duchownego senatu, ale też obniżył przez to godność i wartość moralną episkopatu. On chciał mieć biskupów „dogodnych królowi“, mówił to otwarcie, mniejsza o to czy godnych książąt Kościoła. Karyerę rozpoczynali zazwyczaj od sekretarstwa lub referendarstwa na dworze królowej lub króla. Zasługiwali się królowi poselstwem lub inną polityczną pracą, nabywali przez to biegłości w prawie polskiem i ogłady pańskiej, znajomości świata i ludzi, ale mimowoli świecczeli, przestrajali się w dworaków, polityków, możnych panów z ich zaletami i wadami. Zostawszy raz biskupem, zasługiwali się znów królowi, aby szczeblami od kamienieckiego na wyższe, posażniejsze postąpić biskupstwa, dostać się na intratne bardzo podkanclerstwo i kanclerstwo.
Każdy niemal z prymasów, z krakowskich, poznańskich, kujawskich biskupów na kilku pierw siedział stolicach; na niektórych bardzo krótko, nie widział nawet swej dyecezyi na oczy, rządził przez koadjutorów i oficyafów, a pobierał dochody; służył królowi i rzpltej jako senator, ale biskupi urząd zeszedł na plan drugi. Ganił to Skarga: „Jaki to pasterz, wołał, który owiec swoich nie zna, przy nich nie mieszka, który je innym porucza, który po wełnę do nich i po mleko posyła a sam im nigdy nie służy. Pieniądze z owiec ręka swoją piastuje, a owce cudzej ręce poleca. Nie z wikaryami się Pan Bóg zmówił, ale z tobą pasterzu. Prowenty brać a owiec zaniechać.
„Wina nasza i wielka, najmilsi przełożeni duchowni i pasterze, iż wodę łowim a o ryby nie dbamy, iż przy swoim jeziorku i stawiku nie mieszkamy: ryby w Litwie a rybołów w Polsce, iż się rzemiosła tego nie uczym, które jest bardzo trudne, byle się prowenty pokazały, każdy je umie. Niemasz szkół kapłańskich: od dworu, od żołnierstwa, od służb świeckich do takiej filozofii tak trudnej idą, więc i chęci prawdziwej do zbawienia ludzkiego nie mamy“[1].
Gniewano się o to na Skargę.
Podobnie jak z dyecezyami, rzecz się miała z kanoniami i prebendami, które wedle statutów Alexandra i Olbrachta tylko rodowitej szlachcie nadawane być mogły. W kapitułach zostawiono plebejuszom, doktorom teologii, filozofii i medycyny, trzy najwyżej pięć miejsc.[2]
Mensibus apostolicis t. j. w sześciu nieparzystych miesiącach roku nadawał niektóre prebendy papież. Więc formalna pielgrzymka „kortezanów“ t. j. ubiegających się o nie i dochodzących do nich nieraz krętemi bardzo drogami, odbywała się do Rzymu. Inni nałowiwszy w Polsce beneficyów, spożywali ich dochody za granicą. Skarżyły się i na to kapituły na synodzie łowickim 1556 r. reprezentowane i jako jedno z lekarstw przeciw herezyom wskazywały, aby przy nadawaniu kanonij i probostw przez Stolicę św. powodowano się „intuitu ecclesiarum względem na dobro kościołów, a nie na korzyści petentów. Nadawać je należy mężom zacnym i uczonym, którzyby słowem i czynem pouczali lud a obowiązani byli do rezydencyi tj. do stałego zamieszkania przy swych beneficyach. Byłoby też bardzo korzystnem dla kościołów, aby poprzednio odbyto ścisły egzamin co do ich życia i obyczajów“[3]
W takim składzie rzeczy o duszpasterstwie, o żarliwości dla chwały bożej mówić bardzo seryo nie można, chciwość i ambicya, oto motywa, które znaczną część wyższego kleru pchały do szukania chleba duchownego. Prawda, że ten chleb duchowny sporym a smacznym był kęsem[4].
