Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor George Füllborn
Tytuł Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras
Podtytuł Romans Historyczny
Rozdział 26. Jagiellona przyprawia napój
Wydawca A. Paryski
Data wyd. 1919
Miejsce wyd. Toledo
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Johann Sobieski, der große Polenkönig und Befreier Wiens oder Das blinde Sklavenmädchen von Schiras
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

26.
Jagiellona przyprawia napój.

Tegoż wieczoru Sobieski w towarzystwie kilku młodej szlachty puścił się w podróż do Krakowa, aby tam umówić się z kilkoma zamieszkałymi w okolicy niższymi dowódzcami o udział w kampanii przeciwko Piotrowi Doroszence, który popierany przez Turków i Tatarów, pozostawał ciągle w groźnej postawie i lada chwila mógł przedsięwziąść zaczepkę.
Szczególne uczucia miotały piersią Jana Sobieskiego podczas podróży do Krakowa, gdzie przebywała piękna Marya Zamojska.
Nie widział jej od nocy w różanym ogrodzie.
Jan Zamojski odjechał śpiesznie z młodą małżonką.
Jan Sobieski kochał Maryę całym zapałem swego serca, lecz ona należała do innego! A na jego propozycyę wykradzenia, Marya odpowiedziała w końcu śpiesznym odjazdem, co w końcu w Sobieskim wzbudziło myśl, że zaczęła żałować udzielonej mu schadzki.
Czy Marya rzeczywiście tak go kochała, jak mu wyznała owej nocy?
O gorącej miłości Maryi Sobieski nie mógł wątpić. Nie mogła ona jednak należeć do niego, ponieważ była; żoną innego! I czyż nie wyrządzał niezasłużonej krzywdy sędziwemu kasztelanowi krakowskiemu?
— Maryo! czemuż nie jesteś wolna? czemuż nie możesz być moją? — wołał pod wpływem wezbranego uczucia, — kocham cię, kocham wiecznie, widzę ciągle przed sobą twój luby obraz i bez skrupułu przełamałbym prze szkody, które nas dzielą! Nasza miłość jest grzeszna! A teraz mam cię znów, ujrzeć czarodziejska istoto! Jakież to nowe godziny męczarń i boleści ocze-1 kują nas! Gdybym mógł z tobą uciec, gdybym mógł pochwycić cię w objęcia, posadzić na mym koniu i pędzić z tobą w świat, daleko, bez celu, choćby nawet na zgubę, byle z tobą, Maryi!... Śmierć wraz z tobą, byłaby piękną śmiercią i nie byłoby mi trudno rozstać się z tą ziemią, która nam naszego szczęścia zazdrości i która nas z sobą rozdziela!
A po chwili znowu rozmawiał z sobą:
— Czy cię zobaczę w Krakowie? Raz tylko pragnąłbym cię ująć w objęcia, raz usłyszeć słowa miłości, potem spokojnie pójdę na śmierć i w zamęcie walki położę głowę za ojczyznę! Tak, Janie Zamojski, poświęcę się, umrę za moję miłość, zostawię ci Maryę, jeżeli i ona nie będzie wołała umrzeć ze mną!
Młodzi szlachta którzy towarzyszyli Sobieskiemu, widzieli ponurą i zrozpaczoną jego twarz, a niejeden z nich odgadywał i mógł się domyślać, co się działo w sercu wodza. Żaden jednak nie poważył się mówić z nim o tem.
Po szybkiej jeździe podróżni przybyli do Krakowa, gdzie mieli zabawić dni kilka.
Stary kasztelan krakowski przyjął w zamku wysłańców króla.
Spotkanie Jana Sobieskiego ze starym kasztelanem było szczególne.
Sprawy prywatne trzeba było jednakże zostawić na boku wobec spraw państwa, które ich zmuszały do komunikowania się z sobą.
Marya nie była obecną podczas przyjęcia. Stary kasztelan powitał hetmana polnego i jego towarzyszów i był zmuszony zaprosić ich, ażeby zamieszkali w zamku, dopóki obowiązek każę im pozostać w Krakowie.
Ani jedno słowo gniewu lub wyrzutu nie wyszło z ust szlachetnego starca. Był on zbyt dumny a zarazem zbyt sprawiedliwy i łagodny, ażeby przykremi słowy przemawiać lub grozić temu, który uczuł w sercu miłość dla Maryi. Powiedział sobie, że jest starcem i że młoda, pragnąca żyć Marya naturalnie w młodym, dzielnym człowieku, więcej niż w nim znajdować musiała upodobania.
