Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor George Füllborn
Tytuł Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras
Podtytuł Romans Historyczny
Rozdział 77. Festyn
Wydawca A. Paryski
Data wyd. 1919
Miejsce wyd. Toledo
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Johann Sobieski, der große Polenkönig und Befreier Wiens oder Das blinde Sklavenmädchen von Schiras
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

77.
Festyn.

Nadszedł dzień, w którym miał się odbyć festyn u księcia prymasa.
Z wzrastającym niepokojem oczekiwał go Sobieski.
Tego wieczoru wszystko musiało się rozstrzygnąć.
Marya Kazimiera musiała albo włożyć naszyjnik, albo wyznać, co z nim zrobiła.
Doniesiono królowi wciągu dnia, że królowa jeszcze nie przybyła do zamku.
Przed wieczorem jednak mogła nadjechać jeszcze.
Wtem ukazał się w gabinecie króla kapitan Wychowski, jego były adjutant.
— Zbliż się kapitanie, — rzekł król do niego, — kiedyż powróciłeś ze swej podróży?
— W tej chwili, najjaśniejszy panie, — odpowiedział Wychowski.
— Więc znalazłeś to miasteczko na Wołoszczyznie, w którem zamieszkał były służący wojewodziny po uwolnieniu ze służby?
— Do usług, najaśniejszego pana.
— Z poważnej twej i skłopotanej twarzy widzę, że podróż twoja była daremną... Ów sługa nie żyje?
— Służący Stefan, człowiek już posiwiały, żyje, najjaśniejszy panie!
— A więc go znalazłeś?
— Niestety, nie udało mi się, najjaśniejszy panie! Starego Wołocha, Stefana, znaleźć nie było można. Znikł nagle!
Sobieski zlekka wstrząsnął głową.
— To twoje dzieło, Jagiellono, — szepnął, — twoja w tem ręka.
Następnie dodał głośno:
— Powinieneś był zarządzić poszukiwania, kapitanie. Może ten starzec umarł nagle w tych dniach.
— Dochodziłem najjaśniejszy panie, — odpowiedział Wychowski, — ale Stefan nie umarł! Doszedłem tego! Wszystkie oznaki przemawiają za tem, że opuścił nagle miejsce pobytu i zapewne udał się w podróż.
— Skłamano przed tobą, Wychoski.. Jestem pewny, że go uprzątnięto. W tem miejscu, w którem go szukałeś, mógł nie umrzeć, lecz gdzieindziej śmierć mu zadano!
— O tem sądzić nie mogę, najjaśniejszy panie! Król uwolnił swego byłego adjutanta.
— Zdaje mi się, — szepnął, gdy sam pozostał, — że jako królowi nie służą mi tak dobrze, jak niegdyś hetmanowi! Wówczas miałem szpiegów, którzy wszystko umieli wyśledzić, teraz wojewodzina mnie uprzedziła! Obawiam się, że nie zdołam dojść, co wówczas zaszło, a jednak głos wenętrzny mi mówi, że została spełnioną zbrodnia, która pozostała i może pozostanie bezkarną, jeżeli przypadek nie przyjdzie mi z pomocą.
I ty miałabyś ujść cało, miałabyś tryumfować, Jegiellono? Zdaje mi się, że i względem Maryi Kazimiery knujesz jakieś intrygi! Chwila festynu się zbliża! Wyznaję, że jeszcze nigdy w życiu nie byłem tak niespokojny o rozwiązanie zagadki, które jest tak bliskim! Czy Marya będzie miała naszyjnik, czy też nie?
W pałacu księcia prymasa wieczorem zapalono lampy i niezliczone świece, które w uroczyście przyozdobionych salonach i galeryach rozlewały prawdziwe morze światła.
Największy przepych miał odznaczać ten festyn.
Podzwrotnikowe rośliny przyozdabiały wejście do salonów.
W salonie, przemienionym w ogród, kwitły wielkie kwatery kwiatów, tryskały źródła z sztucznych grot, ptaki kołysały się na drzewach, obciążonych świeżemi owocami.
Książę prymas wydał ogromną sumę na uświetnienie tego festynu.
Ze wszystkich stron świata sprowadzono przysmaki, owoce i rzadkości.
W jednej z sal bocznych urządzony był bufet, który uginał się pod ciężarem ciężkich, złotych dzbanów, czasz, puharów.
Najkosztowniejsze wina płynęły strumieniami.
Po drugiej stronie sali rozbitym był wielki fantastyczny namiot, w którym trzy młode i piękne Czerkieski rozdawały herbatę, limoniadę i lody na złotych podstawkach.
W głównej sali, której ściany pokryte były źwierciadłami, światło było olśniewające, a przepychu strojów niepodobna opisać.
Paziowie w bogato haftowanych szatach stali przy drzwiach i oznajmiali donośnym głosem wchodzących znakomitych gości.
Wszystko, co było znakomitego w kraju, zebrało się w tych salonach.
Witano się, rozmawiano, raczono się przysmakami, a zbytek i przepych uważano za naturalne zjawisko.
W liczbie gości znajdowała się także wojewodzina Wassalska, którą prowadził pod rękę kanclerz Pac.
Wyglądała ona prześlicznie.
Ubraną była w powłóczystą suknię z purpurowego aksamitu, roztwierającą się z przodu i ukazującą drugą suknię atłasową.
We włosy miała wpięty djadem brylantowy, którego wartość zapobiegłaby na zawsze nędzy wszystkich jej poddanych.
Lodowaty uśmiech przebiegał jej twarz, gdy spotkała księcia prymasa.
— Powiadają, książę prymasie, że najjaśniejsza pani ma być na festynie, rzekła, — i mówią, że będzie miała na sobie ów sławny naszyjnik....