Wybór ludzi na godność biskupią zależał od pobożności i delikatności sumienia królewskiego, a tej nie można było odmówić Jagiellonom. Dzięki temu, do pierwszej połowy rządów Zygmunta I, episkopat polski, pomimo że wyszedł z nominacyi królewskiej, zachował dawną godność i znaczenie, acz zaprzeczyć się nie da, że pogański duch humanizmu rozluźnił u niejednego z biskupów, że tu tylko wspomnę Jędrzeja Krzyckiego, ścisłe, twarde zasady i przekonania męża kościelnego, ześwieczczył, jeżeli nie skaził obyczaje. Gdy jednak starzejącym się królem owładnęła przewrotna a chciwa na złoto królowa Bona, nominacyą biskupów zajęła się gorliwie i skaziła ją symonią, wcisnął się do episkopatu polskiego szereg ludzi nietylko świeckich usposobieniem i niekościelnych, ale wątpliwej wartości moralnej. Mniej pobożny i skrupulatny Zygmunt August promowował ich na coraz wyższe stolice i na prymasowską godność. Tak więc nominacya episkopatu przez króla, wpływ humanizmu, deprawacya Bony, wszystko to razem sprawiło, że, w chwili zjawienia się reformacyi w Polsce brakło Kościołowi katolickiemu naturalnych jego stróżów i obrońców, ludowi katolickiemu dusz pasterzy. Biskupi jedni sprzyjali nowinkom, drudzy przypatrywali się bezczynnie zniszczeniu jakie herezye w duszach ludzkich szerzyły, byle dobra ich ziemskie, dochody i dziesięciny zostały nietknięte[5].
Na szczęście nie zostały; ostrze herezyj zwróciło się w pierwszej linii przeciw dziesięcinom i jurisdykcyi biskupiej. Szlachta już od wielu lat narzekała na annaty i dziesięciny, a w miarę jak rosła w przywileje, władzę i wolność, przykrzyła sobie jurisdykcyą biskupią, która niepłacących dziesięcin i danin kościelnych sądziła i karała. Jak długo jednak była katolicką, przez cześć i miłość dla Kościoła i jego biskupów, znosiła cierpliwie jedno i drugie. Teraz nauczona „nowinkami“ i przykładem protestantów niemieckich, zrzuciła jarzmo, przestała płacić annat i dziesięcin; od króla i sejmu domagała się zniesienia jurisdykcyi duchownej, aby tem swobodniej oddać się nowinkom.
Istniały bowiem w Polsce od czasów Jagiełły srogie przeciw herezyi statuta, karzące je na równi ze zbrodnią majestatu[6]. Inkwizycya św. heretyckiej niezbożności a tem samem i sądy o herezyą należały u nas do biskupów i nie były odrębną na pół państwową instytucyą, jak np. w Hiszpanii. Biskupi na synodach albo i bez nich wyznaczali inkwizytorów dyecezalnych z zakonu św. Dominika lub innych, którzy nie tyle surowością jak kaznodziejstwem i dysputami tępili herezyą. Przybłędów i apostołów herezyi wyganiano, więziono zaś i karano spaleniem na stosie tylko zawziętych w uporze heretyków. Wypadki te w ciągu dwóch wieków bardzo rzadkie dadzą się na palcach policzyć. Wyroki biskupów wykonywało brachium saeculare urząd starościński lub miejski, a gdy ten pomocy odmówił, to sam biskup swymi i panów sobie przyjaznych ludźmi. Synody prowincyonalne przypominały często biskupom ten obowiązek ustanowienia inkwizytorów, opatrzenia im pensyi i bezpieczeństwa.
