Przejdź do zawartości

Jeden projekt ≻ jeden człowiek?

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Lucyna Czechowska
Tytuł Jeden projekt > jeden człowiek?
Pochodzenie O lepsze harcerstwo
Wydawca Warszawska Fundacja Skautowa
Data wyd. 2016
Druk Drukarnia GREG, ul. Sołtana 7, 05-400 Otwock
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Jeden projekt > jeden człowiek?

nr 12/2014


Co waży więcej: jeden projekt (często dotykający swym zasięgiem kilkunastu, kilkudziesięciu, a nawet kilkuset osób) czy jeden człowiek? Czy można poświęcić tego drugiego w imię ważnego zadania, realizującego najwznioślejszą na ziemi misję? Pewnie wielu z nas po pewnym namyśle odpowie: nie, cel nie uświęca środków, a jednak nawet my – instruktorzy wielokrotnie postępujemy wręcz odwrotnie.

Gdzie zaczyna się poświęcanie drugiego człowieka na ołtarzu ważnego projektu? Czy możemy mówić o nim tylko wtedy, jeśli w wyniku naszych decyzji ktoś straci życie lub zdrowie? A może należy sięgnąć do bardziej subtelnych rewirów: więzi społecznych, zrównoważonego rozwoju czy wiary we własne siły? Spowiadając się tylko z „grzechów głównych”, szybko możemy ulec ułudzie, że jesteśmy w porządku, a tymczasem diabeł tkwi w szczegółach. Występując w roli szefów, jesteśmy winni naszym podwładnym o wiele więcej.

ZHP to nie świetnie prosperująca korporacja o powszechnie rozpoznawalnej marce. Rotacja na funkcjach i odpływ kadry do innych NGO nie powinny być naszym sposobem na wysoką efektywność. Nieetyczne jest wyciskanie z naszych „pracowników” całej pozytywnej motywacji do działania i czasu, a następnie bezpardonowe wymienianie ich „na nowszy model”.

Ile razy zdarza się, że komuś pełnemu werwy i wiary powierzamy stałą czy czasową funkcję, a po tym, jak przyjdą pierwsze rozczarowania brakiem namacalnych efektów czy ewidentnymi potknięciami, szukamy po prostu innego człowieka? Ile razy w ogóle pomijamy udzielanie cząstkowej i końcowej informacji zwrotnej, przekazując zainteresowanemu tylko jedną podprogową wiadomość „zawiodłeś, nie nadajesz się, wyrzucam cię na śmietnik”?

ZHP to nie sekta wymagająca porzucenia wszystkiego i wszystkich na rzecz bóstwa. Nie możemy wymuszać ani pochwalać sytuacji, w których instruktorzy na rzecz służby harcerskiej rażąco zaniedbują inne sfery życia. Nieskończone lub niepodjęte studia, stracona praca, rozbite związki, pretensje ze strony dzieci czy rodziców naszych instruktorów to koronne dowody naszej wielkiej winy. Z reguły pracujemy w gronie kilku lub kilkunastu współpracowników, rzetelne zebranie informacji odnośnie ich sytuacji zawodowo-życiowej nie jest więc wysiłkiem ponad miarę i powinno poprzedzić powierzenie każdego większego zadania. Nie można kierować się przeświadczeniem, że instruktor sam odmówi, jeśli nie będzie w stanie czegoś zrobić. Jeśli jesteśmy naprawdę dobrymi szefami, to nasi podwładni będą bali się nas zawieść i choćby po to, aby uzyskać nasze uznanie, poświęcą się. Wiele lat zajęło mi wykucie powyższych myśli. Nabranie dystansu do pracy, jaką wykonuję na rzecz ZHP, rodzące przeświadczenie, że dobro moje i osób, z którymi pracuję, jest najważniejsze, pozwala mi paradoksalnie zrobić zdecydowanie więcej dla innych.

Jestem też niesamowicie wdzięczna mojej aktualnej harcerskiej szefowej – hm. Emilii Kulczyk-Prus za to, że nie zapomina nigdy o tym, że jestem człowiekiem. Pozwala mi koordynować te projekty, które naprawdę czuję i rozumiem, w związku z czym przez większą część ostatnich dwóch lat miałam wrażenie, że robię coś, bo tego chcę, a nie dlatego, że zostałam do tego zmuszona. Płonę, ale nie spalam się i nawet jeśli oznacza to jeden projekt w roku mniej, to jest to komfort nie do przecenienia.