Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor George Füllborn
Tytuł Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras
Podtytuł Romans Historyczny
Rozdział 82. Niewolnica i książę
Wydawca A. Paryski
Data wyd. 1919
Miejsce wyd. Toledo
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Johann Sobieski, der große Polenkönig und Befreier Wiens oder Das blinde Sklavenmädchen von Schiras
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

82.
Niewolnica i książę.

W rozległych dobrach księcia Iwana Aminowa oficyaliści jego i służba czynili przygotowania na jego przyjęcie.
Aleja prowadząca do starożytnej rezydencyi przybrana była girlandami kwiatów.
Książę czas długi bawił za granicą, a teraz udał się do swoich dóbr, aby w nich przepędzić kilka tygodni.
Obszerny budynek, który nazywano zamkiem, przybrany był również uroczyście.
Włościanie w świątecznych szatach zebrali się na powitanie pana i gdy powóz nadjechał, padli na kolana i poodkrywali głowy.
Młody książę był widoczni nawykłym do takich przyjęć i uważał je za rzecz zupełnie naturalną.
Wysiadł on przed zamkiem z powozu a Sassa wysiadła za nim.
— Jesteśmy u celu, Sasso, — rzekł do niej książę, — oto jest mój zamek!
Ślepa niewolnica ubrana była jeszcze w owe malownicze i fantastyczne suknie, które otrzymała od Kazimierza.
Włościanie i służba patrzyli na mą zdziwieni. Kogóż to pan ich przywiózł z sobą z podróży?
W chwili, gdy książę prowadząc Sassę wchodził do zamku, usłyszał tuż przy sobie słowa jednego ze służby:
— Co po tej ślepej dziewczynie w zamku?
Książę drgnął gniewem.
Kochał on Sassę. Jej powab i jej dobroć coraz większą porywały go potęgą.
Pochwycił szpadę i wyjąwszy ją z pochwy wstrząsnął w powietrzu.
— Śmierć tobie, nędzny psie, który się ważysz lżyć Sassę! — zawołał.
Mordercza broń miała już przeszyć chwiejącego się z przerażenia sługę, gdy Sassa zręcznym ruchem rzuciła się ku księciu i powstrzymała jego rękę.
— Wybacz mi, dostojnie panie, — rzekła, — Sassa błaga o jego życie!
Ślepa niewolnica podobną była w tej chwili do anioła.
— Prosisz za nim? — zapytał książę zdziwiony.
— Przebacz mu, jak mu Sassa przebacza!
— Skoro Sassa prosi o twoje życie, więc żyj! — rzekł książę Iwan, chowając szpadę do pochwy.
Wypadek ten wywarł głębokie na wszystkich wrażenie.
Książę prędki i porywczy, przed którym drżeli wszyscy i którego gniewu już niejedno życie ludzkie padło ofiarą, stał się nagle zupełnie innym i słowa obcej, pięknej dziewczyny miały nad nim czarodziejską potęgę.
Wprowadzało to wszystkich w zdumienie nasunęło im myśl, że w obcej dziewczynie znaleźli opiekunkę i pośredniczkę.
Służący, którzy z księciem powrócili z podróży utwierdzili miejscowych w tem przekonaniu, nie mogąc się dosyć naopowiadać o dobroczynnym wpływie, który obca dziewczyna wywierała na księciu.
Książę Iwan sam wprowadził ją do apartamentów i przeznaczył dla niej kilka pokoi, oraz wydał rozkaz, ażeby jej tak słuchano jak pani zamku.
Przekonało to wszystkich, że obca dziewczyna posiadała je^o miłość i że nie myślał traktować jej jak sługę.
A gdy wieczorem zasiadł z nią w jednym z jasno oświetlonych salonów zamku i gdy ona dla rozerwania go śpiewała, a on wsłuchiwał się w jej piosnki, służący i służące stojąc w oddaleniu, widzieli, że ich pan był oczarowanym zupełnie.
— Jakto, dostojny panie, — zapytała Sassa skończywszy śpiewać i usłyszawszy, że jeden ze służących zastawiał herbatę i wieczerzę, — więc Sassa nie będzie ci już usługiwała?