Tymczasem już za Zygmunta Starego i statut wieluński i uchwała korczyńska poszły w przedawnienie. Król wydał wprawdzie 1520 i 1522 zakaz czytania i rozszerzania książek Lutra, wzbronił 1534 r. odwiedzania uniwersytetu wittemberskiego i innych; zagroził 1541 r. utratą szlachectwa tym, którzy heretyckich ministrów u siebie przechowują, ale się na te zakazy i groźby nie oglądano wiele, aż wreszcie sam król odwołał swe edykta co do książek 1541 r. Energiczniej przeciw herezyi wystąpiły synody w Łęczycy i Piotrkowie w latach 1523, 1527, 1530, 1532, 1542, 1547 odprawiane, ale oprócz spalenia Katarzyny Malcherowej na małym rynku w Krakowie z rozkazu najmniej gorliwego o wiarę Gamrata, nie słychać o żadnem prześladowaniu. Biskupi bowiem zwłaszcza z nominacyi Bony: Latalski, Gamrat, Górka, Wolski, Izdbieński, Dierzgowski, zrazu i Zebrzydowski, świeckie senatory raczej niż duszpasterze, mimo napominań i nalegań synodów, poszli za przykładem króla i jurisdykcyi swej o herezye nie wykonywali na seryo, do tego stopnia, że gdy biskup przemyski Dziaduski wyklął ks. Orzechowskiego za bezprawne i skandaliczne śluby małżeńskie a na sejmach 1550 i 1552 srogie nań za to podniosły się huki, to oni, biskupi, pod naciskiem panów heretyckich i szlachty wyrok Dziaduskiego najprzód zawiesili a potem uchylili, odkładając sprawę do orzeczenia Juliusza III, do którego ten swywolny kapłan zuchwale apelował. Wyrzucał to niedbalstwo prymasowi synod piotrkowski „Biskupi poświęcając Dziaduskiego na sejmie 1552 powadze swojej ciężki cios własnowolnie zadali. Popularny Orzechowski ich steroryzował“[7].
Przeciw heretykom wyjednali oni wprawdzie 1550 r. edykt królewski, wywołujący ich z kraju, ale tylko czterej: Przerębski, Andrzej Zebrzydowski, Dziaduski i Dierzgowski odważyli się użyć swej jurisdykcyi i zapozwali heretyków przed swe sądy. Było już zapóźno. Oburzeni tem różnowiercy, jak Oleśnicki, na przekorę biskupom wyrzucili księży z kościołów i zamieniwszy je na zbory, osadzali przy nich ministrów. Z pozwanym 1551 przed sąd bisk. Zebrzydowskiego lutrem Konradem Krupką przybył zastęp potężnych heretyków: Zborowscy, Myszkowski, Ossoliński, Stadnicki, Lipowski — i do sądu nie przyszło. Cały stan świecki, heretycy i katolicy z hetmanem Janem Tarnowskim na czele, stanęli jako jeden mąż przeciw jurisdykcyi biskupiej na sejmie 1552, uważając w niej naruszenie fundamentalnego przywileju wolności: neminem captivabimus nisi jure victum. W tych warunkach co miał król robić? Wykonać swój edykt banicyjny z 1550 roku? Ależ to było rzeczą wprost niemożebną. Zaznaczywszy więc, że sąd o herezyą według praw dawnych i dawnej pobożności należy do biskupów, nakłonił tychże, iż sami sąd swój o herezyą zawiesili, aż dopóki się nie wynajdzie sposób pogodzenia praw rycerstwa z prawem duchowieństwa. I to jest ono sławne Interim rozciągnięte na mieszczan także i na poddanych, które na sejmie 1562/3 zamienione zostało w uchwałę, znoszącą jurisdykcyą biskupów, nie w zasadzie ale de facto, bo zakazującą brachio saeculari, starostom, wykonywania wyroków biskupich[8].
