Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor George Füllborn
Tytuł Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras
Podtytuł Romans Historyczny
Rozdział 127. Umierający
Wydawca A. Paryski
Data wyd. 1919
Miejsce wyd. Toledo
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Johann Sobieski, der große Polenkönig und Befreier Wiens oder Das blinde Sklavenmädchen von Schiras
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

127.
Umierający.

Z niecierpliwością i trwogą oczekiwała Sassa w swoim pałacu w Wiedniu powrotu księcia z pojedynku.
Złe przeczucia wstrząsały jej duszą, opierała się im jednakże i starała się być odważną.
Godziny upływały. Noc zapadła, długa, straszna noc dla niej.
Niecierpliwość Sassy wzrosła do najwyższego stopnia. Pragnęła wiedzieć, co się stało, gdzie był jej małżonek, którego zdrada Paca mogła wydać w ręce nieprzyjaciół lub skrytobójców.
Wzięła okrycie i w towarzystwie jednego sługi wyszła z pałacu.
Przedewszystkiem chciała się prze konać, czy nie widać jeszcze powozu. Z wież na wałach przy księżycowej nocy, wzrok sięgał dosyć daleko.
Pośpieszyła ku bramie, którą książę i hrabia Thurn wieczorem wyjechali z miasta.
Przypadek chciał, że w blizkości wałów spotkała hr. Stahremberga, który konno objeżdżaj fortyfikacye.
Spostrzegłszy księżnę, zsiadł on z konia i zbliżył się do niej.
— Panie hrabio — rzekła Sassa do niego, — mój małżonek, jak panu wiadomo, kilka godzin temu wyjechał z miasta. Czy dotąd nie spostrzeżono powozu?
Hrabia Stahremberg zauważywszy; niepokój księżnej, odpowiedział z trudnością wymawiając słowa:
— Powóz lada chwilę stanie przed pałacem księżnej pani. Doniesiono mi, że przejechał już bramę.
— Powóz jest już w mieście? Gdzież więc pojechał? — zapytała Sassa w największej trwodze, — gdyby jechał do pałacu, musiałabym go spotkać!
— Jeżeli księżna pani pozwoli, odprowadzę panią do pałacu, — odpowiedział Stahremberg z największym współczuciem, — hrabia Thurn już tam czeka zapewne.
— Hrabia Thurn? — zapytała Sassa z przerażeniem, — hrabia Thurn? dlaczego? Gdzież książę? Co się stało? Pan musisz wiedzieć!
— Musisz się, księżno, przygotować na wiadomość, która...
— O, mój Boże! — zawołała Sassa drżąc i bledniejąc, — mój mąż raniony!...
— Nie wiem bliższych szczegółów, księżno. Pozwól się pani odprowadzić do pałacu, tam hrabia Thurn powie wszystko.
Sassa poszła za radą Stahremberga i najkrótszą drogą powróciła z nim do siebie. Służący hrabiego prowadził za nim konia.
Powróciwszy do pałacu, Sassa podziękowała hrabiemu i poszła na górę.
W pałacu nie było jeszcze ani powozu, ani hrabiego. Gdy to oznajmiono księżnej, trwoga jej i niepokój powiększyły się jeszcze.
Co miała uczynić? gdzie szukać męża?
Stało się z nim nieszczęście, dowiedziała się o tem od hrabiego Stahremberga, ale jakie?
Niepewność była dla niej zabójczą.
Nie mogła wytrzymać w pałacu, chciała wyjść znowu.
Gdzież jednak miała się udać?
Miała już wyjść, nie wiedząc dokąd, gdy służący oznajmił jej hrabiego Thurn.
Trwogą zdjęta pobiegła Sassa do salonu, w którym hrabia czekał. Była kładą i wzburzoną.
Spostrzegłszy hrabiego, cofnęła się i załamała ręce.
— Przychodzisz pan sam, panie hrabio? — zapytała, — gdzież książę?
— Przykro mi bardzo, mościa księżno, że muszę być zwiastunem smutnej wiadomości, — odpowiedział hrabia wzruszonym głosem.
— Mów pan, mów pan wszystko, panie hrabio! — zawołała Sassa, odzyskując odwagę nie taj nic, gotowam usłyszeć wszystko. Gdzie jest mój małżonek... padł... nie żyje?...
— Żyje... ale ciężko raniony!
— Gdzież jest?...
— W domu lekarza Braili, mościa księżno. Doktór Braila zawezwał na naradę najznakomitszych lekarzy.
— Prowadź mnie pan do niego! Ja tutaj jestem a mój małżonek raniony! Muszę iść do niego koniecznie!
— Wzruszenie mogłoby mu zaszkodzić, mościa księżno!
Sassa spojrzała nań osłupiałem! z trwogi i boleści oczyma.
