Jeździec bez głowy/XXIX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Jeździec bez głowy |
Wydawca | Stowarzyszenie Pracowników Księgarskich |
Data wyd. | 1922 |
Druk | Drukarnia Społeczna Stow. Robotników Chrz. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Po wyjściu Luizy Kasjusz zbiegł na dół, dosiadł swego wierzchowca i puścił się galopem w górę rzeki w kierunku twierdzy Inge. W połowie drogi skręcił w akacjowe zarośla i zatrzymał się przed zapadłym domkiem, w którym mieszkał łowca mustangów i handlarz, Miguel Diaz, przezwiskiem „Stepowy Wilk“.
Wilka nie zawsze można było zastać w jego legowisku, ale tym razem Kasjusz trafił szczęśliwie, bo Diaz nie wyjeżdżał nigdzie i siedział w domu pijany.
Po serdecznem przywitaniu Kasjusz zaczął:
— Właśnie przybyłem do pana...
— Wiem, wiem, — przerwał Diaz, — chce pan pomówić ze mną co do tego irlandzkiego djabła. Przyrzekłem zrobić wszystko przy pierwszej sposobności i słowa nie zmienię. Ale niech panu się nie zdaje, że zabić człowieka to lak łatwo. Można pójść za to na szubienicę, a ja tymczasem nie chcę ryzykować. Trzeba poczekać, aż nadejdzie okazja.
— Właśnie jest okazja. Komancze zaczęli grasować w okolicy i szykują się do napadu.
— Skąd pan wie?
— Posiadam wiadomość z wiarogodnego źródła, od komendanta twierdzy.
— W takim razie Gerald zginie z ręki Komanczów.
— Słowo?
— Słowo! Ale to będzie kosztowało nie pięćset, lecz tysiąc pesetów.
— Dobrze dostanie pan tysiąc,
— Komancze oskalpują Geralda, więc niech pan idzie do domu i będzie spokojny. Z wroga pańskiego zdejmie się tylko czuprynę, rozumie pan? Ale tysiąc — jakbym miał w kieszeni?
— Naturalnie, służę w każdej chwili.
— Mam szczęście! — zawołał handlarz, śmiejąc się. — Tysiąc pesetów za głowę wroga, któregobym machnął za darmo! Więc Komancze szykują się do marszu! Już trzy lata nie miałem na sobie stroju Indjanina, teraz muszę go poszukać i przymierzyć! Dobra nasza! Pożegnaj się ze światem rycerski Geraldzie!