Prawda historyczna każe i to wyznać, że i Stolica św., zatrudniona nad miarę religijnemi rewolucyami Zachodu, skojarzeniem ligi przeciw Turkom, zwołaniem soboru, nie zwróciła tak bacznej uwagi i troski na Polskę, jak tego jej stan religijno-kościelny wymagał. Legaci papiescy Ferreri 1521, Negri 1523, Strasoldo 1536, Archinto 1545, Martinengo 1548 mając specyalne misye do spełnienia, nie wywarli należytego nacisku na króla i episkopat, aby ich do represyi różnowierstwa w samych początkach jego nakłonić. Nie dokazała tego Stolica św. w Niemczech, gdzie cesarz Karol V. i Ferdynand także interimami ratowali sytuacyę, od soboru powszechnego oczekując ratunku. Tem mniej stać się to mogło w Polsce Zygmuntów, jak tego domagał się surowy Paweł IV. i jego legat Lippomano. Wprawdzie Janusz, książę mazowiecki, edyktem 1525 r. naznaczającym karę śmierci na heretyków i zwolenników herezyi, uratował Mazowsze od tej zarazy, ale Janusz był „panem i dziedzicem“ swego księstwa, magnatów zaś Mazowsze nie miało, podczas gdy obaj Zygmunci elekcyjno-konstytucyjnymi byli królami, a potężni panowie polscy i szlachta zdobyli sobie na Jagiellonach przywileje i wolności, które nie tylko królowi krępowały ręce, ale stały w pewnej sprzeczności ze statutem wieluńskim i korczyńskim. Łatwiej już na dziedzicznej Litwie było im wystąpić z represyą, gdyby nie był wziął w obronę herezyi tak potężny wasal, jak książę Radziwiłł Czarny. Zresztą statut wieluński nie obowiązywał Litwy, która rządziła się własnym statutem, zredagowanym koło roku 1530 w ruskim, łacińskim i polskim języku.
Był jednak inny sposób, prawda, że wymagający czasu i wytrwałości, zatamowania pochodu herezyi bez represyi i krwi rozlewu, którego chwycił się później Zygmunt III. z najlepszym skutkiem, a któremu na opak działał Zygmunt August.
Zrozumiał go wybornie nuncyusz Ruggieri: „Król mianuje na wszystkie urzędy... Mając sobie dozwolony od papieży nominacyą biskupów, ma powiększej części cały senat duchowny powolny swoim życzeniom. Oprócz tego od niego zależy szafunek grosza publicznego, z którego nie zdaje rachunku. Jest nakoniec samowładnym wykonawcą praw i postanowień uchwalonych na sejmie.... Dla tego król ma zwyczaj nie obsadzać urzędów duchownych i świeckich skoro zawakują, lecz je zatrzymuje na koniec sejmu, aby je rozdać w nagrodę tym, którzy się okazali powolnymi jego skinieniom, i w tej nadziei posłowie ziemscy nie przestają zasługiwać się królowi, aby względy jego pozyskać. Tym sposobem posłowie, mający większy wpływ i znaczenie, dostępują nieraz znakomitych urzędów, torują sobie drogę do senatu.
„Tenże sposób służy do ujęcia senatorów, którzy mając nadzieję postąpić na większą godność, albo otrzymać starostwo, łatwo się stosują do woli króla, tak iż król, zręcznie używając tych środków, senat i izbę poselską w tę lub ową stronę podług upodobania kieruje, i to wszystko, co mu jest przez naturę jego władzy wzbronione, po cichu i łagodnie osiągnąć może, a czegoby użyciem surowszych środków nigdy dokazać nie mógł“[9].
Otóż Zygmunt August, prawda, że otrzymał w spuściźnie po Zygmuncie I. i Bonie episkopat z małemi wyjątkami nieodznaczający się ani nauką, ani cnotą, ani duchem kościelnym, ale gdyby był szczerze katolickim królem, nie mianowałby n. p. takiego Uchańskiego, na przekor Stolicy św., biskupem najprzód kujawskim a potem prymasem[10], takiego Zebrzydowskiego biskupem krakowskim, Drohojowskiego kamienieckim, chełmskim, a potem kujawskim, Wolskiego biskupem kujawskim itd. Nie forytowałby i nie wprowadzałby do senatu hersztów herezyi, trybunów szlacheckiej swywoli, Marcina Zborowskiego na województwo kaliskie a potem na kasztelanią krak., Łukasza Górkę na województwo kujawskie, potem poznańskie, Mikołaja Radziwiłła (Czarnego) na województwo trockie a potem wileńskie i na kanclerstwo lit., Jana Lutomirskiego na kasztelanią rawską, Hieronima Ossolińskiego na kasztelanią wojnicką, a potem sandomirską, Jana Sierakowskiego na kasztelanią kaliską, Jana Sienińskiego na kaszt, lwowską, Mikołaja Sieniawskiego na województwo podolskie i hetmaństwo koronne, Jana Firleja na marszałkostwo koronne, itd. Nie otaczałby się na sejmach, na swym dworze heretykami, nie czytałby ich książek, nie dysputował z nimi, nie odbierałby listów od herezyarchów i nie odpowiadałby na nie