— Nie, Sasso! Usiądź przy mnie! Będziesz obsługiwaną tak jak ja!
— Ale, dostojny panie...
— Ja tak chcę, Sasso.
Była posłuszną. Siadła przy nim ponieważ dał taki rozkaz.
— Nie jesteś już moją niewolnicą, Sasso, — rzekł do niej, — ale jesteś moją i zostaniesz moją małżonką!
— Co mówjsz, dostojny panie?... Ja chyba marzę, — odpowiedziała Sassa, — o tak, to sen... ale sen piękny...
— Nie sen, Sasso!... będziesz moją małżonką.
— Ja? ja? — zawołała ślepa niewolnica, — chcesz mnie uczynić księżną, dostojny panie? O nie!... nie żartuj ze mnie! Czyż podobna, ażebyś to uczynił dla biednej Sassy?
— Nie żartuję, Sasso, przekonasz się za dni kilka, że mówię na seryo. Duchowny, który ma pobłogosławić nasz związek, już zamówiony i wkrótce przyjedzie.
— Panie! dostojny panie! — zawołała Sassa padając na kolana, — powiedz mi raz jeszcze, że nie marzę, że nie żartujesz sobie ze mnie!
— Nie, Sasso, — odrzekł książę, — jesteś dla mnie aniołem zesłanym z nieba. Czyliż nie odgadłaś, że cię kocham?...
— Ależ ja jestem biedną, ślepą niewolnicą, a ty jesteś księciem, dostojny panie!
— Będziesz więc księżną!
Sassa zdawała się odurzona swem szczęściem.
Klęczała, nie mogąc słowa wymówić.
Książę wyszedł do przyległego pokoju i powrócił po chwili z kosztowną złotem wykładaną szkatułką, pełną klejnotów.
Przystąpił do Sassy i podniósł ją.
— To wszystko twoje, — rzekł, — możesz się w to ubrać. Przywdziejesz kosztowne suknie i za dni kilka będziesz moją małżonką! Masz tu także najrżadszy klejnot, naszyjnik, który mi sułtan podarował.
Był to staroegipski naszyjnik, który przed tysiącami lat ozdabiał córkę królewską.
Sassa dotknęła zlekka i ostrożnie podarków.
Gdy wzięła w rękę naszyjnik, poznała dotykaniem, że był zupełnie taki sam, jak ów, dla którego królowa Marya Kazimiera przedsięwzięła podróż niebezpieczną.
— Dzięki ci, dostojny panie, nigdy jeszcze nie nosiłam żadnych klejnotów.
— Dla mnie nie potrzebujesz żadnych ozdób, Sasso, kocham cię dla ciebie samej! Ale jako moja małżonka musisz je nosić i powiadam ci, że przewyższysz blaskiem małżonki wszystkich innych książąt i dostojników. Przygotuj się na dzień zaślubin! A nazajutrz po ślubie udamy się w podróż.
— Dokąd, dostojny panie?
— Car wysyła.mnie w poselstwie do króla polskiego.
Sassa drgnęła.
— Więc tam zostaniesz, dostojny panie?
— Przez czas krótki... potem pojedziemy do Wiednia. Jest tam znakomity lekarz, Sasso. Każę go wezwać i powiem: Patrz, czy możesz przywrócić wzrok mej małżonce...
— Chcesz to uczynić, dostojny panie? — zawołała ślepa niewolnica z łkaniem niewypowiedzianej radości.
— Powiem do niego: patrz, jeśli możesz mojej ślepej małżonce dopomódz, żeby widziała niebo i ziemię, to dam ci dziesięć beczek złota i będziesz na całe życie godnym zazdrości bogaczem!
— O! ty jesteś dobry! — zawołała Sassa i klęcząc przed księciem objęła go w nadmiarze szczęścia, — tak, teraz wierzę, że mnie kochasz! Teraz wierzę wszystkiemu! Żądaj odemnie życia, a oddam je chętnie!
Książę pocałował ją w czoło.