— Liczę na to, pani wojewodzino, — odpowiedział prymas.
— Obyś się tylko nie przerachował, książę prymasie, — uśmiechnęła się Jagiellona.
— Jestem pewny, że najjaśniejsza pani będzie, pani wojewodzino.
— Po co być z góry pewnym?.... lepiej zaczekać! — odparła wojewodzina.
— Król nadchodzi! — dało się słyszeć w salonach.
Było już późno. Oddawna oczekiwano ukazania się króla. Oznaczona godzina minęła.
Książę prymas poszedł naprzeciw monarchy.
— Królowa zapewne zaraz przybędzie książę prymasie, — rzekł krół, — nie wątpię o tem! Nie chcę jednak, żeby dłużej czekano! Zabawa może się zacząć!
Muzyka zabrzmiała na powitanie króla, wchodzącego do sali.
Sobieski zdawał się doznawać trudnego do ukrycia rozdrażnienia.
Marya Kazimiera nie przybywała.
Co się stało? Co znaczył ten niewyjaśniony wypadek?
Miałaż przyjść jeszcze?
Nic innego nie podobna było przypuszczać.
Naszyjnik! Główna rzecz, czy będzie miała naszyjnik! Termin nadszedł sprawa musiała się rostrzygnąć.
Król rozmawiał z kilkoma obecnymi jenerałami i wyższymi dostojnikami, ale jego uwaga widocznie była rozproszoną.
Zdawał się od czasu do czasu nadsłuchiwać i oczekiwać na coś z wyraźnym niepokojem.
Nieopodal stała przyglądając się monarsze demoniczna Jagiellona i rozmawiała z kanclerzem Pacem.
Nieobecność królowej czyniła widocznie na sali wrażenie.
Wieści rozliczonego rodzaju obiegały po zgromadzeniu.
Zauważono, że i hrabia Rochester nie był także obecny i ten szczególny zbieg okoliczności dawał powód do rozmaitych domysłów.
Niedługo rozeszła się wieść, iż król przyrzekł księciu prymasowi, że królowa będzie miała tego wieczoru na sobie szczególnie cenny naszyjnik córki egipskiego króla.
Ogół zebranych z tem większą niecierpliwością oczekiwał ukazania się królowej, gdyż pragnął również zobaczyć ten klejnot starożytny.
Kwadranse jednak po kwadransach upływały daremnie.
Sobieski jesczze nie zwątpił, że Marya Kazimiera niezawodnie się ukaże.
Jedna tylko z pomiędzy obecnych osób Jagiellona, mogłaby przepowiedzieć co ma nastąpić, ale i ona mogła się mylić.
Nie wiedziała ona, co zaszło w Płocku, czy Rochester nie przybył tam przebrany na czas jeszcze, bo że umiał podróżować szybko i posiadał środki do odbywania przyspieszonych podróży, o tem wątpić nie było można.
Niemniej niespokojnym jak król był książę prymas, który uważać musiał za ujmę dla siebie zapomnienie królowej o festynie, przez niego urządzonym.
Wsłuchiwał się on w każdy szmer i paziom, znajdującym się na dole dał polecenie, aby go natychmiast zawiadomili, jak tylko karoca się ukaże.
Ale karoca królowej nie przybywała.
Uderzyła północ.
Nagle jeden z paziów przystąpił do księcia prymasa.
— Dostojny książę, — rzekł z cicha, — przyjechał właśnie na spienionym koniu jeździec ze starostwa, wysłany przez królowę. Przybywa on z wiadomością, że najjaśniejsza pani przybyć nie może, ponieważ zasłabła.
— Gdzie jest ten jeździec? — zapytał książę prymas.
— Czeka na dole.
— Wprowadź go do mojego pokoju.
Paź pospieszył wykonać rozkaz prymasa, który tymczasem zaczął się rozglądać za królem, i ujrzawszy go, przystąpił do niego szybko.
— Najjaśniejszy panie! — rzekł stłumionym głosem, — nadaremnie oczekujemy królowej.
Sobieski zapłonął gniewem.
— Czy sądzisz, że już zapóźno, aby przybyć mogła, książę prymasie? — zapytał.
— Nie, najjaśniejszy panie, ale właśnie przyjechał goniec ze starostwa, — Gdzie jest?
— W moich pokojach.
Król pospieszył z prymasem osobiście zobaczyć gońca, który mu oznajmił, że królowa do ostatniej chwili spodziewała się przybyć, ale jej przeszkodziła choroba.
Sobieski zwrócił się do prymasa.
— Żałuję bardzo, — rzekł, — że królowę tak nieszczęśliwy przypadek zatrzymał w Płocku i że cię, książę prymasie ominie sposobność widzenia naszyjnika. — Zmuszony jestem do rezygnacyi i pocieszam się nadzieją, że mnie to szczęście nie ominie innym razem, najjaśniejszy panie, — odpowiedział prymas.
Król opuścił pałac i zamyślony udał się do zamku.
Pomiędzy gośćmi jednak szybko rozeszła się wiadomość o nagłem zasłabnięciu, które przeszkodziło królowej znajdować się na festynie.
— Tym razem jeszcze Marya Kazimiera odwróciła od siebie grożące niebezpieczeństwo, — rzekła Jagielona do kanclerza Paca, — zyskała na tem jednak tylko krótką zwłokę, a naraża się na tem gorsze następstwa. Jeżeli hrabia Rochester nie dokaże cudu, to dostanie nowego naszyjnika. Czekajmy, co dalej będzie! Wyznaję, że sama jestem ciekawa zakończenia tej szczególnej sprawy, która się staje coraz drażliwszą. Naszyjnik nabiera coraz większego znaczenia i będziemy świadkami ciekawych wypadków.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: George Füllborn.