Za zasługę poczytuje mu historya, że do utworzenia kościoła narodowego nie dopuścił, chociaż o synod narodowy sam prosił 1556 Pawła IV-go; że przyjęciem dekretów soboru trydenckiego uratował katolicyzm w Polsce, ale czy ten „najwytworniejszy z polityków naszych“, jak go apologeta jego Szujski nazywa[11], mógł spodziewać się zgody na religię, na wyznanie nowe, na kościół narodowy, patrząc przez lat tyle na tę rozterkę, waśń i zamęt między heretykami, zwłaszcza odkąd aryanizm do nich się przyłączył, nawet wtenczas, gdyby on sam ten kościół postawił? Czy mógł nie przewidywać, że skoro pierwszy szał radości ze zerwania z Rzymem minie, to opozycya antikatolicka zwróci się przeciw temu nowemu kościołowi, rzucą się nań pozostali w większości katolicy, rzucą schyzmatycy, oparci na powadze jedni Rzymu, drudzy Carogrodu i Moskwy? Nie potrzeba być „najwytworniejszym“ politykiem, aby to zrozumieć. Toć i w Niemczech wołano nierównie pierwej i głośniej o narodowy kościół a dla tejże przyczyny nie dopuścili do niego cesarze Karol V, Ferdynand I, nawet tolerancki Maksymilian II. A skoro niemożliność utworzenia narodowego kościoła stała się widoczną, to innej furtki wyjścia z tej kołowacizny i zamętu nie było, jak przyjąć ustawy soboru, o który od lat przeszło 20 dopraszano się i od którego ratunku się spodziewali wszyscy, i sam Zygmunt August. Nie odmawiając pięknych przymiotów serca, zalet, zdolności i rozumu politycznego, bolejąc nad tragicznym iście końcem ostatniego Jagiellona, nie podobna usprawiedliwić jego pobłażliwości dla herezyi, szkodliwej dla Polski religijnie, ale i politycznie zgubnej, bo wprowadzającej element rozkładowy w obrady sejmowe, w elekcye i instytucye kraju, w społeczeństwo całe. „Tak zamieszka religijna przeniosła się mimo palliatywów króla na pole pierwszej elekcyi, a zamiast państwa zorganizowanego, zostawia Zygmunt August, umierając, społeczeństwo rozdarte, którego pierwszym czynem jest konfederacya dyssydentów, organizacya mniejszości, wywołująca powszechne głosowanie (electionem viritim a nie przez sejm) postawione przez katolicką większość“[12].





  1. Kazania niedzielne i świąt. Na niedz. II. po wielk. na niedz. IV. po świątkach.
  2. Vol. leg. I. 120, 121.
  3. Relacye nuncyuszów I. 49.
  4. W Wielkopolsce „chleb duchowny“ wynosił 3.450 łanów ziemi a na nich wsi duchownych 724. W Małopolsce (województwa krakowskie, sandomierskie i lubelskie) wsi duchownych 772 miast 26 podczas kiedy królewszczyzny wynosiły coś nie wiele nad połowę tego. Rzadko która fortuna magnacka mogła pójść w porównanie z fortuną biskupów. Największe w Małopolsce „hrabstwo tarnowskie“ miało wsi 80, podczas kiedy biskup krakowski miał ich 230, miast 4, i księstwo siewierskie a kapituła krakowska wsi 46.
    W Wielkopolsce najbogatsi Górkowie Ostrorogowie, Czarnkowscy i Leszczyńscy nie posiadali więcej nad 20 wsi, a prymas gnieźnieński miał 360 wsi, miasta Łowicz, Rawę i kilka innych. Nadto opactwa i klasztory małopolskie posiadały 372 wsi, 16 miast, z tych najbogatsze: klasztor Klarysek w Sączu (48 wsi 1 miasto) i opactwo tynieckie (44 wsi, 5 miast). Wielkopolskie opactwa posiadały przeszło 200 wsi i miast kilka, najbogatsze w Trzemesznie miało wsi 40 i jedno miasto. (Pawiński: Polska w XVI wieku pod względem geograficzno-statystycznym III. 16—201).