Miał tylko jedno silne postanowienie: ocalić honor swojego domu! Dopóki on żył, Jan Sobieski nie powinien był widzieć Maryi! Gdy Sobieski z towarzyszami przybył do Krakowa, Marya z polecenia swego małżonka opuściła miasto wyjeżdżając na czas bytności Sobieskiego do starostwa nadanego Zamojskiemu przez króla.
— Bądź jak u siebie w zamku, panie hetmanie polny, — rzekł stary kasztelan krakowski do Jana Sobieskiego.
Przyjęcie to uczyniło szczególne wrażenie na młodym bohaterze.
W milczeniu podał rękę szlachetnemu starcowi.
— Jesteś moim gościem wraz ze swymi towarzyszami, panie hetmanie polny, — mówił Zamojski głosem poważnym ale wolnym od nienawiści, — witam was! Sala jadalna stoi otworem, wypiję z wami za pomyślność rozpoczynającej się kampanii, a to, co pomiędzy nami zaszło, niechaj pójdzie w zapomnienie!
— Szlachetny starcze! — zawołał Sobieski w nadmiarze uczuć, które się w nim obudziły, nie spodziewałem się tego przyjęcia!
— Ojczyzna jest w niebezpieczeństwie, a ty, hetmanie, jesteś jej dzielnym rycerzem! Sprawy i zajścia familijne muszą ustąpić przed tym względem! Wiem, że masz dosyć poczucia honoru, ażebyś zrozumiał moje postępowanie! Wiem, że dopóki żyć będę, nie uczynisz ponownie nic takiego, coby ubliżyło mojemu honorowi!
— Przyrzekam ci na to uroczyście, szlachetny kasztelanie! — zawołał Jan Sobieski, podając rękę starcowi, który ją ujął i uścisnął.
— Podanie ręki wystarcza mi, — mówił Jan Zamojski dalej, — dni moje są policzone, jestem starcem! Po śmierci mojej podaj rękę osamotnionej mej małżonce... do tego czasu nie zobaczysz jej!
— Będę umiał uszanować to twoje polecenie, panie Zamojski! Ciągiem, niezmordowanem mojem usiłowaniem będzie, służyć ojczyźnie narażonej na tysiączne niebezpieczeństwa i wznieść się tak wysoko, ażebym, jeżeli mi przeznaczono żyć dłużej od ciebie, stał się godnym tego spadku!
— Są to słowa człowieka z sercem i uczuciem! — zawołał Jan Zamojski, — pójdź w moje objęcia, mój synu! Nie zawiodłem się na tobie!
Sędziwy kasztelan uścisnął marzącego o zwycięstwach hetmana.
Była to wzruszająca i podniosła scena.
Sobieski spodziewał się wszystkiego, tylko nie tego, że przyciśniętym zostanie do serca przez człowieka, którego w zaślepieniu miłosnem tak ciężko obraził.
Sędziwy Zamojski zaprosił Sobieskiego i jego towarzyszów do jadalni zamkowej, zachęcając ich, ażeby przez czas pobytu w Krakowie rozgościli się w zamku.
Przy przygotowanej biesiadzie odprowadził ich do przygotowanych pokoi, a na dowód swej życzliwości wskazał im, że spać będzie w pobliżu, ażeby czuwać niejako nad swymi gośćmi. Pokój Zamojskiego przylegał do sypialni Sobieskiego, którego wzruszył ten nowy dowód szczerości uczuć.
W ciągu kilku dni następnych zbierali się pod Kraków pomniejsi dowódzcy ze swojemi oddziałami, Jan Sobieski jeździł do nich i przyjmowany z uszanowaniem, oznajmił żołnierzom, że wkrótce wyruszą na wroga.
Wojsko z zapałem przyjmowało tę wiadomość.
Podczas tych układów Sobieskiego z pomniejszymi dowódzcami, przybyła do miasta karoca wojewodziny Wassalskiej, która miała dom w blizkości zamku i tam wysiadła ze służącą.
W zamkniętem naczyniu przywiozła z sobą Jagiellona napój, który miała przymieszać do wina znienawidzonemu Sobieskiemu.
