Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor George Füllborn
Tytuł Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras
Podtytuł Romans Historyczny
Rozdział 18. Służący magika
Wydawca A. Paryski
Data wyd. 1919
Miejsce wyd. Toledo
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Johann Sobieski, der große Polenkönig und Befreier Wiens oder Das blinde Sklavenmädchen von Schiras
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

18.
Służący magika.

Festyn się zakończył. Przebrzmiały dźwięki muzyki, zagasły świece, rozszli się goście.
Stary zamek i jego okolica pogrążyły się w ciszy nocnej.
Nowo wybrany król udał się do swoich apartamentów, ażeby spocząć po wypadkach i wrażeniach całodziennych.
Dostojnicy i wojewodowie udali się również do przeznaczonych dla siebie pokoi. Ci, którzy nie znaleźli pomieszczenia w zamku, zostali umieszczeni w blizkości, ponieważ budynki otaczające zamek i ogród różany, były po większej części własnością korony.
Jan Sobieski powróciwszy do swego pokoju w zamku, spotkał Sassę na schodach.
— Idź do służby, Sasso, dadzą ci pokoik i łóżko, — rzekł do niej.
— Pójdę, panie.
— Jeszcze słówko, Sasso, — dodał Sobieski zatrzymawszy się — jutro wieczorem gdy się ściemni pójdziesz do ogrodu różanego! Znasz go?
— Znam panie.
— Ukryjesz się w gęstwinie krzaków i będziesz śpiewała. Ja będę blizko.
— Jak tylko wieczór zapadnie, będę śpiewała, panie, — odpowiedziała ślepa niewolnica.
Jan Sobieski udał się na spoczynek. Obraz pięknej Maryi Kazimiery stał ciągle przed jego oczyma. Zdawało mu się, że słyszy ostatnie przez nią wyrzeczone słowa. Ale nazajutrz miał ją zobaczyć!
Gdy Sassa znikła w długim tylnym korytarzu zamkowym, Jagiellona przeszła przez galeryę i wyszła na schody, ażeby przez ogród dostać się do bocznego pawilonu zamkowego, w którym się znajdował przeznaczony dla niej apartament.
Jak zły duch przesuwała się po półciemnych, cichych korytarzach zamku.
Myśl jej była zajęta planami zemsty.
Długo czekała na dogodną sposobność. Teraz nakoniec ten, którego nienawidziła, był blizko niej, w jej mocy, byle tylko działała szybko i zręcznie.
Ślepą niewolnicę z Sziras, która właśnie rozmawiała z Sobieskim i której kazał przyjść do ogrodu różanego, potrzeba było przedewszystkiem usunąć. Jagiellona wiedziała z doświadczenia, że wiernej sługi Sobieskiego obawiać się musi.
— Ty przedewszystkiem musisz ustąpić mi z drogi, — szepnęła Jagiellona wyszedłszy z zamku i schodząc do okrytego ciemnością, ogrodu, — ty przeklęty szary skowronku, zdepczę cię, boś dla mnie niebezpieczna!
W tej chwili na dole tuż przy schodach, któremi Jagiellona schodziła, poruszyła się jakaś ciemna postać.
Postać postąpiła kilka kroków dalej i stanęła przy bocznej ścianie szerokich odsłoniętych schodów.
Teraz Jagiellona zeszła na dół.
— Kto tu jest o tej porze? — zapytała.
Ten, który pochylony i czatujący stał przy schodach, zdawał się nie chcieć odpowiedzieć.
— Wyjdź ze swojej kryjówki, — rozkazała bez obawy, — kto jesteś?
Ukazała się postać pochylona, w fezie na głowie. Źółto-brunatna twarz, oczyma błyskającemi w ciemności patrzyła na owdowiałą wojewodzinę.
Jagiellona przystąpiła do niego.
Pochylony człowiek miał na sobie rodzaj bluzy czy też kaftana spiętego pasem. Ubrany był w obszerne spodnie związane ponad kostkami.
Wymówił kilka wyrazów językiem, którego Jagiellona nie zrozumiała.
Jak się nazywasz? — zapytała go.
Człowiek w brudnym czerwonym fezie zrobił znak jakiś żółto-brunatnemi rękami i obejrzał się lękliwie na wszystkie strony.
— Cicho! — szepnął przy tem, — nie tak głośno, dostojna pani! Na co się pani przyda, jeżeli powiem, że się nazywam Timur? Czy zna pani Timura? Nie!
— Kto jesteś? Zdajesz mi się śmiałym i zręcznym.
— A zatem dostojna pani wie kto jestem, — odrzekł z dziwnym wyrazem twarzy Timur, — jestem sługą i niczem więcej!