    Nuncyusz Ruggieri oblicza roczną intratę z dóbr arcybiskupstwa gnieźnieńskiego na 60.000 złp. aureos czyli 138 600 złp. w. a. (1 złp. ówczesny = 9 złp. 12 gr. późniejszym = 2 złr. w. a. 43 centów); intraty dóbr biskupa krakowskiego na 50.000 złp. i dochód z księstwa siewierskiego; arcybiskupa lwowskiego na 30.000 złp. biskupów kujawskiego i płockiego na tyleż; płocki miał nad to księstwo pułtuskie; poznańskiego na 20.000 złp; przemyskiago na 6.000 złp chełmskiego i kamienieckiego na 2.000 złp — Biskupstwa: wileńskie, żmudzkie, łuckie, kijowskie przynosiły po 5.000 złp., chełmińskie w Prusiech 6000 złp. „Biskup warmiński (Hozyusz) ma 12.000 złp. dochodu, a mógłby mieć do 40.000 złp. gdyby równie jak inni uciskał poddanych. Wiedzieć potrzeba, że do tych wszystkich dochodów nie wlicza się zboża, mięsa i innych wiktuałów, wina i korzeni z miast biskupom dostarczanych. Biskupi na wzór króla i szlachty stanowią w swych dobrach starostów“ (Relacye nuncyuszów I. 162).
  5. Bolały nad tem kapituły, w których, Boga dzięki, zasiadało wielu kapłanów pobożnych i uczonych i ci z boleścią i wstydem, patrzeli na bezczynność, niedbalstwo i światowe życie episkopatu. Między nim a kapitułami wrzała cicha, ale gorąca walka; one upominały biskupów ze czcią, ale odważnie i wstrzymały takich Uchańskich, Drohojowskich od jawnego zerwania z Kościołem; zmusiły moralnie takich Zebrzydowskich, Dzierzgowskich przecie do jakiejś obrony katolicyzmu. a zbyt oszczędny Noskowski majątek swój obrócił na fundacye pobożne i naukowe. Przytoczę zdanie czterech kapituł: gnieźnieńskiej, poznańskiej, kujawskiej i płockiej wypowiedziane przez ich deputatów na synodzie łowickim 1556 wobec nuncyusza Alojzego Lipomano, aby poinformować go dokładnie o przyczynach tak szybkiego wzrostu różnowierstwa w Polsce.
    Otóż drugą tego przyczyną, zdaniem kapituł. „jest niedbalstwo przewielebnych biskupów naszych bardzo wielkie i wielkiej ruiny przyczyna. Ciesząc się bowiem potrójną godnością, biskupią, senatorską i doczesną, żadnej niestety niektórzy z nich nie użyli dobrze. Pomijamy surowe egzekucye (wymagania) i warunki i nieznośne zaiste ciężary, jakie na poddane swe kładą; zmuszając ich pracować nawet w niedzielę, tak że nie dość, iż w uciskaniu biednego ludu równają się szlachcie, ale ją w tem pod wielu względami przewyższają.
    „Lecz tego przemilczeć nie należy, że w upominaniu i podtrzymywaniu króla IMCJ. w dawnej wierze ciż przewielebni biskupi, pierwsi zarazem senatorowie, nie zażyli tej, jaką byli powinni i mogli pilności, a to dla tego, bo w sercu swem rozmyślali zawsze o postąpieniu wyżej (na lepsze biskupstwa i kanclerstwo), ale nie na górę Jakóba. Byłoby z wielkim pożytkiem rzpltej, gdyby nie tak częste były te przenosiny biskupów, bo ta ekspektatywa (lepszych biskupstw) sprawia, że przyłożywszy palec do ust, mówić za domem bożym nie chcą albo nie śmieją.