Nad wieczorem kasztelan krakowski opuścił zamek na wspaniale osiodłanym koniu, ażeby się udać naprzeciw swoim gościom powracającym z wycieczki do zamiejskich obozów.
Jagiellona przekupiwszy sługę zamkowego, otrzymała od niego wiadomość o wyjeździe kasztelana.
Wieczór zapadł. Kasztelan ze swymi gośćmi miał dosyć późno powrócić do zamku.
W takich razach było zwyczajem, że każdemu gościowi stawiano karafkę napełnioną winem w jego sypialni. Jagiellona wiedziała o tem i postanowiła to wyzyskać. Jeżeli wleje połowę napoju, który otrzymała od Allaraby do karafki Sobieskiego to cel jej będzie osiągnięty. Sobieski wybuchnie nagłą dla niej miłością, a ona dokona dzieła zemsty, obali go, oddając na pastwę śmieszności. Jeżeli umrze od napoju, to śmierć Wassalskiego będzie pomszczona, a kandydat do korony zostanie usunięty.
Jagiellona wlała połowę przyniesionego napoju do małej szlifowanej flaszeczki i wyszła następnie z mieszkania włożywszy na siebie obszerne, czarne okrycie.
Ciemno było na ulicach i placach.
Przekupiony przez nią służący, czekał już na nią przy małej bocznej furtce zamku, którą dla niej otworzył.
Gdy się tam zbliżała, nie było blizko nikogo, ktoby ją widział.
Przystąpiła do drzwi.
W ciemnym sklepionym korytarzu stał służący.
— Gdzie jest sypialnia Sobieskiego? — zapytała Jagiellona stłumionym głosem, — zaprowadź mnie tam!
— Niech dostojna pani pozwoli, że bym tu pozostał na czatach, — prosił po cichu służący — te małe schody w głębi korytarza prowadzą na długi korytarz, z którego wchodzi się do szerokiego korytarza. W tym ostatnim korytarzu po obu stronach znajdują się sypialnie gości mojego pana. Pierwsze drzwi na prawo prowadzą do pokoju pana hetmana polnego.
Służący w gorliwości swojej, czy też pod wrażeniem tego, co czynił, zapomniał, że Sobieski mieszkał w drugim pokoju.
— Czy w pokojach jest ciemno? — spytała jeszcze Jagiellona.
— Nie, dostojna pani, palą się już świece we wszystkich pokojach, bo pan mój ze swymi gośćmi lada chwila powrócić może.
Jagiellona zdawała się zadowolona temi wyjaśnieniami. Poszła wąskim, ciemnym korytarzem do schodów. Weszła na schody. Nie było chwili czasu do stracenia.
Służący na dole pilnował nasłuchując, czy nie usłyszy tętentu koni. Było jednakże cicho. Zamiar Jagiellony widocznie miał się udać.
Dostała się ona na długi korytarz, który był słabo oświetlony. Służby nigdzie widać nie było.
Ciemna wysoka postać Jagiellony postępowała korytarzem. Ciężka jej suknia szeleściła po posadzce. Trzymała flaszeczkę silnie w ręku.
W chwilę potem zwróciła się w szerszy i lepiej oświetlony korytarz. I ten był pusty.
Przeczekawszy parę sekund, przystąpiła do pierwszych drzwi znajdujących się po prawej stronie.
Otworzyła je.
Miała przed sobą jasno oświetloną, obszerną sypialnię. W głębi stało przy ścianie wielkie, wysokie ciężkiemi jedwabnemi firankami osłonięte łóżko.
Jeden rzut oka przekonał ją, że nikogo nie było w pokoju, którego drzwi pocichu za sobą zamknęła.
Na jednym stole stał świecznik z zapalonemi świecami, a obok niego wino w dzbanku ze szlifowanego, weneckiego szkła.
Nie tracąc chwili czasu zbliżyła się zawetowana postać do stołu.
Trzymała w białej ręce flaszeczkę, zawierającą połowę napoju Allaraby.
Pocichu przystąpiła do stołu. Wlała truciznę do wina. Przez chwilę powierzchnia płynu w szklannym dzbanku pieniła się. Następnie wino, które chwilowo zmieniło barwę, przejaśniło napowrót.