Powróciwszy do swoich pokoi Sassa, upadła na kolana i dziękowała Bogu za jego łaskę.
Nazajutrz zajechał do dóbr księcia powóz podróżny.
Wkrótce potem w starym zamku ukazał się hrabia Rochester.
Sassa usłyszała głos obcy i poznała cudzoziemca.
Książę Aminow przyjął hrabiego zimno i etykietalnie.
— Pierwszy raz spotykamy się, panie hrabio, — rzekł, — ale u dworu w Moskwie słyszałem o panu. Wszak jesteś pan posłem angielskim w Warszawie?
— Byłem, mości książę, ale zamierzam opuścić to stanowisko.
— Czy jedziesz pan do Moskwy?
— Nie, mości książę, przyjechałem tutaj jedynie do waszej książęcej mości.
— Musi to być ważny interes, kiedy pana sprowadził tak daleko.
— Ważny, tak ważny, że dla niego byłem już w Stambule, — odrzekł Rochester, — tak ważny, że dla niego gotów jestem do wszelkich ofiar.
— O cóż to idzie, panie hrabio?
— Idzie o łańcuch szczególnej wartości książę! Mam tajemny powód ubiegania się o ten łańcuch i nabycia go za jakąbądź cenę. Dlatego byłem w Stambule, dlatego przybyłem tutaj.
— Jeżeli dobrze rozumiem, idzie tu o ów stary naszyjnik, który otrzymałem z rąk sułtana?
— Tak jest, mości książę.
— Nie mam już tego naszyjnika, — odrzekł książę, zresztą jest to rzadkość, którą się tylko temu daje, komu się chce szczególną łaskę wyświadczyć.
— A więc i tu nie znajduję naszyjnika, mości książę? — odpowiedział Rochester przerażony.
— I musisz pan zaprzestać dalszych poszukiwań, panie hrabio, — mówił książę dalej, — muszę przyznać, żeś pan poniósł wielkie ofiary, aby dopiąć swego celu, ofiary, które dowodzą, jak wiele panu zależy na spełnieniu pańskiego życzenia.
— Wszystko to było daremne, mości książę.
Sassa słyszała rozmowę. Brała ją pokusa wejść i powiedzieć: “Oto jest naszyjnik! zawieź go hrabio, królowej Maryi!”
Przyszło jej jednak na myśl, że tym sposobem dałaby Rochesterowi sposobność jeszcze raz stanąć między Sobieskim i Maryą i może zniweczyć szczęście ich obojga, a jej ciągłą główną myślą było Jana Sobieskiego widzieć szczęśliwym.
Pozostała w swoim pokoju i nie wyszła.
Książę zaprowadził hrabiego do sali jadalnej i ugościł.
Następnie Rochester pożegnał księcia bez najmniejszej nadziei otrzymania naszyjnika.
Czy miał wracać do Warszawy?
Wiadomość, chociaż odbierającą ostatnią nadzieję, musiał przesłać oczekującej z niepokojem Maryi.
W parę dni potem w starożytnej kaplicy zamkowej odbył się uroczyście ślub młodego księcia z promieniejącą szczęściem i radością Sassą.
Po ukończonej ceremonii książę zażądał od swej młodej małżonki, aby mu objawiła jakie swoje życzenie.
Sassa prosiła o wsparcie dla biednych chorych w obszernych jego włościach.
Książę, któremu dotychczas nigdy na myśl nie przyszło zajmować się nędzą swoich poddanych, zdziwił się, że Sassa, żąda dla innych, nic nie wymagając dla siebie.
Spełnił jednak jej prośbę i dał jej kilka worków z pieniędzmi.
Sassa w ślubnej odzieży opuściła zamek i usłyszała wkrótce kroki i głosy ludzi, którzy się do niej cisnęli, ażeby podziwiać jej strój.
Ukazał się pomiędzy nimi jak dobroczynna wieszczka i rozdzielała między nich pieniądze.
Nazajutrz powozy podróżne opuściły stary zamek i dobra księcia.
Książę i wdzięcznością przejęta dlań małżonka udali się w podróż do obcych dworów.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: George Füllborn.