    „Przeciw heretyckim kaznodziejom i zwolennikom postępowali i postępują najniedbalej, tak że niektórzy z nich (Drohojowski, Uchański) na swych dworach ich trzymają, za domowników uważają i obrońców im jednają. Klątwy taka jest siła, że gdy innym przestawać z wyklętymi nie wolno, to oni ich obrońcami i współbiesiadnikami się stają Krótko mówiąc, tak dobrze i tak chętnie używają biskupiej władzy przeciw heretykom i innym upornym, że woleliby jej wcale nie mieć, i radzi, że im ją zawieszono (przez interim sejmowe 1552). Nie wiemy nawet, czy nie zapobiegają proskrypcyami, klątwami tylokrotnymi przeciw tym, którzy w sprawach do kuryi rzymskiej się udają (nie dopuszczają apelacyi stron do papieża).
    „Słyszano jednego (z biskupów) mówiącego wobec szlachty: niech każdy wierzy jak chce, byle moje dochody były całe. Heretyckie książki drukują, się bez niczyjej przeszkody i rozchodzą się po całem królestwie, tak że cały ich nakład staje się zyskiem księgarzy z rozsprzedania.
    „Jaka zaś opieszałość biskupów w obronie praw Kościoła i jego osób, świadczą o tem jawnie zabrane dochody kościelne. Kościoły jedne bez księży a takich więcej jak 60 w różnych biskupstwach, drugie zrabowane, księża ich wypędzeni, a na ich miejsce według woli heretyków inni osadzeni. Nadania (probostw i beneficyów innych) przewielebnych biskupów nie są wolne od skazy; najwięcej bowiem ma się tu na względzie pokrewieństwo i usłużność (servitutis ratio) a najmniej wykształcenie i uczciwość żywota; stąd młodziki mało pobożni i mało użyteczni zostają proboszczami (pueri ecclesiis praeficiuntur) a tacy i w ten sposób promowowani, ani się modlą, ani w kapłańskiej sukni nie chodzą.
    „Nie mają (biskupi) przy sobie kanclerzy, ani uczonych mężów. Przy swoich katedrach wcale nie siedzą, ale tu i tam włóczą się zawsze, aby wilkom wolny był wstęp do owczarni pańskiej ile razy im się napaść na nią spodoba. Wiele jeszcze możnaby powiedzieć, ale z tego co powiedziano już wnieść to łatwo. (Rel. nunc. I. 42. 43.)
    W kilka lat później nuncyusz Commendone nażalić się nie może przed kard. Karolem Boromeuszem na niezgodę biskupów między sobą. Uchański, Przerębski, Padniewski i Wolski kłócili się ustawicznie nawet w senacie w obec króla. Padniewski z Janem Tarnowskim wiódł długo spór zawzięty o granice; zajazdy, krwi rozlewy, zamięszanie wśród braci szlachty ledwo zażegnać zdołał strapiony tem nuncyusz. Uchański dążył skrycie ale upornie do utworzenia kościoła narodowego i w tym celu zwołał synod do Piotrkowa krótko przed sejmem 1562, aby i świeccy panowie i różnowiercy w nim udział brać mogli. Oparli się przecie temu za przykładem Hozyusza biskupi, w wiecznej zresztą między sobą rozterce. „W ogólności, nie masz ani ufności, ani miłości między tymi prałatami, narzeka Commendone, a to co niby zgodnie robią, robią przez grzeczność, ponieważ każdy przy tem myśli o sobie, wcale nie dbając o dobro ogólne. Król mi powiedział: ci biskupi przychodzą do kościoła na mszę i na kazanie, lecz o niektórych nie wiem, jakiej są wiary. Co dzień mnożą się nowe hałasy i gniewy między tymi biskupami na sejmie warszawskim 1564) co mnie niewymownie dręczy. Przedsięwzięcie moje pojednania ich jest prawie niepodobne, tak łatwo dla lada fraszki zrywają z sobą. Już całe duchowieństwo i wszyscy katolicy w tym kraju jawnie żalą się na ich postępowanie. (Listy Commendonego do sw. Karola Borom. 24. stycznia i 7. lutego 1564).