— Służący jednego z panów? I masz tu pewno umówioną schadzkę z jaką służącą.
Timur roześmiał się i podrapał w głowę.
— Coś w tym rodzaju, dostojna pani! — odpowiedział.
— Któż jest twym panem?
— Moim panem? Hm... czy dostojna pani zna wielkiego i potężnego indyjskiego kapłana i magika, nazwiskiem Allaraba?
— Nie, powiedz mi zatem, kto to jest?
— Timur jest sługą wielkiego i potężnego indyjskiego kapłana i przybył wraz z nim w ciągu podróży aż pod Warszawę.
— Więc twój pan jest pod Warszawą?
— Tak, dostojna pani, o pół godziny drogi na skraju lasu stoją dwa namioty.
— I twój pan jest magikiem?
— Wielkim i potężnym magikiem, powszechnie sławionym i znanym! Niech dostojna pani przyjdzie do jego namiotu cudów, a zobaczy dostojna pani zadziwiające rzeczy, — odpowiedział Timur.
— Czy twój pan z tobą wybiera się dalej?
— Za kilka dni! Powracamy do państwa ottomańskiego, dostojna pani.
— Uważaj, żeby straże nie wzięły cię za tureckiego szpiega, chłopcze! — rzekła nagle Jagiellona.
Timur pochylił się przestraszony.
— Szpiega? — powtórzył, — toby było nie dobrze!
— Naturalnie! Powieszonoby cię na pierwszej lepszej gałęzi!
Timur wstrząsnął głową.
— Mój pan nie jest Turkiem i Timur nie jest Turkiem, — odpowiedział — Timur może się pokazać, straże nie mu nie zrobią!
Jagiellona zmierzyła go wzrokiem. Widocznie rodził się w jej głowie jakiś projekt.
— Czy twój pan, indyjski kapłan i magik, umie także udzielać rad, czytać w przyszłości i sporządzać leki? — zapytała nagle.
Timur błysnął żywo oczyma i potakująco skinął głową.
— Mój pan i mądry rozkazodawca zna wszystkie siły tajemne przyrody! Niech dostojna pani przyjdzie do namiotu cudów, a zobaczy dostojna pajd rzeczy zadziwiające! Napojów wszelkiego rodzaju dostarczy dostojnej pani mądry i wielki Allaraba.
— Chcę wam powierzyć dziewczynę, która mi tu zawadza ażebyście ją zabrali do ottomańskiego państwa. Będzie to rzecz bardzo korzystna dla ciebie i twego pana! Dziewczyna ta jest z Sziras!
— Z Sziras w Persyi! — powtórzył Timur, którego oczy coraz chciwiej błyskały.
— Śpiewa pięknie i jest kształtnie zbudowana!
— Kształtnie zbudowana? — powtórzył znowu Timur z zadowoleniem, słuchając słów mówiącej z największą uwagą, — gdzie jest ta dziewczyna, dostojna pani?
— Tutaj jej nie ma i nie mógłbyś jej zabrać, Timurze!
— Dlaczego nie? Koń Timura stoi pod murem! Gdyby dziewczyna była tutaj... hop! sa!... zabrałbym ją z sobą i dostojna pani byłaby od niej wolną.
Jagiellona widocznie zajęta była rezolutnym sługą.
— Tutaj jej niema, a do zamku nie możesz pójść.
— Dlaczego nie? Jeżeli mnie dostojna pani z sobą zabierze?...
— To być nie może! Jesteś obcym.
— Ale dziewczyna! Jak dostanę tę dziewczynę? — nalegał Timur, rad że przypadek mu nastręcza sposobność i oddania swemu panu ważnej usługi.
— Przyjdź jutro wieczór tu od tyłu poza ogród różany, — odpowiedziała Jagiellona stłumionym głosem.
— Tu od tyłu poza ogród różany, — powtórzył Timur patrząc w stronę wskazanego miejsca.
— Jak tylko się ściemni usłyszysz Śpiewającego skowronka, tak się nazywa dziewczyna.
— Skowronek! Sassa! — rzekł Timur.
— Sassa, tak! Gdy usłyszysz śpiew zakradniej się do krzaku, z którego będzie dochodził...
Timur zdziwił się.
— Czyżby dostojna pani myślała o jednym z rzeczywistych skowronków, które teraz w maju wyśpiewują nocami w różanym ogrodzie? — zapytał szeroko otwierając oczy.
— Zakradnij się do krzaka a znajdziesz śpiewającą dziewczynę. Weź ją z sobą.
— Timur będzie punktualnym, dostojna pani, — odpowiedział sługa magika, błyskając oczami.
Jagielona poszła dalej.
Timur wyprostował się i spojrzał za odchodzącą.
— Ładny będzie połów, — rzekł do siebie. — najprzód służąca, potem pani!


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: George Füllborn.