— Boże wielki!... on nie żyje, pan tylko nie chcesz mi powiedzieć, — krzyknęła Sassa z największą trwogą.
Krzyk ten rozdzierający przejął do głębi hrabiego.
— Żyje... ale jest w niebezpieczeństwie, — odpowiedział.
Sassa włożyła okrycie. Była w niepodobnym do opisania niepokoju. Musiała iść do męża! Serce jej bić przestało.
Pocieszało ją tylko to, że Braila i najznakomitsi lekarze zajmowali się ocaleniem jej ukochanego małżonka.
— Chodź pan, prowadź mnie do rannego, — rzekła stanowczo, — przy nim jest moje miejsce! Ja go będę pielęgnowała.
Hrabia Thurn nie mógł się jej opierać, choć nie był pewnym, czy zastaną jeszcze księcia przy życiu. Lekarze obawiali się katastrofy.
Mówił sobie, że księżna została przygotowaną na wszystko i będzie mogła zapanować nad sobą.
Mylił się jednak.
Spotkanie Sassy z doktorem Brailą było straszne i przejmujące.
Księżna, wdzięczna doktorowi, który jej wzrok przywrócił, z przerażeniem spostrzegła smutek na jego poważnej twarzy.
— Prowadź mnie pan do mego męża! Muszę go widzieć! Muszę być przy nim! Moje miejsce przy jego łóżku! — rzekła Sassa.
I zwracając się do Braili, rzekła:
— A cóż mówią lekarze?
Braila wzruszył ramionami.
— Nie ma nadziei!... jęknęła Sassa.
W tym jej okrzyku streszczała się cała niewypowiedziana jej boleść.
— Obawiamy się tego, księżno, — odpowiedział Braila z cicha.
Sassa zakryła twarz rękami. Nie mogła zapanować nad boleścią. Płakała.
Nikt nie śmiał zakłócać tego świętego bólu.
Hrabia Thurn odwrócił się, ażeby ukryć swoje łzy.
Po twarzy sędziwego Braili spływały dwie gorące krople.
Nie było jednak czasu do stracenia. Trzeba było zaraz zaprowadzić Sassę do księcia, jeżeli miała zastać go przy życiu.
Sassa zapanowała już nad sobą i odzyskała odwagę.
— Zaprowadź mnie pan do mego męża! — rzekła.
Braila spełnił jej życzenie, prosząc jej tylko, aby przy rannym nie okazywała boleści.
Gdy weszli do słabo oświetlonego pokoju, w którym książę leżał na łóżku, Braila zbliżył się do niego, aby zobaczyć, czy żyje jeszcze.
Dwaj obecni lekarze i służący stali w głębi pokoju.
Dał się słyszeć słaby głos księcia. Pytał o żonę i był przytomny.
Sassa przystąpiła do łoża umierającego i padła na kolana.
Książę podaj jej rękę.
— Musimy się rozstać, Sasso, rzekł gasnącym głosem.
— Odchodzisz odemnie, mój mężu? Chcesz mnie pozostawić samą? — zapytała Sassa z boleścią. — Cóżbym ja poczęła bez ciebie?
— Skończone... czuję, że umieram... wszystko co posiadam jest twoje... pociesz się bogactwem, które ci pozostawiam...
— Nazywasz to pociechą? O niech będę biedną zupełnie, ale nie porzucaj mnie!...
— Znam twoje serce, Sasso... bądź zdrowa!... Pac... zabił mnie... zdradziecko!...
— Wydziera mi cię, zbrodniarz! On i Jagiellona nie mogli znieść mojego szczęścia i burzą je okrutnie...
Ukryła twarz w poduszkach.
Ręka księcia opadła ciężko.
— Noc mnie otacza... — szepnął umierający, — gdzie jesteś, Sasso?
— Tutaj, mój panie i małżonku! — odpowiedziała Sassa przez łzy.
— Jesteś tu... przy mnie... skończone... umieram... — szepnął książę jeszcze.
Sassa modliła się gorąco.
Ostatnie westchnienie wydał książę, potem nastąpiła cisza, cisza śmierci.
Braila zbliżył się po cichu.
— Książę Aminow nie żyje! — rzekł wzruszonym głosem.
Z głośnym płaczem padła Sassa przy umarłym.
Widok był niewypowiedzianie wzruszający.
Przełożonych miasta zawiadomiono o blizkim zgonie księcia.
Hrabia Stahremberg wszedł do pokoju i przystąpił do umarłego, który leżał blady i nieruchomy.
Hrabia podał rękę księżnej i podniósł ją.
— Bóg niech cię pocieszy księżno, — rzekł łzawym głosem, — ciężka próba przyszła na panią. Boleść twoja jest świętą i słuszną, ale żyj pani dla tych, dla których byłaś dotąd zbawczym aniołem. Anielskim było zadanie, jakieś pani sobie założyła. Jeżeli możesz znaleźć pociechę, to jedynie tylko w jego spełnianiu!


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: George Füllborn.