  6. Statut wieluński r. 1424. Czytamy tam: „ktokolwiek w królestwie naszem i krajach nam podległych przekonany zostanie jako heretyk, albo herezyą zarażony albo o nią podejrzany, albo jej popieracz lub kierownik (fautor vel director), taki niech będzie przez starostów naszych, rajców miasta i innych urzędników i przez kogobądź z naszych poddanych, czy są w urzędach lub nie są, jako winny obrazy królewskiego majestatu (Regiae Majestatis offensor) pojmany i według wymagania przestępstwa swego karany „a więc na gardle“. Sejm korczyński 1438 a raczej „konfederacya biskupów, panów i szlachty na generalnym parlamencie (sic) w Korczynie“ obowiązuje się pod wiarą i czcią „powstać na zniszczenie tego lub tych, któryby heretyckie błędy czynił albo szerzył, i nie popierać ich pomocą, radą albo opieką ani za nimi słowem się wstawiać, ale takich i każdego z nich karać chcemy“. (Vol. leg. I 85 i 140.)
    Statut ten trudno pogodzić z przywilejem tegoż Jagiełły, dwa lata przedtem w Czerwieńsku wydanym: nemini bona confiscabimus, nisi prius super hoc praecedat judicium nostrorum quos ad hoc deputaverimus, i z przywilejem jedlińskim: neminem capiemus aut capi mandabimus, nisi judicio fuerit rationabiliter convictus, z wyjątkiem zbrodni podpalenia, zabójstwa, porwania kobiety, najazdu; o herezyi niema w tym wyjątku wzmianki (Vol. leg. I. 37, 41.)
  7. Szujski. Wstęp do I. tomu: Scriptores rerum polonicarum.
    Syn tego Orzechowskiego wychowywał się w konwikcie Jezuitów w Wiedniu razem z Kostkami, Maciejowskim i innemi polskiemi paniętami.
  8. Vol. leg II. 19.
  9. Relacye nuncyuszów I. 177.
  10. „Niech Pan Bóg przebaczy temu, kto mu (Uchańskiemu) dopomógł wyskoczyć na takie dostojeństwo, ze względu którego na leży z nim teraz postępować z najpracowitszem umiarkowaniem, po wściągać go i nakłaniać, nie obrażając go i nie jątrząc do sprawienia tyle złego, ile jest w jago mocy“. (Commendone do kard. Karola Boromeusza z Łowicza 10. grud. 1563. Listy, I. 247).
  11. Odrodzenie i reformacya w Polsce 89 — Zakrzewski, Bobrzyński i inni twierdzą, że to było przyjęcie osobiste, ale zawsze jako króla Polski i w. księcia Litwy. Duchowieństwo a z nim cały kościół polski przyjęło ustawy sob. tryd. uroczyście, urzędowo niejako, na synodzie 1577 r. w Piotrkowie.
  12. Szujski. Sejmy za Zygmunta Augusta. (Opowiadanie i Roztrząsania II str. 47)
    Bobrzyński: Dzieje Polski w zarysie II. str. 83—86 poczytuje za błąd czy winę temu królowi, że nie złamał potęgi możnowładców, ale owszem przez pierwsze dziesięć lat swych rządów na nich się opierał a zraził do szlachty. Ze dopiero w drugiej dobie rządów 1562—72 razem ze szlachtą przeprowadził połowicznie i błędnie egzekucyą praw, tolerancyą religijną i unią lubelską, przez którą Litwa stała się „gniazdem możnowładczej anarchii i buty“. Że dla braku moralnego hartu z reformacyi, która mu monarszą władzę w ręce wpychała, ani nie umiał skorzystać, ani jej „stłumić przymusem“, ale „siedział na dwóch stołkach, na obie strony jednakowo się przechylał, obie łudził, obom przyrzekał i zwlekał, a tym sposobem obie złamał i ubezwładnił“.
    Zakrzewski zbyt może surowo sądzi Zygmunta Augusta, twierdząc w cennej swej pracy „Po ucieczce Henryka“ (str. 23), że nikt przedtem nie skompromitował tak monarchii, nikt jej nie zadał tak dotkliwych klęsk moralnych, jak ostatni z Jagiellonów, swym sposobem rządzenia.“
    Z współczesnych wierną charakterystykę Zygmunta Augusta przesłał Piusowi V nuncyusz Ruggieri, bawiący 1565—68 na dworze tego króla. (Relacye nuncyuszów II. 181).





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Załęski.