— Jagiellona przyrządziła ci napój, Janie Sobieski, — rzekła straszna kobieta, — teraz wszystko musi się rozstrzygnąć! Za godzinę wypijesz to wino, a wtedy będziesz moim! Wypij je aż do dna! Jutro nie będziesz żył, lub rzucisz się do mych stóp! A wtedy ja zawołam: Tryumfuj, Jagiellono, chwila twojej zemsty nadeszła!
Ciemna, jak duch zemsty wyglądająca postać drgnęła nagle... głuchy szmer z dołu doszedł do jej ucha.
Byli to jeźdźcy wjeżdżający na podwórze zamkowe.
— Stało się! — szepnęła Jagiellona. Następnie ukryła szybko próżną flaszkę za gorsem i powróciła ku drzwiom.
Otworzyła je.
Słychać było chodzenie na galeryi zanikowej. Służący wbiegali na wielkie przodowe schody.
Jagielloną szybko zamknęła drzwi za sobą i znikła wkrótce w próżnym korytarzu, prowadzącym do małych bocznych schodów.
Na dole przy furtce czekał już służący w śmiertelnej trwodze, ponieważ kasztelan krakowski powrócił już do zamku.
Ale już słychać było lekki chód Jagiellony na małych schodach.
Ciemna postać ukazała się w wąskim korytarzu, następnie nie tracąc czasu na powiedzenie jednego słowa wobec grożącego niebezpieczeństwa, przemknęła się koło służącego i znikła w ciemności wieczornej.
Tymczasem sędziwy Zamojski i jego goście pozsiadali z koni i oddali je nadbiegłym służącym. Udali się do zamku i weszli wraz z kasztelanem po wyłożonych czerwonym suknem schodach na górę, gdzie ich już oczekiwała służba ze światłem.
Sobieski szedł obok kosztelana.
— A zatem postanowiłeś stanowczo, panie hetmanie polny, jutro ze swymi towarzyszami opuścić Kraków? — zapytał kasztelan.
— Jutro o samym świcie, panie kasztelanie, — odpowiedział zapytany, — obowiązek mnie powołuje, pan to sam wiesz najlepiej. Im prędzej uderzymy, tem łatwiejsze będzie zwycięstwo!
— Masz przed sobą trudne zadanie, panie hetmanie! Doroszenko jest żądnym krwi i podstępnym człowiekiem, który umie budzić zapał w kozakach! A za nim stoi sułtan i Turcy! Będziesz miał roboty niemało.
— Im cięższa walka, tem piękniejsze zwycięstwo, panie kasztelanie.
— Zdobędziesz sobie nowe laury! Pragnąłbym po twym powrocie należeć do tych, którzy cię już niemi ozdobią! Obawiam się jednakże, że nie ujrzę cię już więcej, panie hetmanie! Mam jakieś smutne przeczucie. Zdaje mi się, jak gdyby śmierć już czyhała na mnie.
— Nie sądź, panie kasztelanie, ażebym poznawszy twoją wspaniałomyślność, mógł pożądać twojej śmierci! — odpowiedział Sobieski, wchodząc ze starym Zamojskim i swoimi towarzyszami w wielki, szeroki korytarz, w którym po obu stronach znajdowały się drzwi do sypialń.
Wchodzili oni z przodu, do tego korytarza, gdy Jagiellona weszła do niego od przeciwnej strony.
— Bądź zdrów, panie kasztelanie, — zawołał Sobieski, podając sędziwemu Zamojskiemu rękę na pożegnanie — wyjeżdżamy o świcie, więc żegnamy się teraz przed pójściem na spoczynek!
— Szczęśliwej drogi do sławy, Janie Sobieski! Rozstajemy się wprawdzie i bez urazy! — rzekł Zamojski ściskając hetmana polnego — szczęśliwego powodzenia w kampanii przeciw Doroszence! Niech zwycięstwo towarzyszy twoim sztandarom!
Sędziwy kasztelan krakowski pożegnał się z Sobieskim i jego towarzyszami.
Następnie rozstali się. Każdy poszedł do swej sypialni.
Jan Sobieski wszedł przedostatniemi drzwiami do swojego pokoju, zaś kasztelan Zamojski udał się przez drzwi ostatnie do jasno oświetlonej komnaty, w której kilka chwil temu była wojewodzina Wassalska.
Wkrótce potem głęboka cisza objęła zamek krakowski.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: George Füllborn.